środa, 18 czerwca 2025

Koniec mapy - S.J. Lorenc, to miała być zwykła wycieczka

Wydawnictwo Mięta, dotąd być może kojarzone z fantasy, literaturą bardziej dla kobiet (słowiańskie klimaty, dużo wątków kobiecych), widać że otwiera się coraz bardziej na inne rzeczy. W ubiegłym roku pojawiły się pięknie wydane dwa dość mocne thrillery trochę w stylu Kinga, a teraz znowu pojawia się kilka powieści kryminalno-sensacyjnych. "Koniec mapy" można by uznać generalnie nawet jako powieść katastroficzno-przygodową, choć przez większość fabuły skupiamy się raczej na napięciach między poszczególnymi bohaterami, a nie na tym, co jak czujemy czeka nas w finale.  

Od początku znamy bowiem finał, czyli dość dramatyczne zdarzenia w radzieckiej stacji badawczej, gdzie pod wpływem znalezionego wirusa, z ludźmi dzieją się bardzo dziwne rzeczy. Autor co i rusz podrzuca nam jakieś informacje z dziennika jednego z naukowców, ale większość fabuły skupia się na rejsie w okolice podbiegunowe niewielkiego jachtu wycieczkowego. Łatwo więc domyśleć się, że i oni zostaną wplątani jakoś w całą aferę związaną z zagrożeniem epidemiologicznym, długo jednak musimy czekać na to powiązanie dwóch wątków. 


Czy to znaczy że jest w takim razie nudno? 
Niekoniecznie.

wtorek, 17 czerwca 2025

Wszystkie odcienie światła, czyli miasto, praca i... tęsknota

Wtorkowy kącik dla wytrawnych kinomaniaków i coś rzeczywiście dla smakoszy. Nie każdy bowiem doceni ten dość spokojny, intymny, trochę poetycki obraz o marzeniach i tęsknotach pod niebem Mumbaju.  
 
Oto współczesne Indie oczami kobiet. Często samotnych i kompletnie nie łapiących się na "sukces wciąż rozwijających się kraju". Choć bohaterki należą do różnych pokoleń, trzymają się razem, bo czują że dobrze się rozumieją, że dobrze jest mieć kogoś komu można zaufać i powiedzieć o wszystkim. Przecież czasem nie mogą powiedzieć różnych rzeczy nawet rodzinie, z obawy przed tym jak tamci zareagują. 

Zakazana miłość. Obawa o utratę domu. Tęsknota za bliskością. 

Niby sprawy, o których oglądaliśmy filmy już niejeden raz a mimo to Wszystkie odcienie świata naprawdę zapadają w pamięć. 

poniedziałek, 16 czerwca 2025

Matka, czyli dramat rodzinny czy senna mara

„Matka” Stanisława Witkiewicza w Teatrze Polonia z Krystyną Jandą w tytułowej roli to spektakl, który wymyka się schematom. Niby jest o relacjach matki i syna, a właściwie o ich chorej zależności jednego od drugiego, ale jednocześnie jest tak zagrany, że wychodząc z teatru odnosi się nieodparte wrażenie, że chodzi tu może o coś więcej. O to nieuchwytne „coś” co będzie kazało myśleć o nim dłużej. Bowiem tytułowa matka jest osobą tak złożoną i tak mocno umykającą schematom, że odnosi się wrażenie, że to matka z sennego widziadła, którego na jawie nijak nie można opisać. Chciałoby się powiedzieć: metafizyczna. Zarówno magiczna jaki i irracjonalna. Z jednej strony kochająca Leona i dumna z niego, z drugiej – raniąca wypowiadanym słowami, niemal depcząca jego istnienie. Czy na pewno ta sztuka jest o matce czy może na podstawie jej postaci jest to sztuka o człowieku jako takim.


Matka, Janina Węgorzewska, upadła arystokratka, zapewnia byt sobie i synowi robótkami na drutach. Leon jest filozofem, twórcą teorii, które przerastają jego samego. Ona tka robótki z krwistoczerwonej włóczki zupełnie jakby chciała tą krwistą nicią nawlekać własnego syna na druty i uzależnić go od siebie, zatrzymać na zawsze przy sobie, osaczyć i cieszyć się nim przy własnym boku; natomiast on uwznioślony ideami, którymi żyje a których ona nie rozumie, pragnie od niej uciec a jednocześnie być pod jej pieczą. Ona bowiem zabezpiecza jego podstawowe potrzeby, które jemu pozwalają na przeżywanie własnych teorii, tego metafizycznego mrowienia niezrozumiałego przez większość ludzi. Oboje są w tej relacji nieszczęśliwi, a jednak nie chcą/nie mogą się z niej uwolnić. Krystyna Janda w roli matki jest przejmująca. W czarnej sukni, z tą czerwoną przędzą w dłoni, ze smutnymi oczami wydaje się złamaną życiem kobietą, by za chwilę uderzyć pięścią w stół, podnieść głos i smagnąć syna słowem jak biczem – ogląda się to niemal na bezdechu. Jest niezwykła.

niedziela, 15 czerwca 2025

Siostry z Auschwitz - Roxane Van Iperen, czyli nie możemy się poddać

Tematyka "obozowa" ostatnimi laty stała się popularna, ale skręciła w dość dziwnym kierunku - czasy wojny i okrucieństwo jakie fundowali Niemcy różnym narodom, stały się jedynie tłem do historii, którym bliżej do melodramatów, obyczajów, a autorzy prześcigają się w coraz bardziej dziwnych tytułach. Niedługo każdy zawód, chyba będzie miał swoją reprezentantkę na okładkach...   

Siostry z Auschwitz mogą czytelników, którzy kochają tamte tytuły trochę rozczarować. Niewiele bowiem tu fabularyzacji, dialogów, wkładania różnych myśli bohaterom do głowy. Roxane Van Iperen stara się opowiedzieć pewną historię, którą odnalazła w archiwach, a przy okazji odtwarza realia okupacji hitlerowskiej w Holandii. 

Krok po kroku, dzień po dniu obserwujemy jak wokół społeczności żydowskiej zaciska się pętla, choć początkowo nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Co może być bowiem złego w tym, że władze każdemu kazały się zarejestrować i nosić specjalnej dokumenty? Tyle że mając już wszystkie nazwiska i adresy w aktach, potem można w ciągu jednej nocy, przygotować kolejny transport do obozów koncentracyjnych w środkowej Europie. Żydzi tracą majątki, pracę, domy, ze zdumieniem obserwują obojętność sąsiadów i jadą na wschód jeszcze nie do końca wiedząc że to już jest ich koniec. Początkowo - jeszcze przed wkroczeniem armii Hitlera, ruchy nacjonalistyczne traktowane były jako pewien margines, może groźny ale i karykaturalny, bez wpływu na rzeczywistość. Potem, gdy ci ludzie zajęli najwyższe stanowiska w państwie, już nie byli tak zabawni...

sobota, 14 czerwca 2025

Ballada szczecińska, czyli miejskie legendy i dla lokalsów i dla przyjezdnych

Jeszcze jedna zaległość teatralna :) Parę rzeczy jeszcze do opisania, trochę pomaga M, bo przejęła moje aktywności z których zrezygnowałem. Tym razem jednak mój wypad i dość szalona historia.

Nie piszę przecież z zasady o spektaklach, których nie widziałem w całości, w warunkach z publicznością, a tym razem robię wyjątek. Fakt że w tym przypadku spóźnienie, czy też pomylenie godzin to moja wina, warto więc uhonorować pracę artystów, bo nie wiem czy będzie mi dane powtórzyć to doświadczenie. A moim zdaniem warto. 

Szczeciński Teatr Lalek Pleciuga przygotował bowiem spektakl, który może być sentymentalną podróżą w przeszłość dla lokalsów, jak i pigułką wiedzy o historii tego miasta dla przyjezdnych. Zdecydowanie jest to przedstawienie raczej dla dorosłych, będzie zarówno trochę śmiechu, jak i zadumy czy wzruszenia. Jak dobrze znasz specyfikę Szczecina, jego współczesność? Miasto, które po wojnie wypełnili nowi mieszkańcy, gdzie to co poniemieckie widoczne jest prawie na każdym kroku, choć władze nie zawsze chętnie o to dbają...

Serce ze szkła. Musical zen, czyli jak żyć tato?

Lubię Jana Peszka i lubię jego córkę. Lubię ich za otwartość, szczerość i umiejętność mówienia o tym co doskwiera, co się nie udało. Oczywiście Jan Peszek wielkim aktorem jest, jego córkę na scenie jako aktorkę widziałam po raz pierwszy, myślę jednak że nie po raz ostatni.


Ten spektakl jest barwny, mocno muzyczny, roztańczony. Zawieszony miedzy bajką „Królowa Śniegu” Andersena a biografią rodziny Peszków. Zawiera sporo faktów, o których oboje mówili w książce Marii „Naku*rwiam zen”, ale w spektaklu ten rozrachunek rodzinnych historii podany jest lekko, z przymrużeniem oka, a niekiedy z ostrą kontrą i sarkazmem. I mnie to pasuje. Bowiem niekiedy trzeba mocno i dosadnie przekląć żeby rzeczywistość nie przygniotła nas za bardzo do ziemi, żebyśmy sami sobie umieli powiedzieć: dość tego – może przegram, ale na tę chwilę mówię DOŚĆ!


A oni na scenie rzucą przekleństwo… jak my wszyscy. Niekiedy 😊.

piątek, 13 czerwca 2025

Księgarnia w Paryżu - Kerri Maher, czyli stworzyć miejsce dla ludzi kochających książki

Długo odkładałem pisanie o tej książce. Nawet nie ze względu na to, że to lektura szczególnie wymagająca, ale po prostu wywołała jakoś niewiele we mnie emocji. Ani na plus ani na minus. Wtedy pisać trudno. Po co Wam bowiem suche streszczenia i ogólniki? 


Niby jest moda na tego typu rzeczy - motyw księgarni, do tego mocny wątek feministyczny, nawet romans między kobietami, sławne postacie w tle. Kerri Maher chyba jednak nie mogła za bardzo zdecydować się czy pisze biografię fabularyzowaną, czy powieść jedynie luźno opartą na postaci Sylvii Beach, czyli właścicielki księgarni i wydawczyni. Shakespeare and Company w Paryżu do dziś nosi znamiona miejsca kultowego, warto jednak przyjrzeć się temu fenomenowi, bo z pierwotną lokalizacją i z oryginalną księgarnią odważnej Amerykanki nie ma wiele wspólnego. No chyba że uznamy iż to sposób na zachowanie o niej pamięci. Albo cwane wykorzystanie marketingowo jakiegoś symbolu z przeszłości. 

Księgarnia nastawiona na literaturę anglojęzyczną we Francji? Przecież to miejsce raczej jedynie dla turystów i dla pisarzy z wysp - może i rzeczywiście było ich sporo w Paryżu w latach 20, ale czy wystarczająco żeby zbudować na tym biznes? 

Udało się opowiedzieć całkiem ciekawą historię, pokazać tło - zarówno literackie, jak i obyczajowe, czy uczuciowe, bo sporo miejsca autorka poświęciła związkowi dwóch kobiet, które wzajemnie przez długi czas dawały sobie wsparcie i energię. 

czwartek, 12 czerwca 2025

Gniew - Marc Uwe Kling, czyli kamień który uruchamia lawinę

Rzadko trafia się taki kryminał, który nie tylko "chwyci za gardło", ale w duchu sobie myślisz: jakie to realistyczne jeżeli chodzi o diagnozę pewnych problemów społeczno-politycznych, jakie to prorocze, tylko żeby cholera to się nie wydarzyło naprawdę. 

Czasem bowiem jedno tragiczne wydarzenie może urosnąć do rangi pewnego symbolu, a jeden kamyczek pociągnąć za sobą całą lawinę nienawiści i być może kolejnych ofiar. 

Tak też właśnie dzieje się w "Gniewie". Oto w sieci pojawia się film, na którym młodą dziewczynę gwałci brutalnie kilku ciemnoskórych mężczyzn. Dość szybko zarówno policja jak i media dochodzą do tego kim była ofiara i zaczynają się jej poszukiwania. Żyje czy nie? Gdzie to się wydarzyło? Kiedy? Natychmiast też ruszają poszukiwania sprawców. 

Społeczeństwo bowiem coraz bardziej się burzy oskarżając zarówno służby jak i władze państwa o kompletną bezradność, czy nawet tolerowanie różnych występków imigrantów - na nich bowiem skupia się cały gniew. Dość szybko uruchamiają się środowiska nacjonalistyczne, rozpoczynają się protesty społeczne i nikt już nawet nie słucha tych, którzy próbują używać argumentów racjonalnych, że nie chodzi przecież o wszystkich "obcych", że to po prostu kilka jednostek, które trzeba schwytać i ukarać. Ludzie są gotowi na dokonywanie samosądów na każdym kto ma ciemniejszą skórę i wzbudza ich podejrzenie, że nie jest "prawdziwym Niemcem". 

środa, 11 czerwca 2025

Dom zła - Jakub Rutka, czyli lepiej tego tematu nie ruszaj

Wśród tak modnych w ostatnich latach podcastów true crime, tajemnicze zbrodnie sprzed lat, mroczne historie wywołujące dreszcz przerażenia, zawsze wywołują dreszczyk emocji i aż dziwne, że dotąd chyba nikt nie wpadł na pomysł by uczynić bohaterem powieści kryminalnej właśnie prowadzącego taką audycję. Wiecie - zbieranie informacji, przekopywanie się przez źródła, dokumentowanie miejsca zbrodni, a potem nagle okazuje się, że to co działo się w przeszłości to wcale nie koniec, bo zło powraca. I wciąga właśnie ciebie bohaterze w mrok jakiego sobie być może nawet nie wyobrażałeś.   

To właśnie "Dom zła" Jakuba Rutki. Człowiek który znany jest właśnie jako youtuber zajmujący się mrocznymi sprawami i jako lektor, napisał historię w której obsadził w roli głównej właśnie kogoś podobnego do siebie. I udowadnia, że nie trzeba wymyślać jakiejś super lokacji, bo tajemnicze miejsce zbrodni można znaleźć choćby w Ostrołęce, gdzie umieszczona jest akcja. 
 

Opuszczony dom, w którym kiedyś ojciec zamordował swoją żonę i dzieci - przecież to historia jak znalazł, żeby zbudować wokół tego audycję, udowodnić słuchaczom czy w miejskiej legendzie o tym że to miejsce nawiedzone, jest choć odrobina prawdy. 

wtorek, 10 czerwca 2025

Wiosna Juliette, czyli nie jestem już dzieckiem

Zdaje się że w przyszłym tygodniu premiera kinowa w Polsce, więc pora choć na kilka zdań o "Wiośnie Juliette". Wielbiciele kina francuskiego będą pewnie szczęśliwi, a spodobać się ten film może również tym, którzy lubią kino obyczajowe, z lekką nutką humoru. Film Blandine Lenoir jest adaptacją powieści graficznej autorstwa Camille Jourdy, podobno we Francji bardzo popularnej. U nas wciąż komiksy to trochę niszowa sprawa, a szkoda bo i u nas wydaje się trochę perełek. 


Juliette choć ma lat 30, jest cenioną ilustratorką książek dla dzieci, przez bliskich raczej wciąż jest traktowana jako dziecko. No jak to - skoro nie ma męża, dzieci, stałej pracy, to znaczy że wciąż nie znalazła swojego miejsca, że jest trochę niedojrzała i trzeba z nią obchodzić się jak z jajkiem. A przecież rodzice się starzeją, problemów nie brakuje, więc warto chyba żeby sama bohaterka dojrzała wreszcie swoje miejsce w tym systemie, tupnęła nogą, a rodzina zaakceptowała jej wybory i decyzje. 

poniedziałek, 9 czerwca 2025

Świdermajerowie - Katarzyna Chudyńska-Szuchnik, czyli uchwycić ten świat, który prawie już zniknął z naszych oczu

Pewnie nie byłaby to dla mnie tak poruszająca książka gdybym nie znał tych miejsc, nie widział na własne oczy jak znikają te ślady po przedwojennych willach. Zachwycałem się nielicznymi, które miały szczęście do renowacji, ale byłem świadom że to zaledwie promil tego co moglibyśmy oglądać gdyby nie...


No właśnie, to reportaż o tym jak ludzka obojętność na to co "nie moje" sąsiadów, obojętność władz, czy też ludzkie skąpstwo potrafią zniszczyć to co mogłoby cieszyć oczy kolejnych pokoleń. Oczywiście - metody budowania, nietrwałość drewnianego, materiału, też nie sprzyjały by te wille nie niszczały zbyt szybko, a inwestycje by to powstrzymać czasem przekraczały możliwości właścicieli, ale przerażająca jest skala na jaką to się odbywało. 

Katarzyna Chudyńska‑Szuchnik zaczyna z grubej rury pisząc jak to jesienią 1945 roku wójt nakazał piekarzom z Letniska Falenica określić zapotrzebowanie na materiały opałowe - skąd brać te tony, by wspierać stolicę? A przecież wokół tyle drewnianych domów, których właściciele jak wszyscy podejrzewali już nie powrócą...

niedziela, 8 czerwca 2025

Koło Sprawy Bożej, czyli walka na demagogie

Miałam niebywałe szczęście, że udało mi się uczestniczyć choć w jednym spektaklu nowego festiwalu teatralnego organizowanego od tego roku w Teatrze Polskim, który nazwano Lamentacje. Z różnych względów mogłam iść jedynie na ten spektakl i bardzo się cieszę, że akurat tak dobrze trafiłam. Spektakl Teatru Wybrzeże, który obejrzałam na warszawskiej scenie Teatru Polskiego nie dość, że nie rozczarował to śmiało mogę powiedzieć, że mnie osobiście zachwycił sposobem podejścia do tematu. I serdecznie rozbawił.


Zaczęło się wzniośle. Oto na strychu paryskiej kamienicy ma odbyć się tajne spotkanie Towiańczyków - grupy skupionej wokół Andrzeja Towiańskiego, do której należeli między innymi Adam Mickiewicz i jego żona Cecylia, Juliusz Słowacki, Seweryn Goszczyński i wielu innych przedstawicieli emigracji polskiej. I to właśnie oni stają się bohaterami sztuki Konrada Hetela, a my, widzowie, mamy możliwość obserwowania jak organizacja Towiańskiego, pod przykrywką nowych idei religijnych wpływała na życie i twórczość uznanych wieszczów i im podobnych. I kiedy na to supertajne spotkanie wpada żona Mickiewicza głośno poszukująca męża, w naszych głowach zaczyna coś zgrzytać, a z każdą kolejną sceną widzimy jak ta początkowa wzniosłość zaczyna przechodzić w dowcipną kpinę. I właściwie tyle mogę napisać, żeby nikomu, kto trafi na ten spektakl nie zepsuć przyjemności jego odkrywania i gorąco go polecam. Nie ma w nim nudnych moralizacji choć jest to teatr pełen emocji. Jest jednocześnie mądry i dowcipny, w dodatku bardzo dobrze zagrany. A końcowe sceny to diamenciki.

sobota, 7 czerwca 2025

Zaledwie moment - Liane Moriarty, czyli zajrzeć w oczy śmierci

Wielkie kłamstewka zrobiły wokół Liane Moriarty sporo zamieszania, szkoda jednak że będąc autorką już chyba 10 książek, wciąż wraca się tylko do jednej. Tak to już jest jak osiągniesz sukces i potem wszystko blednie w jego blasku. 

Najnowsza książka australijskiej pisarki na pewno zasługuje na uwagę, niezależnie od tego, czy znacie Wielkie kłamstewka czy nie. 
Początkowo może Wam być trudno wejść w fabułę, bo jest mocno pocięta na różne postacie, z czasem jednak będziecie mieli coraz większą frajdę, rozpoznając już każdego z bohaterów i jego problemy. 

Wszystko zaczyna się od niepozornej staruszki, która pod wpływem jakiegoś impulsu wstaje ze swojego siedzenia w samolocie i zaczyna wędrować wzdłuż pokładu, wygłaszając pasażerom komunikaty budzące w nich niezłą konsternację. Jak bowiem byście zareagowali gdyby ktoś patrząc Wam w oczy powiedział ile lat będziesz miał gdy umrzesz i co będzie tego przyczyną? Pół biedy jeżeli masz lat 50 i usłyszysz że dożyjesz lat 91, ale gdy masz lat 25, za chwilę kolejne urodziny, a słyszysz że odejdziesz w wieku lat 26.