piątek, 5 sierpnia 2011

Woodstock dzień pierwszy, czyli za chwilę będzie ciemno!

Choć w kilku słowach bo boję się, że laptop nie wytrzyma do końca, ale warto pisać na gorąco, bo potem dużo rzeczy umyka. O samym festiwalu, drodze na niego (koszmarnej) i otoczce mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja napisać. Na pewno ten festiwal się bardzo zmienia, trochę zmieniają się też ludzie, którzy na niego przyjeźdżają... Generalnie mam nadzieję, że więcej napiszę już z domu a teraz skupię się tylko na muzyce...


Na otwarcie projekt Grechuta czyli Platou z zaproszonymi gośćmi - to był całkiem fajny wstęp i w miarę dobrze przyjęty przez publikę (jeszcze wtedy przed sceną nieliczną) - wspólne śpiewanie znanych tekstów, calkiem fajne wersje (choć mnie trochę wokalista drażnił) - no i po tylu latach usłyszeć Martynę Jakubowicz na żywo świetna sprawa (bo Marek Jackowski lepiej by nie śpiewał)... Ach no i jeszcze Tytus (Acid Drinkers) w takim repretuarze, że szczęka opada...
Potem całkiem fajne i dość ostre Chili - młoda polska kapelka łącząca punkowe brzmienie z funky - było więc i do poszalenia i do poskakania, gitarki ładnie rzęziły, a towarzystwo szalało pod grzybkiem (pewnie widzieliście migawki z kąpieli błotnych). Materia - dla mnie trochę przy ostre - to już death metal i jakoś mało strawne, ale za to kolejny w miarę młody zespół czyli Raggafaya zdecydowanie wprawił mnie w dobry nastrój - połaczenie reggae i ska - więcej skakania niż bujania, fajny rozbudowany skład...
Kumka Olik jakoś początkiem mnie nie zachwyciła ale może dobrze bo i tak miałem zamiar zabrać żonkę na scenę folkową - akurat zaplanowałem występ kapeli "Podoba mi się" i choć trochę się spóźniliśmy to mogliśmy jeszcze z pół godzinki się bawić przy tych rytmach - folk bardzo radosny - trochę reggae, ska i wygłupów z pogranicza kabaretu czy piosenki autorskiej - jajcarskie teksty, zabawa na scenie i wśród publiki (harmnia i saksofon dają fajny klimat tej skocznej muzyce).
Kapele z Niemiec mnie jakoś nie powaliły - Donats, który niby miał być punkowski to taki trochę baby metal - popowo rockowe brzmienia, a kolejna kapela Heaven Shall Burn to znowu coś bardzo ostrego - trash (choc jeden z odwiedzających zwrócił mi uwagę iż kapela nie gra trash - no dobrze może było to tylko moje wrażenie - kapela gra melodic death metal albo metalcore), a ja mimo, że czasem lubię takie klimaty wolałem znowu spod sceny głównej przenieść się na flkową na klimaty irlandzkie. Najpierw Circle of Bards z Lublina - raczej balladowo a muzycznie chyba bliżej nawet szant niż Irlandii ale całkiem ok. No a potem to co miało być przebojem wieczoru (wiedziałem z poprzednich koncertów czego się spodziewać) czyli Carantuohill - dużo tańca, przeplatanego pięknymi balladami (świetny głos Kasi), kapitalna atmosfera - mimo, że to tylko mała scena to ciasno i tłum ludzi - oczywiście i skakanie i przenoszenie ludzi na rękach przez tłum pod scenę, jakieś wężyki :) W kawałkach instrumentalnych ogromny żywioł - rozkręcane były do otrego tempa, a gdy wydawało nam się, że to koniec, chłopaki zaczynali od nowa... Brawa dla wszystkich - nie tylko dla skrzypka, który błaznował i budował kontakt z publiką. Pod  koniec jeszcze niespodziewany gość - Marek Belka, który ma jutro spotkać się z ludźmi w ramach ASP - tu wpadl aby się przywitać a my zażądaliśmy by zaśpiewał :) Ach no i na finał świetna kawałka Kate Bush - piękny koncert. Trudno się rozdwoić bo niestety świetny koncert na dużej przeszedł nam w sporej części koło nosa - Zebrahead to właśnie punkowska energia, której trochę brakowało niemieckiem poprzednikom.
Teraz gra Blockx - sporo coverów, fajne rock'n'rolle ale zagrane ostro, trochę rapu (to taki niby Linkin Park), fajna muza ale wkurzające jest wciąż nazywanie publiki mother f...ers... Czekamy jeszcze na Skindread - sporo sobie po nich obiecuję - to takie Ragga metal czyli mieszanka wybuchowa, która może świetnie wypaść na koncercie. Na razie w namiociku na wzgórzu skąd świetny widok (i słuchalność), a że noc długa (koncerty dziś chyba do 2,30) to nie wiem o której pójdziemy spać...
Ale wolałem to spisać na gorąco bo jutro bym połowę zapomniał tak jak np nazwiska wokalistki śpiewającej z Carrantuohill.... aha - skąd tytuł posta - otóż całe pole namiotowe wciąż żyje (nawet w nocy) - cięzko czasem spać ale o dziwo nie ma jakichś awantur czy kłótni a raczej duże zrozumienia. Kto widział "Rrrrr" ten pewnie zna ten dowcip tu bardzo popularny - z jakiegoś namiotu wrzask: zaraz będzie ciemno, a z wielu miejść dochodzą krzyki: ZAAAAmknij się!

7 komentarzy:

  1. Zazdroszczę z całego serca! I ślę serdeczne pozdrowienia z biblioteki:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie wyruszam :) Do zobaczenia zatem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja w tym roku podarowałam sobie Woodstock, bo się szykuję na festiwal w Cieszanowie. A tymczasem- udanego woodstockowania :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ha wszystkim bardzo dziękuję i wszystkich pozdrawiam bardzo gorąco!

    OdpowiedzUsuń
  5. "baby metal" - kupuje to! :):):)
    KaFe

    OdpowiedzUsuń
  6. Heaven Shall Burn - thrash? Polecam wygooglać kapelkę zanim się walnie babola na blogu:D

    OdpowiedzUsuń
  7. cóż może i babol, ale pisze o swoich odczuciach i wrażeniach - przecież oni się nie przedstawiali że grają nie trash tylko death metal :) jak usłyszałem pierwsze numery to jak napisałem już byłem w drodze do sceny folkowej, ale może skoro tak miło zwraca mi się uwage to jeszcze zrobię korektę
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń