Ostatnia notka w styczniu, dzień do dupy, lektura raczej też dołująca (Wielka samotność), więc przynajmniej wpis postanowiłem poświęcić czemuś dającemu więcej frajdy. Tym samym rozpoczynam cykl wpisów przed ceremonią rozdania Oscarów, by dać Wam swoje typy i namówić do tego co moim zdaniem szczególnie warte jest obejrzenia. Le Mans '66 na pewno na to zasługuje. Cholera, jakie to jest dobre!
Jakież emocje! Nawet gdy ktoś nie przepada za wyścigami samochodowymi, nie kręcą go cztery kółka, gwarantuję, że tu będzie miał frajdę i odruchowo będzie miał ochotę operować nogami (gaz, hamulec)...
Ryk silników, zapach spalin i faceci, którzy kochają maszyny. Jedni dla adrenaliny, prędkości, tego haju jaki daje jazda i wygrana, a drudzy bardziej by dłubiąc w nich, doprowadzać je do perfekcji. Bo o to w tym filmie chodzi. By przygotować takie auto, które zadziwi wszystkich.
czwartek, 30 stycznia 2020
środa, 29 stycznia 2020
Poznajmy się jeszcze raz, czyli co zgubiłem po drodze?
Mało brakowało, a zapomniałbym napisać przed premierą o francuskiej produkcji, na którą chciałbym Was namówić. Film urokliwy, troszkę sentymentalny, może i nie jest komedią, na której będziecie boki zrywać ze śmiechu, ale spędzicie przemiły czas z kimś bliskim. W dodatku możecie zabrać też rodziców albo dziadków, bo i oni uśmiechną się na seansie, a może i jakimiś wspomnieniami się z Wami podzielą.
Właśnie na wspomnieniach w dużej mierze opiera się ten film. Codzienność powszednieje, czasem przytłacza, nawet w relacji z bliskimi osobami zdarzają się momenty trudniejsze, ale przeszłość bardzo często jawi nam się w jasnych barwach. My byliśmy młodsi, może piękniejsi (szczuplejsi?), mieliśmy dużo czasu, zwariowane pomysły, no i tyle pięknych chwil przeżywaliśmy po raz pierwszy.
wtorek, 28 stycznia 2020
Once w Teatrze Dramatycznym, czyli sztuka niewerbalna opowiada
Z jaką niebywałą ochotą pobiegłam na kolejny spektakl pantomimiczny do Teatru Dramatycznego (Scena na Woli). I znów przeniosłam się w świat niewerbalnej sztuki, która za każdym razem kładzie mi się balsamem na duszy. Opowiada bez słów historie, które każdy może interpretować jak chce. I każda interpretacja będzie dobra. Tak nam kiedyś tłumaczył Bartek Ostapczuk , aktor-mim, założyciel i twórca Warszawskiego Centrum Pantomimy, reżyser spektakli, człowiek-orkiestra warszawskiej pantomimy. Prywatnie – przeuroczy człowiek.
„Once” ( czyli: pewnego razu, kiedyś) zdarzyła się historia. Była Dziewczyna i był Chłopak… i był cały wszechświat między nimi. Ona mogła być symbolem Miłości, a on – Uwielbienia. Ale mogło być też inaczej… Ona mogła szukać dobrobytu, a on jej nie mógł go dać. We wszechświecie działy się różne historie, mijały się marzenia, zderzały myśli, czarowały sny. A sny jak to sny… raz bawią a raz straszą. W snach możemy walczyć z uprzejmym, przystojnym Szatanem (Ewelina Grzechnik), spotykać się ze Śmiercią (Maciej Jan Kraśniewski), a niekiedy możemy spotykać bożka miłości Amora, tu – cudownie niezdarnego. W snach może nas ścigać policja za morderstwo, a możemy również śnić o ukochanych, marzyć skąd do nas przybędą. Dzięki temu plotą się na scenie przedziwne sny i czary, a my z widowni widzimy MAGIĘ. Bohaterowie na scenie mają swoje zjawy, strachy i dziwnych znajomych. Kochają, walczą, przegrywają, zwyciężają. Świat emocji jest nieskończony, a sny są w swoich akcjach nieodgadnione i niosą przeogromną ilość przygód.
poniedziałek, 27 stycznia 2020
Zacieralia 2020, czyli muzyka, procenty, zabawa
Kolejna odsłona Festiwalu Twórczości Żenującej za mną i wypada choć parę zdań napisać. Tym razem nie będę pisał zbyt wiele o atmosferze i o tym co różni Zacieralia od innych koncertów i festiwali - zerknijcie w zakładkę Przesłuchane/koncerty, tam znajdziecie ciut więcej z poprzednich lat. Choć nie jestem debiutantem i już wiele rzeczy mnie nie dziwi, to wciąż pewne rzeczy jednak zaskakują - choćby to jak chętnie ludzie rzucają się na ziemię by wić się jak dżdżownice, czy też jak radośnie przyjmowany jest przez publikę każdy wygłup na scenie i każde wyzwisko rzucone z publiki w stronę artystów. Tu raczej nie ma granic i miejsca na obrażanie się, dopóki nie dojdzie do rękoczynów.
Muzycznie też jest intrygująco, bo gdy w programie widzisz np. Drużynę 10 sedesów obok równie intrygującej Sekcji Muzycznej Kołłątajowskiej Kuźni Prawdziwych Mężczyzn, masz pewność, że element żenady i humoru będzie na pewno, ale gatunkowo muzyki nie możesz być pewny. Dominuje oczywiście rok, ale w przeróżnych odmianach.
W tym roku niestety tylko jeden dzień, ale wydaje nam się, że wybraliśmy z żoną ten ciekawszy. Choć tu nie ma nigdy pewności - części kapel i projektów się nie zna albo nie wiadomo czego się po nich spodziewać, bo każdy występ może tu być dość wyjątkowy. Organizatorzy w tym roku trochę przesadzili z cenami biletów, ale mimo to zgromadzili masę ludzi, bo Łydka Grubasa od roku robi furorę nawet w kręgach mało alternatywnych.
Muzycznie też jest intrygująco, bo gdy w programie widzisz np. Drużynę 10 sedesów obok równie intrygującej Sekcji Muzycznej Kołłątajowskiej Kuźni Prawdziwych Mężczyzn, masz pewność, że element żenady i humoru będzie na pewno, ale gatunkowo muzyki nie możesz być pewny. Dominuje oczywiście rok, ale w przeróżnych odmianach.
W tym roku niestety tylko jeden dzień, ale wydaje nam się, że wybraliśmy z żoną ten ciekawszy. Choć tu nie ma nigdy pewności - części kapel i projektów się nie zna albo nie wiadomo czego się po nich spodziewać, bo każdy występ może tu być dość wyjątkowy. Organizatorzy w tym roku trochę przesadzili z cenami biletów, ale mimo to zgromadzili masę ludzi, bo Łydka Grubasa od roku robi furorę nawet w kręgach mało alternatywnych.
Magia i tresura - Cyrk Deriglasoff, czyli punkowy wodewil
Czas jakoś tak szybko leci, że minął już tydzień od Zacieraliów, a ja jeszcze nie zrobiłem notki na ten temat... No nic może choć parę zdań jutro, a dziś też coś muzycznego - na temat jednego z odkryć zacieraliowych z ubiegłego roku. Olaf Deriglasoff zachwycił mnie na żywo (widziałem dwa razy), ale i płyta okazała się bardzo fajną dawką energii. Punkowo-folkowy projekt to nowa twarz basisty, który raczej kojarzony był z mocniejszymi i bardziej psychodelicznymi klimatami. A tu proszę: czysta zabawa i jeszcze spora dawka autoironii: i co z tego, że się bawimy, że to proste, a nazywajcie nas cyrkiem, a my mamy to gdzieś. Samo wychodzenie do publiczności z dęciakami na początek koncertu zapowiada, że będziemy mieli do czynienia z czymś trochę innym niż zwykle, rozwala tą barierę między widzami i muzykami.
niedziela, 26 stycznia 2020
Oficer i szpieg, czyli Francja tylko dla Francuzów?
Roman Polański zdaje się postanowił swoim najnowszym filmem nie tylko przyłożyć wszystkim tym, którzy nie lubią Żydów, jak i po raz kolejny dać odpór tym, którzy wypominają mu jego winę. Robienie z siebie równie niewinnej ofiary jak Dreyfus, o którego spór ciągnie się od ponad 100 lat, jest dość dziwaczne. To co jest podobne to może właśnie fakt sporów publicznych - są tacy, którzy chętnie by mu już wybaczyli, a i tacy, którzy tego za nic nie zrobią. W sprawie, która podzieliła Francuzów dochodzi jeszcze spiskowa teoria dziejów - nawet ewidentne dowody w sprawie niewinności, mają być jedynie manipulacją środowisk żydowski, które przeznaczają olbrzymie pieniądze na kłamstwa mające na celu wybronienie zdrajcy ojczyzny.
Dla Polańskiego historia jest jednoznaczna i nie ma co szukać tu niuansów. Armia chciała pozbyć się wysoko postawionego oficera pochodzenia żydowskiego czyniąc z niego kozła ofiarnego, a potem nie chciała przyznać się do błędu, idąc w zaparte. Dal nich każdy (nawet w słusznej sprawie) kto im się przeciwstawia, chce osłabić morale armii, władzy i całej Francji.
Dla Polańskiego historia jest jednoznaczna i nie ma co szukać tu niuansów. Armia chciała pozbyć się wysoko postawionego oficera pochodzenia żydowskiego czyniąc z niego kozła ofiarnego, a potem nie chciała przyznać się do błędu, idąc w zaparte. Dal nich każdy (nawet w słusznej sprawie) kto im się przeciwstawia, chce osłabić morale armii, władzy i całej Francji.
sobota, 25 stycznia 2020
roz/CZAROWANI, czyli… życie to nie bajka
MaGa: Po „Triatlonie” postanowiłam częściej zaglądać do Teatru Ochoty. Wybrałam „roz/CZAROWANI” i uważam, że to bardzo dobry spektakl, taka niejednoznaczna konfrontacja bajek w zderzeniu z dorosłością. Tobie chyba nie za bardzo się podobał?
R.: Koncept wydaje mi się nie do końca dopracowany. Balansujemy między słodkimi motywami znanymi z bajek, a brutalnością, która czyni z bohaterów ludzi naznaczonych traumą. I przyznam, że wszystkie te stroje, dekoracje psuły mi trochę odbiór, coś mi zgrzytało na linii: tekst i obraz.
MaGa: W naszych umysłach bajka to bajka. Bohaterowie są piękni i szlachetni lub źli i brzydcy, potem na różne sposoby zderzają się ze sobą i bezapelacyjnie wygrywa to co piękne i dobre. A potem „żyli długo i szczęśliwie”. W miarę jak dorastamy dążymy do tej krainy wiecznej szczęśliwości. A tu niespodzianka… życie okazuje się brutalne.
Pan T., czyli kto chce wysadzić ten Pałac?
Gdy czasem wpadnie jakieś zaproszenie na pokaz medialny, to niestety nie będąc dziennikarzem muszę nieźle się nakombinować - godziny do odpracowania, a czasem i urlop w pracy to jedyne rozwiązanie. Ale lubię to, bo czasem (rzadko) udaje się wtedy zrobić prawie całodniowy maraton filmowy, nadrabiając przy okazji zaległości filmowe. Kino Atlantic w samym centrum, z dobrym repertuarem i tanimi biletami sprawdza mi się wtedy idealnie.
Już szykuję się na przedoscarowe pokazy przedpremierowe jakie szykują z nowościami, a póki co notka o czymś co lada chwila zniknie z ekranów kin. Pan T. to przede wszystkim świetna rola Pawła Wilczaka, ale to jedna z tych polskich produkcji, na którą nie warto żałować paru złociszy, ciesząc się nią i licząc że w zalewie miernoty, będzie więcej takich perełek.
piątek, 24 stycznia 2020
Ostatni - Hanna Jameson, czyli zagłada przyszła tak niespodziewanie
Trochę mam obawę, że ten tytuł wprowadzi wielu czytelników w błąd. Gdy czytasz zapowiedzi wydawcy: o tym horrorze będzie głośno w roku 2020, skojarzenia jakie się nasuwają idą w stronę czegoś co lada chwila trafi jako zekranizowany przebój na ekrany, a widzowie będą zaciskać palce z nerwów i podskakiwać ze strachu.
Tymczasem powieść, choć wywołuje niepokój, to raczej trudno w niej o skonkretyzowanie lęków, jakieś napięcie i akcję. To raczej psychologiczny dramat, którego bohaterowie tkwią w dość wyjątkowej sytuacji. Żyją ze świadomością, że mogą być ostatnimi ludźmi na ziemi, cudem ocalałymi - jak z czymś takim żyć i czy w ogóle ma to ich zdaniem sens?
Narratorem powieści jest Jon Keller, historyk, który postanowił zostać kronikarzem tych ostatnich dni. W tym znalazł sens swojej egzystencji - słuchać innych, szukać odpowiedzi na pytania jakie mu się pojawiają w głowie. I choć pretekstem do jego zwiększonej aktywności było śledztwo w sprawie ciała dziewczynki, które znaleźli przypadkiem w zbiorniku na wodę na hotelowym dachu, to najważniejsze pytanie jakie sobie i innym zadaje brzmi: co robiliście gdy przyszedł ten dzień.
Tymczasem powieść, choć wywołuje niepokój, to raczej trudno w niej o skonkretyzowanie lęków, jakieś napięcie i akcję. To raczej psychologiczny dramat, którego bohaterowie tkwią w dość wyjątkowej sytuacji. Żyją ze świadomością, że mogą być ostatnimi ludźmi na ziemi, cudem ocalałymi - jak z czymś takim żyć i czy w ogóle ma to ich zdaniem sens?
Narratorem powieści jest Jon Keller, historyk, który postanowił zostać kronikarzem tych ostatnich dni. W tym znalazł sens swojej egzystencji - słuchać innych, szukać odpowiedzi na pytania jakie mu się pojawiają w głowie. I choć pretekstem do jego zwiększonej aktywności było śledztwo w sprawie ciała dziewczynki, które znaleźli przypadkiem w zbiorniku na wodę na hotelowym dachu, to najważniejsze pytanie jakie sobie i innym zadaje brzmi: co robiliście gdy przyszedł ten dzień.
środa, 22 stycznia 2020
Same plusy, czyli nie bój się prawdziwego życia
To już chyba moje trzecie spotkanie teatralne z Garnizonem Sztuki - Fundacja założona przez Grażynę Wolszczak nie ma własnej siedziby, ale współpracując z Teatrem IMKA co jakiś czas proponuje widzom coś nowego. Można w ostatnich kilku tytułach nawet dostrzec pewną myśl przewodnią: próbę pokazania kondycji współczesnego człowieka, zdarcie masek tak często zakładanych i postawienie bohaterów w sytuacji, która wymaga od nich jakiejś zmiany. Niby komedie, ale z każdej pozostaje jakaś refleksja, to nie są farsy, w których śmiejemy się jedynie z pomyłek i gaf... Zapętlanie się w kłamstwa, trudne sytuacje, kolejne prztyczki w nos od życia, a potem nagle ta chwila gdy trzeba przyznać się do błędu i np. poprosić o pomoc, przyjąć ją, spojrzeć trochę inaczej na otaczających nas ludzi. Nawet w świecie korporacji, który jest centrum "Samych plusów" nie wszystko musi okazać się tak schematyczne jak nam się wydaje. W wyścigu szczurów uczestniczą przecież prawdziwi ludzie z realnymi problemami, tylko rzadko się do nich przyznają, bo normą jest ukrywanie błędów i zakrzykiwanie swojego lęku hasłami motywacyjnymi.
wtorek, 21 stycznia 2020
Animowane i nie dla dzieci cz. 2, czyli Zgubiłam swoje ciało i Czerwony żółw
Nie ma to jak stracić swój tekst, który pisało się ponad pół godziny, gdy czasu na pisanie ma się tak niewiele. Drugi odcinek (pierwszy tu) o filmach animowanych, które są raczej nie dla dzieci, to m.in. mój typ na Oscary, czyli Zgubiłam swoje ciało. Jednak obydwa filmy warte są uwagi. A o kolejnych napiszę pewnie jeszcze w tym tygodniu.
Francuska animacja to debiut, ale bardzo dojrzały. Scenariusz oparty jest na powieści scenarzysty Amelie, Guillaume Lauranta o odciętej dłoni próbującej nawiązać kontakt ze swoim właścicielem.
Prawda że brzmi zaskakująco? I taki trochę jest ten film. Nostalgiczny, zagadkowy, pozostawiający nas ze szczęką na podłodze...
Francuska animacja to debiut, ale bardzo dojrzały. Scenariusz oparty jest na powieści scenarzysty Amelie, Guillaume Lauranta o odciętej dłoni próbującej nawiązać kontakt ze swoim właścicielem.
Prawda że brzmi zaskakująco? I taki trochę jest ten film. Nostalgiczny, zagadkowy, pozostawiający nas ze szczęką na podłodze...
poniedziałek, 20 stycznia 2020
Rigoletto w plenerze, czyli fascynująco, ale...
Do wybranych kin Cinema City w całym kraju od jutra wchodzi nowy projekt Aria on Screen, który w zamyśle ma przybliżyć większej ilości osób możliwość obcowania ze sztuką wyższą – operą. Wiadomo, nie każdego stać na bilet do opery, niekiedy nawet nie ma jej w pobliżu, trudno dojechać a potem wrócić do domu. Dostęp do kina ma większa rzesza odbiorców, bilety tańsze. Poza tym można będzie obejrzeć inne inscenizacje, inne wykonania niż te prezentowane na rodzimym gruncie. Program nazywowkinach.pl, który przeprowadza transmisje i retransmisje z Metropolitan Opera w Nowym Jorku ma już swoich zwolenników i wiernych fanów, ten nowy projekt prezentowany w Cinema City przedstawiać będzie opery z festiwali operowych, może w bardziej nowoczesnej, innowacyjnej oprawie.
Cykl Aria on Screen rozpoczyna się operą Rigoletto, a potem czeka nas m.in. Aida i Czarodziejski Flet.
niedziela, 19 stycznia 2020
Nie jesteśmy uchodźcami. Życie w cieniu konfliktów zbrojnych - Agus Morales, czyli czy możemy ich wysłuchać?
Książka z tych, które może i nie czyta się dobrze, ale warto się z nimi zapoznać, bo dzięki nim można zmienić spojrzenie na problemy społeczne, którymi od dekady żyje również Europa. Uchodźcy, imigranci, przybysze - tak często mówi się o nich w kontekście jakichś zagrożeń, ryzyka zniszczenia komfortu i tradycji jakie zbudowały sobie kraje europejskie. Tak rzadko myśli i mówi się nich nie w kategoriach liczb, tłumów, które przerażają, problemów, ale przysłuchując się historii konkretnych ludzi. Właśnie taką optykę przyjął Agus Morales. Próbuje sobie i nam odpowiedzieć kim są współcześni uchodźcy, co nimi kieruje, przed czym uciekają, czy nie mają innego wyjścia i czego szukają w bogatych krajach północy.
I choć dla mnie nie było tu rzeczy super odkrywczych, to i tak przeczytałem tą pozycję z ciekawością. Brakuje mi w niej pewnych wątków, ale na pewno mogę ją polecić znajomym, szczególnie tym, którzy twierdzą, że trzeba bronić naszego kraju i Europy przed wyimaginowanym potopem, który ich zdaniem chce nas zniszczyć. Fala, która dla nich jest anonimowa i której nadają wiele cech, które nie są prawdą (wszyscy uchodźcy to wyznawcy Islamu, większość to młodzi mężczyźni, potencjalni terroryści itp.), ma różne oblicza, a gdy przyjrzysz się konkretnym ludziom, zrozumiesz ich lepiej.
I choć dla mnie nie było tu rzeczy super odkrywczych, to i tak przeczytałem tą pozycję z ciekawością. Brakuje mi w niej pewnych wątków, ale na pewno mogę ją polecić znajomym, szczególnie tym, którzy twierdzą, że trzeba bronić naszego kraju i Europy przed wyimaginowanym potopem, który ich zdaniem chce nas zniszczyć. Fala, która dla nich jest anonimowa i której nadają wiele cech, które nie są prawdą (wszyscy uchodźcy to wyznawcy Islamu, większość to młodzi mężczyźni, potencjalni terroryści itp.), ma różne oblicza, a gdy przyjrzysz się konkretnym ludziom, zrozumiesz ich lepiej.
Letnicy w Narodowym, czyli... spadają maski
Głęboko odsłonięta scena, jasne tło, stół z krzesłami, ogromna pustawa przestrzeń (za chwilę zmieniona w ogród z trawą i leżakami), a na niej postaci ubrane na biało. Letnicy. Przyjechali na dłużej i odpoczywają; prawnicy, lekarze, poeci, urzędnicy, artyści. Inteligencja, ludzie wykształceni. Wchodzą, rozmawiają i znikają. Na dobrą sprawę nic istotnego się nie dzieje, ot proste rozmowy o niczym. Nudna egzystencja, nudne, miałkie rozmowy o sprawach bieżących, ploteczki. Błogie upalne dni, spokój, relaks. Może ta pusta przestrzeń sceny miała symbolizować wnętrze bohaterów? Ogromne możliwości i… nicość wnętrza. Skupieni na sobie i własnych potrzebach, momentami irytujący swoimi „mądrościami”, chwilami nieszczerzy żenują swoją bezrefleksyjnością.
piątek, 17 stycznia 2020
1917, czyli droga przez piekło
Pora chyba powoli nadrabiać zaległości i zbierać swoje typy po nominacjach do Oscarów. Dziś, przedpremierowo o jednej z produkcji, które mogą być jednym z pewniaków. W końcu Akademia lubi takie obrazy - niezbyt skomplikowane, bez wielkiego eksperymentowania, z nutką dramatyzmu...
Taki obraz wojny, bez wielkich scen bitewnych, nawet czasem bez namacalnej obecności wroga, ale z namacalną obecnością śmierci, już znamy, Sam Mendes do tego dokłada jeszcze ciekawy pomysł na zdjęcia, kręcone długimi ujęciami. I to właśnie zdjęcia są moim zdaniem najmocniejszą stroną tego filmu.
Fabuła nie jest skomplikowana, a powiedziałbym nawet, że dokonano w niej trochę uproszczeń i błędów, które mogą psuć przyjemność z oglądania. Oto dwóch młodych żołnierzy dostaje misję, by przedostać się przez linię wroga, by powstrzymać od ataku duży oddział brytyjskich żołnierzy - jeżeli nie dotrą do nich do świtu, tamci zostaną wciągnięci w pułapkę. Gra idzie o życie 1600 ludzi, a wszystko zależy od dwójki zdeterminowanych młokosów.
Taki obraz wojny, bez wielkich scen bitewnych, nawet czasem bez namacalnej obecności wroga, ale z namacalną obecnością śmierci, już znamy, Sam Mendes do tego dokłada jeszcze ciekawy pomysł na zdjęcia, kręcone długimi ujęciami. I to właśnie zdjęcia są moim zdaniem najmocniejszą stroną tego filmu.
Fabuła nie jest skomplikowana, a powiedziałbym nawet, że dokonano w niej trochę uproszczeń i błędów, które mogą psuć przyjemność z oglądania. Oto dwóch młodych żołnierzy dostaje misję, by przedostać się przez linię wroga, by powstrzymać od ataku duży oddział brytyjskich żołnierzy - jeżeli nie dotrą do nich do świtu, tamci zostaną wciągnięci w pułapkę. Gra idzie o życie 1600 ludzi, a wszystko zależy od dwójki zdeterminowanych młokosów.
środa, 15 stycznia 2020
Joseph Conrad i narodziny globalnego świata - Maya Jasanoff, czyli byście usłyszeli, byście poczuli, byście zobaczyli
Amerykańska historyczka Maya Jasanoff nie ukrywa swojej fascynacji postacią o której postanowiła napisać. Czuje się świetną znajomość twórczości Conrada, liczne cytaty pozwalają na to by odkrywać w jego powieściach ślady realnych doświadczeń i przeżyć autora, jego spojrzenie na przemiany zachodzące w świecie, ale i na pewne przemilczenia lub zakłamania dotyczące własnego życia. Wbrew pozorom wcale nie ma wielu źródeł na których można by się oprzeć pisząc biografię, okres dzieciństwa i młodości nie jest objęty wieloma pamiątkami, a i co do późniejszych etapów nie możemy być zawsze pewni, co do przebiegu zdarzeń lub tego co za nimi stało. Listy pozwalają przecież na odkrycie swoich pragnień, lęków, ale czasem mogą też być próbą przedstawienia siebie o swojego losu jako lepszego niż jest on w rzeczywistości. Czy łatwo przyznać się do porażek, do tego jak trudno znaleźć pracę godną twoich kompetencji, do tego jak czuje się ktoś, kto mimo znajomości języka, zawsze traktowany jest jako obcy.
Co ciekawe, to co najbardziej wciąga w tej książce, to nawet nie tyle sama próba opisania życia Józefa Korzeniowskiego i jego przemiany w Conrada - pisarza, który inspiruje kolejnych wielkich do pisania, ale pokazanie przemian zachodzących w świecie i jego jako obserwatora, komentatora, w pewnym stopniu wizjonera.
Co ciekawe, to co najbardziej wciąga w tej książce, to nawet nie tyle sama próba opisania życia Józefa Korzeniowskiego i jego przemiany w Conrada - pisarza, który inspiruje kolejnych wielkich do pisania, ale pokazanie przemian zachodzących w świecie i jego jako obserwatora, komentatora, w pewnym stopniu wizjonera.
Black Midi - Schlagenheim, czyli są bezczelni i w dodatku świetnie grają
I oto jeden z takich projektów, który pierwszymi dźwiękami wbił mnie w fotel. Choć cała płyta już nie przypadła mi tak bardzo do serca jak pierwszy numer, to jednak rzecz jest warta wspomnienia na pewno na Notatniku. Black Midi to grupka młodych dzieciaków, zaraz po szkole muzycznej, a brzmią jakby przyszli prosto z ulicy, by wyładować swoją wściekłość. Zaskoczyli energią i odwołaniami do kapel, które były modne wiele lat temu. Czy zaproponowali coś nowego? Raczej nie. Eksperymentują na ścieżkach, które były już dawno odkryte, ale może nie o samą oryginalność tu chodzi, ale o energię jaka w tym jest i pewną bezczelność.
wtorek, 14 stycznia 2020
Dług krwi - Grzegorz Gołębiowski, czyli kryminał z sąsiedztwa
Trzecie spotkanie z kryminałami Grzegorza Gołębiowskiego, pasjonata historii i genealogii z sąsiadującego z moim miasteczkiem Ożarowa Mazowieckiego. Niech Was nie dziwi więc patronat (już drugi) Notatnika na okładce - warto wspierać ludzi i ich pasję, prawda? Cieszy fakt, iż z każdą książką autor rozwija swój talent, wygładza różne niedociągnięcia i jest otwarty na uwagi - "Dług krwi" czytałem więc dwukrotnie: raz jeszcze w wersji roboczej, a potem już wersję wydrukowaną, porównując sobie różne fragmenty. Uczestniczenie w tym procesie daje frajdę, ale i uświadamia, że jednak pisanie wcale nie jest sprawą tak prostą jak niektórym się to wydaje.
Ciekawi bohaterowie, dialogi, tło, intryga (w kryminale przecież niezbędna), jakieś zaskoczenie w finale - o to wszystko trzeba zadbać i pewnie potem nerwowo oczekuje się na pierwsze uwagi i recenzje. Takowe na temat "Długu krwi" już się pojawiły, pierwszy nie jestem, ale dorzucę od siebie jeszcze kilka groszy.
Ciekawi bohaterowie, dialogi, tło, intryga (w kryminale przecież niezbędna), jakieś zaskoczenie w finale - o to wszystko trzeba zadbać i pewnie potem nerwowo oczekuje się na pierwsze uwagi i recenzje. Takowe na temat "Długu krwi" już się pojawiły, pierwszy nie jestem, ale dorzucę od siebie jeszcze kilka groszy.
Piękna Lucynda, czyli witamy Nowy Rok śmiechem
W mojej rodzinie jest zwyczaj taki, że kończymy stary rok i witamy nowy spektaklem teatralnym. Ubiegły 2019 r. pożegnaliśmy w Teatrze 6 piętro, bawiąc się rewelacyjnie na spektaklu „Piękna Lucynda”. Gdybym przeczytała jedynie opis przedstawienia – pewnie bym nie poszła. Jednak nazwisko autora, Hemara, skutecznie zmiękczyło mój opór i muszę powiedzieć, że śmieliśmy się na tej ramotce serdecznie i zupełnie spontanicznie biliśmy brawa na stojąco wraz z całą widownią na zakończenie wieczoru.
Powstała „Piękna Lucynda” w 1965r. na zamówienie Leopolda Kielanowskiego, prezesa Związku Artystów Scen Polskich za Granicą, aby uczcić 200-lecie powstania sceny narodowej, którą zainaugurowała sztuka „Natręci” autorstwa Józefa Bielawskiego (1765r.). Zadanie to otrzymał Marian Hemar i zrobił z tego perełkę. Powstał pastisz pierwszej polskojęzycznej sztuki. Hemar z tekstu „Natrętów” tu coś wyciął, tam zmienił, tu piosenka, tu kuplecik, tu coś zgryźliwego, tu śmiesznego, tu walczyk, tu dowcip… i widownia płacze ze śmiechu. Kto czytał utwory Hemara wie, że miał on specyficzne poczucie humoru, potrafił być złośliwy, dosadny, ale jednocześnie w jakiś sobie tylko wiadomy sposób czuło się, że kocha ludzi, nie chce nikomu zaszkodzić, dopiec. I to wszystko zawiera „Piękna Lucynda” wyreżyserowana przez Eugeniusz Korina w „Teatrze 6. piętro”. Perfekcyjna reżyseria a dzięki temu cudna zabawa.
poniedziałek, 13 stycznia 2020
Pod wodą też mogą być emocje, czyli Kursk i Ocean ognia
Wciąż w planach jakieś nadrabianie zaległości kinowych, masa rzeczy na dysku do obejrzenia, wpisy o animacjach dla dorosłych, które mnie ostatnio zachwyciły, ale póki co jeszcze próbuję ogarnąć starsze produkcje, które czekają na opisanie. Nawet jeżeli nie powaliły, to może moja notka komuś się przyda - choćby po to żeby je omijać...
Kursk. Tragedia atomowego okrętu podwodnego z roku 2000 to temat na dobry film katastroficzny, dramat, kino polityczne... Międzynarodowa produkcja (m.in. Francja i Belgia) próbuje to wykorzystać, jednocześnie starając się poruszać temat w miarę taktownie, by nie drażnić władz Rosji. Jako jedynych odpowiedzialnych wskazuje się więc jakiś beton generalski, dziadków, którzy boją się podjąć decyzję, popełniają błędy, odrzucają pomoc zachodu, a nawet oskarżają o to, iż ich okręt został zatopiony przez wrogą flotę. O oszczędnościach na armii wspomina się półgębkiem, a o odpowiedzialności władz (choćby Putina, który dość długo zastanawiał się czy przerwać swój urlop by zainteresować się losem marynarzy) lepiej nie mówić.
Kursk. Tragedia atomowego okrętu podwodnego z roku 2000 to temat na dobry film katastroficzny, dramat, kino polityczne... Międzynarodowa produkcja (m.in. Francja i Belgia) próbuje to wykorzystać, jednocześnie starając się poruszać temat w miarę taktownie, by nie drażnić władz Rosji. Jako jedynych odpowiedzialnych wskazuje się więc jakiś beton generalski, dziadków, którzy boją się podjąć decyzję, popełniają błędy, odrzucają pomoc zachodu, a nawet oskarżają o to, iż ich okręt został zatopiony przez wrogą flotę. O oszczędnościach na armii wspomina się półgębkiem, a o odpowiedzialności władz (choćby Putina, który dość długo zastanawiał się czy przerwać swój urlop by zainteresować się losem marynarzy) lepiej nie mówić.
niedziela, 12 stycznia 2020
Zabójcza biel - Robert Galbraith, czyli najważniejsi są oni...
Ostatnie dni to przygotowania do WOŚP i dziś intensywny dzień na naszą akcję wymiankową, w trakcie której co roku zbieramy też do puszki, notek więc nie było. No to dziś przynajmniej jedna. W każdym razie styczeń póki co nie pozwala na zwolnienie tempa. A lada chwila zaczną się jeszcze wypady teatralne. Będzie o czym pisać.
Galbraith (czyli jak wszyscy wiem Rowling) po raz czwarty. Polubiłem tę parę i choć z tym tomem zeszło mi najdłużej, zamierzam dalej śledzić ich losy. Powiem nawet więcej: ich relacje, to jak radzą sobie ze swoimi problemami, to rzecz, która mnie wciągnęła w "Zabójczej bieli" bardziej niż sama intryga kryminalna, a ponieważ wszystko wskazuje na to, że iskrzyć będzie coraz bardziej, mam nadzieję na dalsze smakowite kawałki.
Galbraith (czyli jak wszyscy wiem Rowling) po raz czwarty. Polubiłem tę parę i choć z tym tomem zeszło mi najdłużej, zamierzam dalej śledzić ich losy. Powiem nawet więcej: ich relacje, to jak radzą sobie ze swoimi problemami, to rzecz, która mnie wciągnęła w "Zabójczej bieli" bardziej niż sama intryga kryminalna, a ponieważ wszystko wskazuje na to, że iskrzyć będzie coraz bardziej, mam nadzieję na dalsze smakowite kawałki.
piątek, 10 stycznia 2020
Tam gdzieś musi być niebo, czyli nie za naszego życia...
Elia Sulejman przez długi czas nie tworzył nowych filmów, ale zdecydowanie warto było czekać. Kolejna dawka spojrzenia na świat w takim samym stopniu melancholijnego co i ironicznego, bawi i zaskakuje. Palestyńczyk kieruje kamerę na siebie, ale jednocześnie wyrusza w podróż po świecie, w którym jest obserwatorem. Zachwyca się, dziwi i co ważne nie komentuje... Ba, nie mówi nawet jednego słowa. Inni mogą mówić nawet za dużo, za czymś gonią, komentują, a on tylko patrzy. Czasem z uśmiechem, pobłażliwością, czasem ze zdumieniem. Życie na Bliskim Wschodzie, w Paryżu, Nowym Jorku niby toczy się w zupełnie innym tempie, ale wszędzie tam żyją ludzie, którzy marzą o podobnych sprawach: wolności, własności, zabawie i odpoczynku.
czwartek, 9 stycznia 2020
Proś o wybaczenie - Melinda Leigh, czyli ona błyskotliwa, on silny i z dobrym okiem
Stosy zaległości do przeczytania wciąż przerażają, ale to co mnie cieszy to fakt, iż coraz mniej na nich rzeczy lekkich, łatwych i przyjemnych, a coraz więcej takich, które będą wiązały się z dłuższym czasem czytania, ale i wrażeniami, które będą trwały proporcjonalnie dłużej. A to co rozrywkowe natychmiast wynoszę z domu na wymianki jakie organizuję, bo przecież nie da się takich ilości książek pomieścić w domu.
Ten tytuł też z domu wywędruje. Wrażenia? No szczerze mówiąc średnie. Brakowało mi jakiegoś większego zaskoczenia, emocji, całość była niezła, ale przewidywalna. Podobnie jak w wielu kryminałach, których autorami są kobiety, ważne jest życie uczuciowe, prywatne głównej bohaterki, jej zaangażowanie też musi być obudowane emocjonalnie. Na plus fakt, że mamy do czynienia nie z policjantką, tylko z prawniczką, która postanawia bronić swojego sąsiada, oskarżonego o zamordowanie młodej dziewczyny. Na minus, słabo wykorzystano możliwości jakie dawałoby pokazanie jej na sali sądowej (Grisham niejednokrotnie udowodnił ile może być napięcia w thrillerach prawniczych) - jej postępowanie to raczej robota śledcza, sprawdzanie każdego świadka i każdego dowodu, z nadzieją że znajdzie coś co policja przegapiła lub źle zinterpretowała.
Ten tytuł też z domu wywędruje. Wrażenia? No szczerze mówiąc średnie. Brakowało mi jakiegoś większego zaskoczenia, emocji, całość była niezła, ale przewidywalna. Podobnie jak w wielu kryminałach, których autorami są kobiety, ważne jest życie uczuciowe, prywatne głównej bohaterki, jej zaangażowanie też musi być obudowane emocjonalnie. Na plus fakt, że mamy do czynienia nie z policjantką, tylko z prawniczką, która postanawia bronić swojego sąsiada, oskarżonego o zamordowanie młodej dziewczyny. Na minus, słabo wykorzystano możliwości jakie dawałoby pokazanie jej na sali sądowej (Grisham niejednokrotnie udowodnił ile może być napięcia w thrillerach prawniczych) - jej postępowanie to raczej robota śledcza, sprawdzanie każdego świadka i każdego dowodu, z nadzieją że znajdzie coś co policja przegapiła lub źle zinterpretowała.
Minerały, czyli logika może mieć cudowną oprawę
Od czasu do czasu wrzucam notkę o grach i choć grywam w planszówki czy karcianki dość często, dotąd nie widziałem potrzeby robić specjalnej zakładki z grami. Wychodzę z założenia, że to nie tyle recenzje, co raczej jakieś zajawki, dzielenie się emocjami, ale profesjonalnych recenzji raczej szukajcie gdzie indziej.
Minerały pokochałem najpierw za formę graficzną, potem spodobało mi się to, że mają bardzo proste zasady, a gdy wygrałem to już wiedziałem, że będę do tego tytułu wracał. Może dlatego, że wszystkie gry logiczne bardzo lubię - teraz obok Sagrady i Azula, mamy kolejnego ulubieńca.
Zacząłem komplementy od projektu. Niby prosta rzecz: kafelki w kształcie szcześciokątów, ale wystarczy ładne wykonanie i to co wydaje się proste, naprawdę cieszy oczy. Grę wymyśliła Magdalena Śliwińska – absolwentka wydziału grafiki użytkowej Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach jak swoją pracę dyplomową. Potem zaś szukała firmy, która zainteresuje się jej pomysłem. I cudownie, że znalazła! I że nie nie zrezygnowano z tych pięknych wzorków na każdym kafelku, dzięki którym każdy jest niepowtarzalnym minerałem.
wtorek, 7 stycznia 2020
Dom bez klamek - Jędrzej Pasierski, czyli kobieta szefem?
Woblink i Czytaj.pl obdarowało wszystkich kolejnymi darmowymi e-bookami (i audio też), więc skorzystałem z okazji by nadrobić spotkanie z kolejnym autorem kryminałów. Jędrzej Pasierski chwalony był szczególnie za drugi tom cyklu o podkomisarz Ninie Warwiłow, ale przynajmniej raz chciałem zacząć cykl od początku.
I nie żałuję. Choć sprawa jest z rodzaju tych dość pogmatwanych i w którymś momencie człowiek już nawet traci zainteresowanie wszystkimi detalami, to sama postać bohaterki naprawdę wypada interesująco. To policjantka, która jest cholernie uparta, potrafi działać nawet brew rozkazom, ciągnie sprawę do końca, choćby miała zaryzykować to karierą lub życiem. Silna, a jednocześnie przez życie stawiana niejednokrotnie w sytuacji, gdy czuła się słaba i bezradna. Przemocowy ojciec, który mimo że stoczył się w nałóg, nadal jest dla niej ważny, facet który ją zdradził, a mimo wszystko wciąż ma do niego słabość i w dodatku z którym jest w ciąży... Jako kobiecie generalnie jest jej trudniej - w policji wielu facetów buduje jakieś wspólne relacje, koalicje, ale raczej nie dopuszcza do nich babek, choćby nie wiem jak dobrymi glinami by nie były.
poniedziałek, 6 stycznia 2020
Judy, czyli tylko byście naciskali i czekali na show
Kolejny świeży film z naszych kin - genialna rola Renée Zellweger, która czyni ten film naprawdę wyjątkowym seansem. Bo nawet jeżeli na scenariusz można kręcić nosem, że jest przewidywalny, to ona czyni tą historię poruszającą. Kto patrzy na Judy Garland z ekranu naprawdę z trudem może uwierzyć, że to ta sama aktorka, którą znamy choćby jako słynną Bridget Jones. Gra słynną aktorkę w końcowym etapie jej kariery, gdy zleceń filmowych już nie miała, a zmęczona już była oczekiwaniem ludzi, by wciąż śpiewać piosenki z filmów z czasów młodości. Tylko co mogłaby robić innego, gdy nie ma pieniędzy na życie, bo wszystko się rozchodzi tak szybko...
niedziela, 5 stycznia 2020
Początki - Carl Frode Tiller, czyli bezbronny niczym zagrożone gatunki
O serii skandynawskiej od Wydawnictwa Poznańskiego pisałem już kilkukrotnie i nadal każdy tomik sprawia podobną przyjemność. Może i czasem jest chłodno, surowo, ale ileż w tym też prawdziwego życia, emocje nie zawsze ujawniane...
"Początki" to seria drobnych zdarzeń, spotkań, rozmów, każde z nich wydawałoby się mało istotnych. Czyż jednak nie z takich zdarzeń składa się całe życie, a spiętrzając się, łącząc ze sobą, mogą one prowadzić do mniej lub bardziej dramatycznych wyborów.
To takie spojrzenie za siebie - gdzie zrobiłem błąd, czy mogłem inaczej, co tak naprawdę było tym pierwszym impulsem, który doprowadził mnie tu gdzie jestem. I co ciekawe - śledzimy to od końca, a potem cofamy się coraz bardziej.
"Początki" to seria drobnych zdarzeń, spotkań, rozmów, każde z nich wydawałoby się mało istotnych. Czyż jednak nie z takich zdarzeń składa się całe życie, a spiętrzając się, łącząc ze sobą, mogą one prowadzić do mniej lub bardziej dramatycznych wyborów.
To takie spojrzenie za siebie - gdzie zrobiłem błąd, czy mogłem inaczej, co tak naprawdę było tym pierwszym impulsem, który doprowadził mnie tu gdzie jestem. I co ciekawe - śledzimy to od końca, a potem cofamy się coraz bardziej.
Sokół z masłem orzechowym, czyli zapomnij na chwilę o tym jak jest trudno
M. już zdążyła w tym roku być w teatrze, ja za to zdążyłem wpaść już na jakieś nowości do kina. I choć coraz bardziej jestem zmęczony masówką, w której nawet reklama jest sztampowa (najlepszy, genialny itp.), a zawartość można by zawrzeć w dwóch minutach zwiastuna (i to się naprawdę zwykle dobrze ogląda), to tym razem jestem względnie zadowolony. Dziś pierwsza z produkcji, jutro druga. A jak się ciut wykuruję to jutro kolejny wypad do kina. No chyba, że wybiorę kocyk, syrop i jakiś serial.
Siłą "Sokoła z masłem orzechowym" jest naturalność Zacka Gottsagena, młodego mężczyzny z zespołem Downa, wokół którego zbudowana jest cała historia. "Gwiazdy" są tak naprawdę w jego tle i choć w fabule opiekują się nim, uczą go różnych rzeczy, to podobnie jak w wielu innych tego typu produkcjach, sami wiele uczą się od niego - choćby właśnie naturalności, radości z rzeczy prostych. To bajka o spełnianiu marzeń, o przyjaźni, mająca wywoływać ciepło w serduchu, poprawiać nastrój, nastawiać życzliwie do innych ludzi (szczególnie z naciskiem na inność). I tak też należy na nią patrzeć, nie przejmując się pytaniami rodzącymi się w głowie: no dobra, i co dalej?
Siłą "Sokoła z masłem orzechowym" jest naturalność Zacka Gottsagena, młodego mężczyzny z zespołem Downa, wokół którego zbudowana jest cała historia. "Gwiazdy" są tak naprawdę w jego tle i choć w fabule opiekują się nim, uczą go różnych rzeczy, to podobnie jak w wielu innych tego typu produkcjach, sami wiele uczą się od niego - choćby właśnie naturalności, radości z rzeczy prostych. To bajka o spełnianiu marzeń, o przyjaźni, mająca wywoływać ciepło w serduchu, poprawiać nastrój, nastawiać życzliwie do innych ludzi (szczególnie z naciskiem na inność). I tak też należy na nią patrzeć, nie przejmując się pytaniami rodzącymi się w głowie: no dobra, i co dalej?
sobota, 4 stycznia 2020
Metoda Krokodyla - Maurizio de Giovanni, czyli profesjonalista czy amator?
W roku 2019 poznałem nowego włoskiego autora kryminałów, a ponieważ zacząłem od tomu drugiego, z góry planowałem, że na tom pierwszy nie będę czekał długo. I oto jest.
Inspektor Lojacono pomówiony o współpracę z mafią, do czasu wyjaśnienia swojej sprawy jest persona non grata dla policji. Przeniesiony do miasta, którego nie zna, posadzony za biurkiem, ma jedynie udawać pracę, ale dla wszystkich już jakby jest skazany. Dla rodziny na pewno - żona z córką nie chcą go znać i choć za tą pierwszą nawet nie tęskni, chętnie by jakoś przynajmniej wyjaśnił całą sytuację nastoletniej córce.
Jednak los się do niego uśmiechnął, wyciągając go zza biurka w pewną noc, gdy popełniono morderstwo. Zginął młody chłopak, a on jako pierwszy znalazł się na miejscu zbrodni. I choćby nie wiem jak przełożony próbował potem mu wybijać z głowy śledztwo, Lojacono nie przestanie myśleć o sprawcy, szukając motywu, jakichś poszlak. Idzie w zupełnie innym kierunku niż pozostali koledzy, ale nos podpowiada mu, że to oni się mylą.
czwartek, 2 stycznia 2020
Dzwonię do moich braci, czyli o różnych odmianach strachu
R
Rzadko myślimy o tym, że uczynek jednostki może wpływać na całe grupy jego pobratymców. Pamiętacie jak polscy złodzieje kradli samochody w Niemczech? Wówczas do całego narodu przylgnęła łatka „złodziei”. Do tej pory nad nami wisi, choć teraz zaczynają dostrzegać, że jesteśmy też pracowici, kreatywni, lojalni… ale przy byle potknięciu, przy byle kradzieży ta łata daje o sobie znać. A teraz wyobraźcie sobie, że macie ciemną karnację, kruczo czarne włosy. Urodziliście się z mieszanego małżeństwa i wyglądacie zdecydowanie inaczej niż typowy Szwed. Urodziliście się w Szwecji, tu chodziliście do przedszkola, szkoły, ukończyliście uniwersytet, macie tu szwedzkich przyjaciół, kochacie szwedzką koleżankę. Mało tego, jesteście zdecydowanie inteligentniejsi od swojego szwedzkiego przyjaciela… Wydaje się, że wszystko jest w porządku, że nic złego stać się nie może. Chodzicie na dyskoteki, spotykacie na imprezach, jak to między ludźmi bywa. I nagle następuje atak terrorystyczny, za który odpowiedzialny jest człowiek z rysopisu podobny do ciebie…
środa, 1 stycznia 2020
Pani Fletcher, czyli coś się kończy, a coś...
W Nowy Rok wchodzę z niewesołymi myślami w głowie, mogę mieć jedynie nadzieję, że trudności są chwilowe. Poczucie tego że jest się samemu, że nikt cię nie rozumie, mimo tak wielu osób wokół skłoniło, mnie do tego, by mimo planów odpoczywania, jednak skrobnąć notkę. Zaczynając tym samym 10 rok działania Notatnika.
"Pani Fletcher" o której dziś, pokazuję kobietę stojącą przed zmianami. W jej przypadku to samotność - od dawna pozostawiona przez męża, skupiona na wychowaniu syna, teraz z dnia na dzień żegna go i zostaje sama ze sobą. Szansa na rozpoczęcie nowego życia, ale przecież i masa obaw. No bo, czy to wypada, czy to na pewno dla mnie tak ważne, potrzebne, czy to nie strata czasu... Serial na tyle mi się spodobał, że chyba odgrzebię gdzieś ze stosu powieść Toma Parroty (tu jako główny scenarzysta i jeden z producentów). "Pani Flecther" jest zabawna, a jednocześnie gorzka, pikantna, choć bez przesady, pokazuje to co pewnie przeżywa wielu ludzi około 40 czy 50, gdy np. dzieci wyfruwają z domu - i zaczyna się budowanie swojego życia jakby od nowa. Może bardziej na sobie i swoich potrzebach, tylko czy się to potrafi, skoro może wiele lat się o sobie nie pamiętało, bo zawsze rodzina była na pierwszym planie. Nawet z mężem, czy żoną, trzeba nauczyć się żyć od nowa. I to właśnie tu dla mnie jest najciekawsze. Marzenia Evy, pełne wyuzdania i namiętności, są wołaniem o coś czego pragnie od dawna, ale nie wie jak to znaleźć.
Subskrybuj:
Posty (Atom)