Brrr... Już dawno mnie tak nie zmroził żaden film. Już sam początek zapowiada, że będzie wbijać w fotel - żadnych napisów, wstępu, ale od razu jesteśmy świadkami sceny gdy młody chłopak siedząc na kanapie, ogląda telewizję. Po chwili wchodzą do mieszkania wezwani przez niego pielęgniarze z pogotowia - matka przedawkowała. Gdy się nią zajmują - on nadal ogląda telewizję. I taki jest nasz bohater - wydawałoby się nieczuły, zimny, obojętny na to co się dzieje. Totalnie bezradny wobec otoczenia i wydawałoby się mało inteligentny, jednak to może być tylko jakaś poza, mechanizm obronny - tego się jedynie domyślamy. Chłopak nie wiedząc co ze sobą zrobić prosi o pomoc babcię, mimo, że nie utrzymywali kontaktów. I tak poznajemy dom i rodzinę Josha (zwanego J.), od której jego matka próbowała trzymać go z daleka. Dzięki jego relacji poznajmy kolejnych wujków, relacje panujące w domu - cała prawie rodzina utrzymuje się z jakichś dziwnych interesów albo przestępczości - jak nie napady na banki, kradzieże, to handel prochami. I taka rodzina ma być teraz jego oparciem.
Gdybyśmy skupili się tylko na akcji musiałbym Wam zdradzić kilka szczegółów - najprościej można to opisać w trzech zdaniach. Policja od dawna ma na oku rodzinę Codych, a szczególnie ma oko na ukrywającego się najstarszego z wujów chłopaka "Papieża", możemy jedynie podejrzewać, że za obserwacją stoją przekupni gliniarze, którzy coś do niego mają - nie mogąc go dopaść, zabijają jego brata. Gdy Pope organizuje zemstę i wspólnie z innymi członkami rodziny mordują dwóch policjantów, zaczyna się totalna obława i próby wykończenia wszystkich braci, policja próbuje zmusić do zeznań chłopaka, którego uznali za najsłabszy punkt rodziny. Gdybyśmy organiczyli się do tej treści to mielibyśmy mniej lub bardziej wiarygodny kryminał (coś za często policja tu używa broni) czy sensację. Ale przecież nie to jest tu najważniejsze.
Cała rodzina Cody to z jednej strony wspólnota, więzi i wspieranie się, a z drugiej strony traktowanie wszystkich spoza rodziny jako elementów nieistotnych, wrogich. "Głowa rodziny", czyli ich matka ma dla nich czułość, wyrozumiałość, mimo, że świetnie zdaje sobie sprawę, że są przestępcami. Ba! Będzie ich bronić jak lwica gdy przyjdzie taka potrzeba. Jej łzy po stracie syna są autentyczne, ale choć jest świadoma co (albo kto) do niej doprowadziło, żyje tak jak dotąd całe serce poświęcając pozostałym dzieciom. Jeżeli występujesz przeciw nim to znaczy, że dokonałeś wyboru i rodzina cię przekreśla, usuwa cię jak wrzód. A wszystko to tak cholernie na zimno - jedyne emocje to te gdy okazuje się komuś ciepło i wsparcie, by po chwili bez żadnych emocji zrobić coś potwornego. Każdy z wujów chłopaka to postać warta opisania - każdy inny, ale mimo różnic (lęki, sadyzm, niezdecydowanie), wydaje się, że każdy z nich już dawno zatracił granice między dobrem, a złem - jedyną wartością jaką uznają jest rodzina. Ten chłód, bezlitosność w czynach i sądach, zdolność do największego nawet draństwa, albo przyglądania się jak jest dokonywane była dla po prostu porażająca.
Tu próby rozgryzania psychologicznego postaci nie na wiele się przydadzą. Nic nie jest proste - chyba, że wszystkich nazwiemy (prawników i policjantów też) zwyrodnialcami czy psychopatami. Drażni nas ta obojętność emocjonalna wobec zła, pogoń za zemstą, chłód, a jednocześnie wciąż szukamy odpowiedzi dlaczego - skąd to się bierze w ludziach? Ten chłopak, który widzimy, że szuka jakiegoś oparcia, mimo przerażenia czy braku zgody na to co się dzieje, wciąż z rodziną się identyfikuje. Czy świat poza rodziną wydaje mu się jeszcze bardziej groźny i zły?
Australijski film debiutującego Davida Michôda to dość wstrząsający obraz tego jak wiele w człowieku jest ze zwierzęcia. Gdy stłumi w sobie uczucia, nie dostrzega wartości to reaguje zgodnie z najbardziej pierwotnymi i potwornymi instynktami.
Australijski film debiutującego Davida Michôda to dość wstrząsający obraz tego jak wiele w człowieku jest ze zwierzęcia. Gdy stłumi w sobie uczucia, nie dostrzega wartości to reaguje zgodnie z najbardziej pierwotnymi i potwornymi instynktami.
Mocna rzecz - ciekawa, ale niełatwa. Warto zwrócić uwagę zarówno na zdjęcia jak i na muzykę dopełniającą obraz. I na kapitalną rolę matki czyli Jacki Weaver.
Ja się nie nadaję do oglądania takich filmów, ale mężowi polecę.
OdpowiedzUsuńtvp może nada ten film w pierwszy dzień świąt bożego narodzenia.....podobnie jak Patrycja nie widzę się jako oglądacz tego dzieła
OdpowiedzUsuńto mało świąteczna propozycja... nie namawiam - starałem się napisać o swoich wrażeniach, ale zdaję sobie sprawę, że to kino nie dla każdego. po postaci mordercy z "To nie jest kraj dla starych ludzi" nie sądziłem, że coś mnie jeszcze zaskoczy, ale ten film ewidentnie będzie mi jeszcze długo zalegał w głowie niektórymi obrazami gdy powtarzałem sobie "tylko nie to, nie no bez przesady, niech ktoś go powstrzyma...". I bynajmniej nie ma tu epatowania krwią, agresją - może ldatego jeszcze bardziej tak porusza, że jest prawie bez emocji... nie pozostaje bez konsekwencji jak w produkcjach typu "ich 12 on jeden ale i tak ich załatwił", ale o tych konsekwencjach nikt nie myśli - tak jakby nie można było inaczej.
OdpowiedzUsuń