wtorek, 17 marca 2020

Boski znak - Krzysztof Bochus, czyli swastyka, pieniądze i skarby


Drugi kryminał Krzysztofa Bochusa, po "Liście Lucyfera", którego akcja dzieje się współcześnie (jakby co notka o ww. jest w spisie przeczytanych - patrz zakładka na górze). Ciekawostka dla fanów - oba cykle są jednak połączone, choć główny bohater jedynie przebąkuje o historii swojej rodziny - może to zachęci kogoś do lektury również serii retro (4 tomy). Polecam wszystko!
Te współczesne na pewno są ciut inne - więcej tu akcji, klimat chwilami prawie sensacyjny. I pewnie dlatego też z taką przyjemnością w jeden z pierwszych dni ograniczania aktywności (epidemia) połknąłem ją, rzucając na bok wszystkie inne lektury. Od początku byłem ogromnie ciekawy tego w jaki sposób autor wykorzysta zamek Czocha - miejsce, które znam, strasznie mi się spodobało i do którego bardzo chętnie bym wrócił. Na kompletnym odludziu położony jest jedna z bardziej urokliwych i tajemniczych budowli w Polsce - była już miejscem akcji filmów, a teraz może też przyciągać kolejnych pasjonatów historii, którzy w "Boskim znaku" znajdą jakiś impuls do odwiedzenia tego miejsca. 

Nie chodzi o same wnętrza, bo te po wojnie były mocno zniszczone, ale o położenie zamku (a może pałacu stylizowanego na zamek?) i jego klimat. Kto był ten wie o co mi chodzi. 




To miejsce, podobnie jak jeszcze kilka innych na Dolnym Śląsku od dawna budzi emocje poszukiwawczy skarbów, bo zbudowane podziemia nie do końca zostały zbadane, a Niemcy uciekając w roku 1945 nie zdążyli wszystkiego pozabierać, na pewno coś zostawiali ukryte. I tu już mamy pierwszy wątek "Boskiego znaku" - Adam Berg, dziennikarz śledczy, którego znamy już z "Listy Lucyfera" otrzymuje zadanie odnalezienia skarbów, które potem mają trafić jako dar od zleceniodawców do narodu. Zadanie niełatwe, bo to jedynie poszlaki, jakieś wspomnienia osób, które są wiekowe albo już nie żyją. Pieniądze nie grają roli, więc można jeździć po świecie sprawdzając kolejne ślady. Tylko Adam nie może oprzeć się wrażeniu, że cały czas jest śledzony i ktoś próbuje psuć mu szyki. Wokół niego po raz kolejny zaczynają umierać ludzie, a przecież psychopatyczny morderca, który prowadził z nim chorą grę zginął. A może nie? Kto jeżeli nie on? Naśladowca?
A może grupa niemieckich fanatyków, którzy nie tylko wciąż polują na dzieła sztuki, ale i finansują dzięki nim odbudowę struktur nacjonalistycznych i pielęgnowanie pamięci o Hitlerze. Kiedyś już Berg z nimi zadarł, nie pozwalając im na wywóz cennych przedmiotów z Polski.

Dzieje się dużo, świetne tempo i tylko... finał za szybko. No jak to? W taki otwarty sposób? Ja rozumiem, że to furtka do kolejnych tomów, ale Panie Krzysztofie nie dało się tak rozwiać choć troszkę więcej tajemnic?
Historii i samego zamku Czocha chyba nawet mniej niż się spodziewałem, to przede wszystkim świetna rozrywka, sensacyjna akcja z wątkami kryminalnymi. Czekam niecierpliwie na nową powieść Siembiedy, wtedy będę mógł ogłosić kto wiosną 2020 wygrywa w pojedynku na fabułę przygodowo-sensacyjną z historią w tle. 


2 komentarze:

  1. Kolejny autor, którego prozę mam w planach, ale jeszcze nie było okazji, by nadrobić jego twórczość. Nie wiem jednak, czy najpierw zacznę od tej serii retro czy współczesnej.

    OdpowiedzUsuń