Henning Mankell to w Polsce od kilku lat nazwisko natychmiast kojarzone z dobrymi, troszkę depresyjnymi kryminałami oraz ze słynnym detektywem Kurtem Wallanderem (już nawet dwóch ekranizacji doczekały się jego sprawy, w tym ciekawego serialu z Kennethem Branaghiem). Moda na literaturę skandynawską na dobre rozszalała sie po sukcesie promocyjnym Millenium, można jedynie żałować, że ograniczamy sie tylko do kryminałów i pewnie jak wcześniej z fantastyką (po roku 1989 gdy rynek się unormalnił) - wydawcy najpierw podadzą nam perełki, ale potem nie spodziewajmy się, że każda książka będzie równie dobra. Mankell akurat wyróżnia sie na plus z tego zalewu książek wydawanych np. w ramach "czarnej serii".
I podziękowania należą się "Polityce", która od kilku lat wydaje jego książki w ramach akcji wakacyjnych - dzięki temu można za 15 złotych uzupełniać zaległości w biblioteczce. Tym razem na ferie (Zima z kryminałem) wydano zbiór pięciu opowiadań o początkach kariery inspektora Wallandera (czyli taki niby prequel) - w Szwecji wydany w jednym tomie pt. Piramida, u nas w 3 niewielkich książeczkach.
Pierwszy tom serii zawiera dwa opowiadania: „Cios” i „Szczelina”. Pierwsze z nich to początki kariery Mankella - pracuje jako zwykły policjant patrolujący ulice, nienawidzi tej niewdzięcznej pracy i marzy o policji kryminalnej. Jest młody i wszystkiego się uczy, ale ma już pewne cechy, które potem będą z nim tak mocno nam się kojarzyć - wspaniała intuicja i niestety lekceważenie wszelkich procedur - często pewne tropy sprawdza sam i ładuje się przez to w niezłe problemy. Akcja „Szczeliny” to już rok 1975 i praca w wydziale przestępstw kryminalnych w Malmö, ale Wallander już zamieszkuje razem ze swoją żoną w Ystad (miejsce, gdzie będą miały miejsce wszystkie jego kolejne sprawy).
Opowiadania „Mężczyzna na plaży” i „Śmierć fotografa” rozgrywają się pod koniec lat 80. Kurt Wallander od dawna mieszka już w Ystad i jest najlepszym śledczym tamtejszej komendy. Ma tu już około 40-stki , prywatne życie już zaczyna mu się komplikować, a praca często staje się sposobem na to by zapomnieć o samotności. Wreszcie tytułowe opowiadanie zbioru czyli „Piramida” - rok 1989 i sprawa przemytu dużej ilości narkotyków, ale też szalona wyprawa Wallandera za zdziwaczałym ojcem do Kairu.
Wallander, jakiego znamy i lubimy to zgorzkniały policjant po przejściach. Świetny w tym co robi, choć często czuje sie bezradny wobec tempa przemian społecznych (i świata przestępczego również). Jego refleksje i spojrzenie na Szwecję końca XX wieku - z jej problememi, z imigracją, z rozwarstwianiem się społeczeństwa, z młodymi, którzy za nic mają reguły i wartości ich rodziców - to wszystko stanowi dodatkową przyjemność lektury książek Mankella. Bo jego książki to po prostu świat normalnych ludzi - policjantów, którzy mają rodziny, chorują, mają zwątpienia i społeczeństwa - rodziny, sąsiedzi, świadkowie, w których życie nagle wkrada sie jakaś tragedia. Przestępcy to często wydawało by się przeciętni ludzie, których nikt by nie podejrzewał o zamiary zbrodnicze (np. pasmanteria prowadzona przez dwie staruszki jako punkt kontaktowy dla dilerów). Warstwa psychologiczna i obyczajowa u Mankella jest równie ciekawa i ważna jak sama zagadka kryminalna. No i jeszcze ten specyficzny chłodny i mroczny klimat tak częsty w literaturze skandynawskiej - może wpływ ma na to pogoda (jak nie śnieg to błoto), może troszkę inne podejście do życia i problemów - trudno ocenić... Ale podobnie jak u Krajewskiego ten klimat i duszna atmosfera stanowi, że każda historia wydaje nam się ciekawa i oryginalna nawet gdy ktoś kryminałów przeczytał setki.
Wallander im starszy tym lepszy więc jeżeli ktoś zaczyna kontakt z jego sprawami to lepiej zacząć od powieści np. od "Mordercy bez twarzy" ale i te opowiadanka to czysta przyjemność. Oto policjant, który mimo pewnych wątpliwości i kryzysów, konfliktów z przełożonymi po prostu robi swoje - bo wierzy w sens tej pracy i w sprawiedliwość, no i niestety bo nie ma innego pomysłu na życie. To nie superman, ale człowiek doświadczający strachu, samotności, emocjonalnej pustki, przemijania. Po prostu ciekawa i realistyczna postać, a nie papierowy i oderwany od życia idol.
możesz zobaczyć także: Kot który rozmawiał z duchami
Wallander, jakiego znamy i lubimy to zgorzkniały policjant po przejściach. Świetny w tym co robi, choć często czuje sie bezradny wobec tempa przemian społecznych (i świata przestępczego również). Jego refleksje i spojrzenie na Szwecję końca XX wieku - z jej problememi, z imigracją, z rozwarstwianiem się społeczeństwa, z młodymi, którzy za nic mają reguły i wartości ich rodziców - to wszystko stanowi dodatkową przyjemność lektury książek Mankella. Bo jego książki to po prostu świat normalnych ludzi - policjantów, którzy mają rodziny, chorują, mają zwątpienia i społeczeństwa - rodziny, sąsiedzi, świadkowie, w których życie nagle wkrada sie jakaś tragedia. Przestępcy to często wydawało by się przeciętni ludzie, których nikt by nie podejrzewał o zamiary zbrodnicze (np. pasmanteria prowadzona przez dwie staruszki jako punkt kontaktowy dla dilerów). Warstwa psychologiczna i obyczajowa u Mankella jest równie ciekawa i ważna jak sama zagadka kryminalna. No i jeszcze ten specyficzny chłodny i mroczny klimat tak częsty w literaturze skandynawskiej - może wpływ ma na to pogoda (jak nie śnieg to błoto), może troszkę inne podejście do życia i problemów - trudno ocenić... Ale podobnie jak u Krajewskiego ten klimat i duszna atmosfera stanowi, że każda historia wydaje nam się ciekawa i oryginalna nawet gdy ktoś kryminałów przeczytał setki.
Wallander im starszy tym lepszy więc jeżeli ktoś zaczyna kontakt z jego sprawami to lepiej zacząć od powieści np. od "Mordercy bez twarzy" ale i te opowiadanka to czysta przyjemność. Oto policjant, który mimo pewnych wątpliwości i kryzysów, konfliktów z przełożonymi po prostu robi swoje - bo wierzy w sens tej pracy i w sprawiedliwość, no i niestety bo nie ma innego pomysłu na życie. To nie superman, ale człowiek doświadczający strachu, samotności, emocjonalnej pustki, przemijania. Po prostu ciekawa i realistyczna postać, a nie papierowy i oderwany od życia idol.
możesz zobaczyć także: Kot który rozmawiał z duchami
Trochę z innej beczki. Ostatnio przeczytałem na filmweb recenzje redaktora serwisu o serii pierwszej serialu szwedzkiego wydanej na dvd parę lat temu.recenzja napisana pod tezę, ze "flaki z olejem", że "w ogóle nie rozumiem" co ludzie widzą w prozie Mannkella. Chodzi mi o to, ze facet pisze o czymś czego nie czytał, czego nie oglądał.Ale cieszy się bo dał chwytliwy tytuł i poszedł w poprzek zdania miłośników prozy skandynawskiej. Mnie przeraża taka dezynwoltura dziennikarza i pisanie o rzeczy, której się nawet pobieżnie nie poznało. Dlatego dziękuję, ze Pan znajduje czas na czytanie, oglądanie i chce się jeszcze tym dzielić z innymi.Chyle czoła przed prawdziwym humanistą -zgodnie z renesansową definicją :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję za dobre słowo, ciepło robi się na serduchu, że te moje wypociny ktoś czyta, że komuś się to podoba.
Usuń