piątek, 11 marca 2022

Psie pazury, czyli to co ukryte i to co na wierzchu

Jane Campion powraca po kilkunastu latach z nowym filmem. Już sam ten fakt może wywołać zaciekawienie, a gdy dodasz do tego ciekawą obsadę (Kirsten Dunst, Benedict Cumberbatch, Jesse Plemons), nominację do nagrody Oscara, jeszcze bardziej ono rośnie.
To jednak seans dla smakoszy, którzy czasem nawet masochistycznie próbują doszukać się w zbyt długim seansie więcej wartości niż ma on w rzeczywistości. Nie chodzi o to, że niewiele się tu dzieje, bo przecież emocje cały czas są wyczuwalne, choć powieszona w pierwszym akcie strzelba, rzeczywiście nie wypala. Bardziej przeszkadzało mi chyba to, że to napięcie i emocje, nie prowadzą do żadnego rozładowania. Czy coś się zmieni w życiu bohaterów, gdy jedno z nich zniknie, czy będą szczęśliwsi? Śmiem wątpić. Może co najwyżej u jednego z nich pojawi się poczucie mocy, że mógł coś zaplanować i przeprowadzić do końca, że nie jest bezbronny.
Zarysujmy jednak najpierw ten dziwny czworokąt, którego będziemy świadkami.
Dwóch braci prowadzących farmę, z których jeden ma aspiracje, by dostać się do wyższych sfer, by być traktowanym inaczej niż prosty ranczer, a drugi z premedytacją pozuje na twardziela, który najlepiej czuje się w brudzie i gnoju. To również przekłada się na postawę wobec świata, wobec innych ludzi.
George ma marzenia, więc zrobi wszystko, by oczarować prowadzącą lokalną gospodę wdowę Rose - chce mieć żonę, która doda mu blasku, którą mógłby się chwalić. Phil od początku wydaje się naigrywać z tej relacji, dostrzegać w kobiecie jakąś skazę, która nie pozwoli jej być szczęśliwą na farmie. Czy to życie dla niej? Czy będzie potrafiła sprostać oczekiwaniom męża, a jednocześnie poczuć świat spraw, którymi oni żyją? No i mamy jeszcze jej syna, wrażliwego, zniewieściałego, samotnika. I choć to co najciekawsze rozgrywa się właśnie pomiędzy Peterem a Philem, cała czwórka, ze swoimi emocjami, tak głęboko skrywanymi, będzie istotna w tej historii.
To przede wszystkim dramat i antywestern (tak modny w ostatnich latach), o męskiej dominacji, toksycznej miłości, męskości z jej brutalnością i brakiem czułości, czy empatii, które przykrywają dość skutecznie jakąś samotność, cierpienie. Kipiące w nim napięcie jest ciekawe, ale z czasem niestety zaczyna nużyć, chyba więc wyżej postawiłbym oglądany nie tak dawno film "Bracia Sisters" gdzie pewne wątki były podobne. Na pewno mogą podobać się zdjęcia plenerowe - Nowa Zelandia jak zwykle zachwyca. W zbliżeniach czuje się tą szczególną wrażliwość Campion do kierowania uwagi na detale, zatrzymywanie się nad nimi. To jednak trochę mało, by film został zapamiętany na dłużej. Dla mnie raczej rozczarowanie.    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz