Strony

wtorek, 31 grudnia 2013

Che: Rewolucja i Boliwia, czyli wypchajcie się za takim bohaterem

Tak jest. Wypchajcie się z takim bohaterem. Nie tylko dlatego, że Ernesto Che Guevarę nie uważam za postać pozytywną, ale raczej dlatego, że mierżą mnie wszystkie próby hagiografii na siłę, zakłamywania postaci i jej życiorysu. A ten film ewidentnie idzie w taką stronę. Można by zadać sobie pytanie, czy można zrobić coś obiektywnego, gdy podstawą scenariusza są czyjeś pamiętniki, ale do cholery: zawsze masz możliwość dołożyć tam trochę innego spojrzenia, trochę prawdy?
Ale wiecie jaki jest największy grzech tego "dzieła", które podzielono na dwa odrębne filmy i każdy z nich trwa ponad 2 godziny?

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Przeczytane 2013, czyli co cieszy najbardziej

No i koniec moich subiektywnych podsumowań. I mimo, że uwielbiam filmy i muzykę, to chyba właśnie notki książkowe najbardziej lubię pisać i czytać u innych. Właśnie to cieszy najbardziej! A powrót po miesiącach albo latach do tego co się napisało kiedyś o danym tytule, jest bardzo ciekawym doświadczeniem. Trzy lata bloga, codziennie notki i w tym roku prawie 100 dotyczyło właśnie książek. Tak właśnie mi się wydawało, że to był rok bogaty w lektury. To nie znaczy, że wszystko przeczytane od deski do deski, bo chyba około 10 pozycji to audiobooki. Ta ilość to efekt czytania po kilka rzeczy naraz i czasem na kilku urządzeniach (np. na komórce na wyjazdach - Legimi mi się dotąd sprawdzało). 
Generalnie straszny w tym bałagan - sięgam po różne rzeczy ze stosu nowych pozycji, z półek własnych czy bibliotecznych tak przypadkowo, że nawet robienie sobie jakichś planów nie pomaga (po miesiącu już coś innego zwraca uwagę przy decyzji). Rzeczy poważniejsze udaje się przeplatać czymś rozrywkowym, więc na szczęście nigdy nie mam przesytu. Do tego dochodzą oczywiście lektury na DKK (sprawdza się to bo sięgam czasem po gatunki albo tytuły, po które inaczej bym nie sięgnął) i egzemplarze do recenzji (chyba w ciągu roku to blisko 50 tytułów, a połowa wciąż czeka w kolejce na notki). Postanowienie: więcej porządku w lekturach, sięgać po starsze tytuły, a nie tylko nowości, wciąż aktualne. Na listach do przeczytania wciąż rośnie ilość nazwisk i tytułów :)

No to zanim przejdę do konkretów zerknijcie jeszcze na podsumowania z lat poprzednich: 2011 i 2012

niedziela, 29 grudnia 2013

Obejrzane 2013, czyli podsumowań ciąg dalszy

Nie mogłem doczekać się drugiej części Hobbita, ale ponieważ to film z tych, które się powinno oglądać, a nie o nich pisać, więc wszystkie notki przekładam już na rok przyszły, a te ostatnie dni grudnia niech już będą na podsumowania. Dziś o filmach.
A jak ktoś ciekaw jak wyglądały poprzednie podsumowania to zajrzyjcie tu: 2011 i 2012.
2013 był całkiem udany, choć po raz kolejny w kinie bywałem raczej rzadko. Ale od czego telewizja :) Ale kino, Cinemax, wyszukiwanie różnych ciekawostek i staroci sprawiało ogromnie dużo przyjemności. Odkrywanie różnych wersji Solaris, Obywatela Kane, nadrabianie seriali albo zaległości z nowości z kilku ostatnich lat i jedynie od czasu do czasu jakiś seans kinowy - oto mój rok filmowy. Wszystkie obejrzane filmy znajdziecie tu.

A oto moje typy i rekomendacje!
Najpierw jeszcze oscarowo - wciąż pozostają w głowie: Operacja Argo i Django
Różne rzeczy, które miały w tym roku być wielkim odkryciem jak np. Wielki Liberace (cholera nawet przez dwa miesiące nie napisałem, muszę nadrobić) czy Życie Adeli: Rozdział 1 i 2 nie przyniosły jakiegoś wielkiego wstrząsu. Ale Gutek paroma rzeczami naprawdę trafił w moje gusta - całkiem dobry był Kongres, a dokumentalna Miłość to naprawdę kapitalna rzecz!
To był rok, w którym sporo pozytywnych wrażeń przyniosły nasze krajowe produkcje - ze starszych nadrabiane Drogówka i Róża, a z nowszych Dziewczyna z szafy i Chce się żyć czy niedawno widziana Ida.
To co zostało mi w głowie i filmy z którymi zostaję na dłużej to raczej kino kameralne, nie jakieś wielkie akcje i wysokobudżetowe produkcje np.: MisiaczekPan Lazhar
Seriale - tu zwycięzca może być tylko jeden: House of Cards, ale kapitalny był również Gorejący krzew Agnieszki Holland.   
Trudno mi wskazywać zwycięzców w poszczególnych kategoriach (sensacja, komedia itd.), ale chcę przynajmniej o jednym dziwnym tytule wspomnieć: po raz kolejny okazało się, że śmieszą mnie trochę inne rzeczy niż innych. I tak moje wskazanie pada na nietypową komedię czeską (kocham ich dziwne poczucie humoru), czyli Święta czwórca.   

A co Wam sprawiło największą przyjemność filmową w roku 2013?

sobota, 28 grudnia 2013

Polonez na polu minowym - Dorota Wodecka, czyli co tam nam siedzi w głowach i w sercach

Książka do zdobycia w najnowszej rozdawajce (patrz zakładka: konkursy).

Trochę się zawahałem przy wpisywaniu autora, bo tak naprawdę mamy do czynienia z wywiadami i jak to zwykle bywa, ich wartość zależy przede wszystkim od klasy rozmówcy, od tego co ma do powiedzenia, a nie jedynie od talentu samego dziennikarza. Pani Dorota zasługuje na to miano jednak nie tylko ze względu na wybór rozmówców, ale i ciągnięcie tych rozmów w pewnym określonym kierunku. Jak czytam na okładce:

Mocno, ostro, bez litości o współczesnej Polsce i Polakach.
Słaby, rozchwiany, neurotyczny i zakompleksiony zawistnik, czyli obraz patrioty w oczach wybitnych polskich pisarzy.

Hanna Krall, Andrzej Stasiuk, Joanna Bator, Krzysztof Varga, Wojciech Kuczok, Szczepan Twardoch, Magdalena Tulli, Marian Pilot, Janusz Rudnicki, Jan Jakub Kolski, Igor Ostachowicz, Mariusz Sieniewicz, Tomasz Piątek, Ignacy Karpowicz, Eustachy Rylski. Z tego zestawu nazwisk widać, że ta "wybitność" jest trochę na wyrost, bo część z tych pisarzy to ludzie młodzi z niewielkim dorobkiem, zabrakło za to wielu innych naprawdę wielkich. Ale już nie czepiajmy się słówek.

piątek, 27 grudnia 2013

Wiele hałasu o nic, czyli czy klasyka musi być nudna? Albo po prostu tralalali

Zanim zrobię podsumowanie filmowe tego roku, jeszcze jedna produkcja
przypomniana sobie w Święta. Już nawet nie pamiętam po raz który (trzeci?). A notka dodatkowo jeszcze jest modyfikowana, bo oto pojawiła się nowa wersja tego filmu! I najpierw może kilka słów o niej, a potem dopiero o tym co zachwyca od lat.
Prawdę mówiąc nie wiem po co Joss Whedon rzuca się na taki pomysł, siląc się na oryginalność. Czy ma nadzieję, że w Stanach mało kto pamięta wersję z lat 90-tych albo że przebiję tamtą ekipę swoimi pomysłami? Czarno białe zdjęcia, produkcja kręcona podobno raptem 12 dni (to się czuje, bo część aktorów sztywna jak drewno), znowu tekst oryginalny Szekspira, a nowością ma być to, że akcja jest osadzona w czasach nam współczesnych.

czwartek, 26 grudnia 2013

Kiedy Atena odwraca wzrok - Jakub Szamałek, czyli odbrązowić i uwspółcześnić starożytną Grecję

Zanim kolejne subiektywne podsumowania tego roku, jeszcze kilka notek, bo rzeczy przeczytane albo obejrzane dawno temu, a nie było kiedy o nich napisać. Jedną z nich jest kryminał Jakuba Szamałka. Kryminał nietypowy, bo jako tło ma antyczną Grecję. Co prawda to nie on pierwszy sięga po taki pomysł (nawet Agatha Christie napisała kiedyś coś osadzonego w Egipcie), ale zawsze to jakaś odmiana od tego co czytamy na co dzień, prawda? Generalnie niełatwe zadanie - czy skupić się na odtworzeniu realiów życia, scenerii, jak sprawić by bohaterowie byli ciekawi, by fabuła była wciągająca. 
Szamałek stworzył książkę, która czyta się bardzo lekko, nie przeładowaną informacjami historycznymi, położył mocny nacisk na to by wciąż coś się działo. Ale nie ukrywam, że "Kiedy Atena odwraca wzrok" jednocześnie pozostawia trochę niedosytu. 

środa, 25 grudnia 2013

Ida, czyli wypełnić pustkę


Magia kina. Kocham takie seanse, które zarówno warstwą wizualną jak i treścią gdzieś głęboko zapadają w pamięć. Co prawda najlepiej wcześniej nie czytać żadnych recenzji - zachwyty i analizy wskazujące na to czym masz się widzu zachwycać raczej nie nastawiają mnie zbyt pozytywnie (tak miałem np. z Obławą, która mnie drażni). Ale seans jak najbardziej wart zaliczenia i to chyba najlepiej w kinie, gdzie te czarno białe zdjęcia, cały klimat filmu, będą mogły wybrzmieć lepiej. Tu rzeczywiście liczy się pewien nastrój chwili, jaką dało się uchwycić, niż cała opowiedziana historia (bo ta jest mało skomplikowana).

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Życzenia i początek małych podsumowań: Przesłuchane 2013, czyli trzymajcie sie ciepło


Ponieważ zbliża się koniec roku (to już trzeci rok bloga!), to dobry czas na małe podsumowania. Na początek muzyczne :)
Dla ciekawych podsumowania muzyczne z roku 2011 i 2012Na pełen zestaw płytek opisywanych (45 notek) zapraszam tu.
Ci co zaglądają na mojego bloga, wiedzą  że nie pisuję zbyt często o nowościach, ale po prostu o tym "co wpadnie w ucho" np. sięgam na chybił trafił z półki, albo po jednym utworze w radiu poluję na płytę. Gdy więc patrzy się na tę listę widać ile tam "klasyków": i krajowych (Obywatel) i zagranicznych (Marillion, Black Sabbath, Talking Heads), ale wiecie co Wam powiem. To płyty dobre jak cholera i warto do nich wracać.
A nowości?

niedziela, 22 grudnia 2013

Boży wojownicy, czyli krew, pożoga i listy z nieba

Okazuje się, że nawet w zabieganiu przedświątecznym można znaleźć czas na książki. Co prawda najczęściej w wersji audio, ale zawsze to umila żmudne sprzątanie, czy inne mało przyjemne czynności. Wczoraj np. Wołanie kukułki bardzo przydało się w łazience, gdzie musiałem przez dwie godziny zmagać się z zebraniem szmatą z podłogi kilku litrów wody, a potem czyszczeniem filtra w pralce. Przynajmniej rodzina nie musiała słuchać moich bluzgów. O tej książce napisze pewnie już po świętach, ale spodziewajcie się na dniach konkursy z tym tytułem! Pewnie jeszcze w tym roku. 
A dziś o innym tytule dopiero co wysłuchanym. Kolejny tom trylogii husyckiej Sapkowskiego, sprawił mi chyba jeszcze większą frajdę niż pierwszy. O ile tam bliżej było do przygodówki, to tu robi nam się mroczna i krwista powieść historyczna.

sobota, 21 grudnia 2013

Top of the lake, czyli Nowa Zelandia to nie tylko kraina hobbitów

Ostatnimi tygodniami jakoś mało czasu na oglądanie dłuższych form filmowych, ale za to poluje sobie na różne seriale w tv, albo nadrabiając zaległości albo też szukając sobie czegoś nowego co by przykuło uwagę na dłużej. Jest więc i Da Vinci (Demony) i Mardoch, kolejne sezony Homeland, kontynuacja Rządu. 40 minutek to akurat w sam raz by mimo zmęczenia nie zasnąć po całym dniu.
A wśród tego co ostatnimi tygodniami dawało sporo frajdy jest i ten serial z Nowej Zelandii. Spróbujcie połączyć klimat z The killing i z Miasteczka Twin Peaks, do tego dołóżcie cudowne wprost krajobrazy dzikiej przyrody (jak z Hobbita) i macie w efekcie Tajemnice Laketop (bo tak to u nas przetłumaczono). Niby nic nowego, ale nastrój fenomenalny! Okazuje się, że wystarczy jedno zniknięcie dziewczynki, by utrzymać naszą uwagę przez 7 odcinków.

piątek, 20 grudnia 2013

Mój big bit - Ani Rusowicz, czyli jakie plany na Sylwestra?

Powoli zbliża się końcówka roku, czas na jakieś podsumowania muzyczne, a ja sobie uświadomiłem, że bardzo ostatnio zaniedbałem recenzje płyt na swoim blogu. Nie dość, że rzadko sięgam po nowości, to i o płytach starszych notek jak na lekarstwo. Zanim więc złożę deklarację poprawy w roku przyszłym i zrobię jakieś podsumowanie tego co mi brzmiało w uszach w roku 2013, jeszcze jedna notka, już trochę w klimatach sylwestrowych. Jeszcze nie mamy planów (być może skończy się na domówce), ale już wiem przy jakiej muzyce bym się chciał bawić. A wiec do kosza z różnymi Piersiami i rąbanką, a wracamy do staroci - może Abba, Bee Gees, może odrobina Doors, lata 80-te i to przy czym dorastałem, lata 70-te, które w muzyce nieźle tanecznie narozrabiały, , z nowszych kapel może T Love, czy Kult, ale z radością przy tej okazji powrócił bym i do bigbitu, czyli starego dobrego rock'n'rolla z naszą, polską domieszką. Płyta Ani Rusowicz jak znalazł! Jak nie kupiliście jeszcze prezentów to może inwestycja w reedycję w rozbudowanej wersji (druga płyta live) będzie dobrym pomysłem? Ja się przymierzam do Genesis, które ukazało się w tym roku, ale jeszcze nie miałem okazji go wysłuchać.

Ostatnie dni, czyli nawet muzyka nie daje ukojenia


Kurt Cobain. Gus Van Sant. Legendarny muzykgrunge'owy, często nazywany "duchowym przywódcą pokolenia X" i reżyser znany z tego, że nie kręci rzeczy łatwych i popularnych - z takiego zestawienia mogło wyjść coś elektryzującego. 
Mogło. 
Tymczasem film jest ciężkostrawny chyba nawet dla fanów Nirvany, którzy szukają w filmie czegoś o swoim idolu.

czwartek, 19 grudnia 2013

Kolekcjoner - John Fowles, czyli motyl jest piękny tylko na wolności

Sięganie po starocie (50 lat to chyba jednak już łapie się na klasykę?) zawsze budzi u mnie ciekawość - na ile to wszystko wciąż jest żywe, budzi emocje, jak wtedy odbierano dany tytuł i czy teraz nie trąci myszką.
Fowles napisał kilka znanych tytułów, ale jakoś nigdy nie miałem okazji żadnego przeczytać i oto teraz z Instytutu Książki trafił do naszego klubu jego debiut, czyli kolekcjoner.
Nie obiecywałem sobie zbyt wiele, bo przecież powieści (a potem filmów) opowiadających podobne wstrząsające historie, było już sporo - oto mężczyzna zafascynowany pewną młodą dziewczyną, porywa ją i więzi miesiącami w piwnicy swego domu, próbując ją zmusić do tego by go "polubiła". Brrrr... Kolekcjoner nie jest jednak prostym thrillerem, który by trzymał w napięciu i jednocześnie fascynował jakimś mrocznym erotyzmem - to raczej powieść psychologiczna, skupiająca się na pokazaniu relacji obu postaci oraz ich przeżyć wewnętrznych.

2XL, czyli weź się za siebie

Społeczeństwo (nie tylko u nas) tyje coraz bardziej, nic więc dziwnego, że telewizje to zauważyły i przygotowują specjalną ofertę dla tych bardziej przy kości. Oprócz różnych programów dotyczących odchudzania, diet, aktywności fizycznej oto pierwsza jaskółka wejścia tematu do fabuły. I to od razu z grubej rury, czyli otyłość jako jeden z głównych tematów, wokół którego kręcą się perypetie bohaterek.
Dietetyczka Laura (świetna w pomaganiu innym, ale sama zajadająca problemy ) oraz laborantka Agata wzajemnie wspierają się w różnych kłopotach i próbują ułożyć sobie na nowo życie prywatne. Zdrada, rozstanie, a z drugiej strony pojawiające się na horyzoncie nowe uczucie. No po prostu zmiany, zmiany, zmiany. A w tym wszystkim nie tylko nadzieje i radości, ale i obawy. A przecież to takie łatwe poprawić sobie humor i odpędzić lęki - słodkości, coś pysznego pod ręką i gotowe. A wyrzuty sumienia? A co tam... Też można zajeść.

środa, 18 grudnia 2013

Andriej Diakow - Za horyzont, czyli najważniejsza jest misja

To już moja czwarta notka o książkach ze świata Metro 2033, więc nie będę pisał zbyt dużo, żeby się nie powtarzać. W każdym razie domknięcie trylogii Diakowa uważam za prawie tak dobre jak wcześniejsze książki (W mrok, Do światła), a autorowi należą się pochwały nie tylko za to, że potrafił wpisać się w realia świata stworzonego przez kogoś innego, ale zrobił to w swoim stylu i z klasą. To nie geniusz, ale sprawny rzemieślnik na pewno, na dodatek z własnymi pomysłami.
Już we wcześniejszych powieściach Diakowa akcja wyszła z tuneli petersburskiego metra, mieliśmy okazję poznać lepiej otoczenie w jakim przyszło ludziom żyć, poznać niebezpieczeństwa, przed którymi się kryją pod ziemią (bo nie chodzi tylko o promieniowanie). Także i tym razem wypadki pchają bohaterów w daleką wyprawę, wciąż gna ich pragnienie (uważane przez wielu za mrzonkę), że gdzieś tam być może są nie skażone tereny, gdzie ludzie mogą spokojnie i bez ryzyka żyć. W znanym nam z poprzedniej części transporterze zwanym maleństwem, załoga pod dowództwem stalkera Tarana chce dotrzeć aż do Władywostoku.

wtorek, 17 grudnia 2013

Morderstwa we Fjallbace, czyli rozwiązanie tajemnicy tkwi w przeszłości

Im bliżej Świąt, tym człowiek powinien jakoś się trochę wyciszać, uspokajać, a tu jak na złość coraz większa gonitwa. Nic dziwnego, że nawet pisać się specjalnie nie chce - jakiś kryzys na horyzoncie. Ratują mnie jeszcze szkice notek, ale wciąż wybieram mniej poważne, takie przy których nie muszę specjalnie długo siedzieć. Zamiast "Wielkiego Liberace" macie więc dziś serial, w którym maczała palce Camilla Lackberg. Często tak się dzieje, że wykorzystując sukces jakiejś powieści, zaprasza się autora do współpracy przy scenariuszu, by nie tylko zekranizować jego powieści, ale by do maksimum wcisnąć danego bohatera i jego popularność. Możemy więc pewnie spodziewać się, że nie skończy się na sześciu 90- minutowych filmach, ale pewnie powstanie tego więcej. I tylko dziwne, że twórcy nie kręcą tego po kolei i bardzo rozrzucili te historie chronologicznie (najlepiej widać to nie tyle po bohaterce, bo ona niewiele się zmienia, ale po jej dzieciach), lepiej pewnie byłoby nie cofać się teraz w czasie w kolejnych odcinkach...

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Mark Twain - Pamiętniki Adama i Ewy, czyli i tak Cię kocham

Kto by pomyślał, że ta książeczka może wzbudzać dziś jeszcze jakieś emocje... Gdy wskazano mi ten tytuł jako lekturę na DKK, jedynie się skrzywiłem.  Również lektura nie przyniosła zbyt wiele pozytywów. Dobrze, że chociaż cienkie i szybko się czyta, ale poza tym ani specjalnie dziś już bardzo nie bawi, ani nic w tym odkrywczego. Ot garść stereotypowych i żartobliwych spojrzeń na obie płcie, różnice między nimi i wzajemne postrzeganie. Kilka fajnych scen i pomysłów (np. odmienne podejście do zwierząt, albo obserwacja rozwoju dzieci), ale jak dla mnie to raczej szkic niż zamknięta całość, luźno powiązane żarty, a nie coś poważnego (po prostu aż prosi się o pogłębienie różnych wątków).

niedziela, 15 grudnia 2013

Porucznik z Inishmore - Teatr Mamro, czyli walczyć do końca, choć już się zapomniało o co

Martin McDonagh podbił moje serce już pierwszym filmem (czyli Najpierw strzelaj...), drugi tylko podtrzymał zainteresowanie i już wtedy obiecywałem sobie, że będę polował na jego sztuki teatralne. We Współczesnym na Porucznika... jakoś nie mogę trafić, ale za to doczekałem się (to już moje trzecie podejście) na deskach Białołęckiego Ośrodka Kultury w wykonaniu Kompanii Teatralnej Mamro. Co tam, że to teatr na wpół amatorski (ale ze sporym doświadczeniem), ważny dla mnie był tekst i próba uchwycenia klimatu. Tym razem więc bez wielkich nazwisk (nie ukrywam, że często właśnie na nie poluję w teatrach), ale frajda i tak spora.


sobota, 14 grudnia 2013

Looper, czyli rób swoje, a może doczekasz emerytury

Na początek mała zaległość: notka o filmie Nieznośna lekkość bytu.
I pozostając w tematach filmowych coś zupełnie z innej bajki. Pomysłowych filmów sci-fi mamy ostatnio niestety dużo mniej niż tych widowiskowych (a które są podobne do siebie i zostają zapomniane zaraz po wyjściu z kina). Gdy więc pojawi się szansa na jakiś fajny (nawet jeżeli jest wtórny) scenariusz, to warto go sprawdzić. Tym razem jednak cieszę się, że nie wybrałem się do kina, bo jednak wolę kasę wydawać na rzeczy sensowniejsze. Pętla czasu, mimo potencjału jednak rozczarowuje.

piątek, 13 grudnia 2013

Wroniec - Jacek Dukaj, czyli nie tak dawno temu i nie za górami, lasami

Dziś kolejna rocznica wydarzeń sprzed lat 32, mam wrażenie, że coraz mniej to obchodzi, coraz mniej pamięta. A pamiętać trzeba. Dlatego dziś o dość wyjątkowej książce.
Jacek Dukaj stworzył baśniową opowieść o tym jak rzeczywistość stanu wojennego mogło widzieć dziecko. Świat milipantów, bubeków, Pozycjonistów, MOMO, członków, czarnych kruków i Wrońca, który wszystko kontroluje. Świat kolejek, godziny milicyjnej, patroli, strachu, wszechobecnych podsłuchów i szpicli. Szary świat szarych ludzi, którzy siedzą w domach i tylko przemykają ulicami, pod oknami, w których błyskają ekrany telewizorów. I dziecko.
Adaś, który po zniknięciu jego rodziny, za wszelką cenę próbuje ich odzyskać, wyrusza w groźne miasto...

środa, 11 grudnia 2013

Kruca fuks. Alfabet góralski - Bartłomiej Kuraś, Paweł Smoleński, czyli nie tylko dla ceprów

Zwykle krótkie formy stawiam sobie dużo niżej niż rozbudowane opowieści, obojętnie czy mamy do czynienia z reportażem, czy z powieścią. Jakoś mam wrażenie, że ledwo nasze zainteresowanie się zaczyna już skaczemy na inny temat, a i trudno mówić o tym by poziom takich miniaturek był wyrównany... A tu nie dość, że forma krótka - rozdziały mają maksimum po kilka stron, to ułożone zostały w coś rodzaju encyklopedii, przewodnika, albo (i to chyba będzie najlepsze określenie), subiektywnego spisu tego co o górach warto wiedzieć, co się nam z Tatrami kojarzy. Ułożone alfabetycznie hasła mogą nie tylko nas rozbawić, wzbudzić wspomnienia, ale również (na co pewnie maja nadzieję autorzy) kogoś zainteresować.
No dobra przyznam się. Mnie zainteresowało.

wtorek, 10 grudnia 2013

Królowie lata, czyli alergia na starych

Film, który miał być przebojem lata, ja w końcu oglądam jesienią, ale ogląda się go równie przyjemnie, więc spokojnie - może i nawet na zimę się sprawdzi. To przebój z festiwalu Sundance, więc powinniście wiedzieć czego się spodziewać - to nie będzie komedia typu Kac Vegas z dowcipami poniżej pasa, a raczej opowieść o dziwakach, kompleksach i o tym, że choć życie jest do dupy, to można w nim odnaleźć całkiem sporo fajnych chwil :) Do tego sprowadza się wiele niezależnych filmów z Sundance. Pokręcone, ale przez to zabawne i inteligentne fabuły mają w sobie dużo uroku i prawdy o życiu. Bo w końcu nie każdy jest przystojnym milionerem, albo bogatą modelką, ale każdy (albo prawie każdy) był zakompleksionym nastolatkiem, który ma dość całego swojego otoczenia...

Koncert Antoniny Krzysztoń, czyli dzięki za 30 lat na scenie


Bisy, tort i łzyDobre Miejsce po raz kolejny dało nam okazję do przeżycia kilku cudownych chwil. To chyba już po raz szósty mamy okazję widzieć i słyszeć Tośkę na żywo, ale każdy jej koncert jest w pewien sposób niepowtarzalny. To spotkanie, pełne pięknych dźwięków, wrażliwości i pięknych słów. 
Tym razem było to spotkanie dość szczególne, bo Tośka świętowała wraz z nami 30 lecie pracy twórczej! Były więc utwory z różnych jej płyt, z różnych okresów twórczości, było odśpiewane przez publikę 100 lat i był nawet i tort :)
Ale oczywiście najważniejsza była muzyka. Niepowtarzalny głos Antoniny, świetny kontakt z publicznością, wspólne śpiewanie. Było troszkę sentymentalnie, ale to nie tylko wspominanie przeszłości. Ta muzyka i teksty żyją, tu jest tyle ciepła, że człowiek wychodzi jakiś bardziej szczęśliwy, naładowany pozytywnymi emocjami...
Zaduma, radość, nadzieja. 

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Neil Gaiman - Na szczęście mleko, czyli i Ty możesz zostać bohaterem (dla swojego dziecka)

Neil Gaiman - to nazwisko to już pewnego rodzaju marka na rynku wydawniczym - obojętnie czy pisze dla młodszych (Koralina), czy starszych czytelników (np. Amerykańscy bogowie), czaruje klimatem i pomysłami. Niedawno w Polsce pojawiła się jeszcze jedna ciekawostka - książka napisana dla najmłodszych. Duże litery, zabawne ilustracje i szalona historia, która może być wstępem do dalszej zabawy. Można to dać do czytania samodzielnego, ale ja zachęcam raczej (choćby ze względu na lekko szalone postacie) do wspólnego czytania (np. przed snem), szczególnie przez ojców. Kto wie, może wspólnie z dzieckiem wymyślicie ciąg dalszy, lub inną równie szaloną historię? 
A zaczyna się tak niewinnie. Mama wyjechała w delegację, a trochę roztargniony (to częste - sam się w tym odnajduję) tata ma na głowie dom z dwójką dzieci. No i zakupy... Czy wy też tak macie, że trzeba Wam powtarzać: tylko nie zapomnij kupić...?

niedziela, 8 grudnia 2013

Violeta poszła do nieba, czyli folk to nie skansen

Dziś na koncert Antoniny Krzysztoń i tak jakoś mi się skojarzyło z filmem o innej artystce, która znana była z tego, że występuje boso i z gitarą :) Chodzi o Violetę Parra - słynną pieśniarkę chilijską.
Choć w ich twórczości i życiu prywatnym pewnie trochę inne rzeczy są/były na pierwszym miejscu, to jednak pewna wrażliwość, odstawanie trochę od otoczenia myślę że są podobne.

sobota, 7 grudnia 2013

Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Północ-południe - Robert M. Wegner, czyli soczyście i pysznie

Jakiś czas temu już wspomniałem o Wegnerze, bo wpadło mi w ręce jedno darmowe opowiadanko (polecam tą próbkę). Teraz z czystym sumieniem mogę napisać już o całej książce, rozbudowując tamten tekst. Na jego miejsce pofrunie jutro coś innego. Skończyłem Sapkowskiego, przerzuciłem się na Wegnera, ale ponieważ w obu przypadkach to trylogie, jeszcze sporo przyjemności przede mną.
Od razu przyznam się, że czytane przeze mnie wcześniej opowiadanie (Wszyscy jesteśmy meekhańczykami) jest chyba jednym z najlepszych w całym zbiorze, więc nie spodziewajcie się podobnych fajerwerków powtarzanych na kolejnych stronach. Ale z drugiej strony - jak już wejdziecie w ten klimat i poznacie troszkę ten świat, trudno się powstrzymać przed sięganiem po kolejne opowiadania. 
Zaraz, zaraz. Że to niby saga, trylogia fantasy, a ja tu wyjeżdżam z opowiadaniami. Ano podobnie jak pierwszy Wiedźmin, tak to właśnie sobie Wegner zaplanował i tak też buduje wszystkie tomy. Czasem pojawiają się wcześniej poznane postacie (szczególnie żołnierze Szóstej Kompanii górskiej straży), są nawiązania do wydarzeń albo miejsc, ale każde z tych opowiadań stanowi odrębną historię, tak też więc można je czytać.

piątek, 6 grudnia 2013

Lope, czyli ech ten temperament

Najpierw dwie małe zaległości - w dziury po zakończonych konkursach pojawiły się dwie nowe notki:
Mroczny rycerz powstaje
Epoka lodowcowa 4
Patrząc na pogodę za oknem, ten ostatni tytuł jest trochę szyderczy, ale po tym jak przemarzłem i powściekałem się w autobusie stojącym w korku, naprawdę mam jakoś mało w sobie chęci by świętować Mikołajki, albo pisać długie i poważne notki. Mózg też mi zmarzł. Więc idę zaraz pod koc z herbatką pod ręką, a na blogu pozostawiam Was z czymś co niestety ma temperaturę ledwie letnią. To znaczy w samej historii (w końcu to Hiszpania) żaru jest dość dużo, ale niestety po przeniesieniu tego na ekran pozostały jakieś skromne iskierki. No chyba, że komuś wpadnie w oko ktoś z trójki aktorów, których widzicie obok na plakacie. Skoro to film o miłości i o pasji, to ewentualne westchnienia nie będą wcale nie na miejscu.

czwartek, 5 grudnia 2013

Plastikowe m3 - Petra Hulova, czyli pornografia po czesku

Skoro wydawca już zadbał o podtytuł książki (dopisując tytuł sztuki teatralnej, która powstała na jej kanwie) to ja nie muszę. Prawda, że brzmi ciekawie? Gdy niedawno rozdawałem tę pozycję w konkursie, jej tytuł zwrócił uwagę wielu osób. Ciekawe czy spodziewali się czegoś podobnego do twarzy Greya, czy też wcześniej doczytali czego się spodziewać. Z góry bowiem uprzedzam, że książka ta mimo iż obfituje w różnego rodzaju "sceny", raczej nie powoduje podniecenia ani niezdrowych rumieńców, no chyba, że ze śmiechu, lub z zażenowania.

środa, 4 grudnia 2013

W pierścieniu ognia, czyli kolejny raz zasiadam w loży szyderców

No dobrze, najnowszy konkurs wrzucony w odpowiednią zakładkę, muszę jeszcze trochę uporządkować listy przeczytanych książek i obejrzanych filmów i pobawić się z odświeżeniem szablonu. Mimo intensywnego grudnia, mam nadzieję, że na bloga trochę czasu znajdę. Jak dobrze się orientuję to w szkicach mam już 8 zaległych filmów i 4 nie opisane książki, trzeba się więc sprężać, żeby z głowy nie wywietrzały wrażenia :) A wciąż pojawiają się nowe zdobycze, jak się więc tylko uda może jeszcze przed świętami jakiś konkursik się pojawi.
A na dziś (po moim lekkim marudzeniu po części pierwszej filmu i książki) druga część ekranizacji i znów pokłady mojego cynicznego nabijania się z rzeczy dla nastolatków (a dokładniej dla nastolatek). Choć po maratonie nocnym z Igrzyskami śmierci, powinienem chyba zmienić zdanie, bo sala była pełna dorosłych, a trzy 13-latki, które zabrały się ze mną na seans (albo ja z nimi do opieki i transportu) były chyba najmłodsze w całym kinie. Może więc z takich klimatów niektóre kobiety wyrastają dużo później?
A czemu chcę się nabijać? Przecież Harry Potter mnie na tyle wciągnął, że sam kupowałem i filmy i książki. Może to kwestia położenia ciężaru w książce na inne rzeczy. W sieci krąży taki komentarz Kinga (poniżej) i zgadzam się z tym w 100%. A niestety Igrzyska daleko od tego Zmierzchu nie odbiegają - niby jest fajne tło, ale te ciągłe dylematy czy wybrać bruneta czy blondyna i robienie maślanych oczu, psują cały klimat filmu. 

wtorek, 3 grudnia 2013

Ostatni król Szkocji, czyli w cieniu tronu. I rozdawajka Raz, dwa, trzy wybierasz Ty.

Świetna rola, dający do myślenia pomysł, ale sam film jakoś nie porywa. Trudno nawet powiedzieć czemu nie przykuwa bardziej do fotela - ma świetne sceny, ale całość trochę się ciągnie i trudno mówić o jakkolwiek zaskoczeniu. 

Mechanizm funkcjonowania władzy w Afryce, obserwowany trochę z boku przez młodego Szkota uchwycony świetnie, ale powiedzcie sami - czy to było dla nowe odkrycie? Niestety takie historie powtarzają się tam często - lokalny tyran obalany jest (często przy pomocy jakiegoś mocarstwa, które ostrzy sobie zęby na wpływy) przez jakiegoś charyzmatycznego osobnika (często wojskowego), którego kreuje się na zbawcę narodu. Potem wprowadza się pozorne reformy, polegające najczęściej na obsadzeniu stanowisk swoimi ludźmi i zabawa się zaczyna od nowa. Mimo słodkich słów i obietnic demokracji, nowy przywódca nie chce dzielić się władzą, uruchamia aparat represji wobec przeciwników, budżet państwa wykorzystuje dla swego luksusu, a ludzi ma za nic. Dopóki daje zarabiać firmom zza granicy może być pewny utrzymania stołka, jak zacznie za bardzo kombinować i poczuje się zbyt pewnie, dawni mocodawcy się od niego odwrócą, albo nowe mocarstwo znajdzie swoją marionetkę na jego miejsce...

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Mroczny rycerz powstaje, czyli czy zło jest ciekawsze? I rozstrzygniecie rozdawajki

Po przypomnieniu sobie Mrocznego Rycerza, nabrałem niesamowitego "smaka" na ciąg dalszy, więc oto kolejna notka o Batmanie. O tym obrazie napisano już bardzo dużo, a ponieważ ja ani specem ani fanem serii się nie czuję, pozwolę sobie jedynie na zanotowanie kilku wrażeń "na własne potrzeby". Christopher Nolan dokonał moim zdaniem jednak czegoś niesamowitego - ze stereotypowych i bardzo prostych, komiksowych obrazków o facecie w dziwnym kostiumie, uczynił historię mroczną, żywą i wciągającą. To się może podobać nawet tym, którzy zwykle unikają opowieści o super bohaterach. Bo Batman w wersji Nolana jest postacią bardzo ludzką, nie tylko ze słabościami, ale przede wszystkim z całą gamą ludzkich uczuć, z ciekawą psychiką. A to bardzo wpływa na nasze przeżywanie tego co na ekranie się dzieje. Domknięcie cyklu udało się jak cholera!

sobota, 30 listopada 2013

W ciemność. Star Trek, czyli obcy człowiekowi obcym

Koniec listopada, ostatnia notka w tym miesiącu i jak obiecywałem - coś lightowego. Takich rzeczy jeszcze trochę mam w zanadrzu, bo przypomniałem sobie najnowszego batmana, czytam już trzeci tom Diakowa, a z tv nagrałem Straż dzienną i nocną. W końcu nie tylko rzeczami bardzo ambitnymi żyje człowiek. 
Przypominam o pakiecie na listopad - 3 książki i jeszcze tylko dziś szansa na zgłoszenia (zakładka konkursy). Pakiet na grudzień już naszykowany, ale ponieważ jutro trochę czasu zajmie mi prowadzenia akcji wymiany książek u mnie w miasteczku, ogłoszenie wyników poprzedniego konkursu i ogłoszenie nowego pewnie w poniedziałek. Cierpliwości. 
A co mam do powiedzenia o najnowszym Star Treku? Jakoś nigdy nie byłem pasjonatem starej serii (wolałem Gwiezdne wojny) i mało mnie rajcują detale, byłem wolny od wszelkich porównań, szukania różnic. Prawdę mówią ci, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, może więc trzeba zaakceptować, że w tej chwili filmy bazujące na znanych lata temu w popkulturze motywach nie będą kontynuacją, wiernym odtworzeniem, kierowanym do starych fanów, ale raczej do nowego, młodego widza, który ma szansę poznać coś trochę "podrasowanego", czyli dostosowanego do dzisiejszego odbiorcy i jego upodobań. 

czwartek, 28 listopada 2013

Żywe trupy 1-4, czyli szpadlem w łeb

Do końca listopada zostały mi dwie notki, więc z uśmiechem na ustach zabieram się do ich szkicowania. I obie troszkę lightowe, a może raczej powiedzmy z obszaru kultury masowej. Dziś Walking Dead, a jutro Star Trek. A co! W końcu nie tylko rzeczami super ambitnymi żywi się człowiek :)
Ach! I jeszcze jedna zaległa notka: Obywatel GC- Selekcja
***
Żywe trupy, czyli inaczej Walking Dead. Najpierw był komiks, potem serial, który rozsławił serię, ale okazuje się, że to nie jest koniec. Bo oto w Polsce powstała pierwsza adaptacja tego komiksu w wersji audio! Ciekawe jak wygląda praca nad tworzeniem tekstu na podstawie obrazków :) Aż mam ochotę podpytać Michała Wojnarowskiego, który dokonał tej pracy. A potem studio Sound Tropez (to ci od Gry o tron) przerobili to na słuchowisko.

środa, 27 listopada 2013

Jesteś bogiem, czyli plus i minus za film

Fenomen kinowy ostatnich lat, film, który przyciągnął tylu młodych widzów, ile zwykle udaje się tylko produkcjom zachodnim. Hip Hop jednak ma u nas swoich fanów, a dla większości z nich Paktofonika to legenda. A może w tym obrazie młodzie ludzie widzą obraz swojego pokolenia, swoich frustracji, swoich nadziei?
Kurcze, ponieważ ja jednak fanem hip hopu nie jestem, do tej generacji dorastającej w latach 90-tych też się nie poczuwam, wiec do filmu podchodziłem dość chłodno. 
Historia spotkania i drogi do kariery 3 kolesi:  Magika (Marcin Kowalczyk), Rahima (Dawid Ogrodnik) i Fokusa (Tomasz Schuchardt) - zwykłych chłopaków z blokowisk, mogłaby być rzeczywiście ciekawym materiałem na film.

wtorek, 26 listopada 2013

Policja - Jo Nesbo, czyli lubisz być zaskakiwany?

Moje drugie spotkanie z Nesbo i po raz kolejny w wersji audio. Tym razem już nie słuchowisko, a Mariusz Bonaszewski jako lektor. Nie znając wszystkich poprzednich książek o Harrym Hole nie mogę dokonywać porównań, ocen na ile rzeczywiście krytycy twierdząc, że to najlepsza książka cyklu, mają rację*. Ale wiem jedno: Nesbo w Policji dokonał czegoś co w ostatnio połkniętych przez mnie kryminałach było rzadkością. On nie tylko myli tropy, ale robi to na tyle perfidnie, że cały czas człowiek czyta ze ściśniętym żołądkiem, stopniowane napięcie prowadzi nas do wydawałoby się nieuchronnego, oczekujemy (ba, jestem pewny tego co się wydarzy) czegoś potwornego, mając już konkretne obrazy w głowie a tu... Po kilku takich sytuacjach pozostaje mi tylko bić brawo dla jego mistrzostwa. Wzbudzić takie emocje, zaskakiwać w kryminałach potrafi mało kto. Schematyczny model: detektyw - seryjny zabójca, dobry - zły, tajemnica - rozwikłanie, zapętlmy z 10 razy żeby zrozumieć czym się różni Policja od przeciętnego kryminału. Pomysłów starczyłoby przynajmniej na kilka powieści, a tu, gdy wszystko wydaje się jasne, wpadamy od razu w dalszy ciąg historii, a wątki, które nam się wydawały istotne, okazują się tylko ciekawym tłem.

poniedziałek, 25 listopada 2013

Obywatel GC - Selekcja, czyli odkrywając na nowo. I mała przypominajka

Kolejna płytka, jaką ściągając z półki przecieram z kurzu by zabrać do auta. Co prawda od nagrań solowych Ciechowskiego dużo bardziej lubię niepowtarzalną dawną Republikę, ale ta płyta pokazuje jaki ten artysta miał w sobie potencjał, w jak różnych kierunkach mógł zmierzać. Żałuję tylko, że to składak, bo pewnie gdybym słuchał tych kawałków w pełnym zestawie, na tle tego co na danym albumie nagrał, zabrzmiałyby jeszcze pełniej. Pierwsze 7 numerów to prawdziwe perełki, w większości bardzo znane, ale bynajmniej się jeszcze nie przejadły, jeden numer z filmu Stan Strachu, a potem już nowsze nagrania z płyty Obywatel Świata i jeden numer premierowy. Te ostatnie już jakoś nie mają w sobie tej energii, tych emocji. Ale początek?

niedziela, 24 listopada 2013

Little Creatures - Talking Heads, czyli coś radosnego na drogę w deszczu

Brrr Prawie cała droga w deszczu, a do Krynicy w dodatku dojechałem już po ciemku. Teraz tylko wygrzać się, żeby żadne poważniejsze przeziębienie się nie przyplątało. Na szczęście droga całkiem przyjemna. Od dawna przyzwyczaiłem się, że na radio nie ma co liczyć (bo albo sieczka, albo radio M), więc biorę płyty. Jak widzicie obok - znowu sięgam na półki po starocie. Płytka ma już blisko 30 lat, ale brzmi równie fajnie jak kiedyś. W ogóle te lata 80-te w muzyce były naprawdę ciekawe. No i MTV zajmowało się muzyką. Dlaczego o tym wspominam, bo słuchając Talking Heads warto wspomnieć, że oprócz zwariowanej muzyki, robili równie ciekawe teledyski. To chyba też dlatego, że David Byrne zawsze lubił eksperymenty wizualne.

sobota, 23 listopada 2013

Nauczyciele, czyli co do cholery z tą szkołą?

Co prawda wczoraj widziałem kolejną część "Igrzysk śmierci", ale chyba poczekam kilka dni, może córka napisze parę słów, bo to na pewno film bliższy jej pokoleniu niż mojemu. Zastanawiałem się też czy nie napisać paru słów o jednym z seriali, które wpadły w oko, ale chyba poczekam na ich rozwój, bo albo mam nadzieję, że się rozkręcą (Morderstwa we Fjallbace), albo nie jestem pewien czy utrzyma się moja ciekawość (Top of the lake). Seriale więc na inny dzień, a dziś krótka notka z dedykacją dla nowej p. minister edukacji :) Ciekawe czy widziała ten obraz.
Przypomnę: rok 1984 i Stany Zjednoczone, kraj w którym od dawna szkoły publiczne mają opinię miejsca, którego lepiej unikać (to się trochę zmieniło od lat 80-tych, ale chyba nadal nie jest idealnie). Ciekawe czy my już najgorsze mamy za sobą  do takich problemów nie dojdziemy, czy też (tfu tfu) dopiero one są przed nami.  

piątek, 22 listopada 2013

Andrzej Sapkowski - Sezon burz, czyli zamiast porządnej powieści dostajemy...

Chyba dołączę do chóru malkontentów. Kiczowata okładka, niby bohater ten sam i treść podobna, ale po
pierwsze ja już nie ten sam co 20 lat temu, a po drugie chyba wszyscy oczekiwaliśmy nie tyle odcinania kuponów od tamtego, ale czegoś świeżego, zaskakującego. Skoro się skończyło sagę, to po co do niej wracać, jeżeli nic nowego nie ma się do powiedzenia? Bo ten tomik - owszem czyta się fajnie, lekko, ale już emocje nie te same i wszystko ma posmak dania odgrzewanego (i to nie za dobrze). Ładnie to ktoś określił: Sapkowski zamiast porządnej powieści wypuścił rzecz, która przypomina fanfic, tyle, że bardziej dopracowany. Czyli wymyślił sobie, że dopisze jakieś przygody słynnego wiedźmina Geralta i wrzuci je gdzieś pomiędzy wydarzenia sagi.
Niby klimat jest, akcja jest, Geralt ten sam, ale gdzieś zniknęło całe napięcie, więcej emocji chyba budziły pierwsze opowiadania niż ta książka. Gdy porównuję sobie to z niedawno przesłuchanym pierwszym tomem trylogii husyckiej, to tu jakbym widział zamiast zdolnego pisarza, zwykłego rzemieślnika, który bawi się znanymi schematami i chwytami.

czwartek, 21 listopada 2013

Elena, czyli traktat o egoizmie

Muszę przyspieszyć z notkami, bo szykuje mi się trochę bardziej intensywny tydzień (szkoda, że ominie mnie trochę wydarzeń kulturalnych), wyjazd, a tu szkiców notek zrobiło się tyle, że niektóre rzeczy ulatują już z głowy. W każdym razie plan na najbliższe dni: skończyć wreszcie "Łaskawe", zdobyć jakieś bilety na grudzień (koncert, teatr), jutro nocny maraton filmowy z córką i jej koleżankami (a i sam obejrzę kolejną część Igrzysk śmierci z przyjemnością, no i jakiś audiobook na drogę do Krynicy. Ostatnio częściej słucham powieści niż płyt z muzyką.
Na jutro w planach notka książkowa (tylko zastanawiam się co z 3 przeczytanych ostatnio wybrać), a na dziś film. Andriej Zwiagincew już po pierwszym obrazie został okrzyknięty geniuszem i następcą Tarkowskiego. Ja dotąd pisałem u siebie jedynie o Wygnaniu, przy którym miałem mieszanie uczucia. I od razu muszę powiedzieć, że Elena zrobiła na mnie większe wrażenie, chyba na dłużej ją zapamiętam. O ile w poprzednim filmie urzekała forma, to tu raczej treść mnie rozwaliła.

Robbie Williams - Swings both ways, czyli nieśmiertelny urok standardów

Nie potrafię się powstrzymać. Zwykle piszę o jakiejś muzie przynajmniej po przesłuchaniu całości, a tu od pierwszego utworu tak maną buja, że natychmiast postanowiłem zrobić notkę. Mówcie co chcecie - że to kiczowate, że odtwórcze, że nic trudnego zagrać i zaśpiewać takie standardy... Ale do cholery, buja i kręci mnie tak, jak mało co z rzeczy współczesnych. I na imprezę, i do autka, i do słuchania w biurze (o ile możesz pracować gdy nogi ci chodzą), po prostu na każdą okazję polecam tą płytkę. Energia niesamowita!  

środa, 20 listopada 2013

Popiełuszko. Wolność jest w nas, czyli pamiętać trzeba


Ten film widziałem jeszcze zanim zacząłem pisać bloga, więc notki o nim u mnie nie znajdziecie, ale emisja serialu w TVP zainspirowała mnie do tego by sobie go przypomnieć i skreślić kilka słów. Jak to bywa w takich przypadkach, trochę to dziwny serial - prawie nie kojarzę scen i wątków, które by były zupełnie nowe. Po prostu tnie się całość na 40 minutowe części, dodaje jakieś nieistotne detale i robi "premierę" czegoś co udaje nowe. Ech, żal. Ale pal licho politykę TVP, ważne że sporo osób, które kina omijają z daleka (a sporo takich) mogło tą produkcję zobaczyć. A uważam, że jak najbardziej warto. Mimo pewnych jej słabości.