środa, 30 września 2020
Morderców tropimy w czwartki - Richard Osman, czyli nie lekceważ staruszków
wtorek, 29 września 2020
Perry Mason, czyli tak łatwo skazać
niedziela, 27 września 2020
Niewidzialny strażnik, czyli bo to zła kobieta była
O proszę - przypadkowe odkrycie i zaczynam od filmu, ale może sięgnę po literacki oryginał. Skoro Cisza Białego Miasta była niezła, to może i Dolores Redondo sprawi trochę frajdy? Ekranizacje na podobnym poziomie, te same okolice (co takiego ma Nawarra i kraj Basków?) i schemat - sporo tajemnic z przeszłości, które rzutują na dzień dzisiejszy.
Zaczynam od Niewidzialnego Strażnika, ale niedługo kolejne dwie części filmowej trylogii. Bo książki dopiero muszę upolować.
Film jest niezły, choć klimat - mroczny, deszczowy - nie wystarcza by zachwycić, a pewne wątki są ewidentnie niedokończone. Choćby te dotyczące przeszłości głównej bohaterki.
Puenty - monodram baletowy, czyli opowieść o syndromach
sobota, 26 września 2020
Morderstwo na Île Sordou - M.L. Longworth, czyli śledztwo na wakacjach
Tym bardziej gdy jest się na urlopie. W tym tomie bowiem z urokliwej i trochę leniwej Prowansji, przeniesiemy się jedną z wysepek Morza Śródziemnego, dziką, ale jakże piękną Sordou, w okolicach Marsylii. To tu, w nowo otwartym hoteliku tydzień razem chcą spędzić sędzia Antoine Verlaque i jego przyjaciółka Marine Bonnet. Niewielka grupa gości i obsługi, powoli wszyscy się poznają i nagle...
piątek, 25 września 2020
Sen nocy letniej, czyli po prostu bajkowo
Kolejne spotkanie teatralne w ramach Na żywo w kinach. I klasyka. Szekspir i przedstawienie, które widziałem już choćby w wykonaniu The Globe Theatre - jakby co tu możecie zerknąć na wpis. Ale tu - totalne zaskoczenie.
MaGa: Spektakl z Bridge Theatre w Londynie to zdumiewająca wersja „Snu nocy letniej” Szekspira, która zachwyca a jednocześnie bawi, pozwala przez chwilę pobyć nam dziećmi oglądającymi bajkę, po to, by na koniec uświadomić sobie, że bajki mają morał.
R.: Szekspir grany jest od lat i mimo, że go znamy, wciąż próbuje się pokazywać go na nowo. I tym razem się udało. Nie chodzi jedynie o inscenizację, bo ta scena już pokazała swoje możliwości nie raz - ruchome platformy otoczone publicznością, wciąganie ludzi w pewne elementy spektaklu. Odważnie tym razem jednak reżyser zaingerował również w samą treść, zmieniając pewne elementy, dodając inne. Patriarchalne akcenty w początkowych scenach (chór niczym w Opowieści Podręcznej) mogą zaskoczyć, mruganie okiem do publiczności z wątkiem homoseksualnym również. Jak Tobie się podobało?
czwartek, 24 września 2020
Cios kończący - Mariusz Czubaj, czyli co to znaczy, że bohater się skończył
środa, 23 września 2020
25 lat niewinności. Sprawa Tomka Komendy, czyli prawo i niesprawiedliwość
Czas burz - Charlotte Link, czyli wojna i miłość
Uświadomiłem sobie jednak w czym rzecz (przynajmniej po części). Nie chodzi bowiem jedynie o ilość postaci, przemieszanie ich losów, bez wcześniejszej możliwości, by ich lepiej poznać. W grę wchodzi też inna trudność - bohaterowie to w większości Niemcy, dla których postrzeganie tego co dzieje się w ich kraju i w Europie, jest oczywiście odmienne od naszego. Gdy czytałem o entuzjazmie z jakim ludzie chcieli iść walczyć za Cesarza, jak popadają w rozpacz, bo ich majątki na wschodnich rubieżach imperium mogą być rozgrabione przez Rosjan, to trudno mi było jakoś bardzo przejmować się ich losem.
poniedziałek, 21 września 2020
Szaman. Spektakl reporterski, czyli jak daleko stąd, jak blisko
R.: Scenografia bardzo ciekawa - konstrukcja z lin, tworząca w centrum niby jurtę, przenosi nas myślami do Mongolii, choć w samej opowieści dotrzemy tam dopiero pod koniec. Czujemy, że będzie egzotycznie. To moim zdaniem bardziej wymiar symbolicznej podróży duchowej, niż realnego odwzorowania warunków życia Buriatów, warto jednak podkreślić ten "reporterski" wymiar przedstawienia.
MaGa: Spektakl reporterski, czyli: to się zdarzyło naprawdę. Zarówno historia Moniki Mariotti jest autentyczna jak również opowieść Aruna Milcarza jest prawdziwa, na co dowodem są filmy odtwarzane w trakcie spektaklu. Jego opowieść to reportaż z wyprawy do Buriacji, tam gdzie łączą się ze sobą Rosja, Chiny i Mongolia, do jednego z najznamienitszych szamanów tzw. „złotego szamana”. Jego, Aruna interesuje szamanizm, ludzie, rytuały… ją, emocje, odnajdywanie świata wewnętrznego i siebie w świecie.
R.: Początkowo muszę przyznać, że przeszkadzała mi ta różnica w charakterach ich opowieści.
niedziela, 20 września 2020
Wotum - Maciej Siembieda, czyli oryginał czy kopia?
Ech ci rodzice, czyli Pani Lowry i syn oraz Słodziak
Pani Lowry o syn. Nakręcić biografię o znanym malarzu, ale stawiając na pierwszym miejscu jego matkę - to ciekawy punkt widzenia. W tym jednak przypadku się sprawdza - wszak L.S. Lowry przez długie lata był pod jej wpływem, opiekował się nią, ale i poddawał się jej kontroli. Malował, ale pod wpływem jej krytyki nigdy nie wierzył w swoje możliwości - jego malarstwo odkryto bardzo późno, a przez długie lata prymitywizm był traktowany jako bazgroły dzieci.
W filmie widzimy to ile miłości jest między synem i matką, ale też ile toksycznych emocji - wykorzystywania, tłumionej niechęci, zmęczenia, złości, własnych niezaspokojonych ambicji.
piątek, 18 września 2020
Obsesja - Adrian Bednarek, czyli co to znaczy wyleczony, co to znaczy zapomnieć...
Po "Inspiracji" prawie od razu sięgnąłem po kontynuację i teraz też mnie skręca, że trzeciej części jeszcze nie ma (dopiero w zapowiedziach). Ciekawość zżera. Oby autorowi pisanie szło równie łatwo jak jego bohaterowi, który od opowiadań w sieci, teraz awansował na pisarza pełną gębą - spotkani autorskie, duża kasa, ekranizacja itp. Bednarkowi można tego dopiero życzyć, choć pewnie jest na dobrej drodze.
Gdyby tylko jeszcze może trochę złagodził swoje fabuły :) Bo nie wiem czy taka ilość przemocy, obsesji i zwichrowanej psychiki będzie strawna dla dużej ilości ludzi. Trochę fanów już jest. Ale i niektórzy mogą się zrazić, że za dużo patologii i odchyłów od normy, to może niekoniecznie. To odważny ruch - tu psychopata, który za nic ma zasady moralne, jest nie tyle ściganym sprawcą, ale głównym bohaterem, który wodzi za nos służby poszukujące jego ofiar. Mamy go polubić? Zrozumieć? Komu kibicować?
Pewnie wszystko rozstrzygnie się w trzecim tomie, bo też akcja przerwana jest w takim momencie, że wszystko może się zdarzyć.
czwartek, 17 września 2020
Czas porzucenia - Elena Ferrante, czyli... co naprawdę czujemy
Książek i filmów na temat porzucenia żona dla młodszych kochanek przeczytałam i obejrzałam wiele; niby problem stary jak świat i wszystko już na ten temat wiemy, jednak ta książka ma w sobie coś takiego, że wyróżnia się na tle jej podobnych. Właściwie odsłuchałam ją jako audiobook, w świetnej interpretacji Laury Breszki.
środa, 16 września 2020
Drwale, czyli nowe ziemie, nowe szanse
W powieści Annie Proulx (którą czytam) bohaterowie i ich wątki są zupełnie inaczej poprowadzeni, w sumie nawet więc nie wiem czy traktować to jako ekranizację. To jakby wycinek z powieści, tyle że mocno rozbudowany i to przez samą autorkę.
Wszystko co najlepsze, czyli nie wszystko złoto co się świeci
Rafała Mohra widziałam kilkukrotnie w spektaklach i mogę powiedzieć, że go lubię; za spokojną, nieprzerysowaną grę, za umiejętność tchnięcia w postać odrobiny smutku, melancholii, ciepła… Gra delikatną nutą, którą bardzo lubię u aktorów, dlatego z ciekawością poszłam do Polonii na „Wszystko co najlepsze”, gdzie Rafał Mohr miał sam występować na scenie, w podwójnej roli reżysera i wykonawcy.
To dziwny monodram. Jego konstrukcja potrzebuje co jakiś czas współpracy z widzami i jak spektakl wypadnie na końcu, jak go ocenimy i odbierzemy jest wynikiem wspólnej pracy aktora na scenie i widzów. Na szczęście aktor ma dar pozyskiwania sympatii i chociaż nie przepadam za interakcjami w czasie spektaklu, tym razem sama dałam się łatwo namówić.
poniedziałek, 14 września 2020
Inspiracja - Adrian Bednarek, czyli polując na łowcę nimfetek
Co prawda nie wiem czy dość perwersyjne upodobania na jakich skupia swoją uwagę autor będą do strawienia dla każdego, ale przecież i tacy wariaci szaleją po świecie. A inni lubują się w tym, by zanurzać się w nich przynajmniej w lekturze (nie sugeruję, że w fantazjach :)).
Najfajniejsze jest chyba to, że niby od połowy wiemy już prawie wszystko, a i tak autor przygotował dla nas jeszcze parę niespodzianek.
Co prawda nie przepadam za zbyt moim zdaniem prostymi wyjaśnieniami wszelkich odchyleń psychicznych i patologicznych skłonności w zaspokajaniu żądzy, tym że ktoś miał spieprzone dzieciństwo, przymknijmy jednak oczy na pewne uproszczenia. Grunt, że z elementów, które może i są dość ograne, Bendarkowi udało się złożyć interesującą, wciągającą całość.
niedziela, 13 września 2020
Wszyscy moi synowie, czyli czy jest możliwe odpokutowanie win?
MaGa: Dramat w moim stylu. Mocny, wyrazisty, niejednoznaczny… Wyszłam wstrząśnięta.
sobota, 12 września 2020
Katastrofalny błąd - Iwona Wilmowska, czyli zacząć od nowa
To nie znaczy, że nie ma zbrodni, że nie ma zagadki - są! Ale zarówno bohaterowie, jak i samo śledztwo jest takie... zwyczajne. I to jest nawet fajne. Biegając za jakimiś śladami zdarza im się zapomnieć o ugotowaniu obiadu, muszą wcześniej zorganizować opiekę nad dzieckiem, wziąć urlop w robocie. I nawet zajmowanie się sprawami "kryminalnymi" nie wynika z ich ambicji, by być lepszym od policji, tylko zwykłej ludzkiej życzliwości i chęci pomocy tym, którzy np. zostali skrzywdzeni lub oskarżeni o coś do czego się nie przyznają. Agata nie potrafi być obojętna w takich sytuacjach, a Kermit, czyli od niedawna jej małżonek, dzielnie ją wspiera i nie robi wyrzutów.
Clock Machine - Prognozy, czyli i to się nazywa flow
Miałem wcześniej do czynienia z próbką Clock Machine, ale kojarzyłem ich z ostrzejszymi brzmieniami, a tu proszę - mimo tego, że Igo romansuje z elektroniką w Bass Astral, drugą formację też ciągnie delikatnie w tym kierunku. Na razie delikatnie, ale mam wrażenie, że te numery niedługo będzie można postawić obok siebie na jednym krążku. Przynajmniej te spokojniejsze.
Tych bardziej stonowanych, delikatniejszych kawałków na "Prognozach" nie brakuje, powiedziałbym nawet, że to one dominują.
piątek, 11 września 2020
Tenet, czyli to nie jest niestety Incepcja
Po raz pierwszy od tylu miesięcy w kinie. I od razu widowisko, które na pewno na dużym ekranie robi większe wrażenie. Dwie i pół godziny niezłego tempa, efektów, kina akcji. Bawiłem się nieźle, ale chyba oczekiwałem czegoś bardziej poważnego, czegoś co by zmuszało widza do pokombinowania, a nie jedynie do śledzenia tego co na ekranie. Gdy już bowiem przyjmiemy do wiadomości klucz do różnych wydarzeń, czyli odwracanie entropii i możliwość poruszania się w czasie (choć kilkukrotnie zaprzecza się iż właśnie o to chodzi, to jednak właśnie ludzie z przyszłości czynią mieszając w różnych wydarzeniach), pozostaje potem już tylko fabuła, na poziomie powiedzmy średnio skomplikowanego Bonda. Jest czarny charakter, który chce zniszczyć świat, jest kobieta, którą trzeba ratować, więc się robi wszystko, by misja została zakończona pozytywnie.
Nawet nie do końca rozumiejąc o co w niej chodzi :)
czwartek, 10 września 2020
Jaskółki z Kabulu, czyli czy jest dla nas nadzieja?
Na weekend odkładam przyspieszenie z notkami i jakieś poważniejsze teksty, a dziś króciutko. Film wart zobaczenia, ale trudno opowiadać o nim zbyt wiele - po pierwsze nie ma co zdradzać fabuły, a po drugie, jego klimat, pewna surowość, to rzeczy, które docenią pewnie tylko niektórzy. Nie ma mowy o jakiejś zachwycającej kresce, spektakularnych efektach wizualnych, wszystko jest dość stonowane, chwilami nawet dość statyczne (co aż dziwne w animacji), ale nie pozbawione emocji.
To opowieść o Kabulu okupowanym przez Talibów, w którym nie tylko kobiety się duszą, ale i mężczyźni zaczynają czuć się coraz gorzej, pogrążając się w jakiejś depresji.
wtorek, 8 września 2020
Kartobiografia, czyli śmiejemy się przy kartach
Teatr Druga Strefa sprawia, że im częściej PESEL czuję w kościach, tym ciekawiej mi się żyje. A to zaskoczy mnie monodramem, który rozerwie mi serce, a to jednoaktówką, która rozbawi. Raz komedia kryminalna, za chwilę dramat, a na koniec opowieść baletowa. Grupa teatralna z Ukrainy, grupa debiutujących młodych aktorów, burleska – wiecznie coś nowego. Dyrektor Biraga nie próżnuje…
poniedziałek, 7 września 2020
Renata Przemyk i mężczyźni, czyli w dialogu brzmi równie ciekawie
Renata Przemyk pokazała niedawno światu krążek, który miał się ukazać zdaje się wiosną i być wstępem do świętowania jubileuszu 30 lat na scenie. Przeboje z różnych etapów swojej kariery pokazuje w nowych wersjach - wraz z 13 zaproszonymi do współpracy wokalistami. I nie ma co ukrywać, że mieli oni wpływ na to jak ta płyta wygląda, jak brzmi, bo wielu z nich nadało tym numerom swój charakterystyczny sznyt, bliższy ich twórczości niż samej Renaty Przemyk. To dobrze, czy źle, pewnie zadacie sobie pytanie. Ano to zależy czego oczekiwaliście, bo efekt moim zdaniem nie zawsze jest idealny. I chyba do oryginałów wszyscy mamy większy sentyment.
niedziela, 6 września 2020
Nieśmiertelny, czyli dokrętka do Gomorry
Jego przydomek "nieśmiertelny" sprawdza się po raz kolejny. Tyle, że w nim samym już jakby wcale nie ma życia. Skoro tyle utracił, nie ma celu, to i nie dla niego nie jest istotne, żyje by wykonywać zadania od ludzi, którzy go uratowali, żyje by chronić tych, którzy mu ufają, ale na tym koniec. Samotnik, odludek, mruk. Choć nadal zdolny do podejmowania decyzji, na które inni by się nie zdobyli.
sobota, 5 września 2020
Magiczna chwila - Kristin Hannah, czyli oswajanie miłością
Z racji tego, że fabuła dotyczy pracy z dziećmi, powinienem być od początku "kupiony", miałem jednak wrażenie, że wszystko postępuje zbyt łatwo, zbyt szybko, a w takich przypadkach to proces żmudny i wcale nie prosty. Chodzi bowiem o dziecko, które prawdopodobnie wychowywało się bez kontaktu z innymi ludźmi, z dala od cywilizacji, nie mówi, reaguje agresją, izoluje się. Autyzm? Upośledzenie? Czy może jednak psychiczna reakcja na traumę? Julia Cates, załamana po nagonce jakiej doświadczyła ze strony mediów, gdy jedna z jej pacjentek dokonała aktu przemocy, a potem się zabiła, podejmuje się sprawy wyjątkowej. Może jest jej łatwiej ze względu na komfortowe, domowe warunki - ściągnęła ją jej własna siostra, która jest komendantem miasteczka gdzie odnaleziono dziewczynkę, a może pracować z nią całą dobę w domu.
Czarne liście - Maja Wolny, czyli prawda nas wyzwoli
I nie byłoby nic odkrywczego w tej powieści, bo książek traktujących o przeżyciach osób, które przeżyły wojnę, a później niełatwe czasy pierwszych lat powojennych jest wiele, ale ta, w subtelny sposób, główne wątki powieści prowadzi do Kielc i pogromu Żydów w 1946 r. Autorka nie oskarża, nie piętnuje, próbuje jedynie zrozumieć. Postacie historyczne mieszają się z fikcyjnymi, ale jak odnaleźć teraz, po tylu latach osoby chętne do opowiadania o tej niechlubnej karcie naszej historii…
Śledztwo od kuchni - Karolina Morawiecka, czyli klasyczna powieść kryminalna o wdowie, zakonnicy i psie (z kulinarnym podtekstem)
I już tłumaczę jedno i drugie.
czwartek, 3 września 2020
Wihajster, czyli przewodnik po słowach pożyczonych - Michał Rusinek, czyli skąd to przywędrowało
Jak to się nazywa mruczą pod nosem Niemcy gdy zapomną jakiegoś słowa, a z ich "Wie heißt er?" nagle nie wiadomo skąd w polskim języku bierze się wihajster, czyli... no takie coś, co nie do końca wiadomo jak nazwać. I z takich właśnie poszukiwań językowych tajemnic wzięła się ta książka, dzięki której możemy zrozumieć jak wiele słów w naszym potocznym użyciu pochodzi z innych języków i kultur. Czasem podlegają sporym modyfikacjom i trudno je rozpoznać, ale często ze zdumieniem odkrywamy jakie to wszystko jest oczywiste (np. telefon - słowo, które pochodzi ze starożytnej greki, a dokładniej ze zbitki "tele" (daleko) i phone (dźwięk). No i żeby nie było - dla tych co chcą czuć się dumni z naszego języka autor przygotował też zestaw słówek polskich, które znalazły się potem w innych językach.
środa, 2 września 2020
Psikus - Domenico Starnone, czyli ten cień to ty dziadku
Wydawca napisał o tym tytule tak:
Porywająca i niezwykle zabawna opowieść o starzeniu się, rodzinie, sztuce i pogodzeniu z własną przeszłością.
I niby wszystko się zgadza, może poza tym, że ani to jakoś wyjątkowo porywające, jak i raczej mało zabawne. Raczej refleksyjne i nie ukrywam, że chwilami nużące (zbyt dużo w kółko na ten sam temat). Czy warto? Myślę, że tak, bo nawet jeżeli sam bohater jest drażniący ze swoim zmęczeniem, brakiem energii, skupieniem na sobie, to w tych jego przemyśleniach można odkryć bardzo smakowite i ładne literacko fragmenty. Starszy pan, który kiedyś miał wiele zleceń na swoje ilustracje, czuje się wypalony nie tylko fizycznie, ale i psychicznie - najnowsze zlecenie kompletnie mu nie idzie. Niechętnie, ale godzi się by pomóc córce w opiece nad wnukiem i te kilka dni spędzonych sam na sam z człowieczkiem, który nic nie tłumi w sobie, jest pełen energii, otwiera w bohaterze coś zupełnie nowego.