wtorek, 21 maja 2019

Śmieszne miłości, czyli i zabawnie i z goryczą

MaGa: Kolejny spektakl w Teatrze WARSawy, z którego wychodzimy uśmiechnięci i zadowoleni. Tym razem po spektaklu „Śmieszne miłości” w ramach Sceny Debiutów. Wychodzi na to, że Adam Sajnuk ma dobrą rękę zarówno do repertuaru prezentowanego na scenie teatru, któremu dyrektoruje, jak i do aktorów, których wybiera do reżyserowanych przez siebie spektakli. W tym przypadku - początkujących aktorów.

Robert: Danie szansy młodym ludziom, niektórym dopiero rozpoczynającym naukę w Akademii Teatralnej samo w sobie ma wartość, tu w dodatku mogą poczuć się gospodarzami pewnej historii, w której ich dużo starsi koledzy i koleżanki są wsparciem, czasem partnerem, ale jednak zwykle gdzieś pozostawiając właśnie ich, młodych na pierwszym planie. Trochę bałem się tego czy Kunderę, którego wiele tekstów mocno jest osadzonych w przeszłości, w socjalizmie, da się jeszcze wystawiać tak, by był zrozumiały i atrakcyjny, ale jak się okazuje: jak najbardziej się da.



MaGa: Miłość nie jedno ma imię. Ma również wiele barw i odcieni. Tutaj mieliśmy trzy różne historie, każda pozwalała zagrać coś innego młodym aktorom. W jednej scenie mogli śmieszyć, w kolejnej – grać rolę dramatyczną. Raz być głównym bohaterem, a w kolejnej zagrać rolę drugoplanową. Mądrze pomyślane, a i widz ma możliwość porównania, w której roli aktor mu się lepiej podoba.





Robert: No właśnie, w każdej z tej historii ktoś inny wychodził na pierwszy plan, czasem angażowali się wszyscy i dzięki temu część mogła pokazać się w różnych odsłonach, a czasem skupieni byliśmy jedynie na parze, z niewielkim komentarzem z boku. Opowiadania „Nikt nie będzie się śmiał”, „Fałszywy autostop”, „Edward i Bóg” na pierwszy rzut oka niczym się nie łączą, ale powtarza się z nich ciekawy motyw uwikłania bohaterów w pewną sytuację, w której nie bardzo potrafią się odnaleźć. Pragnienie, pewność siebie, pożądanie, ukierunkowanie na jakiś cel, prowadzi ich do momentu gdy przychodzi moment porażki, rozczarowania i zwątpienia. Kobieta i mężczyzna uwikłani w sieć uczuciowych uniesień, oczekiwań i pomyłek, pokazani trochę ironicznie, ale bynajmniej wcale nie jedynie w tonach komediowych.


MaGa: Kiedy w domu, na spokojnie, wracałam do spektaklu i chciałam wybrać tę/tego najlepszą/najlepszego – to miałam z tym potężny kłopot. Bo te scenki były tak różne od siebie, że porównać gry w jednej nijak nie można do drugiej. A tak się składa, że młodzi adepci sztuki teatralnej pokazali co potrafią. A potrafią wiele. Mocniej zaakcentowali swoją obecność na scenie Panowie, ale tylko dlatego, że to były męskie opowieści – Panie niejako tylko były dla tych opowieści podporą i tłem. Teraz pan Sajnuk powinien zrobić sztukę z kobietami w roli głównej 😊.


Robert: Tu wszystko kręci się wokół kobiet, ale fakt - mężczyźni traktują je dość przedmiotowo. Może przez to oni wydają się ciekawsi, bardziej wyraziści. I każda ze scenek, masz rację, że inna. W pierwszej uwikłanie w kłamstwo sprowadza katastrofę, druga jest najbardziej ciekawa psychologicznie, pokazuje znaczenie ról jakie odgrywamy przed innymi i oczekiwań z nimi związanych, a w trzeciej dodatkowo pojawia się wymiar duchowy, religijny, choć w bardzo cynicznym podejściu. Czego szukamy - wygody, bezpieczeństwa, miłości w wymiarze fizycznym, czy czegoś bardziej nieosiągalnego, wyimaginowanego poczucia spełnienia...

Aktorzy młodzi, ale i grają postacie dość młode, nie ma tu jakiejś bariery która by nam przeszkadzała, że opowiadają o czymś czego nie rozumieją lub nie doświadczali. Mimo że to inna perspektywa czasowa, to wymowa okazuje się dość uniwersalna. Jako najciekawsi jak dla mnie okazali się Michał Pawlik i Bartosz Bednarski, ale trudno by mi miło wskazać kogoś kto tu wypadł wyjątkowo słabiej na tle innych, poziom jest wyrównany, może po prostu ktoś miał szansę pokazać ciut więcej.

MaGa: Piękne i takie mocno urokliwe było partnerowanie młodym aktorom przez ich starszych kolegów i koleżanki: Katarzynę Kwiatkowską, Agnieszkę Przepiórską, Adama Krawczuka, Rafała Morha, Mariusza Drężka, w taki ładny nienachalny sposób. Bardzo dobrze to się odbierało siedząc na widowni. Nic więcej nie powiem, treści nie ujawnię, ale Agnieszka Przepiórska przeszła samą siebie. Kocham tę aktorkę – kameleona.


Robert: Część z nich pojawia się na krótkie epizody, więc tym bardziej duży szacunek dla nich, że znaleźli czas i gotowość, by się tu pojawić. Siedzą na widowni i czekają na swój moment by wejść na scenę, bo ta przecież jest w posiadaniu młodych. To ich wieczór. Przyznajmy jednak, że np. ostatnia scenka nie miałaby tej samej siły bez wsparcia Przepiórskiej, prawda?

Scenograficznie minimalistycznie, ale tu jak się okazje wiele nie trzeba, jedyny pomysł do jakiego bym się przyczepił to przebieranie się na naszych oczach (potrzebne?). No i może wygibasy na niewygodnych stołkach barowych, gdzie mamy obawę że to się źle skończy.
Generalnie jestem jednak bardzo na tak. Ubawiłem się, podobał mi się sposób podejścia do tych tekstów, wyciągnięcia z nich esencji, która sprawia że o nich myślimy, że wydają się żywe. Jest w tym zarówno uśmiech, ale i gorycz, tak charakterystyczne dla prozy Milana Kundery. Brawa dla reżysera i brawa dla debiutantów.

MaGa: A jak oni radośnie zakończyli spektakl! Widać było ich radość, że wszystko poszło dobrze, że widzowie zadowoleni, bo dali z siebie wszystko. Zapewne Malwina przypłaci to zdrowiem, bo niesiona radością cały czas chodziła na bosaka 😊. Ale miło było patrzeć na młodzieńczą żywiołowość. Należałoby ich wymienić z imienia i nazwiska… otóż bawili nas: Malwina Laska, Julia Borkowska, Weronika Łukaszewska oraz: Michał Pawlik, Bartosz Bednarski i Ignacy Liss. Życzę im, żeby ich nazwiska szybko stały się sławne, bo są dobrzy w tym co robią. Gratuluję!


Robert: Nie wiem spośród ilu chętnych wybrano tą szóstkę, ale to dobre wybory. I czekamy na kolejne projekty z tego cyklu! Bo warto!



1 komentarz: