poniedziałek, 14 października 2024

Pan Hoho, czyli najpierw się kłaniamy, przytakujemy, a potem...

MaGa: Gdybym miała określić ten spektakl jednym słowem, powiedziałabym: wyśmienity. Jest jak dobrej jakości wino gdzie: kolor, smak i zapach stanowią jedność. I tak jest z tym spektaklem. Jest mądry, zmusza do refleksji, zgromadził świetną obsadę z mistrzowsko zagranym tytułowym bohaterem w kreacji Krzysztofa Dracza.


Robert: Jeżeli porównujemy do wina, to dodałbym że docenia się to dopiero po pewnym czasie, nie od pierwszego łyku :) Zdecydowanie - tu trzeba zobaczyć cały spektakl, by powiedzieć: obejrzałem coś interesującego. Nawet jeżeli wcześniej przychodziły do głowy myśli w stylu "WTF?", to potem wszystko się zaczyna układać. Są tu elementy groteskowe, wszystko ma jednak swoje uzasadnienie...


MaGa: Żyjemy w czasach względnego dobrobytu, gdzie demokracja, wolność jest naszym udziałem. Na wielu płaszczyznach osiągnęliśmy to co pragnęliśmy osiągnąć. Jeszcze mamy pokój, pracę i spokój. Wypadałoby się cieszyć. Jednak ten względny dobrostan doprowadził do tego, że tracimy czujność nad pewnymi aspektami życia wokół nas. A przecież jak dobrze się rozejrzeć co jakiś czas pojawiają się „na afiszach” ludzie, którzy uznając, że są na dole piramidy społecznej, a należy się im więcej robią wszystko, by niecnymi środkami i manipulacją zdobyć władzę, przy okazji burząc ład społeczny. Zupełnie jak Pan Hoho.



Robert: Rozumie skąd w Tobie takie przemyślenia, bo widząc niektóre zachowania bohatera i jego argumentację, nie można się oprzeć odnajdywaniu pewnych podobieństw wokół nas, w życiu publicznym, czy polityce. Dla mnie to jednak przede wszystkim ciekawe uchwycenie mechanizmu zmiany zachodzącej nie tylko w innych, ale i w głównej postaci. Nie tyle więc kontekst społeczny dla mnie był najciekawszy, co raczej psychologiczny. Oto człowiek, który ma wiele kompleksów, podejrzewa wszystkich o to, że się z niego wyśmiewają za plecami, że go nie szanuję, nagle jakby nabiera pewności siebie i staje się mistrzem w manipulacji innymi. Wszystko po to, by poczuć władzę, poczuć moc... Choć nadal czujemy jak wiele w nim lęku, który próbuje przykryć agresywnością.

MaGa: Mikroświat Pana Hoho to garstka ludzi. Jednak jemu to wystarcza, by ich spolegliwość na jego dziwactwa powolutku pozwoliła budować mu wizję siebie samego jako ofiary. Ich początkowa obojętność, pasywność przechodząca z czasem w posłuszeństwo – wyniesione zapewne z dzieciństwa i kultury – w Panu Hoho wzbudzają początkowo władczość a następnie agresję. Widać jak zaczyna tworzyć się dyktator, człowiek władzy. Aż boli gdy widzimy powiązania ze sztuki z czasami dobrze nam znanymi i nieodległymi.

 

Fot. ze strony Teatru Polonia
Robert: Początkowo bowiem całkiem łatwo uwierzyć w to, że nic się nie stanie jeżeli na chwilę przyklasną lokatorowi - niech się dobrze poczuje, może będzie milszy, bardziej uśmiechnięty, mniej mrukliwy... A w realu ludzie mogą sobie myśleć: może w tym co mówi, coś jest, może warto spróbować tego "lekarstwa" jeżeli inne nie działają... Potem dziwimy się, że Hitlera wybrano w wyborach demokratycznych, ale przecież początkowo nie obiecywał wojny, mordowania, tylko obiecywał że przywróci ład, że stworzy silny kraj, że będzie panować prawo i sprawiedliwość. 


MaGa: Kiedy uprzejma gospodyni, studentka psychologii i stary dziennikarz stworzą odpowiednie warunki, człowiek pokroju Pana Hoho może w łatwy sposób przeobrazić się z rzekomej ofiary w oprawcę. Kiedy Hanna Śleszyńska, uznając, że to jedynie zabawa (taka gra), całuje owłosione nogi Dracza wygląda to komicznie. Kiedy młodziutka Pola Błasik oddaje mu swoje ciało czujemy niesmak, ale kiedy Krzysztof Stelmaszczyk namówiony przez kobiety – wbrew sobie – dla świętego spokoju przyznaję rację Panu Hoho, to już wiemy przekroczona została cienka granica, która z posłuszeństwa staje się wadą i dla innych będzie destrukcyjna.


Robert: Ostatni bastion sprzeciwu wobec kłamstwa i głupoty upada, prawda? No co mi zależy, przecież może rzeczywiście wtedy odpuści, da spokój, zadowoli się tym, że będzie się do niego zwracać z jakimś szczególnym tytułem. Nawet jeżeli na innych znalazł jakiś sposób, haki albo obietnice, to zawsze jakoś pewniej człowiek się czuje, gdy widzi, że jest jakiś głos rozsądku, ktoś kto nie boi się mówić prawdy. Jeżeli i on zostanie złamany, ciężko wyobrazić sobie powrót do normalności.



MaGa: Ten spektakl to aktorski popis Krzysztofa Dracza. On jak nikt inny potrafi pokazać dwoistość natury bohatera, skupić na sobie uwagę, zagrać groteskę, ironię, zagrać postać niejednoznaczną. To dzięki jego grze widzimy tę niewidzialną granicę gdzie urojenie przechodzi w rzeczywistość. Jak zwykły, szary urzędniczyna przeistacza się w dyktatora. Zapewne nie wypadłoby to tak dobrze gdyby nie gra pozostałych aktorów. To ich świetne kreacje przechodzące od obojętności na dziwactwa Hoho poprzez bezkrytyczne oczekiwanie, że ktoś inny powie za nich: „dość!” są pięknym dopełnieniem tematu sztuki.


Robert: Tak- na ich i na naszych oczach szary człowieczek rośnie w oczach i zmienia się w potwora. O ile może to początkowo wydawać się fascynujące ("ach wydobędę z niego mężczyznę, niech przez moment nabierze pewności siebie"), czy do zaakceptowania ("no tak mi go szkoda, przecież nic się nie stanie jeżeli powiem mu: Panie prezesie"), z czasem budzi przerażenie. Nie bardzo rozumiałem zmienność Melindy (Pola Błasik), raz frywolnej, raz chłodnej, nie jest jasne czy miało to wynikać z jej niestabilności emocjonalnej, czy też miał to być eksperyment psychologiczny w wykonaniu studentki. Za to Śleszyńska jako gospodyni, próbująca zachować jakąś harmonię wśród lokatorów, świetna! No i te skrywane przed światem żądze :) Stelmaszyk miał niestety najmniej przestrzeni do pokazania czegoś więcej... Przyznaję jednak rację, Dracz wypada świetnie, ale ma też do tego dobre tło, które na niego gra.
I choć zakończenie przewidywalne, a przedstawienie dość krótkie, zdecydowanie warto je zobaczyć.  


PS MaGa: I tak sobie myślę… uczono nas od dziecka: posłuszeństwa, kultury, szanowania starszych, szanowania autorytetów itp. Itd. A teraz – odnoszę wrażenie – że żyjemy w czasach kiedy demonstrowanie osobistej krzywdy, niesprawiedliwości, urażenie, stawia na piedestale kulturę bycia ofiarą. Złe spojrzenie, ironia, sarkazm, zdanie odmienne przyjmowane jest jako atak, a to z kolei wywołuje takie reakcje jakby chciano zaakcentować: kto nie walczy staje się nikim! Brak rozmów, dyskusji, wymiany poglądów. Za to są hejty, „mojsze racje” i … ciągłe przejawy kultury bycia ofiarą, które wszystkich mogą doprowadzić do koszmaru. Niestety historia pokazuje, że jeżeli w porę nie wyłapie się takich graczy i ich nie powstrzyma to skutki mogą być opłakane.

Robert: Każdy niech sam doszuka się interpretacji i odniesień do rzeczywistości. To że "smutne historie" lepiej się sprzedają, że na żalu buduje się czasem kariery to rzecz, którą warto oddzielać od hejtowania, analizować oddzielnie. Całe zjawisko celebrytów zamiast autorytetów to moim zdaniem nie do końca pasuje też w tym kontekście, jest dużo szersze. A tu jak rozumiem najciekawsze i tak były te mechanizmy przemiany, które można by streścić: dajcie mi palec, a utnę wam rękę. Najpierw się kłaniamy, przytakujemy, a potem dziwimy, że szaleniec podejmuje za nas decyzje. No sami na to pozwoliliśmy. I o tym jest w mojej ocenie ten spektakl.


Pan Hoho - Teatr Polonia - więcej szczegółów tu: https://www.teatrpolonia.pl
Reżyseria: Krzysztof Dracz
Scenografia, kostiumy, reżyseria światła: Michał Dracz
Producent wykonawcza: Magdalena Kłosińska
Asystentka ds. scenografii i kostiumów: Małgorzata Domańska
Realizacja światła: Rafał Piotrowski
Realizacja dźwięku: Michał Tatara
Obsada:
Almacja Lenert – Hanna Śleszyńska
Melinda – Pola Błasik
Pan Hoho – Krzysztof Dracz
Tefercjusz Piórko – Krzysztof Stelmaszyk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz