Strony

sobota, 7 grudnia 2013

Opowieści z meekhańskiego pogranicza. Północ-południe - Robert M. Wegner, czyli soczyście i pysznie

Jakiś czas temu już wspomniałem o Wegnerze, bo wpadło mi w ręce jedno darmowe opowiadanko (polecam tą próbkę). Teraz z czystym sumieniem mogę napisać już o całej książce, rozbudowując tamten tekst. Na jego miejsce pofrunie jutro coś innego. Skończyłem Sapkowskiego, przerzuciłem się na Wegnera, ale ponieważ w obu przypadkach to trylogie, jeszcze sporo przyjemności przede mną.
Od razu przyznam się, że czytane przeze mnie wcześniej opowiadanie (Wszyscy jesteśmy meekhańczykami) jest chyba jednym z najlepszych w całym zbiorze, więc nie spodziewajcie się podobnych fajerwerków powtarzanych na kolejnych stronach. Ale z drugiej strony - jak już wejdziecie w ten klimat i poznacie troszkę ten świat, trudno się powstrzymać przed sięganiem po kolejne opowiadania. 
Zaraz, zaraz. Że to niby saga, trylogia fantasy, a ja tu wyjeżdżam z opowiadaniami. Ano podobnie jak pierwszy Wiedźmin, tak to właśnie sobie Wegner zaplanował i tak też buduje wszystkie tomy. Czasem pojawiają się wcześniej poznane postacie (szczególnie żołnierze Szóstej Kompanii górskiej straży), są nawiązania do wydarzeń albo miejsc, ale każde z tych opowiadań stanowi odrębną historię, tak też więc można je czytać.


Zgadzam się z opinią, że to raczej męska odmiana fantasy, bo sporo tu scen bitewnych i walki, wojny są głównym motywem przewodnim. Ale jak to jest napisane! Rzadko kiedy zdarzają się takie opisy walk, które nie nużą po kilku stronach. Wegner potrafi to ciągnąć prawie w nieskończoność, a czytasz z wypiekami na twarzy. Honor, odwaga, poświęcenie, broń w ręku i zmagania do końca. Dawno już nie czytałem równie krwistych, pełnych życia opowiadań. Nic dziwnego, że Wegner zgarnia kolejne nagrody. Mięsiste, żywe i bardzo plastyczne sceny to oczywiście nie jedyne plusy twórczości tego autora - może i dialogi nie są bardzo rozbudowane, służą głównie podtrzymaniu akcji, ale to co dzieje się w warstwie emocjonalnej, w psychice bohaterów jest równie wciągające jak ich czyny.
W kilku opowiadaniach autor namalował nam ciekawy świat, pełen magii, wiary, wspomnień i tajemnic. Po pierwszym opowiadaniu cieszyłem się na kolejną dawkę przygód, walk i zwycięstw poznanych już bohaterów. Zamiast tego, przynajmniej połowa tej książki opisuje zupełnie inne miejsca, postacie, wydarzenia. Najpierw mnie to trochę wkurzało, ale potem zacząłem doceniać, iż dzięki temu ten świat staje się ciekawszy - każde plemię ma własną historię, własne tradycje, wierzenia. To, że w chwili obecnej imperium meekhańskie łączy te tereny i ludzi, nie znaczy że tak było zawsze i że tak będzie wiecznie.
To nie tylko świat ludzie, ale i cała warstwa wierzeń i podań ludowych. Czy bogowie to jedynie przeszłość i mit, czy rzeczywiście wciąż dokonują interwencji na ziemi? Coś musi być na rzeczy, jeżeli każda armia oprócz inwestowania w tradycyjne sposoby walki, wspomaga się obecnością czarodziejów. Topór, miecz kontra magia i siły ponadnaturalne... Z takiej konfrontacji trudno przewidzieć która z sił wyjdzie zwycięska.
  
Osiem opowiadań zebranych w dwóch częściach (dzielą je trochę miejsca i bohaterowie). O ile w pierwszej części (północ-góry) nie mamy pogłębienia indywidualnych postaci, liczy się klimat i akcja (ale wychodzi to świetnie), o tyle druga (południe-pustynia) idzie bardziej w głąb, w psychikę i świat wewnętrzny. Na początku przy lekturze dominował zachwyt "północnymi" fragmentami, ale z perspektywy kilku tygodni doceniam coraz bardziej też "południowe", zupełnie inne historie. Pytania o możliwość odkupienia win i zbrodni, o konieczność wykonywania rozkazów, odpowiedzialność za innych, czy wybór "mniejszego zła" sprawiają, że książka nie jest zbiorem scen rąbania, siekania i podgrzewania na ogniu, przeplatanych ucieczką albo pogonią. To blisko 500 stron naprawdę soczystej i wciągającej lektury, która raczej pozostawia niedosyt niż znudzenie. Może chwilami drażnił mnie kierunek akcji, w jakim autor pociągnął opowiadanie, albo jakaś scena, ale na pewno nie przesłania mi to rzeczy, które spodobały się bardzo.
Obok AS, Kresa, Ziemiańskiego (Achaja), Grzędowicza (Pan...) trylogia Wegnera to mocny punkt na poletku polskiego fantasy.

4 komentarze:

  1. Może i męska, ale paniom też się podoba.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspomniałeś gdzieś wcześniej już o Wegnerze i mimo, że rzadko sięgam po fantastykę (poza Sapkowskim) postanowiłam zajrzeć co to. Przy okazji wzięłam też Grzędowicza. No i zaskoczenie pełne! Jestem naprawdę zbudowana tym, jak dobrych mamy pisarzy :). Czytam teraz na przemian "Lodowy ogród" i Wegnera i nie umiem powiedzieć, które opowieści lepsze ;). To bardzo miłe zaskoczenie, bo wcześniej wpadała mi w ręce a to Brzezińska a to Kossakowska a to Ćwiek i jakoś mocno nie bardzo... właściwie trochę mi się obronił tylko cykl Oko Jelenia Pilipiuka. A tu niespodzianka i to dzięki Twojemu poleceniu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. cieszę się bardzo! oj zdarzają się perełki! Ciekawe są niektóre tomy z serii zwrotnice czasu (ale to ciężko zdobyć), ja lubię Orbitowskiego... Fabryka słów już dawno przeszła na masówkę ale warto szukać innych rzeczy, a może Dukaj ci podpasuje?

      Usuń