piątek, 21 stycznia 2022

Sakrament obłudy. Wspomnienia z seminarium – Robert Samborski, czyli BMW

Kilka lat temu pokazała mi się na facebooku strona „Świątynia Wilka”. Wtedy trafiłam po raz pierwszy na tekst autora. Opisywał w jaki sposób wilk uratował go przed popełnieniem samobójstwa, po tym jak nie otrzymał święceń kapłańskich po 6 latach nauki. Pomyślałam wtedy, że dobrze się stało, że młody człowiek nie popełnił czynu ostatecznego i że wilk miał w tym swój udział. Potem zaglądałam czasami na tę stronę, bo ładnie pisał o przyrodzie, o Matce Naturze i swojej fascynacji biologią.

Jakież było moje zdumienie, kiedy mąż opowiedział mi tę historię czytając powieść jaką otrzymał „pod choinkę”. Wobec tego przeczytałam ją i ja.

W sumie to smutna książka, bo o zmarnowanych kilku latach w życiu młodego człowieka. Jedni powiedzą: przecież sam chciał tam iść, inni: niegodny by tam się znaleźć. I jak w potocznym powiedzeniu: niby tak, ale nie do końca. Autor nie pisze tej książki „na gorąco”, od tego czasu minęło niemal 10 lat, miał czas na zrozumienie swoich ówczesnych decyzji i zrozumienie jak i dlaczego doszło do jego wstąpienia do seminarium, czego doświadczył przebywając tam 6 lat, jaki to wpływ miało na niego samego i dlaczego chciał popełnić samobójstwo. Starannie analizuje, kto decyduje się wstępować do seminarium, jak rekrutuje się adeptów, jak wyglądają dni młodych kleryków, czego się uczą i co wynoszą z tej nauki. A obraz jawi się niewesoły, bo formatowanie przyszłego księdza polega na ślepym posłuszeństwie do wyższego „szarżą” i chyba to prawda, bo jak się tak dobrze zastanowić to cały sens funkcjonowania kościoła zbudowany jest na fundamencie posłuszeństwa. A nieposłuszny (np. taki Marcin Luter) = heretyk. Ta książka to kolejna pozycja, która obnaża kościół, obnaża sposób myślenia i założenia władające biskupami. Tam za zamkniętymi drzwiami seminarium nie chodzi o Boga i wiarę – tam wszystko jest podporządkowane posłuszeństwu. I koterii.

Autor nie pochodził z bogatej parafii więc na wstępie stał już na gorszej pozycji niż adepci z parafii, dającej biskupowi większe profity lub pochodzący z parafii, której proboszcz był zaprzyjaźniony z biskupem. Gorsza pozycja, to gorsze prace do wykonywania, krótsze spacery, brak telefonu, brak przyjaciół, brak rozmów. Jeśli do tego dodamy przymuszanie do donosicielstwa, karanie za niemal wszystko – to, jeśli do tego dodamy absurdalność nauczania, gdzie dogmaty stanowią wartość a logika jest na cenzurowanym – nie można się dziwić, że tak formatowani młodzi ludzie wszędzie poza seminarium widzą zło i występek. Po 6 latach takiego traktowania są w stanie przyjąć, że każdy inaczej myślący czy postępujący to heretyk i wróg, a co światlejsi widzą, że otwartą drogę do święceń kapłańskich mają klerycy, o których się mówi BMW – bierny, mierny ale wierny.

Ta książka wydaje się być bardzo szczera, choć złowieszcza w swojej wymowie. Długie ręce kościoła dobrze najpierw pogruchotały autorowi kości (w dosłownym tego znaczeniu), potem tuż przed święceniami wyrzuciły za drzwi (za satyrę na zwierzchników), nie dziwi więc ani depresja autora ani myśli samobójcze. Po 6 latach zamknięcia nie ma się już dawnych przyjaciół, a jeżeli są to ich drogi się dawno rozminęły, koledzy z seminarium bojąc się o siebie zapominają o wczorajszym koledze i odwracają się tyłem, często ich powrotowi do domu towarzyszy potępienie proboszcza i członków parafii a często również samej rodziny. Wielu z tych co nie dotrwali do końca kończy ze sobą. Autorowi się udało, bo rodzina go nie odrzuciła i wspierała, a wilk postawiony na drodze do śmierci przypomniał mu o jego miłości do przyrody. Teraz jest studentem biologii, przypomniał sobie czym jest miłość, kocha i jest kochany, prowadzi bloga Świątynia Wilka i jest na powrót uśmiechniętym młodym człowiekiem, który twierdzi, że to seminarium doprowadziło go zaniechania wiary w Boga. A to jedynie ułamek tego co zawiera książka.

Polecam

MaGa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz