poniedziałek, 6 lutego 2023

Nasze miasto, czyli aż tyle i tylko tyle

MaGa: Miasteczko oddalone od wielkiego świata, ze zwykłymi ludźmi prowadzącymi mało ekscytujące życie, wplecionymi w cykl życia i śmierci. Patrząc z perspektywy dzisiejszego, rozpędzonego świata można powiedzieć: spektakl o niczym. Tylko czy można określić „niczym” ludzkie życie?

Robert: Przeciętne miasto, ludzie żyjący własnymi lokalnymi sprawami, bez sensacji i dramatów może i rzeczywiście wydawać się mogą komuś mało interesujące. Nie zgodzę się jednak ze stwierdzeniem, że to spektakl banalny, o niczym. Ludzkie wybory, małe radości i dramaty, jeżeli dobrze im się przyjrzeć, mogą być równie ciekawe, jak i sprawy wielkich sław. W końcu uczucia przeżywa każdy równie intensywnie, niezależnie od wielkości majątku, czy tego czy piszą o nim gazety.


MaGa: Bohaterowie w oparciu o tradycję poprzednich pokoleń kultywują swoje małe światy, powielają po przodkach najbardziej powszechne sprawy dnia codziennego, nadając im – w swoim przeświadczeniu – rangę rzeczy głębokich, udając, że to rzeczy wieczne i niezniszczalne. Że tak ma być. Prostoduszni i naiwni na koniec zmuszeni będą poznać gorzką prawdę… to, że powielamy życie przodków nie chroni nas przed niczym, bo nic nie jest ani trwałe ani wieczne. 


Robert: Pamiętajmy, że ci którzy próbują się wyłamać z tych ram, zbuntować, równie często potem są rozczarowani tym, że niewiele udało im się osiągnąć, że to wszystko i tak jest niewiele warte. Może ten ból i smutek jest związany z doświadczeniem kruchości, tego że szczęście się kończy zbyt szybko? Inni może przyjęli by z radością koniec, wypatrują go, bo już się męczą, ale gdy ktoś zazna miłości, uniesienia, a potem ma wrażenie, że tak krótko mógł się tym cieszyć, zawsze wywołuje to żal.


MaGa: Kiedy w początkowej scenie białe światło padło punktowo na każdego bohatera, gdzieś pod skórą poczułam, że to będzie spektakl z metafizyką w tle i nie myliłam się. Poszukiwanie sensu – nawet nie tyle – życia, co istnienia człowieka, sensu zamkniętego w codziennej krzątaninie ludzkiego życia, sensu, którego nie wyjaśnia nam ani nauka, ani filozofia, ani religia… jest wielką niewiadomą. Ta tajemnica może zawierać pustkę, a ta myśl z kolei wywołuje dyskomfort, przed którym ludzie uciekają w wiarę o nieśmiertelności. A ta wiara może być pułapką… 



Robert: To historia sprzed ponad 100 lat, więc wtedy religia wydawała się naturalną częścią życia większości ludzi. Co oczywiście nie zawsze szło w parze z życiem według zasad wiary, ale dawało jakiś spokój. W tej historii nie ma jednak tego zbyt wiele, to naprawdę raczej codzienne sprawy: praca, posiłki, szkoła, plotki. Nawet o marzeniach czy problemach nie zawsze mówi się głośno. Dzieci dorastają, odchodzą z domu, zakładają własne rodziny. Coś się kończy, ale coś się zaczyna. Jak się czują z tym rodzice, co to znaczy dla tych młodych, pełnych energii? O tym między innymi jest "Nasze miasto". Zamiast wielkich dekoracji jeden stół, kilka krzeseł, ale w tych scenkach naprawdę czuje się klimat małej społeczności, gdzie wszyscy się znają, gdzie niełatwo różne rzeczy ukryć.

MaGa: Jak to u Sajnuka – spektakl do przemyślenia, do odkrywania kolejnych warstw i szukania głębiej. Jednocześnie spektakl, który nie ma głównego bohatera – bohaterem są mieszkańcy, którzy tworzą społeczność tego miasteczka. A pamiętać należy, że spektakl powstał w ramach Sceny Debiutów i aktorami są ludzie wkraczający dopiero „w teatr” – tu każde z nich miało do zagrania „główną rolę” i trzeba przyznać, że spisali się świetnie. I ta muzyka, świetnie dobrana… nic dodać.


Robert: Tak, tu nie ma pierwszego i drugiego plany, każdy z tych młodych ludzi mógł dołożyć kawałek puzzli do tej układanki i w mojej ocenie nie ma słabych punktów w tej obsadzie. Zaskoczeniem na pewno może być sam punkt wyjścia inscenizacji - reżyser, narrator i komentator, nie tylko wprowadzający nas w historię, ale i animujący poszczególne sceny, dialogujący z aktorami, z nami jako publicznością. On tak nam współczesny, oni w pełnych kostiumach z epoki. Opowiadanie pewnej odległej historii, pełnej prawdziwych emocji, staje się dzięki temu doświadczeniem bardziej namacalnym, bliższym, mniej sztucznym.

MaGa: Szczerze mówiąc osobiście nie lubię rozpatrywać sensu istnienia bytu ludzkiego, bo jak Emilka w końcowej scenie, odnoszę wrażenie, że jest ono mało istotne, zmusza nas do robienia rzeczy dla nas mało ważnych, a to z kolei stanowi dla mnie pewien dyskomfort. Udajemy, że coś osiągamy, tworzymy coś wielkiego, ważnego, a w gruncie rzeczy to jedynie iluzja wagi mało istotnych spraw.


Robert: To przecież jedynie kwestia nastawienia, oczekiwań. Przeżyć w pogodzie ducha różne etapy życia, przekazać coś dalej, kolejnym pokoleniom, by mogły wspominać cię z wdzięcznością, to wcale nie tak mało. To życie to tylko tyle, nic innego nie będzie i aż tyle, bo przecież to wcale nie tak mało.
Może i to przedstawienie nie daje odpowiedzi a dostarcza nowych pytań, nie jest wstrząsem dla widza, to przecież ogląda się je z prawdziwą przyjemnością. Bez epatowania wielkimi emocjami, raczej w sposób delikatny, udaje się dotknąć kawałka czyjegoś życia. Biję brawa zarówno za pomysł jak i wykonanie.

MaGa: Zgodnie polecamy…

„Nasze miasto” Spektakl Teatru WARSawy w Instytucie Teatralnym
Społeczna Scena Debiutów
Autor: Thornton Wilder
Przekład: Jacek Poniedziałek
Reżyseria: Adam Sajnuk
Kostiumy: Katarzyna Adamczyk
Charakteryzacja: Marta Dąbrowska, Monika Stradomska

Obsada: Miłosz Broniszewski, Bartosz Jędraś, Marika Kornacka, Ina Maria Krawczyk, Dawid Kunicki, Karol Lelek, Monika Markowska, Łukasz Twardowski, Dominika Walo

fot. Rafał Meszka za https://www.facebook.com/TEATRWARSawy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz