Oficjalnie kończę 39 miesiąc blogowania. Hip, hip! Hurra! Każdy to tyle samo notek co dni, zebrało się więc już całkiem sporo tego materiału :) Kto ciekaw niech wbija powyżej na zakładki z obejrzanymi, przeczytanymi lub przesłuchanymi. Każdy komentarz mile widziany, szczególnie jeżeli nie są to ogólniki, ale jest z kim i z czym podyskutować... Dzisiejszy materiał może również kogoś do dyskusji skłoni. Wszak nie są to grzeczni chłopcy, którzy by nadawali się do pokazywania w tv w porze familijnej.
Po raz kolejny wracam do filmów sprzed dekady, albo i więcej, po to by sobie je przypomnieć i sprawdzić czy uda się powtórzyć emocje jakie wtedy mi towarzyszyły przy ich oglądaniu. Są przecież obrazy, które ewidentnie blakną z wiekiem, przyćmione kolejnymi produkcjami. Buntownik jednak świetnie się broni - zarówno aktorsko, jak i w warstwie scenariusza. Ograny motyw uczeń-mentor tu podany został w sposób ciekawy i nie nachalny. W dodatku poważne treści nie są jakoś bardzo dołujące, obrazowi nie brak lekkości i olbrzymiej dawki optymizmu. Taaaak. Naprawdę fajna rzecz, do której wraca się z przyjemnością. I aż żal, że chyba tylko 2 statuetki, bo przecież Titanic lepszym filmem nie jest (co najwyżej bardziej widowiskowym).