Czasem człowiek napotyka na film, który go drażni, nawet męczy, ale jednocześnie na pewno zapamieta go na długo. Dla mnie na pewno takim obrazem będzie "Zmartwychwstanie Adama", który upolowałem ostatnio w tv - film cholernie trudny, w swej wymowie niejednoznaczny i na pewno wstrząsający. O Holokauście widziałem już niemało, ale w taki sposób jeszcze chyba nie opowiadał nikt. Centrum wydarzeń jest ośrodek - gdzieś na pustyni w Izraelu, gdzie zgromadzono tych, którzy nie moga sobie poradzić sobie z przeżyciami z obozów koncentracyjnych. Już sama obserwacja tych postaci, które są przecież zaledwie tłem dla głównego wątku jest dość szokująca (mimo całej komediowości niektórych scen raczej nikomu do śmiechu nie będzie).
Głównym bohaterem jest tytułowy Adam, ocalały z obozu żyd - kiedyś genialny komik estradowy, który przeżył tylko dlatego, że "zaopiekował się nim" komendant obozu.
Adam Stein, z wykształcenia filozof, z zawodu komik estradowy (popularny w przedwojennych Niemczech) w obozie trafia na człowieka, którego spotkał kiedyś na jednym z występów - teraz jest on zgorzkniałym komendantem obozu koncentracyjnego. Adam na jego rozkaz zostaje rozdzielony z rodziną aby służył mu jako pies - chodzi więc na czworakach, je z miski, zabawia go cyrkowymi sztuczkami.
Po wojnie wcale nie było w nim radości z powody przeżycia, załamał się , pogrążył w depresji, w której jedynym światełkiem nadziei stała się wiadomość, że może ktoś z jego rodziny przeżył. Czy uzyska wybaczenie w oczach innych i swoich własnych? Jego zmartwychwstaniem ma być powrót do normalnego funkcjonowania w społeczeństwie, z którego sam się usunął z powodu ciążących wyrzutów sumienia, winy, która mu ciąży mimo tylu lat od wojny... Wybrał życie i nie sprzeciwił się ale zapłacił straszną cenę.
To świat człowieka chorego, genialnego manipulatora umysłami i emocjami innych ludzi (zarówno pacjentów ośrodka jak i personelu) - widzimy z jednej strony jak wygodną pozę sobie wymyślił, jak radzi w relacjach z innymi, ale widzimy też jak bardzo cierpi sam ze sobą i ze swoimi wspomnieniami. Kiedy w środku pojawia sie młodziutki chłopak wychowywany w koszmarnych warunkach niczym pies, bohater podejmuje próbę odkrycia i w nim i w sobie człowieczeństwa. Czy wyprowadzając z szaleństwa chłopca sam z niego również wyjdzie?
Trudny film o winie, potrzebie zrozumienia, przebaczenia i odkupieniu. Trudny nie tylko ze względu na temat, ale też ze względu na to, iż reżyser Paul Schrader pokazuje nam mroczne strony duszy głównie z punktu widzenia ofiar - sami zadajemy sobie pytanie czy można sobie coś zarzucać w takich ekstremalnych sytuacjach. To ciekawy obraz, ale zupełnie nie pasuje do niego zbyt proste zakończenie, zbyt wiele rzeczy jest niewyjaśnionych i niedopowiedzianych. To co jest jego niezaprzeczalną siłą filmu to wstrząsająca kreacja aktorska Jeffa Goldbluma (w roli Adama Steina). Kreacja Willema Dafoe (komendant Klein) może nie robi aż takiego wrażenia bo w podobnych rolach go już widzieliśmy.
Kto pamięta tragikomiczne "Życie jest piekne" tu pewnie dozna podobnych uczuć jak tam, z tym że jest bardziej okrutnie i bardziej szokująco. Film zresztą "chodzi" jako film jedynie dla widzów pełnoletnich.
Polecam dla tych, którzy nie boją się wyzwań w kinie...
Poczytalność jest miła i spokojna, ale nie ma w niej wielkości ani prawdziwej euforii, ani strasznego smutku szarpiacego serce...
trailer
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz