Zawieszam też chodzenie gdziekolwiek, zaproszenia do teatrów oddane, będzie pisać o nich pewnie M. Nadrobimy też parę zaległości, gdyby jednak przez jakiś czas nie pojawiało się nic albo nie moje wpisy albo krócej niż zwykle, po prostu wybaczcie. Pewnie wrócę za czas jakiś.
Milczenie.
Na początek mógłbym przypomnieć notkę o filmie Scorsese, który był ekranizacją tej powieści - pisałem o nim tak. Bo najważniejsze refleksje pewnie pozostałyby takie same. O ile film na pewno był bardziej przystępny, powieść może wydawać się surowa, chłodna, drażnić rozważaniami bohatera - to nie jest łatwa lektura. Mam jednak wrażenie że przecież nie o samą historię jego przybycie do Japonii tu chodzi, że pytania są dużo bardziej uniwersalne. Pisząc o filmie starałem się wtedy wspomnieć o tym co mnie uderzyło w tej historii.
W książce trochę mocniej czuje się też kontekst kulturowo-historyczny. Misjonarze tacy jak ksiądz Rodrigues czuli ogromny zapał do tego by służyć niesieniem Ewangelii ludności Japonii, wciąż jednak czujemy jak dużo mają oni w sobie poczucia wyższości, braku zrozumienia dla sposobu życia, myślenia biedoty do której docierają. Oni nie czują że są tam po to by żyć z tym ludźmi - oni są tam "dla nich" i w pewien sposób oczekują, że będzie im to jakoś wynagrodzone. Na to też nakładają się nasze europejskie uprzedzenia - Jezus nasz, jest lepszy niż Jezus Holendrów, więc poza posługą kapłańską, trzeba dbać o interesy swojego kraju, swojego kościoła, eliminując, podważając to co robią inni. Czy właśnie w tym należy widzieć jedną z przyczyn radykalnego zakazu szerzenia chrześcijaństwa na wyspach, walki władz, by odciąć się od "obcych" wpływów? Pewnie mieszkańcom wis, do których docierali misjonarze też wcale nie było łatwo przyswoić sobie to, że w nowej religii, która miała nieść miłość i pokój, jednocześnie tyle braku akceptacji dla innych.
Akcja powieści toczy się w XVII wieku, gdy represje władz były na tyle silne, że nie tylko nie wpuszczano żadnych duchownych, ale i karano śmiercią jakiekolwiek sygnały o tym, że gdzieś w Japonii ziarno chrześcijaństwa wykiełkowało. Z dala od tego kraju, jakże piękna i wzniosła mogła wydawać się ta misja - nieść światło wiary mimo gróźb i zakazów. Trzech jezuitów podejmuje się tej wyprawy, by odszukać też jakieś ślady swojego mentora, ojca Ferreiry, trudno im bowiem uwierzyć w plotki mówiące o jego śmierci czy wyrzeczeniu się Boga.
Rzeczywistość okazuje się dużo bardziej mroczna, trudna i bolesna niż ich piękne wyobrażenia o męczeństwie. To nie tylko tortury fizyczne ale przede wszystkim psychiczne, by ludzi łamać nie tylko strachem, ale i wątpliwościami. I to jest moim zdaniem najciekawsze w tej powieści - pytanie wznoszone do Boga: "dlaczego na to pozwalasz"? Wołając "nie rozumiem", "nie wiem co robić" Rodrigues coraz bardziej zatraca się w dziwnych rozważaniach, oceniając innych, rojąc sobie jakąś własną doskonałość, nie potrafiąc w modlitwie znaleźć sił i na nowo zaufać. Czyż wyrzeczenie się Boga, by ratować życie drugiego człowieka, w oczach Stwórcy będzie takim ciężkim grzechem? A może większym jest szukanie własnej śmierci, byle nie myśleć o ofiarach jaką pociąga za sobą moja obecność na wyspach? Co jest większym bluźnierstwem i gdzie jest więcej ludzkiego ego i mniej prawdziwej wiary?
Chcę wierzyć, ale jestem słaby i ulegam strachowi - ten powtarzający się motyw, traktowany jako zdrada świętości, ma w sobie jednak coś ważnego. W końcu czyż wszyscy chrześcijanie nie powinni być świadomi swoje słabości i grzeszności? To nie w sobie ma znaleźć człowiek siłę, ale w Bogu, nawet jeżeli wydaje mu się że On milczy.
Nie ma tego filmowego mocnego podkreślenia, że mimo prześladować chrześcijaństwo w Japonii przetrwało, jest raczej przyglądanie się temu jak po dokonaniu wyrzeczenia się Boga, można żyć dalej. Wybierając wygodę i bezpieczeństwo, czy też świadomie zachowując szczerą wiarę w sercu - na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sobie sam - czego widzi więcej.
Niełatwo się czyta, nie zachwyca literacko, a mimo to mocno zostaje w głowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz