Nawet jeżeli uznacie, że ta cienka książeczka wydaje się Wam trochę zbyt sucha jak na reportaż, to mogę się założyć, że zaskoczy i wzruszy Was sama historia, którą autorki opowiadają.
Wiesława Pajdak i Jerzy Śmiechowski "poznali się" w stalinowskim więzieniu. Stukali do siebie przez ścianę najpierw pojedyncze słowa, a potem już całe opowieści. Nie widzieli się nawet przez moment, ale mimo to każde z nich czuło, że ta druga osoba rozumie ją jak nikt inny na świecie.
Mijają lata wyroków, przenoszeni są do innych cel, potem nawet do innych miast, ale mimo wszystko cały czas starają się utrzymać jakąś formę kontaktu, zapewniając o swoich uczuciach.
On wcześniej miał żonę, ona została zupełnie sama na świecie, oboje mieli obawy, wątpliwości, ale nie tyle o własne uczucia, ale o to czy to drugie się nie rozmyśli, przecież cała historia brzmi tak nieprawdopodobnie...
Miłość która zrodziła się w celi pełnej wilgoci, wszy, pluskiew, wśród brutalnych przesłuchań i uczucia niesprawiedliwości w sercu, przetrwała 50 lat. Choć zobaczyli się dopiero na swoim ślubie.
Autorki oparły się w dużej mierze na korespondencji tej dwójki i to chyba najbardziej wzruszające fragmenty tego reportażu. Opis kolejnych ich dni, lat w więzieniu, czy nawet przeglądanie akt, może stanowić uzupełnienie, choć tam już brakuje tych emocji. One są w nas, bo oczywiście zaciskają się pięści ze złości i bezsilności, jak można znęcać się nad ludźmi bez uzasadnienia, często jedynie dlatego, że znaleźli się w "kręgu podejrzeń" i nie chcieli obciążać zeznaniami tych, na których władzy najbardziej zależało.
To historia w którą trudno uwierzyć, ale te listy, wszystkie słowa wlewające otuchę w serce tego drugiego, dawanie wsparcia, czułość, są dowodem na to że to się wydarzyło naprawdę. Pobici, zgnębieni, znaleźli nadzieję i siłę w miłości.
Monotonne? Nie dla mnie. Zachwyciła mnie ta historia i to, że przeszli przez wszystkie próby, również na wolności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz