piątek, 12 sierpnia 2011

Ty i ja, i wszyscy, których znamy, czyli każdy jest troszkę kopnięty

Rany, jakie czasem dziwactwa można znaleźć w TV Kultura :) Ale choćby z ludzkiej ciekawości i dla kilku scen czasem warto obejrzeć do końca. Bo nie ukrywam, że miałem ochotę wyłączyć  - to chyba nie był mój dzień na tego typu produkcje :) Reżyserka Miranda July zafundowała nam cały szereg dość dziwnych bohaterów i kazała im wyprawiać bardzo dziwne rzeczy bynajmniej nie tłumacząc nam po co mają to robić... Zaczyna się od sceny (chyba mogę zdradzić?) gdy żona Richarda każe mu się wyprowadzać (chce separacji), a on zamiast cokolwiek powiedzieć wychodzi przed dom i podpala sobie rękę... Potem równie dziwacznych scen jest sporo. W skrócie: dość ekscentryczna i niespełniona artystka Christina (zajmuje się głównie sztuką video) podkochuje się w Richardzie i stara się zwrócić na siebie uwagę (skarpetki na uszach), on sam pomieszkuje w jakiejś klitce wraz z synami, z którymi ma niestety niewielki kontakt (a oni siedzą głównie na seks-czatach)... Christina i Richard niby sa w centrum tej fabuły, ale do tego mamy postacie niby drugoplanowe, ale zajmujące tu swoimi historiami całkiem sporo miejsca - wypalona i samotna kuratorka w muzeum sztuki nowoczesnej, kolega z pracy, który świntuszy z dwoma nastolatkami z sąsiedztwa, a gdy one przychodzą do niego nagle panikuje, para starszych ludzi. Każdy na swój sposób tak naprawdę sam, zagubiony, szukający ciepła i miłości na przeróżne czasem dość dziwaczne sposoby...
Dużo naszej uwagi przyciągają sceny gdy July tworzy swój performance, duże fragmenty filmu tez wyglądają tak jakby ktoś się trochę zatrzymał i bawił tylko jednym zdarzeniem czy symbolem. Akcji jest niewiele, atmosfera jest lekko senna, za to prawie każda z pojawiających sie postaci jakoś wikła się w sytuacje z podtekstem seksualnym (nawet 5-latek). Wszystko to sprawia dziwne wrażenie - można by niby traktować to jako film artystyczny, ale po pierwsze mam wrażenie, że różne rzeczy powkładane tam sa bez ładu i składu (po to żeby było dziwniej albo prowokująco?) oraz, że to wszystko już widzieliśmy i to nieraz.
I smutno i śmiesznie jednocześnie. Na pewno nie jest to romansidło, choć na pewno specyficzna opowieść o uczuciach. Każdy z tych dziwaków na swój sposób pragnie miłości, jakiejś odrobiny magii, która by odmieniła ich życie, choć czasem też się tej zmiany i miłości boi, ucieka. A więc mimo tych wszystkich udziwnień opowiada o dośc ważnych sprawach - tyle, że jakoś tak... inaczej. 
Reżyserka sama napisała scenariusz i w filmie zagrała - widać, że włożyła w to dużo swojej wrażliwości, a może powinienem napisać tęsknoty i szaleństwa? Dostała za niego sporo nagród (m.in. w Cannes i Sundance), więc jeżeli jesteście ciekawi to może warto sięgnąć? W końcu mimo, że miałem na to ochotę ja też obejrzałem do końca i nie żałuję...
Momentami poetyckie, z fajnymi nastrojami budowanymi muzyką, a miejscami mało strawne i na siłę udające jakąś wartośc artystyczną, którą widz ma kontemplować...  

trailera nie znalazłem, ale za to okazało się, że film jest chyba w całości na youtube - jak widać ma jednak sporą grupę fanów... No ale to widać kwestia wrażliwości albo podobnego szaleństwa. Bo każdy jest troszkę kopniety tyle, że może w inny sposób :)

ps. chyba i na mnie pryszedł czas aby się pochwalić zakupowym stosikiem - zebrało sie z jednego tygodnia tego trochę (bo jak tu nie korzystać z przecen), więc jutro pewnie notka stosikowa.

5 komentarzy:

  1. Miałam b. mieszane uczucia. Ten film był dla mnie na tyle nieznośny, że chyba w połowie odpadłam;( Podobnie jak Ty uważam, że całość w zamyśle miała być chyba wielką sztuką, a wyszła podróbka.

    OdpowiedzUsuń
  2. ale parę scen ciekawych :) jest trochę filmów, które ewidentnie dzielą - dla jednych są nieznośne i niezrozumiałe, dla innych dziełem sztuki a ci co ich nie lubią są uważani za ignorantów... ale tym razem ewidentnie mimo nagród uważam ten film za dziwaczny i przekombinowany

    OdpowiedzUsuń
  3. Na dobrą sprawę w każdym filmie i książce można znaleźć parę ciekawych scen;)
    Przekombinowany - dobre określenie. Uściślę ocenę - mnie się ten film nie podobał. A czy jest dobry czy zły - kto to naprawdę wie?:)

    OdpowiedzUsuń
  4. w takim razie polecam zaznajomienie się ze sztuką samej Mirandy July- to artystka typu "człowiek-orkiestra", zadziwia pomysłowością, wyobraźnią i lekkością w operowaniu wieloma dziedzinami sztuki. Sceny udziwnione, racja, ale myślę, że dzięki temu zapadają w pamięci.
    I z pewnością momenty takie jak podpalanie dłoni, modlitwa za złotą rybkę która zaraz umrze, pantofelki z napisami "me" i "you", czy wieszanie obrazka z ptakiem na drzewie w ogrodzie, miały na celu przekazanie czegoś więcej niż jedynie podkreślić dziwaczność bohaterów.

    OdpowiedzUsuń
  5. cieszę się, że jest ktoś kto ten film rozumie i chołubi. Dla mnie niestety natężenie tych dziwnych pomysłów powoduje, że robi się to mało czytelne. Podkreślam, że dla mnie - masz prawo do innej oceny

    OdpowiedzUsuń