środa, 29 kwietnia 2020
Mały zgon, czyli Fargo to nie jest
Gdy ogląda się "Mały Zgon" trudno nie oprzeć się refleksji, że kopiowanie nigdy nie wychodzi na dobre. Lepiej zaryzykować i zrobić coś oryginalnego, niż liczyć na to, że skoro gdzieś za oceanem był jakiś hicior, to zrobimy coś w tym stylu, tyle że biedniej i liczymy, że to widza polskiego zadowoli.
Niestety. To nie jest klasa "Fargo" choć podobieństw byłoby sporo. Tyle, że tam nawet to co przerysowane, robi wrażenie rozmachem, a u nas strzelaniny nawet nie bawią, są jedynie żałosne. Można oczywiście usprawiedliwiać, że reżyserów było kilku, że Machulski przyłożył palce nie tyle do samego scenariusza, co do dialogów, ale wyszło jak wyszło. "Mały Zgon" ani specjalnie nie bawi, a warstwie kryminalnej to nawet rozłazi się w szwach. Młodym twórcom: Maciejowi Kawalskiemu, Filipowi Syczyńskiemu oraz Piotrowi Domalewskiemu nawet doświadczenie starszego kolegi nie pomogło. Ale jedno jest na poziomie.
wtorek, 28 kwietnia 2020
Spisek przeciwko Ameryce, czyli czy życie europejskiego Żyda jest mniej warte niż amerykańskiego
W najbliższych dniach chyba aż trzy seriale i zważywszy na to, że majówka taka a nie inna, to może i kolejne zaległości uda się nadrobić. Na początek historia alternatywna i ekranizacja powieści Philipa Rotha. Dopisuję ją do listy do przeczytania.
W Stanach ten serial jest dziś odczytywany jako szczególnie aktualny, bo za prezydenta Trumpa wszystkie radykalne grupy nacjonalistyczne mają się coraz lepiej i atmosfera pewnie odbierana jest właśnie tak jak opisuje to Roth. Co z tego, że to historia. Pokazuje pewne mechanizmy, które są dość uniwersalne - jak łatwo manipulować tłumem, wskazać mu wroga, a potem zaostrzając retorykę nawet nie trzeba brudzić rąk, bo ludzie sami zajmą się pozbyciem tych, których wskażemy im jako tych "innych" winnych całego zła.
W Stanach ten serial jest dziś odczytywany jako szczególnie aktualny, bo za prezydenta Trumpa wszystkie radykalne grupy nacjonalistyczne mają się coraz lepiej i atmosfera pewnie odbierana jest właśnie tak jak opisuje to Roth. Co z tego, że to historia. Pokazuje pewne mechanizmy, które są dość uniwersalne - jak łatwo manipulować tłumem, wskazać mu wroga, a potem zaostrzając retorykę nawet nie trzeba brudzić rąk, bo ludzie sami zajmą się pozbyciem tych, których wskażemy im jako tych "innych" winnych całego zła.
poniedziałek, 27 kwietnia 2020
Lupus - Jens Henrik Jensen, czyli Oxen powraca
Bardzo dobra trylogia sensacyjno-kryminalna o weteranie Nielsie Oxenie, byłym komandosie, który zostaje wciągnięty w śmiertelną rozgrywkę z tajną organizacją o licznych mackach i wszechstronnych wpływach, ma kontynuację! Frajda spora, bo to ciekawa postać, a fabuła skonstruowana przez Jensena naprawdę trzymała za gardło. I co ważne, daleka była od uproszczeń w tylu: zabili go, a on i tak uciekł.
Oxen wreszcie może odetchnąć, nikt go nie ściga, nic nie zagraża jego życiu, próbuje poukładać swoje relacje z synem, ale daleki jest od spokoju - wciąż nie może ułożyć sobie życia, znaleźć normalnej pracy, a koszmary z przeszłości wciąż nie dają mu spokoju. Każde z zespołu, który wtedy wygrał ważną wojnę, poszło swoją drogą - Mossman dostał niezłą posadkę i szefuje komisji przeglądającej akta jakie zdobyli, Margrethe Franck też wróciła do policji z awansem i jeszcze większym zaangażowaniem, tylko Oxen jak zwykle jest samotnym wilkiem. I takim trochę pozostaje. Gdy Mossman prosi go o wyjazd na Jutlandię i sprawdzenie co dzieje się z pewnym człowiekiem, nie przyjmie on tego zlecenie, choć i tak tam pojedzie, tyle że w tajemnicy przed dawnym szefem.
Oxen wreszcie może odetchnąć, nikt go nie ściga, nic nie zagraża jego życiu, próbuje poukładać swoje relacje z synem, ale daleki jest od spokoju - wciąż nie może ułożyć sobie życia, znaleźć normalnej pracy, a koszmary z przeszłości wciąż nie dają mu spokoju. Każde z zespołu, który wtedy wygrał ważną wojnę, poszło swoją drogą - Mossman dostał niezłą posadkę i szefuje komisji przeglądającej akta jakie zdobyli, Margrethe Franck też wróciła do policji z awansem i jeszcze większym zaangażowaniem, tylko Oxen jak zwykle jest samotnym wilkiem. I takim trochę pozostaje. Gdy Mossman prosi go o wyjazd na Jutlandię i sprawdzenie co dzieje się z pewnym człowiekiem, nie przyjmie on tego zlecenie, choć i tak tam pojedzie, tyle że w tajemnicy przed dawnym szefem.
niedziela, 26 kwietnia 2020
Co z tymi młodymi, czyli Podrzutki, My oraz Kamper
Trzy filmy, które trochę łączy temat młodych ludzi - ale czy w różnych krajach udałoby się opowiedzieć o takich samych problemach i stylu życia?
"Podrzutki"to produkcja rosyjska, opowiadająca o młodym chłopaku wychowującym się w sierocińcu. Podobnie jak u nas nie wynika to z tego, że nie ma rodziców, ale nie chcieli oni brać odpowiedzialności za dziecko - tam system "okien życia" funkcjonuje widać podobnie jak u nas. Bohater ma rzadką chorobę, która sprawia, że mniej odczuwa on ból niż inni, co nie znaczy pewnie, że nie ponosi z tego tytułu konsekwencji. W tym filmie nie tylko on jednak jest istotny - jego historia jest okazją do opowiedzenia co zdaniem reżysera jest raczej problemem dorosłych, jaki kraj stworzyli, na jakich zasadach go oparli, czego uczą młodych. Choć świat na zewnątrz placówki kusi wszystkimi przyjemnościami, chłopak pewnie wolałby okazanie mu ciepła i bezpieczeństwa, a nie obsypanie go podarunkami, które nie są bezinteresowne. Matka, która próbuje go z sierocińca wyciągnąć ma bowiem jasny interes i pomysł: dziecko będzie pomagać w naciąganiu naiwnych bogaczy na kasę.
"Podrzutki"to produkcja rosyjska, opowiadająca o młodym chłopaku wychowującym się w sierocińcu. Podobnie jak u nas nie wynika to z tego, że nie ma rodziców, ale nie chcieli oni brać odpowiedzialności za dziecko - tam system "okien życia" funkcjonuje widać podobnie jak u nas. Bohater ma rzadką chorobę, która sprawia, że mniej odczuwa on ból niż inni, co nie znaczy pewnie, że nie ponosi z tego tytułu konsekwencji. W tym filmie nie tylko on jednak jest istotny - jego historia jest okazją do opowiedzenia co zdaniem reżysera jest raczej problemem dorosłych, jaki kraj stworzyli, na jakich zasadach go oparli, czego uczą młodych. Choć świat na zewnątrz placówki kusi wszystkimi przyjemnościami, chłopak pewnie wolałby okazanie mu ciepła i bezpieczeństwa, a nie obsypanie go podarunkami, które nie są bezinteresowne. Matka, która próbuje go z sierocińca wyciągnąć ma bowiem jasny interes i pomysł: dziecko będzie pomagać w naciąganiu naiwnych bogaczy na kasę.
sobota, 25 kwietnia 2020
Kimkolwiek jesteś. Ukryta sieć #2 - Jakub Szamałek, czyli raczej się nie schowasz...
Odkładam na chwilę kolejny pakiet z filmami i może przyjrzyjmy się kontynuacji cyklu "Ukryta sieć". O poprzedniej książce Szamałka notkę znajdziecie w zakładce "Przeczytane" na górze. Druga część jest w bardzo podobnym stylu - to thriller, w którym wątki dziennikarskiego śledztwa oraz narastającego wokół bohaterki zagrożenia, przeplatają się z odkrywaniem przed nami zagrożeń związanych z bezpieczeństwem w sieci. O ile ten ostatni wątek mnie trochę w pierwszej części drażnił, to w drugiej wypada już trochę ciekawiej, autor bowiem dotyka mechanizmów, które ze świata biznesu, przenikają powoli np. do sfery polityki. Jak wiedzę o naszych upodobaniach, sposobach spędzania wolnego czasu, przeczytanych książkach, przełożyć na preferencje wyborcze? Okazuje się, że to całkiem proste. Politycy, partie i różne grupy uczą się tego od najlepszych speców od marketingu i wiedzą gdzie uderzyć trzeba z przekazem mocnym, a gdzie po prostu siać wątpliwości, rozmiękczać lub zniechęcać do pójścia na głosowanie. I choć Szamałek podobnie jak w części pierwszej, dotyka jedynie wierzchołka góry lodowej, to i tak dla wielu ludzi ta wiedza może być szokująca. Jak łatwo udostępniamy informacje o sobie, nie chronimy ich, dajemy sobą manipulować, w dodatku ciesząc się z tego, że to takie wygodne? O konsekwencjach, o tym do czego to może doprowadzić, jakoś mało kto chce myśleć. Może więc taka forma - poprzez książkę sensacyjną, może do ludzi dotrze?
piątek, 24 kwietnia 2020
Przygodowo, czyli Gdzie jest korona Cara oraz Gdzie jest dukat Króla Zygmunta
Jako osoba wychowana na Nienackim i Niziurskim, mimo upływu lat wciąż mam sentyment do awanturniczych i przygodowych książek dla młodszych czytelników. Podsuwam je potem już nie tyle córkom, bo te również wyrosły z takich lektur, ale różnym znajomym, którzy mają młodsze pociechy. I cieszę się, że wciąż pojawiają się na naszym rynku wydawniczym nowi autorzy, nowe pozycje, że mogę je polecać innym.
Zamiast wierzyć w reklamy drukowane na okładach zagranicznych (bestseller! ... milionów na całym świecie itp.), może warto rozejrzeć się wśród naszych rodzimych pisarzy. Jednym z tych, których odkryłem ostatnio jest Artur Pacuła, mający już 4 książki przygodowe dla młodzieży na swoim koncie. Przy okazji premiery najnowszej części cyklu, otrzymałem od wydawcy również wznowienie części pierwszej i z ogromną satysfakcją stwierdziłem, że nowa szata graficzna jest dużo ciekawsza od pierwotnej. Trzeba trzymać kciuki za wydanie brakujących części z podobnymi okładkami (poniżej macie porównanie, żeby wiedzieć o co mi chodzi). Okładka świetna, a w środku?
czwartek, 23 kwietnia 2020
Międzynarodowo i różnorodnie, czyli Bille, Bułgarska róża i Miłosierny
Trzy produkcje, niby nie powalające na kolana, ale każda z nich pokazuje kawałek rzeczywistości/historii danego kraju. Łotwa. Bułgaria. Francja. Obiecuję na dniach kolejne takie pakiety.
Bille. Ciekawe podejście - opowiedzieć o swojej słynnej pisarce Vizmie Belševicy, postaci bardzo ważnej dla kultury łotewskiej, pokazując ją jako małą dziewczynkę. Tak jakby jej wrażliwość, talent, spojrzenie na świat ukształtowało się właśnie wtedy, gdy dość naiwnie próbowała dostosować się do niełatwego świata dorosłych. Wyrosła w latach 30 XX wieku, w biedzie, w domu gdzie znerwicowana i surowa matka oraz popijający ojciec, nie zawsze otaczali ją wystarczającą uwagą. Dziewczynka uciekała w świat wyobraźni, poszukiwała cudownej krainy, w której podobno nie brakuje niczego. Jak każde dziecko psoci, popełnia błędy, buntuje się...
Ładne zdjęcia. Ale czy coś więcej dobrego mogę powiedzieć o tej produkcji? Chyba niestety nie.
Bille. Ciekawe podejście - opowiedzieć o swojej słynnej pisarce Vizmie Belševicy, postaci bardzo ważnej dla kultury łotewskiej, pokazując ją jako małą dziewczynkę. Tak jakby jej wrażliwość, talent, spojrzenie na świat ukształtowało się właśnie wtedy, gdy dość naiwnie próbowała dostosować się do niełatwego świata dorosłych. Wyrosła w latach 30 XX wieku, w biedzie, w domu gdzie znerwicowana i surowa matka oraz popijający ojciec, nie zawsze otaczali ją wystarczającą uwagą. Dziewczynka uciekała w świat wyobraźni, poszukiwała cudownej krainy, w której podobno nie brakuje niczego. Jak każde dziecko psoci, popełnia błędy, buntuje się...
Ładne zdjęcia. Ale czy coś więcej dobrego mogę powiedzieć o tej produkcji? Chyba niestety nie.
środa, 22 kwietnia 2020
Płacz - Marta Kisiel, czyli mniej żartu, ale uczuć nie zabraknie
Widzę, że z każdym dniem coraz trudniej mi się mobilizować do pisania, jakaś totalna deprecha nadciąga :(
Ale póki jest jeszcze siła...
"Płacz" finał (czyżby?) tzw. trylogii wrocławskiej Marty Kisiel, cyklu z którym miałem trochę problem. Zaczynałem bowiem spotkanie z autorką (czy też wtedy jeszcze ałtorką?) właśnie od niego, od "Nomen Omen", które mnie wcale nie zachwyciło. Potem dopiero "Dożywocie" sprawiło, że odszczekiwałem swoje słowa, że ta Kisielowa to przereklamowana (dowody znajdziecie w zakładce Przeczytane). I "Toń" wydała mi się dużo ciekawsza. Na pewno była też poważniejsza i mroczniejsza niż pierwszy tom. I tak też jest i z finałem. To cykl na pewno odmienny od "Dożywocia", mniej tu humoru, zabawnych postaci, więcej za to akcji, tajemnic, napięcia. Mam wrażenie, że w takie klimaty w innych książkach Marta Kisiel wchodzi tylko na chwilę (ale potrafi to robić!), a tu zanurza nas prawie od początku. Gdyby nie to, że już trochę znamy charaktery poszczególnych postaci, mamy frajdę z różnych przepychanek między nimi, to byśmy w tym mroku zatonęli bez nawet jednego uśmiechu i sympatycznego ciepełka. A że są oni, to trochę nas w tych ciemnościach czasoprzestrzeni, duchów i potworów, coś jednak ogrzewa i światełka nadziei też nie zabraknie.
wtorek, 21 kwietnia 2020
Kobiety na pierwszym planie, czyli Vita i Virginia, Ekspedientki, Maria Królowa Szkotów, Miłość mojego brata
Vita i Virginia. Podobno poza filmem jest też książka, ale nawet nie wiem czy mam ją ochotę czytać. I nie dlatego, żebym nie wierzył w jakąkolwiek możliwość relacji Virginii Woolf z inną kobietą, ale jakoś skutecznie ten obraz mi tak spłycił jej osobowość, że wolę jednak przyglądać się ewentualnie jej twórczości, a nie roztrząsać na ile romans mógł mieć dla niej wielkie znaczenie.
Próba opowiadania w kostiumach epoki historii na wskroś współczesnym językiem, w dodatku z wtrętami rodem z jakiegoś eksperymentalnego filmu (czyli np. muzyka, taniec), może być dowodem albo szaleńszej odwagi, geniuszu artystycznego, albo też jakiejś degrengolady umysłowej i przekonania o swojej wyjątkowości. W przypadku tego filmu mamy do czynienia z drugim przypadkiem.
Próba opowiadania w kostiumach epoki historii na wskroś współczesnym językiem, w dodatku z wtrętami rodem z jakiegoś eksperymentalnego filmu (czyli np. muzyka, taniec), może być dowodem albo szaleńszej odwagi, geniuszu artystycznego, albo też jakiejś degrengolady umysłowej i przekonania o swojej wyjątkowości. W przypadku tego filmu mamy do czynienia z drugim przypadkiem.
poniedziałek, 20 kwietnia 2020
Młodość - Terrific Sunday, czyli fale nade mną
Staram się przynajmniej raz w miesiącu napisać jakąś notkę muzyczną, więc mimo, że jakoś ostatnio daleko mi po drodze z radosnym, melodyjnym graniem, to z deezera wybieram tym razem Terrific Sunday. Niech będzie, że nazwa bliższa mojemu samopoczuciu :)
A muza? Cieszę się, że w Polsce wciąż gra się takie gitarowe, ale nie za ciężkie granie. Nie jestem na bieżąco z tym co na rynku, ale mam wrażenie, że indie rock trochę odchodzi do lamusa, szuka się oryginalności, czasem na siłę. A tu proszę - w prostocie czasem jest urok.
Gra w cykora - Szilárd Rubin, czyli toksyczne związki
„Człowiek nigdy nie powinien pogodzić się z tym, co utracił”. Ten cytat trochę oddaje ducha tej powieści, w której uczucie jest zarówno czymś wspaniałym, jak i destrukcyjnym. M. gdy jej pożyczyłem egzemplarz stwierdziła, że to powieść smutna i pełna goryczy. Ja przyznaję się, że zachwyciłem się głównie warstwą językową, zaskakująco poetycką i gdyby nie realia komunistycznych Węgrzech, to raczej bym nigdy bym nie odgadł, że powstała w latach 60. Wtedy zresztą chyba przeszła trochę bez echa, odkryto ją dopiero niedawno i zyskała duży rozgłos. Autor pisał nie tylko prozę, ale podobnie jak jego bohater był również poetą, może stąd niepowtarzalny klimat "Gry w cykora".
On poeta lewicujący, w nowej rzeczywistości otrzymał szansę na studia i awans społeczny, dla niej i jej rodziny to raczej zmiana na gorsze, ale w tej rzeczywistości trudno chwalić się dawnym bogactwem czy przywilejami. Oboje młodzi, otoczeni innymi studentami, przyjaciółmi, szalejący, choć wokół raczej system temu nie sprzyja. Uczucie wybucha...
No i właśnie.
On poeta lewicujący, w nowej rzeczywistości otrzymał szansę na studia i awans społeczny, dla niej i jej rodziny to raczej zmiana na gorsze, ale w tej rzeczywistości trudno chwalić się dawnym bogactwem czy przywilejami. Oboje młodzi, otoczeni innymi studentami, przyjaciółmi, szalejący, choć wokół raczej system temu nie sprzyja. Uczucie wybucha...
No i właśnie.
niedziela, 19 kwietnia 2020
Śpiewajcie, z prochów śpiewajcie - Jesmyn Ward, czyli życie przeplatające się ze śmiercią
Gdy dotychczasowe życie się wali człowiek najchętniej zwinąłby się w kulkę i po prostu starał się odciąć od wszystkiego. W tej chwili chyba głównie książki, a może troszkę również ten blog, dają mi namiastkę takiej możliwości... Myśleć o czymś innym. Nie dać się ogarnąć do końca czarnym myślom.
Czytam. Szukam w tym ucieczki, zapomnienia. Choć nie raz lektury również mogą boleć, tak jak choćby ta. To jednak trochę inny ból, taki który próbujesz ogarnąć, pojąć jego bezmiar, przeżywasz go, ale to nie jest do końca twój ból, bierzesz go tylko małą okruszynę. Współodczuwanie daje jednak ukojenie. Skoro tamte krzywdy udało się opowiedzieć, to może i samemu uda się przejść przez wszystko i kiedyś być w stanie z większym spokojem spojrzeć do tyłu.
Wybaczcie dziwny wstęp, ale po prostu cieszę się, że właśnie dziś mogę napisać kilka zdań o tym tytule. Takim, który w wyjątkowy sposób dotyka emocji, wyobraźni, zostaje w głowie.
Każdy ma tu swój punkt widzenia, prawo do własnych emocji, ale przez to jeszcze wyraźniej doświadczamy tego jak bardzo można być blisko siebie, a jednocześnie się ranić, nie do końca świadomie.
Leonie pragnie zagłuszenia swoich lęków, ucieka w narkotyki, pragnie bliskości i dlatego tak bardzo zależy jej na powrocie męża, dzieci są trochę kłopotliwym ciężarem, choć boli ją to, że traktują jej z taką czułością jakiej by oczekiwała, sama również nie potrafi jej okazywać. Pomiędzy wyrzutami sumienia, a próbami ogarniania tego co jest w stanie, chwile gdy może odpłynąć są dla niej najważniejsze.
Jej dzieci...
Czytam. Szukam w tym ucieczki, zapomnienia. Choć nie raz lektury również mogą boleć, tak jak choćby ta. To jednak trochę inny ból, taki który próbujesz ogarnąć, pojąć jego bezmiar, przeżywasz go, ale to nie jest do końca twój ból, bierzesz go tylko małą okruszynę. Współodczuwanie daje jednak ukojenie. Skoro tamte krzywdy udało się opowiedzieć, to może i samemu uda się przejść przez wszystko i kiedyś być w stanie z większym spokojem spojrzeć do tyłu.
Wybaczcie dziwny wstęp, ale po prostu cieszę się, że właśnie dziś mogę napisać kilka zdań o tym tytule. Takim, który w wyjątkowy sposób dotyka emocji, wyobraźni, zostaje w głowie.
Każdy ma tu swój punkt widzenia, prawo do własnych emocji, ale przez to jeszcze wyraźniej doświadczamy tego jak bardzo można być blisko siebie, a jednocześnie się ranić, nie do końca świadomie.
Leonie pragnie zagłuszenia swoich lęków, ucieka w narkotyki, pragnie bliskości i dlatego tak bardzo zależy jej na powrocie męża, dzieci są trochę kłopotliwym ciężarem, choć boli ją to, że traktują jej z taką czułością jakiej by oczekiwała, sama również nie potrafi jej okazywać. Pomiędzy wyrzutami sumienia, a próbami ogarniania tego co jest w stanie, chwile gdy może odpłynąć są dla niej najważniejsze.
Jej dzieci...
Dwupak niepokojący, czyli Wieża. Jasny dzień oraz Ciemno, prawie noc
Znowu tak wyszło, że przy jednej produkcji będzie więcej zachwytu, a przy drugiej marudzenia. Niby można dostrzec pewne podobieństw, jakieś niedopowiedzenia, elementy snu, dziwnych wydarzeń, ale o ile Jagodzie Szelc wyszło coś oryginalnego, to Lankosz poległ na całej linii.
"Wieża. Jasny dzień" zachwyca klimatem, tajemniczością, możliwościami do interpretacji.
Rodzinne spotkanie, jak się domyślamy po wielu latach, choć nie wiemy z jakiego powodu, z pozoru jest sielanką, ale podskórnie cały czas wyczuwamy masę napięcia. Jego szczególnym źródłem wydaje się Kaja oraz jej relacja z siostrą Mulą. Sekrety i decyzje z przeszłości wciąż rzutują na sytuację obecną. Mula wychowuje bowiem córkę Kai i obawia się, że siostra będzie próbować nawiązać z nią jakieś relacje, a być może nawet zdradzić prawdę.
Cały czas wyczuwamy jakieś obawy, niepokój związany z obecnością dawno nie widzianej w tym domu kobiety, jedynie matka cieszy się na obecność obu córek.
"Wieża. Jasny dzień" zachwyca klimatem, tajemniczością, możliwościami do interpretacji.
Rodzinne spotkanie, jak się domyślamy po wielu latach, choć nie wiemy z jakiego powodu, z pozoru jest sielanką, ale podskórnie cały czas wyczuwamy masę napięcia. Jego szczególnym źródłem wydaje się Kaja oraz jej relacja z siostrą Mulą. Sekrety i decyzje z przeszłości wciąż rzutują na sytuację obecną. Mula wychowuje bowiem córkę Kai i obawia się, że siostra będzie próbować nawiązać z nią jakieś relacje, a być może nawet zdradzić prawdę.
Cały czas wyczuwamy jakieś obawy, niepokój związany z obecnością dawno nie widzianej w tym domu kobiety, jedynie matka cieszy się na obecność obu córek.
sobota, 18 kwietnia 2020
Szczury Wrocławia. Chaos - Robert J. Szmidt, czyli powieść idealna na czas pandemii
Powieść idealna na czas pandemii. Inspirując się prawdziwymi wydarzeniami z lat 60, a dokładniej epidemią czarnej ospy we Wrocławiu, autor opisuje działania różnych służb, reakcje ludzi, konkretne rozwiązania. Ale to nic. W klimaty PRL i całą tamtą rzeczywistość zamordyzmu wobec obywateli, Szmidt dorzuca jeszcze zombie. Wiadomo - w Stanach temat wyeksploatowany do cna, ale u nas? Nic dziwnego, że powieść zdobyła tak dużą popularność, co doprowadziło do powstania kolejnych dwóch tomów. W pewnych kręgach jest nawet dość kultowa, bo to właśnie na jej kartach chętni mogli pojawić się z imienia i nazwiska (by potem zginąć marnie). Dla mnie, w tym dziwnym czasie okazała się mało zabawna (choć takich fragmentów trochę też się tu znajdzie), a raczej przerażająca. Bezradność wobec szerzenia się "wirusa", którego nikt nie zna, nie rozumie, przedwczesna radość gdy wydaje im się, że znaleźli sposób na ograniczenie zarażeń, a potem spektakularne porażki - to nie nastraja optymistycznie wobec tego co za oknem, prawda?
piątek, 17 kwietnia 2020
Dwupak: dokument albo fabuła, czyli Maiden i Hotel Mumbaj
Nie powinienem porównywać takich produkcji, nie mają zbyt wiele ze sobą wspólnego, ale to dla mnie dowód na to, że jednak czasem lepszy jest dokument niż nawet bardzo emocjonująca fabuła nakręcona "na faktach". W obu przypadkach mamy prawdziwe historie, dużo bardzie dramatyczna jest na pewno ta druga, a mimo to właśnie pierwszą z nich ogląda się z większą przyjemnością. Dlaczego? Bo słuchamy świadków tych wydarzeń, oglądamy prawdziwe zdjęcia, żyjemy tymi emocjami. W drugim przypadku, choć fabuła daje dużo więcej możliwości podkręcenia emocji, jest ich sporo mniej.
Zacznijmy od "Maiden". Determinacja. Siła woli. I walka z uprzedzeniami. Tracy Ewards, młoda, przeciętna dziewczyna była niespokojnym duchem, nie potrafiła zagrzać długo miejsca, wciąż próbując nowych rzeczy. Pokochała żeglowanie, ale jak opowiada, zajmowali się tym głównie mężczyźni, sprowadzając takie jak ona jedynie do roli kuchcika. Ona natomiast pragnęła zakosztować tego w pełni. Skoro nikt nie chciał jej przyjąć do załogi, bojąc się też różnych problemów jakie może wywołać obecność jednej kobiety w gronie kilkunastu facetów, wymyśliła sobie, że zbierze własną, kobiecą załogę. I wystartuje z nią w jednym z najtrudniejszych wyścigów żeglarskich: Whitbread Round the World Race - regatach, które trwają całymi miesiącami.
Kto by pomyślał, że w roku 1989 wciąż tak wielu osobom na świecie w głowie tkwiło przekonanie: no przecież kobiety nie dadzą rady. Były wykpiwane, nie wierzono w to, że przepłyną choćby parę mil, oczekiwano jakichś ekstremalnych błędów i kłótni między członkiniami załogi (no bo same kobiety, nie?)...
Zacznijmy od "Maiden". Determinacja. Siła woli. I walka z uprzedzeniami. Tracy Ewards, młoda, przeciętna dziewczyna była niespokojnym duchem, nie potrafiła zagrzać długo miejsca, wciąż próbując nowych rzeczy. Pokochała żeglowanie, ale jak opowiada, zajmowali się tym głównie mężczyźni, sprowadzając takie jak ona jedynie do roli kuchcika. Ona natomiast pragnęła zakosztować tego w pełni. Skoro nikt nie chciał jej przyjąć do załogi, bojąc się też różnych problemów jakie może wywołać obecność jednej kobiety w gronie kilkunastu facetów, wymyśliła sobie, że zbierze własną, kobiecą załogę. I wystartuje z nią w jednym z najtrudniejszych wyścigów żeglarskich: Whitbread Round the World Race - regatach, które trwają całymi miesiącami.
Kto by pomyślał, że w roku 1989 wciąż tak wielu osobom na świecie w głowie tkwiło przekonanie: no przecież kobiety nie dadzą rady. Były wykpiwane, nie wierzono w to, że przepłyną choćby parę mil, oczekiwano jakichś ekstremalnych błędów i kłótni między członkiniami załogi (no bo same kobiety, nie?)...
Życie Sus - Jonas T. Bengtsson, czyli jutro będzie po wszystkim
Dziś wyjąłem ze skrzynki pocztowej kolejny tom z serii Dzieł Pisarzy Skandynawskich, a na dziś jako temat notki wybieram jeden z ostatnich tytułów tej serii. Jak zwykle jest niebanalnie!
Bengtsson zachwycił mnie już "Baśnią", a teraz ponownie dostarczył sporej dawki emocji. Przyznaję - niezbyt miłych, bo też nie ma tu nic przyjemnego. "Życie Sus", podobnie jak i życie bohaterki wypełnia brutalność i chłód. Młoda dziewczyna musiała się uodpornić, inaczej by nie przetrwała. Od dziecka przyzwyczajana była do różnych okropieństw i teraz niewiele ją rusza, a przynajmniej tak sobie wmawia. Wciąż stawia przed sobą kolejne zadania, próby, które mają uczynić ją jeszcze twardszą. Je byle co, do życia prawie nic nie potrzebuje, wszystkie siły poświęca na przygotowanie się do tego co nieuchronnie ma nadejść. Ojciec, który odsiaduje wyrok za zabicie matki, wyjdzie na wolność i ją odnajdzie. A ona musi być na to gotowa. Dlatego zbiera noże. I ćwiczy. Sprawdza, czy na pewno będzie do tego zdolna.
czwartek, 16 kwietnia 2020
Najlepsi wrogowie, czyli rozmawiać czy nie
Mam w zanadrzu chyba jeszcze kilkadziesiąt filmów i seriali popakowanych w paczki i do opisania, ale na razie łapcie coś świeżo obejrzanego (przy wpisywaniu ankiet niestety, więc jednym okiem). A jutro kolejna książka.
"Najlepsi wrogowie". Inspirowana prawdziwymi wydarzeniami opowieść trochę w stylu feel good movie - dla tych, którym ostatnio spodobał się "Green Book" będzie jak znalazł. Nie chodzi o humor, ale o wymowę filmu, o przemianę jaka zachodzi w niektórych ludziach, gdy mają okazję bliżej się poznać.
Oto Karolina Północna i początek lat 70. Niby segregacja przepisami jest zniesiona, ale tu nadal pełno jest podziałów. Rada miasta to głównie biali, którzy po cichu dogadują się m.in. z Ku Klux Klanem, żeby dawali im wsparcie przy dużych protestach czarnoskórych mieszkańców. Szkoły są oddzielne i od tego zaczyna się ta historia - gdy szkoła, w której uczą się Afroamerykanie spłonie, pojawią się naciski na integrację, co wzbudzi protesty u białych. Gubernator umyje ręce od decyzji, proponując, żeby w mieście odbyło się coś w rodzaju debaty społecznej, poprowadzonej przez specjalizującego się w takich projektach wykładowcy.
"Najlepsi wrogowie". Inspirowana prawdziwymi wydarzeniami opowieść trochę w stylu feel good movie - dla tych, którym ostatnio spodobał się "Green Book" będzie jak znalazł. Nie chodzi o humor, ale o wymowę filmu, o przemianę jaka zachodzi w niektórych ludziach, gdy mają okazję bliżej się poznać.
Oto Karolina Północna i początek lat 70. Niby segregacja przepisami jest zniesiona, ale tu nadal pełno jest podziałów. Rada miasta to głównie biali, którzy po cichu dogadują się m.in. z Ku Klux Klanem, żeby dawali im wsparcie przy dużych protestach czarnoskórych mieszkańców. Szkoły są oddzielne i od tego zaczyna się ta historia - gdy szkoła, w której uczą się Afroamerykanie spłonie, pojawią się naciski na integrację, co wzbudzi protesty u białych. Gubernator umyje ręce od decyzji, proponując, żeby w mieście odbyło się coś w rodzaju debaty społecznej, poprowadzonej przez specjalizującego się w takich projektach wykładowcy.
środa, 15 kwietnia 2020
Trzypak dramatyczny, czyli American Woman, Ostrym nożem i Zwyczajna dziewczyna
Leci do Was kolejny pakiet filmowy. I choć to tytuły mało znane, każdy z nich wart jest uwagi. Może nie są wyjątkowe, ale opowiadają ciekawe historie, poruszają...
Na początek coś zza Oceanu. American Woman. Historia kobiety, która potrafiła się podnosić po kolejnych ciosach. Gdy ją poznajemy to raczej trudno ją polubić. Imprezuje może nawet bardziej niż jej nastoletnia córka, związana jest z żonatym facetem, w nosie ma wezwania do bycia odpowiedzialną. Babcia? Jaka babcia. Dziecko to raczej kłopot niż radość... W sumie u nich w rodzinie ten schemat powtarzał się nie raz.
I nagle ginie jej córka. Nie wraca na noc. Poszukiwania nic nie dają.
Na początek coś zza Oceanu. American Woman. Historia kobiety, która potrafiła się podnosić po kolejnych ciosach. Gdy ją poznajemy to raczej trudno ją polubić. Imprezuje może nawet bardziej niż jej nastoletnia córka, związana jest z żonatym facetem, w nosie ma wezwania do bycia odpowiedzialną. Babcia? Jaka babcia. Dziecko to raczej kłopot niż radość... W sumie u nich w rodzinie ten schemat powtarzał się nie raz.
I nagle ginie jej córka. Nie wraca na noc. Poszukiwania nic nie dają.
Fiedler. Głód świata - Piotr Bojarski, czyli chyba muszę sięgnąć do źródła
Długo mi zeszło przy lekturze biografii Fiedlera. Nie dlatego, że to postać mało interesująca lub tego, że Piotr Głowacki napisał kiepską książkę. Znałem go dotąd z kryminałów, ale mam wrażenie, że dobrze poradził sobie z postawionym przed sobą zadaniem. Nie wystawia laurki, ale i nie próbuje na siłę znajdować w życiu słynnego podróżnika i pisarza jakichś sensacji i czarnych plam. Wykorzystuje okazję, by pokazać Fiedlera w chwilach, z którymi jest mniej kojarzony, które słabiej znamy, a dzięki temu jeszcze wyraźniej widzimy ten głód świata wspominany w tytule biografii, który go inspirował do końca życia.
Czemu więc wolno mi szło? W sumie trudno to wyjaśnić. Może przez sporą ilość nazwisk, dat, cytatów, czasem wydawałoby się dość mało istotnych? A może dlatego, że moje wyobrażenia o tej postaci (w dużej mierze bardzo pozytywne) trochę się zmieniły? Pasjonat, podróżnik, człowiek świetnie opowiadający o swoich przygodach, okazał się człowiekiem z dość niełatwym charakterem, a i na twórczość zaczynam patrzeć trochę inaczej. Gdy średnio polubiło się jakiegoś bohatera, drażnią jego kolejne pomysły, to i częściej odkłada się książkę na bok. Mam jednak ochotę wrócić do lektur, które pamiętam z młodości (nie tylko Dywizjon 303, ale czytałem chyba jeszcze dwa inne tytuły), by odkryć czy wciąż mogą rozbudzać wyobraźnię, czy nadal będą się wydawać tak żywe i barwne.
Czemu więc wolno mi szło? W sumie trudno to wyjaśnić. Może przez sporą ilość nazwisk, dat, cytatów, czasem wydawałoby się dość mało istotnych? A może dlatego, że moje wyobrażenia o tej postaci (w dużej mierze bardzo pozytywne) trochę się zmieniły? Pasjonat, podróżnik, człowiek świetnie opowiadający o swoich przygodach, okazał się człowiekiem z dość niełatwym charakterem, a i na twórczość zaczynam patrzeć trochę inaczej. Gdy średnio polubiło się jakiegoś bohatera, drażnią jego kolejne pomysły, to i częściej odkłada się książkę na bok. Mam jednak ochotę wrócić do lektur, które pamiętam z młodości (nie tylko Dywizjon 303, ale czytałem chyba jeszcze dwa inne tytuły), by odkryć czy wciąż mogą rozbudzać wyobraźnię, czy nadal będą się wydawać tak żywe i barwne.
wtorek, 14 kwietnia 2020
Animowane i nie dla dzieci cz. 3, czyli Anomalisa oraz Jeszcze dzień życia
Skoro wczoraj marudziłem o filmach, to tym razem, dla równowagi trzeba napisać o czymś z zachwytem. A jest o czym!
Oto trzecia odsłona odkryć animowanych, filmów, które uradują zarówno oczy, jak i serducho.
"Anomalisa" zachwyca zarówno od strony wizualnej, klimatem tej historii, jak i samą tematyką. To opowieść o samotności, tęsknocie za czymś innym, o psychice pogrążającej się w szaleństwie. Oto mężczyzna w średnim wieku, przybywa na kolejną z konferencji marketingowych, kolejnego hotelu, kolejnego miasta. Kiedyś napisał książkę, która ma sprawiać, że wydajność pracy podnosi się prawie o 100%, być może kiedyś był dobrym mówcą i motywatorem. Gdzie jednak po drodze wygasł w nim ten ogień i dziś jest raczej ponurym, zamkniętym w sobie gościem, którym nikogo by nie porwał. Rodzina, dawna miłość, która liczył, że obudzi w nim pożądanie - to wszystko coraz bardziej go dołuje. Depresja? A może objaw poważniejszych zaburzeń? Wszyscy wokół wydają mu się jedną i tą samą osobą - to zaburzenie znane jako Zespół Fregoliego, sprawia, że wszystko dla niego traci smak, kolor, przestaje być interesujące. Do czasu gdy spotyka ją...
Oto trzecia odsłona odkryć animowanych, filmów, które uradują zarówno oczy, jak i serducho.
"Anomalisa" zachwyca zarówno od strony wizualnej, klimatem tej historii, jak i samą tematyką. To opowieść o samotności, tęsknocie za czymś innym, o psychice pogrążającej się w szaleństwie. Oto mężczyzna w średnim wieku, przybywa na kolejną z konferencji marketingowych, kolejnego hotelu, kolejnego miasta. Kiedyś napisał książkę, która ma sprawiać, że wydajność pracy podnosi się prawie o 100%, być może kiedyś był dobrym mówcą i motywatorem. Gdzie jednak po drodze wygasł w nim ten ogień i dziś jest raczej ponurym, zamkniętym w sobie gościem, którym nikogo by nie porwał. Rodzina, dawna miłość, która liczył, że obudzi w nim pożądanie - to wszystko coraz bardziej go dołuje. Depresja? A może objaw poważniejszych zaburzeń? Wszyscy wokół wydają mu się jedną i tą samą osobą - to zaburzenie znane jako Zespół Fregoliego, sprawia, że wszystko dla niego traci smak, kolor, przestaje być interesujące. Do czasu gdy spotyka ją...
poniedziałek, 13 kwietnia 2020
Ciekawe życiorysy, ale..., czyli Biały Kruk i Tajemnice Joan
Po kilkudniowej przerwie ciężko notek wrócić do notek. Szkiców jednak cała masa, sporo zaległości, więc to nimi właśnie będę obdarowywał Was przez kilka dni na zmianę z nowszymi notkami książkowymi.
Na początek dwie produkcje filmowe. Ciekawe historie oparte na faktach, ale niestety na ekranie wypadają dość blado. Z różnych powodów.
W "Białym Kruku" (Ralph Fiennes nie tylko zagrał, ale i stanął z drugiej strony kamery) mam wrażenie, że zabrakło jakiejś głębi psychologicznej, czegoś co sprawiłoby, żebyśmy poczuli emocje do głównego bohatera. A jeżeli czujemy to raczej niechęć niż cokolwiek innego. Ewidentnie zapatrzony w siebie, wykorzystujący innych ludzi, zimny jak ryba, trochę zakompleksiony, ale tym bardziej gwiazdorzący - czy tak sobie wyobrażałem Rudolfa Nuriejewa, jednego z najsłynniejszych tancerzy baletowych XX wieku? Owszem - czuje się tu wysiłek, włożoną pracę, ale czy geniusz? Raczej nie.
Na początek dwie produkcje filmowe. Ciekawe historie oparte na faktach, ale niestety na ekranie wypadają dość blado. Z różnych powodów.
W "Białym Kruku" (Ralph Fiennes nie tylko zagrał, ale i stanął z drugiej strony kamery) mam wrażenie, że zabrakło jakiejś głębi psychologicznej, czegoś co sprawiłoby, żebyśmy poczuli emocje do głównego bohatera. A jeżeli czujemy to raczej niechęć niż cokolwiek innego. Ewidentnie zapatrzony w siebie, wykorzystujący innych ludzi, zimny jak ryba, trochę zakompleksiony, ale tym bardziej gwiazdorzący - czy tak sobie wyobrażałem Rudolfa Nuriejewa, jednego z najsłynniejszych tancerzy baletowych XX wieku? Owszem - czuje się tu wysiłek, włożoną pracę, ale czy geniusz? Raczej nie.
czwartek, 9 kwietnia 2020
Lala - Jacek Dehnel, czyli odkryć to co nam umyka (i życzenia)
Wielki Czwartek. Zwykle starałem się dobrać jakąś lekturę, która by zahaczała o sferę duchowości, ale w tym roku wszystko jest inne. Zostawiam Was z czymś co mocno poruszyło w ostatnim czasie. Znikam na kilka dni jak co roku. I życzę i sobie Wam zdrowia, spokoju i nadziei. O radość w tym roku trudno. Ale może to też pozwala nam wszystkim odkrywać to co czasem nam umyka, do czego się przyzwyczajamy i przez to chyba nie doceniamy jak należy. I trochę o tym też jest ta powieść.
Ładnych parę lat temu trafiłem na fragmenty audio tej powieści puszczane chyba w "trójce" i pokochałem postać babci, jej rwane opowieści, wspomnienia, które zaczynały się i urywały czasem w najbardziej dziwnych momentach. Była w tym nie tylko nostalgia, ale i dowcip, na naszych oczach ożywali kolejni przodkowie, a wraz z nimi przeróżne ich perypetie, różne czasem zwariowane, a innym razem dramatyczne decyzje. Nie o same anegdotki i wspominanie znanych postaci przecież tu jednak chodzi.
środa, 8 kwietnia 2020
Postraszmy trochę, czyli W lesie dziś nie zaśnie nikt, To my, Smentarz dla zwierzaków i Martwe zło
Pierwszą taką propozycją jest produkcja Bartosza Kowalskiego, która miała trafić do kin w marcu, ale z powodu decyzji związanych z epidemią, trafiła od razu na netflix. A trochę szkoda, bo na dużym ekranie oglądało by się to pewnie nawet lepiej niż na małym. Mimo pewnej wtórności (nawet plakat :() i braku wielkiej oryginalności, powiem wam, że to bardzo fajna rzecz. Skoro trudno u nas o wielkie budżety, super efekty i trudno o horror bardzo serio, to takie podejście - robimy coś bardziej na luzie, bez zadęcia, campowe i z założenia robimy zabawę z odwołaniem do klasyki slasherów - bardzo się sprawdza.
Fani będą zachwyceni odpowiednią ilością makabry, krzyków, odcinanych kończyn, krwi, a reszta o ile przyjmie zasady zabawy, również myślę, że będą mieli frajdę.
wtorek, 7 kwietnia 2020
Obrzydliwcy, czyli co z tymi facetami?
Pora wszystkie szkice teatralne wreszcie przerobić na notki i czekać z wytęsknieniem na powrót do teatrów. Co prawda oferta tego co można zobaczyć online rośnie, ale to jednak nie to samo.
"Obrzydliwcy". Już sam tytuł sugeruje, że łatwo i przyjemnie nie będzie. Tego możecie być pewni. Natomiast spektakl wystawiany na scenie Przodownik Teatru Dramatycznego na pewno ucieszy zwolenników rzeczy trudniejszych, wymagających skupienia, maniaków teatralnych wytrawnych. No i pewnie tych, którzy lubują się w porównaniach literatura-sztuka. Spektakl w reżyserii Marka Kality oparty jest bowiem na głośnym tytule Davida Fostera Wallace'a "Krótkie wywiady z paskudnymi ludźmi". Nie jest łatwo na pewno takiego tekstu przenieść na scenę, nie jest też łatwo tego zagrać (nie mogę zdradzać zbyt wiele), doceniam więc fakt iż udało się zarówno jedno jak i drugie. Na pewno to nie jest spektakl, po którym wychodzi się uśmiechniętym i zachwyconym, bo jednak treść mocno wbija w fotel, kogoś może oburzyć lub zniesmaczyć. Jednak na pewno zostaje w głowie, nawet jeżeli są to refleksje dość nieprzyjemne na temat tego do czego jest zdolna psychika ludzka.
"Obrzydliwcy". Już sam tytuł sugeruje, że łatwo i przyjemnie nie będzie. Tego możecie być pewni. Natomiast spektakl wystawiany na scenie Przodownik Teatru Dramatycznego na pewno ucieszy zwolenników rzeczy trudniejszych, wymagających skupienia, maniaków teatralnych wytrawnych. No i pewnie tych, którzy lubują się w porównaniach literatura-sztuka. Spektakl w reżyserii Marka Kality oparty jest bowiem na głośnym tytule Davida Fostera Wallace'a "Krótkie wywiady z paskudnymi ludźmi". Nie jest łatwo na pewno takiego tekstu przenieść na scenę, nie jest też łatwo tego zagrać (nie mogę zdradzać zbyt wiele), doceniam więc fakt iż udało się zarówno jedno jak i drugie. Na pewno to nie jest spektakl, po którym wychodzi się uśmiechniętym i zachwyconym, bo jednak treść mocno wbija w fotel, kogoś może oburzyć lub zniesmaczyć. Jednak na pewno zostaje w głowie, nawet jeżeli są to refleksje dość nieprzyjemne na temat tego do czego jest zdolna psychika ludzka.
International Burlesque show, czyli… pochwała ciała
Zachęt ze strony znajomych nie było, ale z drugiej strony ciekawość (jak zwykle) zwyciężyła i po raz kolejny nie miałam do swojej ciekawości pretensji. Lubię szukać czegoś nowego, staram nie sugerować cudzymi opiniami, nieraz trafi się coś co nie do końca spełnia moje oczekiwania, ale częściej chwytam kolejnego bakcyla i wiernie przy nim trwam.
Niemal w przeddzień kwarantanny Teatr Druga Strefa przedstawił burleskę w międzynarodowym składzie. Konferansjerkę zabawnie prowadził Dyrektor Teatru, za scenografię służyły schody i błyszczące kotary zza których kolejno wychodzili uczestnicy show. Czy było wulgarnie? Nie! Czy było erotycznie? Poniekąd.
Niemal w przeddzień kwarantanny Teatr Druga Strefa przedstawił burleskę w międzynarodowym składzie. Konferansjerkę zabawnie prowadził Dyrektor Teatru, za scenografię służyły schody i błyszczące kotary zza których kolejno wychodzili uczestnicy show. Czy było wulgarnie? Nie! Czy było erotycznie? Poniekąd.
niedziela, 5 kwietnia 2020
Kratki się pani odbiły - Jacek Galiński, czyli więzienie jej niestraszne
Pani Zofia powraca. Moje odkrycie z roku ubiegłego - cudownie wymyślona postać, bohaterka komedii kryminalnej, emerytka z piekła rodem, tak wredna, że aż bawi, tak rozbrajająca, że ją kochamy. Zofia Wilkońska jest niepowtarzalna.
I mimo całej groteski jaka jest zawarta w tych książkach, całego humoru, za każdym razem ze zdziwieniem odkrywamy, że po lekturze została nam jakaś całkiem poważna refleksja, że w tych szalonych historiach jest drugie dno. Ilu emerytów rzeczywiście bieduje jadają za parę groszy, z wytęsknieniem czekając na jakiś kontakt od dzieci, ilu interesuje się życiem sąsiadów bo nie może wytrzymać nudy, siedzenia w czterech ścianach.
W trzecim tomie Pani Zofia trafia za kratki. Tak - prokurator postanowił przycisnąć ją, nastraszyć i ma nadzieję, że w ten sposób ją złamie. Cały czas sprawa czyścicieli kamienic, machlojek finansowych, w którą przypadkowo wplątała się nasza bohaterka, ciągnie się za nią, mimo że nie do końca ona ogarnia swoją rolę. Ale tak to już jest z Wilkońską - wiele rzeczy które dla innych są oczywiste, dla niej są nowe, przyjmuje je na klatę i radzi sobie z nimi jak potrafi, wywołując czasem katastrofalne więc skutki. Nigdy oczywiście nie ma w tym jej złej woli - to samo jakoś tak wychodzi...
I mimo całej groteski jaka jest zawarta w tych książkach, całego humoru, za każdym razem ze zdziwieniem odkrywamy, że po lekturze została nam jakaś całkiem poważna refleksja, że w tych szalonych historiach jest drugie dno. Ilu emerytów rzeczywiście bieduje jadają za parę groszy, z wytęsknieniem czekając na jakiś kontakt od dzieci, ilu interesuje się życiem sąsiadów bo nie może wytrzymać nudy, siedzenia w czterech ścianach.
W trzecim tomie Pani Zofia trafia za kratki. Tak - prokurator postanowił przycisnąć ją, nastraszyć i ma nadzieję, że w ten sposób ją złamie. Cały czas sprawa czyścicieli kamienic, machlojek finansowych, w którą przypadkowo wplątała się nasza bohaterka, ciągnie się za nią, mimo że nie do końca ona ogarnia swoją rolę. Ale tak to już jest z Wilkońską - wiele rzeczy które dla innych są oczywiste, dla niej są nowe, przyjmuje je na klatę i radzi sobie z nimi jak potrafi, wywołując czasem katastrofalne więc skutki. Nigdy oczywiście nie ma w tym jej złej woli - to samo jakoś tak wychodzi...
sobota, 4 kwietnia 2020
Gra w oczko - Grzegorz Kalinowski, czyli co ty wiesz o bagnie
Po lekturze "Załogi" jakoś kręciłem nosem, a autor ostrzegł mnie, że mogę mieć te same zarzuty przy lekturze "Gry w oczko", ale nie powstrzymało mnie to przed zmniejszeniem stosu wstydu, który dzięki epidemii może wreszcie ograniczę. Od Warszawskiej Skarpy kupuję większość tytułów, więc Kalinowski czekał na swoją kolej już jakiś czas. I...
I jest dobrze. Nie mam takiego poczucia chaosu i braku połączenia między wątkami jak przy najnowszej książce tego autora. Co prawda piłka nożna nie należy do moich koników, to na szczęście wszystko jest zgrabnie wyłożone kawa na ławę, tak że i laik zrozumie skalę i rodzaje przekrętów. Pieniędzy w tym sporcie nie brakuje, więc i temat, który może podnieść ciśnienie się znajdzie. Jak są pieniądze, są i pokusy by je wydawać, a wtedy jest i żądza, jest zazdrość, są podstawy do szantażu, od razu jacyś dłużnicy i inni cwaniacy wokół... No i są media. Tak generalnie szybko można by naszkicować fabułę tego kryminału.
I jest dobrze. Nie mam takiego poczucia chaosu i braku połączenia między wątkami jak przy najnowszej książce tego autora. Co prawda piłka nożna nie należy do moich koników, to na szczęście wszystko jest zgrabnie wyłożone kawa na ławę, tak że i laik zrozumie skalę i rodzaje przekrętów. Pieniędzy w tym sporcie nie brakuje, więc i temat, który może podnieść ciśnienie się znajdzie. Jak są pieniądze, są i pokusy by je wydawać, a wtedy jest i żądza, jest zazdrość, są podstawy do szantażu, od razu jacyś dłużnicy i inni cwaniacy wokół... No i są media. Tak generalnie szybko można by naszkicować fabułę tego kryminału.
Mistrzowie, czyli zrobić z nich drużynę
Uwielbiam takie produkcje - komedie, które nie tylko wywołują dobry nastrój, ale i przełamują pewne stereotypy w myśleniu, jakieś społeczne uprzedzenia. W tym przypadku - w stosunku do osób z niepełnosprawnością intelektualną. Ci którzy stykali się z nimi wiedzą ile w nich szczerości, bezpośredniości, empatii, a to że nie zawsze tak szybko wszystko chwytają, że potrzebują czasu... cóż. Ja widać "normalni" też by pewne rzeczy zrozumieć, też potrzebują czasu. Po części wszyscy więc jesteśmy trochę niepełnosprawni intelektualnie albo emocjonalnie, skoro nie potrafimy wychwycić tego, co oni wiedzą i czują od razu. Jak mało kto potrafią też wyczuć kto jest dobrym człowiekiem, kto udaje, kto traktuje ich serio.
W tej konfrontacji pewnych uprzedzeń, zdziwień, zarówno pozytywnych jak i negatywnych tkwi potencjał komediowy tego filmu. Pewne rzeczy przerysowuje, ale nie odbiera bohaterom prawa do sukcesu, do frajdy, do poczucia że jest się częścią zespołu.
piątek, 3 kwietnia 2020
Kroniki koronawirusowe - Malcolm XD, czyli wy..chać nietoperza
Czas epidemii nie musi być wolny od kultury i różne instytucje, placówki i firmy na wszelki sposób próbują uprzyjemnić nam ten czas, dzieląc się różnymi dobrami w sieci. A i pisarze rzucili się do piór - chyba już 5 albo 6 powieści powstaje w odcinkach, a kilka z nich dotyka właśnie tego dziwnego czasu przymusowej izolacji i zagrożenia jakie niesie ze sobą wirus. Być może o którejś z nich jeszcze napiszę, ale mimo że czasu na pisanie na pewno na pracę pisarzom nie brakuje, to zastanawiam się, czy pośpiech nie wpływa trochę na słabszą jakość takiej twórczości.
Nie ukrywam, że Malcolm XD swoimi opowieściami o imigracji mnie ciut rozbawił, ale "Kroniki koronawirusowe" raz że trącą malizną, dwa że jakoś brakuje tu tej świeżości, zarówno dowcipu jak i spojrzenia na rzeczywistość. Może gdyby tak pociągnąć ten pomysł dalej, rozwinąć, nie spieszyć się...
Nie ukrywam, że Malcolm XD swoimi opowieściami o imigracji mnie ciut rozbawił, ale "Kroniki koronawirusowe" raz że trącą malizną, dwa że jakoś brakuje tu tej świeżości, zarówno dowcipu jak i spojrzenia na rzeczywistość. Może gdyby tak pociągnąć ten pomysł dalej, rozwinąć, nie spieszyć się...
czwartek, 2 kwietnia 2020
Krótka historia Stowarzyszenia Nieurodziwych Dziewuch - Helen Oyeyemi, czyli z opowiadaniami jest pewien problem
Z opowiadaniami zawsze jest pewien problem - jeżeli coś się podoba, to chciałbyś więcej, wchodzisz w kolejną historię, ale wciąż myślisz o poprzedniej, szukasz wspólnego klucza. Dlatego chyba wolę powieści.
Zbiór brytyjskiej autorki sprawił mi jednak sporo frajdy, może głównie przez nieoczywistość tych tekstów, wchodzimy z bohaterami w sytuacje, które czasem wydają się trochę groteskowe, nie dostajemy odpowiedzi na wszystkie pytania. To właśnie jednak w tym przypadku nie jest wadą, a raczej zaletą, pobudza ciekawość, zmusza do poszukiwania znaczeń, kontekstów, kluczy. Już same tytuły opowiadań świadczą o tym, że nie będzie banalnie.
Zbiór brytyjskiej autorki sprawił mi jednak sporo frajdy, może głównie przez nieoczywistość tych tekstów, wchodzimy z bohaterami w sytuacje, które czasem wydają się trochę groteskowe, nie dostajemy odpowiedzi na wszystkie pytania. To właśnie jednak w tym przypadku nie jest wadą, a raczej zaletą, pobudza ciekawość, zmusza do poszukiwania znaczeń, kontekstów, kluczy. Już same tytuły opowiadań świadczą o tym, że nie będzie banalnie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)