Strony

środa, 4 grudnia 2013

W pierścieniu ognia, czyli kolejny raz zasiadam w loży szyderców

No dobrze, najnowszy konkurs wrzucony w odpowiednią zakładkę, muszę jeszcze trochę uporządkować listy przeczytanych książek i obejrzanych filmów i pobawić się z odświeżeniem szablonu. Mimo intensywnego grudnia, mam nadzieję, że na bloga trochę czasu znajdę. Jak dobrze się orientuję to w szkicach mam już 8 zaległych filmów i 4 nie opisane książki, trzeba się więc sprężać, żeby z głowy nie wywietrzały wrażenia :) A wciąż pojawiają się nowe zdobycze, jak się więc tylko uda może jeszcze przed świętami jakiś konkursik się pojawi.
A na dziś (po moim lekkim marudzeniu po części pierwszej filmu i książki) druga część ekranizacji i znów pokłady mojego cynicznego nabijania się z rzeczy dla nastolatków (a dokładniej dla nastolatek). Choć po maratonie nocnym z Igrzyskami śmierci, powinienem chyba zmienić zdanie, bo sala była pełna dorosłych, a trzy 13-latki, które zabrały się ze mną na seans (albo ja z nimi do opieki i transportu) były chyba najmłodsze w całym kinie. Może więc z takich klimatów niektóre kobiety wyrastają dużo później?
A czemu chcę się nabijać? Przecież Harry Potter mnie na tyle wciągnął, że sam kupowałem i filmy i książki. Może to kwestia położenia ciężaru w książce na inne rzeczy. W sieci krąży taki komentarz Kinga (poniżej) i zgadzam się z tym w 100%. A niestety Igrzyska daleko od tego Zmierzchu nie odbiegają - niby jest fajne tło, ale te ciągłe dylematy czy wybrać bruneta czy blondyna i robienie maślanych oczu, psują cały klimat filmu. 

No dobra, powiecie, że jestem facetem, nie rozumiem kobiet i dlatego tak dziwne czasem wydaje mi się zachowanie bohaterki. Ale mam wrażenie, że twórcy specjalnie zapętlają pewne sceny i budują chemiczne napięcie między bohaterką, a towarzyszącymi jej "wybrańcami". Co z tego, że z jednym to takie niby udawane, skoro widz czuje, że jest coś więcej? Bez tego film byłby mniej ciekawy? A przecież w końcu w książce nie chodziło o wzdychanie i dylematy, w które męskie bary się wtulić, a tu tak się chwilami czujemy.

Generalnie - trzeba oglądać w kolejności, bo inaczej nie złapiemy wielu rzeczy. Tu od razu wchodzimy w wydarzenia kilka miesięcy po poprzednich Igrzyskach i powrocie Katniss do domu. Wraz z Peetą, z którym wygrała okrutne zmagania i całymi rodzinami, mieszkają w specjalnej dzielnicy dla zwycięzców i w odróżnieniu od głodujących ludzi z ich sektora, im nic nie brakuje. Ich święty spokój nie będzie jednak trwał wiecznie - rząd Panem nie ma zamiaru odpuścić im tego, że się im przeciwstawili. Nastroje buntownicze w poszczególnych dystryktach narastają, a Katniss dla wielu ludzi stała się symbolem i zachętą do walki. 
By więc zniszczyć ten symbol, władze postanawiają kazać walczyć jej raz jeszcze  - tym razem urządzając igrzyska specjalne, w których mają się zmierzyć zwycięzcy poszczególnych turniejów. Wszystko więc przechodzimy raz jeszcze - przygotowania, ocenianie własnych szans, a potem morderczą walkę transmitowaną na całe imperium. Oczywiście, bohaterowie są starsi, dojrzalsi, widzą i rozumieją więcej, a twórcy tym razem pokazują nam dużo więcej tła, kulis igrzysk, one same też mają trochę inny klimat (sami musicie zobaczyć czemu).
Mam wrażenie, że więcej też jest przemocy (Igrzyska to już nie zmagania nastolatków, ale dorosłych ludzi), pokazania tego na czym zbudowane jest imperium Pan. Rozdźwięk między życiem stolicy i tym co się dzieje w dystryktach jest ogromny. 
 
Niby jest akcja, trochę napięcia, ale prawdę mówiąc już nie czułem takich emocji jak w pierwszej części, o dziwo ekipa jaką wiozłem też miała podobne zdanie. Nadal zgodnie z dziwacznym tłumaczeniem polskim, głodu tu nie widać i nie czuć, nie rozumiemy więc tego "poświęcania" kolejnych trybutów przez dystrykty. Gdzie tu sens organizowania widowiska telewizyjnego, jaka miałaby być jego rola w kontrolowaniu i uspokajaniu ludzi? Chyba sięgnę po drugi tom książki, bo film za diabła nic nie rozjaśnia (ciekawe, bo podobno jest dość wierną adaptacją powieści, ale to chyba nie znaczy, że na pewno udało im się uchwycić klimat).

Pozostał nam więc jedynie ten trójkąt miłosny. Z jednym wciąż jest, choć powtarza sobie, że go nie kocha, a z drugim nie może być, choć o tym marzy i śni. Ech. Jeden sprawdził się w ogniu i przez to stał się bardzo bliski, a z drugim choć wzrastała od małego, to raczej przyjaźń niż prawdziwa bliskość. Ot dylemat. Żeby tak jeden o drugim nie wiedział to może by tak...

A jak wyprodukują trzecią część to nie dość, że pewnie starsza córa jeszcze nie wyrośnie z takich klimatów, to będę jeszcze i przez młodszą ciągnięty na seans. Ale cóż. Może wreszcie kiedyś zrozumiem (bo zaakceptować muszę) te rozterki i westchnienia. 

8 komentarzy:

  1. Wyjdę na zgorzkniałą obrończynię IŚ ale podobno każdy ma prawo do własnego zdania, a zatem:
    1) Panem, nie Pan.
    2) Głodowe, bo dystrykty są całkowicie zależne od tego Panem, wszyscy żyją w skrajnym ubóstwie i dopiero zwycięstwo w igrzyskach gwarantuje dobrobyt (pociąg wiozący na igrzyska pokazuje rozbieżność między głodującymi, nie można też zapominać o balu gdzie ludzie ze stolicy wymiotują by jeść dalej...).
    3) Wątek miłosny jest jaki jest. Nie narzekam bo po czytaniu książki wydaje mi się, że trochę Katniss rozumiem. Z Galem przyjaźni się od zawsze i jest do niego przywiązana, czuje że powinna z nim być. Z drugiej strony pojawia się Peeta i otwarcie mówi o swoich uczuciach otwierając Katniss oczy na całkiem inny wymiar miłości. Potter też na początku był zakochany w Cho a gdy ona wybrała Cedrika to w końcu naprawdę zauważył Ginny. Kto zakochuje się na zabój od pierwszego wejrzenia?
    4) Powstanie / rewolucja / jak zwał tak zwał. Gdyby Katniss była wyborowym żołnierzem, który od początku mówi: "tak, poprowadzę was do walki, większość z was zginie ale warto się poświęcić" - to nie byłoby sprawy i książki. Jak by na to nie patrzeć, jest nastolatką, która nie chce być odpowiedzialna za niczyją śmierć, a do tego doprowadziło powstanie. W Kosogłosie trup ściele się gęsto, jak to na wojnie.
    Katniss jest odważna i zaradna, rozumie politykę, chce się zająć rodziną i jest przykładem dobrego, prawego obywatela - po prostu dobrego człowieka - i dlatego powstańcy chcą by ich poparła (media - kto w nich jest ten rządzi, w naszym świecie też). Potter też był symbolem walki przeciwko potężnemu Voldemortowi. Ten sam schemat.
    5) Igrzyska służą temu by pokazać, że Panem rządzi, może sobie zabijać młodzież z dystryktów jak tylko im się podoba a formuła "zawodów" jest jak najbardziej widowiskowa. Rzeź niewiniątek nie byłaby tak poruszająca jak zabijające się nawzajem dzieci. Więc ludzie ze stolicy mają widowisko a ludzie z dystryktów wiedzą, że z Panem zadrzeć nie mogą i kolejny bunt nie ma sensu. A wygrać z systemem (żyć w dobrobycie) można tylko poprzez działaniem według reguł Panem.

    Rozpisałam się, przepraszam, ale Twoja recenzja trochę razi tymi negatywami w miejscach o które bym je nie podejrzewała. Oglądałam film tydzień temu, książkę czytałam ponad rok temu i byłam naprawdę zadowolona z tego co twórcom udało się stworzyć. Mam dopiero dwudziestkę na karku, więc może to tłumaczy mój zachwyt, no i jestem dziewczyną, ale np. pierwsza część wydaje mi się gorsza przez takie psychodeliczne podejście do "sceny z chlebem". Ale to szczegół. Generalnie lubię trylogię o męczyła mnie jedynie trzecia część (jej początek) - więc od razu polecam na I część Kosogłosa nie jechać pod żadnym pozorem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki!
      1) Panem - faktycznie, cholera niby coś się kołacze po głowie, a nie wiadomo jak odmieniać
      2) Głodowe - to wszystko wiem, ale w naszym tłumaczeniu tego głodu nie ma i w filmie będę się upierał też tego nie widać, nie bardzo to widz rozumie
      3) Wątek miłosny jest jaki jest. No właśnie. Ale nadal się czepiam. Przecież wiadomo, że czasem obiekt miłości się zmienia, szukasz, ale zabawne jest obserwowanie tych zmiennych uczuć, jakby w ciągu kilku minut mogło jej się obrócić o 180 procent. Jak tu można chcieć zjeść ciastko i nadal je mieć :) Ale to chyba mogą zrozumieć tylko kobiety. Mózg mężczyzny nie wychwytuje takich niuansów, bo nam się wydaje, że emocje to coś bardziej trwałego (może nie jak dom, ale przynajmniej jak wkład długopisu)
      Oczywiście przerysowuję, ale mnie to bawi
      4) Katniss rozumie politykę??? No bez przesady.
      W przypadku Pottera od początku wiedzieliśmy skąd bierze się jego znaczenie (to on tego nie rozumiał), ale tu jest to mętne. Inne Dystrykty widziały ją tylko poprzez jej postawę w Igrzyskach i odgrywała tu rolę raczej popularność (zakochani) a nie jej odwaga. I tu przechodzimy do 5) Igrzyska służyły do zastraszania, a oglądalność była tylko w stolicy? To spore uproszczenie chyba. a skąd ochotnicy? Ich popularność???

      Nie chcę atakować w żaden sposób Ciebie, a te negatywy to moje subiektywne odczucia. Spoko - nie upieram się, że mój punkt widzenia jest jedyny i najlepszy. Ale uwielbiam czasem podyskutować, podrażnić troszkę :)

      Usuń
    2. 3) Ha ha ha. Emocje to coś bardzo trwałego wg mężczyzn. Hmm... dlaczego więc częściej mówi się, że to faceci mają kochanki. No nie no! xD Nie drążmy, błagam. Wątek miłosny rzadko kiedy jest chwalony. Sama często piszę, że książka mi się podobała bo autor nie skupiał się na wątku miłosnym. To jest straszny temat.
      4) Ja to tak odbieram, w Kosogłosie to już bardziej widać. Może jest prostolinijna i nie bawi się w takie gierki jak Haymitch z Peetą (mistrzowskie popisy przed kamerami) ale nadaje się bo nie można jej od tak przekupić, rozumie co się dzieje (nie tak jak ochotnicy z I i II dystryktu, którym zależy tylko na kasie) i generalnie jej postawa coś wnosi. Buntuje się, nie jest ani ofiarą ani katem podczas igrzysk. Nie chodzi tam tylko o bycie partnerką Peety. Ważny jest gest wobec Rue. Zachowanie człowieczeństwa, bunt przed całkowitym upodleniem i pokazanie, że ludzie z dystryktów też zasługują na szacunek. A podczas igrzysk numer dwa to ona strzela w stronę pola siłowego żeby rozwalić arenę i pokazać, że Kapitol nie jest doskonały.
      5) Stolica bawiła się oglądając te igrzyska, ci z dystryktów "kibicowali" swoim i wyczekiwali o nich wieści. Ja to tak odczytuję. Ochotnicy to, tak jak pisałam, nastolatkowie żądni pieniędzy (każde społeczeństwo zawiera takich ludzi, "nowobogackich" czy po prostu chciwych, którzy wybijają się cudzym kosztem - tak samo jak w Kapitolu mieszkali też dobrzy ludzie autentycznie żałujący trybutów). Popularność? Tam nie było telewizji z setką kanałów. W dystryktach pokazywano te igrzyska tak czy siak (pisałam, ludzie wyczekiwali wieści o swoich) a w rozpuszczonym Kapitolu to była niezdrowa rozrywka (jak reality show). Ja to tak widzę.

      Usuń
    3. 3. nie wiem bo nie mam kochanki :) ale wydaje mi się, że za tym nie stoją emocje, a raczej coś bardziej zwierzęcego. Z jednej strony aż kusi by trochę jeszcze podrążyć temat, ale masz rację, że trochę wpadamy w pułapkę stereotypów. Moje pytania dotyczyły nie tyle faktycznych zachowań i decyzji, ale tego jak różnie się temat miłości, zakochania przedstawia w filmach z perspektywy dziewczyny i chłopaka w wieku lat nastu...
      4 i 5. Wciąż moim zdaniem to się nie bardzo składa do kupy - z jednej strony masz triumfalny przejazd zwycięzców po każdych igrzyskach, wiec to nie jest tak, że ogląda to tylko stolica, a dystrykty tylko są zmuszane do tego albo kibicują tylko swoim. Dopiero jeżeli uzna się ten wymiar popularności nabiera znaczenia Kathleen jako symbol dla buntu. Inaczej to nie ma sensu. Zresztą druga część pokazała, że ochotnicy i kasa dotyczyły nie tylko dystryktów I i II. Film moim zdaniem tego nam nie rozjaśnia, trudno ocenić mi czy książka to robi, bo znam tylko pierwszą część...

      Usuń
  2. No proszę, jak to miło poznać tak rozbieżne opinie... przeczytałam trylogię w 4 dni, tak mnie pochłonęło, że chyba miesiąc miałam książkowego kaca.Podzielam zdanie Marty w 100%. Jednak- widziałam też dwa filmy i wiem, ze gdybym na tym poprzestała, wzięłabym historię za drętwą i naciąganą, jakby śmierć i łzy miały grać tylko rolę tła wobec życia uczuciowego nastolatków. W książce nie jest to tak podkreślane na każdym kroku, jak czyni to Lawrence wodząc wzrokiem od faceta do faceta. Nie widząc tych przeciąganych spojrzeń łatwo o nich zapomnieć. Miałam farta, że czytałam w tym samym czasie " Przedwiośnie". Tak, wiem, zupełnie inne półki, ale obie powieści traktują o rewolucji, uzupełniając wiadomości łatwiej było mi je zrozumieć, poczuć. I tylko żałuję, że dałam się (znowu! nie uczę się na błędach:/) namówić i zniszczyłam piękną wizję cudzą reżyserką. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ano mało która ekranizacja (nawet w miarę wierna) dorówna naszej wyobraźni... szkoda, jeżeli ludzie na podstawie filmu będą oceniać książkową trylogię

      Usuń
  3. Pierwsza i druga część filmu taka sobie, poszłam na oba filmy z koleżanką, pośmiałyśmy się i wyszłyśmy, bez specjalnych odczuć, na czwartej części byłam już większą grupą, bo pięć osób z klasy się zebrało i przyznam, że ta część najbardziej mi się spodobała, w tej części polubiłam Haymitcha jeszcze bardziej, Finnicka (który wcześniej jedynie mnie irytował) poznałam z innej strony, Prim , Peeta'e lubię jeszcze bardziej niż przedtem i nawet Gale'a polubiłam, tylko Katniss dalej nie mogę znieść, może to kwestia odtwórczyni roli która według mnie wśród tak dobrych aktorów nie odznacza się niczym szczególnym, a wręcz irytuje swoimi minami (inaczej nie umiem tego określić). Jednak książka zawsze będzie lepsza, chociaż film nie może być ciągnięty w nieskończoność i wszystkich informacji nie zawsze da radę umieścić wszystkich informacji, może najlepiej tworzyć seriale na podstawie książek. Nadal nie rozumiem jak na podstawie tak genialnych książek powstają takie zera które dopiero pod koniec zaskakują a na podstawie beznadziejnych książek genialne seriale lub filmy, wystarczy spojrzeć na serie Pretty Little Liars

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to ciekawe, bo Moja córa była trzecią częścią rozczarowana, a mi się podobało chyba nawet bardziej niż poprzednie dwie... Wkrótce notka

      Usuń