No i już wiadomo co dopisać do planów czytelniczych, prawda? Nadrobić zaległości z Aleksijowicz :) Ale przy okazji tych klimatów rosyjsko-białoruskich, przypomniało mi się, że nie było jeszcze u mnie notki na temat nowego filmu Aleksieja Germana Jr. No to nadrabiamy. Produkcja, w której przy sporych trudnościach z dokończeniem, pomagały Polska i Ukraina, w kinach już od kilku dni. Ale raczej w kinach studyjnych i od razu warto zastrzec, że to obraz raczej dla smakoszy rzeczy wytrawnych. Nawet na polskiej premierze niestety znalazło się kilka osób, dla których zdaje się, że wysiłek intelektualny i odrobina otwartości na trochę inny wymiar opowieści, okazały się niemożliwe do osiągnięcia. Cóż. I tak dobrze, że nie przyszli z popcornem. To film, w którym warstwa plastyczna i obraz są równie ważne jak i sama fabuła. Gdyby brać na logikę poszczególne części (7 mini opowieści) i szukać między nimi powiązań, mogłoby być trudno. Ale warto spróbować po prostu wszystko chłonąć, a potem spróbować sobie różne klocki ułożyć.
Moje skojarzenia szły raczej nie w stronę nie Tarkowskiego co Anderssona, o którym już kilka razy pisałem.
Gorzkie to i trochę surrealistyczne. Prawdę mówiąc dużo bardziej podobał mi się Lewiatan czy choćby Durak, o którym pisałem po Wiośnie Filmów. One może trochę łopatologicznie, ale dużo bardziej wprost stawiały diagnozę tego, że dusza rosyjska zapadła zdaje się na jakaś dziwną chorobę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz