środa, 21 września 2011

Millennium. Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet, czyli skandynawskie kryminały teraz na ekrany

Aż dziwne, jestem chyba jedną z niewielu osób, które Larssona jeszcze nie przeczytały w całości i nie poddały się zachwytom, mimo, że kryminały bardzo lubię. Ot - nie złożyło się, bo zawsze coś innego kusiło bardziej niż te cegiełki. Ale czekają na swoją kolej i pewnie kiedyś przeczytam. A na fali różnych zachwytów sięgnąłem po film. Wiem, wiem to nie to samo. Ale ciekawość zwyciężyła, a ja przynajmniej nie jestem skazany na porównania z książką. Film "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" jest pierwszą częścią trylogii - to całkiem niezły kryminał w starym stylu, więcej tu budowania nastroju, dokładania kolejnych elementów układanki niż akcji, na co zwykle kładą nacisk nowsze filmy.  
Fabuła pewnie wszystkim znana. Znany dziennikarz Mikael Blomqvist z lewicującego magazynu "Millennium" przeżywa kryzys - po pewnej publikacji okazało się, że przegrywa proces i grozi mu więzienie (ktoś go wpuścił na fałszywy trop i zabrakło dowodów). Ale oto pojawia się ciekawe wyzwanie - zlecenie od pewnego bogatego przedsięborcy, aby poprowadził śledztwo w sprawie zaginięcia przed 40 laty jego siostrzenicy. Pomocą dla niego okaże się młoda dziewczyna - Lisbeth Salander - postać z dość powikłaną przeszłością i pełna tajemnic. Dziennikarz wierzący w uczciwość oraz hakerka nie stroniąca od przemocy - fajna para bohaterów prawda? Może i mało przebojowi, ale swoją wytrwałością i uporem mogą wprawić w zawstydzenie niejednego policjanta. Razem powoli odkrywają mroczną historię, która sięga korzeniami głęboko w przeszłość, ale jak się okazuje ma też swoje odniesienia do teraźniejszości...
Film nie ma jakiegoś super tempa, akcja rozwija się powoli, ale na plus na pewno dość ciekawy surowy klimat (znowu kino skandynawskie się kłania, te krajobrazy, ten chłód emocjonalny, jakaś obojętność i ucieczka przed głębszym zaangażowaniem, zamykanie się w sobie). To opowieść o okrucieństwie, przemocy, którą trudno zrozumieć i niechęć ludzi by takie skrywane mroczne karty ujawniać... Szwecja w tej opowieści fascynuje i przeraża jednocześnie. U nas pewnie zaraz by się pojawiły głosy o tym jak w czarnych barwach rysuje się obraz społeczeństwa (patrz np. Dom zły) i po co to robić... Wątkowi kryminalnemu towarzyszy powolne odkrywanie motywów działania obojga bohaterów, ich wzajemnej fascynacji.
Jeżeli dość macie sztampowych produkcji amerykańskich spokojnie można sięgnąć po wersję filmową pierwszej części Millennium. To kryminał ze specyficznym klimatem, ciekawymi postaciami (szczególne brawa dla Noomi Rapace za rolę Salander). Ja już ostrzę sobie zęby na kolejne części. No i na lekturę, bo jak zwykle pewnie powieść przewyższa swymi walorami filmową adaptację.
Słyszałem, że amerykanie jak to oni szykuję się do remaku... brrrrr...
trailer

3 komentarze:

  1. Ja, niestety, zaczalem przygode z Larssonem od amerykanskiego remake'u, czyli "Dziewczyny z tatuazem". I choc lubie Daniela Craiga, Davida Finchera (bardzo sprawny rezyser z wizją), a takze Stellana Skarsgårda (az musialem go wygooglowac, bo ciezko zapamietac nazwisko ;) to sam film byl co najwyzej niezly. Gdy wspomnialem o tym kumplowi, ktory polknal ksiazki Larssona razem ze wszystkimi ekranizacjami, to pocieszyl mnie, ze zaczalem od najslabszego ogniwa. Czyli moze byc juz tylko lepiej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to ja odwrotnie - nie znam ani wersji amerykańskiej a i do powieści zabieram się jakby miała kolce...

      Usuń
    2. Powieść jest przede wszystkim ciężka, ogromna i pot z niej spływa... Jak widzę taką cegłę, po której Larsson napisał jeszcze dwie o podobnej objętości, to zawsze znajduję powód, by sięgnąć po coś krótszego. Więc może na razie obejrzę pierwszy z "millennijnych" filmów ;)

      Usuń