Oto współczesne Indie oczami kobiet. Często samotnych i kompletnie nie łapiących się na "sukces wciąż rozwijających się kraju". Choć bohaterki należą do różnych pokoleń, trzymają się razem, bo czują że dobrze się rozumieją, że dobrze jest mieć kogoś komu można zaufać i powiedzieć o wszystkim. Przecież czasem nie mogą powiedzieć różnych rzeczy nawet rodzinie, z obawy przed tym jak tamci zareagują.
Zakazana miłość. Obawa o utratę domu. Tęsknota za bliskością.
Niby sprawy, o których oglądaliśmy filmy już niejeden raz a mimo to Wszystkie odcienie świata naprawdę zapadają w pamięć.
Może też dlatego, że reżyserce Payal Kapadia nie zależy na zrzucaniu na nas jakichś wielkich dramatów, graniu na emocjach, ale na pokazaniu siły wsparcia jakie mogą sobie wzajemnie dawać kobiety, by przetrwać nawet to co trudne. Dotąd kręciła dokumenty i choć tu nie ma tej siły jakąś czasem potrafią nieść historie z życia, udało się za to uchwycić jakiś kawałek prawdziwych emocji. W anonimowości wielkiego miasta, dostrzegamy człowieka w całej jego historii.
Ładne. I wizualnie, i muzycznie (warto poszukać sobie kompozycji Emahoy Tsegué-Maryam Guèbrou), i fabularnie.
Czy to film, który rzuca na kolana? Pewnie nie. Ale przecież nie każdy musi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz