Obiecywałem kolejną dawkę zbrodni i jesień życia? No to łapcie.
Oto Czwartkowego Klubu Zbrodni odsłona druga. Pierwszą książkę Richarda Osmana czytałem jeszcze w pierwszym wydaniu (pisałem o niej tak) a teraz mamy już zdaje się, że cztery tomy w jednolitej szacie graficznej i pierwszy ma zmieniony tytuł.
I banana na twarzy. Trzeba oczywiście polubić ten specyficzny humor, akcję, która nie jest zbyt szybka, ale warto dać szansę gromadce emerytów, którzy udowadniają, że są nieocenieni w rozwiązywaniu zagadek. I każde z nich ma w tym jakiś swój wkład. Ktoś jest mózgowcem, ktoś inny jest od czarnej roboty, ktoś po prostu ma fart albo potrafi zdobyć jakieś informacje jakby mimochodem. Panie rządzą, ale panowie dzielnie im sekundują. Któż by podejrzewał staruszków o to, że mają jakieś niecne zamiary, prawda? Jak pytają o przepis na ciasto to pewnie tylko to mają na myśli, a zresztą i tak pewnie zapomną wszystko do następnego dnia.
Nie warto ich jednak lekceważyć, bo potrafią naprawdę zaskoczyć. A gdy mogą liczyć na pomoc człowieka, który żadnej roboty się nie lęka, o swojskim imieniu Bogdan, to już są nie do powstrzymania.