poniedziałek, 2 czerwca 2025

Cisza kamieni - Luis Ferreira, czyli podobno wystarczy wyruszyć...

Dużo sobie obiecywałem po tej książce, ale odczucia mam bardzo mieszane. Może to kwestia polskiego tłumaczenia, może redakcji, ale chwilami czułem dużą toporność tego tekstu. Całym sercem była na "tak" dla samej historii, dla bohaterów, jednak to co otrzymałem wydawało się dość sztuczne, chwilami nawet naiwne, jakbym czytał romansidło klasy B, a nie powieść która ma poruszać serca. Wszak o to przecież chodziło - o pokazanie tego, że wyruszając w Drogę, nawet nie do końca wiedząc czego na niej szukasz, nie będąc przekonanym do sensu podążania do celu jakim jest grób Św. Jakuba, możesz odkryć coś bardzo ważnego. 


To czasami są przecież małe znaki, które mogą zaskoczyć, sprawić radość, otwierają serce i oczy na to by być wrażliwym na wypatrywanie kolejnych. Czasem to doświadczenie wręcz odwrotne - trudu, samotności, zmagania się z własnymi myślami. Camino ma tę moc, by docierać na różne sposoby do człowieka i mało kto pozostaje na to obojętny. 

 

Nie do końca jednak jestem przekonany, czy warto jednak opowiadać historie w stylu - ona była samotna, on nieszczęśliwy po śmierci ukochanej, a potem ruszyli na Camino i odnaleźli siebie i miłość. Bo to brzmi jak opowiadanie bajek rodem z komedii romantycznych. Bajek dość naiwnych, uproszczonych, w które trudno uwierzyć przez ich sztuczność. Choćby nie wiadomo jak autor nie starał się wcześniej zarysować sytuacji psychologicznej swoich bohaterów, prozy codziennej wędrówki i odkrywania z niej radości, to finał mnie kompletnie nie przekonuje i niszczy całą wiarygodność tej historii. Nie dlatego, że im źle życzę, nie dlatego że nie wierzę w to że takie rzeczy się zdarzają - po prostu to jak zostało to opisane w mojej ocenie jest po pierwsze trochę oderwane od przemiany jaka się w nich dokonuje - sprowadza to wszystko do zauroczenia a potem "i żyli długo i szczęśliwie". A chciałbym czegoś bardziej prawdziwego, a nie rozważań na poziomie Harlequinów. 

To nie jest kwestia wmawiania nam że żadne z nich nie miało w sobie motywacji religijnej, a potem nagle odniesień do Boga jakie odnajdują, choć pewnie ciekawie byłoby spróbować pokazać fenomen tego doświadczenia bez takich wielkich skoków, które rzadko kiedy mają siłę przekonywania (to tak jakby ktoś spisywał fabularyzowane świadectwo, koloryzował je, skracał i upierał się że to będzie działać tak samo). Niby nie jest jakoś bardzo nachalnie, jednak mimo wszystko jakoś mało w tym prawdziwego życia, tej iskry, gdzie nawet niewierzący mógłby zakrzyknąć: znam to uczucie. 



Na pewno jednak cieszyłem się z fragmentów, które pozwalały mi przenieść się do różnych miejsc na szlaku, odwołujących się do lokalnych legend i historii, jak również z prób złapania równowagi między opisami codzienności a chwilami wyciszenia, kontemplacji. Dzięki temu choć trochę udaje się złapać to co pewnie dla wielu na Camino było ważnym doświadczeniem. 

Jest więc we mnie sporo rozczarowania, a mimo wszystko nie żałuję lektury - po prostu chciałbym by była jeszcze bardziej zapadająca w serce. Puściłem ją w dobre ręce, niech dalej krąży, jednak daleki jestem od zachwycenia się na tyle, by kupić kolejnych kilka egzemplarzy na prezenty albo by zostawić dla siebie na półce. 

Czy tylko dla tych, którzy już wędrowali Camino? Pewnie nie, choć oni pewnie poczują tego ducha wyraźniej, dla innych to może być zbyt przewidywalne i płaskie.  

Mimo wszystko marzy mi się coś tak wybornego jak film The way, tyle że w wersji książkowej :) Może właśnie problemem były moje zbyt wielkie oczekiwania?  

 "Jedynie ty sam możesz stworzyć swoją drogę"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz