poniedziałek, 8 sierpnia 2022

Śmierć Zygielbojma, czyli nic innego nie pozostało

Kino historyczne to nasza mocna i zarazem słaba strona - nie potrafimy zainteresować ani poruszyć emocji widzów poza Polską, a i nasi rodzimi widzowie też często (szczególnie młodzi) marudzą, że jest to zwykle przeładowane detalami, zwyczajnie nudne, a postacie pełne życia na ekranie wypadają jakoś blado. Próby stworzenia historii o charakterze międzynarodowym, ściąganie zagranicznych autorów również nie przynosi oczekiwanego efektu. Niestety Śmierć Zygielbojma raczej nie zmieni tych ocen i odczuć. Mimo ważnego tematu, choć mało znanego bohatera, mimo świetnej roli Wojciecha Mecwaldowskiego (wreszcie coś poważniejszego), dobrych zdjęć, to wciąż nie jest film, który by porwał widza, który mógłby zostać zapamiętany na dłużej. 

 

Na pewno dobrze tej historii zrobiła zmiana perspektywy. O Szmulu Mordechaju Zygielbojmie reżyser opowiada nam oczami dziennikarza brytyjskiego, który prowadzi śledztwo, zbiera materiały na temat jego śmierci. Czemu przedstawiciel rządu polskiego miałby popełniać samobójstwo, w kraju gdzie nic mu nie grozi. Przecież jest bezpieczny, w odróżnieniu od swoich współbraci.
W filmie pojawia się wątek Karskiego, który również niewiele uzyskał w Londynie - mimo dowodów na zagładę Żydów, politycy potrafili jedynie mówić o swoim potępieniu, ale nie zamierzali zrobić nic więcej. Bezsilność kogoś kto sam doświadczył zagrożenia, kto zostawił w kraju rodzinę, pewnie była sto razy gorsza niż frustracja Karskiego. I nawet ostateczny gest sprzeciwu, raczej nie ma szans na wybrzmienie należycie głośno. Czy przypominanie o tej postaci otwiera oczy? Przy próbach manipulacji narracji na temat filmu, obawiam się że nawet dziś po raz kolejny bohater nie wygra swojej bitwy. Zaprzeczający faktom są głośniejsi, bo teraz są silni.
Cóż. Brakuje emocji, brakuje siły, a i rola Mecwaldowskiego jakoś nie ma szans mocniej wybrzmieć. To nie jest jedynie kwestia budżetu, ale i pomysłu na opowiadanie o historii - tak jakby same fakty miały na tyle wstrząsnąć widzem, że nie trzeba nic więcej. Nie oszukujmy się - ludzie wolą emocje, dlatego wciąż na dłużej zapamiętuje się filmy zachodnie, płytkie, trochę przekłamujące fakty, uproszczone, ale za to poruszające. Czemu się nie nauczyliśmy łączyć jednego z drugim przez tyle lat?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz