Długo odkładałem pisanie o tej książce. Nawet nie ze względu na to, że to lektura szczególnie wymagająca, ale po prostu wywołała jakoś niewiele we mnie emocji. Ani na plus ani na minus. Wtedy pisać trudno. Po co Wam bowiem suche streszczenia i ogólniki?
Niby jest moda na tego typu rzeczy - motyw księgarni, do tego mocny wątek feministyczny, nawet romans między kobietami, sławne postacie w tle. Kerri Maher chyba jednak nie mogła za bardzo zdecydować się czy pisze biografię fabularyzowaną, czy powieść jedynie luźno opartą na postaci Sylvii Beach, czyli właścicielki księgarni i wydawczyni. Shakespeare and Company w Paryżu do dziś nosi znamiona miejsca kultowego, warto jednak przyjrzeć się temu fenomenowi, bo z pierwotną lokalizacją i z oryginalną księgarnią odważnej Amerykanki nie ma wiele wspólnego. No chyba że uznamy iż to sposób na zachowanie o niej pamięci. Albo cwane wykorzystanie marketingowo jakiegoś symbolu z przeszłości.
Księgarnia nastawiona na literaturę anglojęzyczną we Francji? Przecież to miejsce raczej jedynie dla turystów i dla pisarzy z wysp - może i rzeczywiście było ich sporo w Paryżu w latach 20, ale czy wystarczająco żeby zbudować na tym biznes?
Udało się opowiedzieć całkiem ciekawą historię, pokazać tło - zarówno literackie, jak i obyczajowe, czy uczuciowe, bo sporo miejsca autorka poświęciła związkowi dwóch kobiet, które wzajemnie przez długi czas dawały sobie wsparcie i energię.
W tym biznesie, może i podobnie jak i dziś, nie można liczyć jedynie na to, że klienci sami przyjdą i przyniesie to taki dochód by utrzymać księgarnię. Trzeba organizować spotkania, dyskusje, odczyty, jakieś akcje, a może i nawet sprzedawać wysyłkowo, ważne jednak że trzeba jakoś się wyróżniać od konkurencji. W przypadku Sylvii Beach na pewno było to trzymanie się literatury anglojęzycznej, ale i kierowanie się jakąś selekcją przy wyborze tytułów. Własny gust i przekonanie że literatura musi odważnie przełamywać różne bariery (również obyczajowe) przysparzało jej pewnie wielu krytyków, ale i zwolenników, którzy tym bardziej czuli się w obowiązku ją wspierać. Do jej księgarni przychodzili nie tylko po książki, ale towarzysko - by rozmawiać, dyskutować, a klienci wiedzieli że mogą u niej spotkać różnych pisarzy.
Jeden z nich sprawił, że to miejsce stało się jeszcze bardziej słynne. Skoro wydawcy bali się Ulisses’a Jamesa Joyce’a, a ona była przekonana, że to dzieło ważne i wartościowe, nie pozostało nic innego, jak samej podjąć się wydania tej książki i potem dystrybucji na świat. Sporo miejsca Kerri Maher poświęca właśnie całej tej historii, jak się okazuje wcale nie usłanej różami.
Problem jednak jest taki, że to wszystko jest może i ciekawe, ale dość suche. Listy, rozmowy, spotkania, problemy finansowe, sukcesy - to wszystko miga jak kalejdoskopie, tyle że emocji w tym niewiele. Barwny życiorys trochę rozmył się pomiędzy obyczajowym fabularyzowaniem a próbą odtworzenia atmosfery spotkań i dyskusji z tamtej epoki o cenzurze, nowych trendach w literaturze.
Niestety nie porwało tak jak by ta historia mogła porywać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz