Strony

poniedziałek, 30 października 2023

Cieszę się, że moja mama umarła - Jennette McCurdy, czyli wściekłość i ból

Październik kończę ciut wcześniej, ciesząc się z tego, że zapas szkiców notek mam jeszcze spory, a do grona podrzucających mi recenzję może na stałe dołączy kolejna osoba z inicjałem M. Notatnik jest otwarty, choć jeżeli ktoś pisze tak świetnie i tak często jak kiedyś Włodek, wtedy namawiam go żeby poszedł "na swoje". Tak się cieszyłem z Chochlika Kulturalnego, natomiast na razie tamten blog w zawieszeniu, a Chochlik działa mocniej na FB. 

Ale ja nie o tym przecież. Miało być o książce. Głośno było o niej, tytuł swoją kontrowersyjnością też narobił trochę zamieszania. Na pewno to historia poruszająca swoją szczerością. Czy zaskakująca? No jak dla mnie nie. Chyba spodziewałem się, że za karierami wielu dziecięcych i młodzieżowych "gwiazdek" stoją takie albo nawet i bardziej bolesne historie. Jennette McCurdy nie pisze przecież zbyt wiele o samym przemyśle filmowym, o presji, wykorzystywaniu, skupia się na swoich relacjach z matką oraz na tym jak bardzo wpłynęła ona na to jak postrzegała samą siebie, swoje ciało. 

Gdy obserwowało się karierę takich postaci jak choćby Miley Cyrus, którą uwielbiały moje córki, dla niektórych mógł wydawać się szokujące przejście w dorosłość, to jak szybko skończył się wizerunek grzecznej dziewczynki, a zaczął bunt i używki. To chyba jednak coś dość naturalnego, gdy człowiek musi dzień i noc udawać, grać pewną rolę, wciąż spełniać oczekiwania innych, a potem wreszcie ma na coś wpływ, może pokazać na co naprawdę ma ochotę i robi to nie zważając na konsekwencje. Przy Jennette nie było to aż tak wyraźne, ale ona przeżywała to jeszcze mocniej. 

niedziela, 29 października 2023

Nie mogę Ci powiedzieć - Jakub Bączykowski, czyli to miał być cudowny weekend

Jedna z najnowszych premier od Wydawnictwa Mięta i całkiem dobry thriller. Zaciekawił mnie na tyle, że postanowiłem sięgnąć też po pierwszą powieść tego autora, żeby zobaczyć na ile dubluje on jakieś rozwiązania fabularne. Jedno na pewno jest oryginalne i go wyróżnia: pisze o związkach homoseksulanych z taką lekkością, z naciskiem na normalność, że aż człowiek się dziwi iż wcześniej nikt tak w literaturze popularnej u nas nie pisał. Owszem, były związki nieheteronormatywne, ale u Bączykowskiego nie chodzi o to, że to jest jakiś dodatek, on z premedytacją stawia taką parę w samym centrum. Wszystkie emocje, reakcje otoczenia, wypady na randki, wspólne kolacje i śniadania, planowanie przyszłości, czyli to co może charakterystyczne dla literatury obyczajowej ale z naciskiem na romantyczne związki męsko-damskie, tu jest podane w relacji dwóch młodych facetów. I to zaskakuje, a jednocześnie to zaskoczenie nie wynika raczej z oburzenia, ale raczej z tej normalności i ze zdziwienia, że ktoś opisuje to tak zwyczajnie, nie robiąc jakiejś sensacyjnej czy opresyjnej otoczki, jak to otoczenie źle reaguje. Obaj bohaterowie żyją w Lublinie i raczej nie sprawiają wrażenie kogoś kto żyje w państwie nietolerancyjnym. Modne przecież jest skarżenie się na homofobię, na ciemnogród, a tu proszę - śladu po czymś takim. 

Ale nie skupiajmy się tylko na tym. Ważna jest sama fabuła. Tu też może być trochę zaskakująco. Bączykowski bowiem już na początku funduje nam coś dramatycznego, wiemy więc co się wydarzyło, nie rozumiemy tylko dlaczego. Damian leży w śpiączce w szpitalu, a w dodatku jest podejrzewany o zamordowanie na zamkniętej imprezie swojego nowego partnera. 

Sen o okapi, czyli miłość i śmierć przeżywa się równie boleśnie

Nie znam niestety powieści Mariany Leky, więc zaburzyłem sobie idealną kolejność, czyli najpierw książka, potem dopiero ekranizacja. Skusiła mnie jednak obietnica czegoś w stylu produkcji Wesa Andersona i Jean-Pierre’a Jeuneta. Lubię takie trochę oderwane od rzeczywistości, chwilami absurdalne historie i zawarty w nich nietypowy humor. Z jednej strony zwykle jest w nich wiele ciepła i serdeczności, a z drugiej tyle nieszczęść zrzuca los na bohaterów. 
I tak też trochę jest i w Śnie o okapi.

Niewielkie miasteczko, w którym życie toczy się dość spokojnie, a dramaty przeżywane są przez całą społeczność. Nie brakuje tu dziwaków, ale każdy wie czego po nich się spodziewać, nie ma więc jakichś wielkich konfliktów. Aż by się chciało trochę więcej poznać poszczególne historie, ale stanowią one tu jedynie tło dla Selmy i jej wnuczki Luizy.

sobota, 28 października 2023

Sprzedawca życzeń, czyli słowa, które naprawdę coś znaczą

Jacek Cygan to człowiek legenda - poeta, scenarzysta, prozaik, tekściarz, który pozostawia za sobą masę kultowych piosenek i utworów, nuconych przez kolejne pokolenia. Gdy przeczytałem, że będzie okazja zobaczyć jego twórczość na scenie teatralnej, nie mogłem tego przegapić. Szczególnie że Adam Ferency, który wyreżyserował "Sprzedawcę życzeń" oraz sam postanowił zagrać w tym monodramie, daje również gwarancję pewnej jakości, prawda?

Bohaterem tekstu Jacka Cygana jest człowiek, który z układania życzeń uczynił sens swego życia, a przy tym zawód. Niestety coraz mniej ludzi zagląda do jego sklepu, każdy witany jest więc przez niego dość ciepło i zatrzymywany na długo. Od oferowania towaru, płynnie przechodzimy w opowieść o życiu, o lęku, o przemijaniu.

Co ciekawe, mimo scenografii i elementów sugerujących, że bohater to wyznawca religii mojżeszowej, że może czas dotyczy jakichś prześladowań, to w tym co opowiada mieszają się różne dekady i doświadczenia. Jesteśmy trochę zawieszeni w przestrzeni i historii, a ważniejsze od połączenia różnych wątków i scen ważniejsze staje się chwytanie żartów, mrugnięć okiem i poddanie się niespiesznemu rytmowi opowieści. 

piątek, 27 października 2023

Mocarne mózgi - Adam Kay, czyli kreatywni, odważni, nie bojący się marzeń

Chętnie bym przetestował to na jakimś młodszym czytelniku, więc pewnie zabiorę na akcje wymiankowe, które organizuję u siebie w mieście. Ja zdecydowanie nie jestem targetem - nie śmieszą mnie kulki z gluta, kupy ani tym podobne żarty, stąd więc ciekawość czy młodszych to bawi. I czy tylko chłopców. Na pewno nie jest to kolejna "grzeczna" i poukładana książka z życiorysami sławnych odkrywców czy ludzi wyjątkowych. Adam Kay zbudował narrację według określonych schematów, cały czas jednak żartuje (również z samego siebie), całość dopełniają dość zwariowane rysunki, w których mózgi odgrywają różne scenki. 

Mamy więc jakieś krótkie informacje biograficzne, potem osiągnięcia, jakiś ważny cytat, myśl która może być inspiracją, jeden zaskakujący fakt i dość prawdopodobny fałsz dotyczący tej persony, no i mini quiz, w którym autor dostarcza nam czasem bardzo oryginalnych ciekawostek z życia autora (np. czy uwierzymy w to, że ktoś nauczył się pilotować samolot zanim wsiadł na rower).

wtorek, 24 października 2023

Himalaya. Wyprawa na krawędź życia - Wojciech Nerkowski, czyli nie tylko dla miłośników gór

Tym razem notka gościnna. Marta miała chwilę natchnienia i dziecko dało jej moment wytchnienia :) A ja dopisuję sobie tytuł do listy do przeczytania. Skoro jej się spodobał. a w dodatku lubię góry...
R
*** 
Powieści Wojtka Nerkowskiego mają to do siebie, że wciągają. Wciągają tak konkretnie – od pierwszej strony, całego czytelnika łącznie z nogami 😊

Nie inaczej było w przypadku Jego najnowszej powieści „Himalaya. Wyprawa na krawędź życia”. Z opisu wydawcy dowiadujemy się, że jest to książka opowiadająca o dwóch śmiałkach – Wiktorze i Michale, którzy próbują zdobyć najtrudniejszy szczyt świata – K2. Ba! Są już prawie na szczycie, tak naprawdę mają sukces na wyciągnięcie ręki. Sytuację komplikuje jednak nieoczekiwany atak terrorystyczny na luksusowy hotel Himalaya, w którym przebywają ich dziewczyny – Paula i Iga.

poniedziałek, 23 października 2023

Powrót do Gryfa - Marcin Mortka, czyli w obronie domu i rodziny

Zrobiła się już kolejka kilkunastu tematów, więc znowu mogę każdego wieczora decydować o czym mam ochotę pisać. Poważniejsze i ciężkie, czy lekkie i rozrywkowe. To co się spodobało, czy też rzeczy które mnie mało obeszły...
 
Kolejny tom serii o Edmundzie, zwanym Kociołkiem oraz jego drużynie to rzecz, która długo nie czekała ani na czytanie, ani też na swoją notkę. Chyba na mało którą kontynuację cyklu czekam tak bardzo, ciesząc się gdy już się ona pojawi jak małe dziecko. I zawsze mi mało. Przygód, humoru, kolejnych rozdziałów... Znowu trzeba pewnie będzie z pół roku czekać na kolejną część.
No dobra, może jeszcze Małe Licho wzbudza we mnie podobne emocje. Ale zauważcie że to podobne klimaty - fantasy, w którym sprawy mroczne przeplatają się z humorem i masą ciepłych rzeczy, przygoda nawet najtrudniejsza z przyjaciółmi nie wydaje się tak straszna, a najbardziej celebruje się domowe, rodzinne wygody i towarzystwo bliskich. Mortka pisze zupełnie inaczej niż Marta Kisiel, ale mimo wszystko jest w tym sporo podobieństw.

Najnowszy tom cyklu o Drużynie, która ośmieliła się zadrzeć ze złem przynosi kolejną odsłonę tego starcia, tym trudniejszego, że początkowo towarzysze są bardzo rozproszeni i trzeba sporo czasu, by na nowo się spotkali. W końcu każdy z nich udał się w inną część krainy, w poszukiwaniu dusz trolli, które podobno mają być największą bronią w walce ze Złym albo gdy to ono położy na nich łapę, powodem ostatecznej klęski dla jego przeciwników.

niedziela, 22 października 2023

Paskudna historia - Bernard Minier, czyli zbrodnia i kara

Bernard Minier nie chce zdaje się być zamknięty w szufladce jednego bohatera i stylu, stąd też raz na jakiś czas porzuca komisarza Martina Servaza i funduje czytelnikom historię trochę w innym stylu. Zmienia też regiony świata, bo to przecież też zmienia cały klimat.
W Paskudnej historii przenosi się w północno-zachodni region Stanów, blisko granicy z Kanadą, na fikcyjną wyspę, choć pewnie jej opis ma swoje odnośniki w rzeczywistości - Minier odwiedził stan Waszyngton i być może to właśnie zainspirowało go do napisania tej historii. O ile zachodnie wybrzeże kojarzy się ze słońcem, plażami i palmami, to już jego północna część jest daleko w odmiennych klimatach.
Cała ta historia ma w sobie też trochę z literatury kryminalno-sensacyjnej amerykańskich autorów, tych thrillerów w których zwroty akcji tak bardzo zaskakują czytelnika. Tu jest podobnie - końcówka może mocno zaskoczyć, bo zmienia mocno wszystkie nasze wyobrażenia.

Best of enemies, czyli jak do tego doszło?

MaGa: Wyjątkowo na czasie wyemitowano ten spektakl, tuż przed wyborami do naszego Sejmu i Senatu. Od czasów wyborów prezydenckich w USA w 1968r. minęło już tyle lat, a poziom debat politycznych coraz niższy i niższy. Skąd my to znamy…

Robert: Nie ważne co naprawdę myślisz, ważne co chcą usłyszeć ludzie, nie ważne co będziesz potem robił, ważne żeby przekonać ich do wybrania właśnie ciebie. Masz rację - skądś to znamy. Ale to nie tylko spektakl o politykach, a może nawet zdecydowanie nie o nich, choć przewijają się w tle zarówno demokraci, jak i republikanie.

MaGa: Upadająca telewizja ABC zorganizowała przed wyborami prezydenckimi debatę z dwójką intelektualistów opowiadających się za różnymi kandydatami na prezydenta. William F. Buckley JR. stał za ruchem konserwatywnym, a Gore Vidal – był pisarzem o poglądach lewicujących. W sumie odbyli kilkanaście spotkań (w spektaklu było ich kilka) i widać wyraźnie, że ze spotkania na spotkanie ich odmienne poglądy eskalowały coraz bardziej i bardziej.

Robert: Zamiast omawiać słowa polityków, szczegółowo analizować różnice między ich programami, postawiono na zupełnie inny format, który jak się okazało, był strzałem w dziesiątkę. Ludzi bowiem budzi polityka, za to chcą krwi, chcą emocji, chcą kontrowersji, wymiany ciosów, atakowania, a nie gładkich słówek. Wtedy to było zaskoczenie, bo mało kto miał odwagę coś takiego pokazywać w telewizji, ale tym programem zmieniono wszystko. Granice przesunięto, a wszystko to za sprawą słupków oglądalności i pieniędzy. W końcu nawet karę można zapłacić za przekleństwo na wizji, jeżeli jednocześnie wiadomo, że to właśnie sprawia, że ludzie chcą oglądać nasz program. Wręcz czekają na kolejne przekroczenie granic.

sobota, 21 października 2023

Dom, czyli spójrz za siebie i uroń łzę

Postanowiłem trochę poodkrywać świat komiksów i wrócić do notek im poświęconych. Przez jakiś czas bazowałem na wypożyczaniu, a teraz postanowiłem jednak sprawić sobie trochę przyjemności i zainwestować we własną kolekcję. Szukam nie superbohaterów i akcji, bo to mnie raczej nigdy najbardziej nie rajcowało, ale jakiejś głębi. I tak oto trafiłem na Paco Rocę i jego "Dom".

Album, który można nazwać chyba nie tylko bardzo osobistym, ale i terapeutycznym. Nie tylko autor zawarł tu jakieś wątki i doświadczenia własne, ale i każdy z czytelników może się w tym odnaleźć, jak nie teraz to za jakiś czas. To historia o stracie, żałobie, szukaniu dobrych wspomnień i próbie zachowania jakiegoś śladu. I nie chodzi jedynie o odejście rodzica, bo również ważna jest refleksja nad przemijaniem, uświadomienie sobie, że przecież każdego z nas to czeka. Co wtedy po sobie zostawimy, jak będziemy pamiętani?

piątek, 20 października 2023

Kaskadia, czyli losuj, dokładaj, wygrywaj

W krótkim okresie czasu udało się poznać dwa naprawdę sympatyczne tytuły gier, więc mimo że wciąż nie zrobiłem zakładki ze wszystkimi tytułami o których napisałem, dokładam do listy kolejny.

Na początek Kaskadia. Kafelkowe szaleństwo, ale nie ma jednej wielkiej mapy jak choćby w Carcassone, nie ma też jednej, powtarzającej się strategii. Każdy z graczy (maks 4) buduje własne terytorium i potem zasiedla je różnymi stworzeniami. Ameryka Północna zapewnia nam bogactwo możliwości, choć ty akurat zdecydowano się na ograniczony zasób kilku terenów i kilku zwierzaków. 

Co ważne jednak, to wcale nie sprawie, że kombinowania nie będzie i nie chodzi jedynie o element losowy. Tu trzeba nieźle się nakombinować i przemyśleć (a potem modyfikować) strategię.

środa, 18 października 2023

Robczik, czyli polska młodzież na Wileńszyźnie

Teatr Druga Strefa po raz kolejny udostępnił scenę Polakom z zagranicy. Tym razem był to Teatr Polski z Wilna, przedstawiając spektakl „Robczik”, stworzony na podstawie książki Bartosza Połońskiego o tym samym tytule.

Spektakl opowiada o młodych licealistach, polskiej młodzieży mieszkającej w Wilnie, o szczególnej przyjaźni Darka – maturzysty z polskimi korzeniami i dilera narkotyków – tytułowego Robczika. Maturzyści z jednej klasy, każdy z nich inny, każdy niesie ze sobą inną wizję siebie, inną wizję świata i inny bagaż doświadczeń. Podobnie mają ich przyjaciele i znajomi. Z ich opowieści wyłania się smutny obraz rodzin walczących o lepsze jutro, typowe dla dorastania dylematy i leki, niepewność jutra i niewyobrażalna potrzeba bliskości, miłości, zrozumienia i szacunku. A z drugiej strony potrzeba szybkiego wzbogacenia się, bo dopiero to jest w stanie podnieść status danej osoby.

wtorek, 17 października 2023

Jonja, czyli gdy ma się lat naście...

Dziś trochę nietypowo, bo to film mało znany i chyba poza festiwalem u nas nie pokazywany, a ja go sobie wybrałem właśnie spośród propozycji Festiwalu Młode Horyzonty trochę przypadkiem.
Skoro nie zna się prawie żadnego z tytułów, człowiek zdaje się na los lub trochę sugeruje opisami. Trafiłem jednak bardzo fajnie. Nie dlatego, żeby to była jakaś wyjątkowa historia, czy też w wyjątkowy sposób opowiedziana. Jej siłą jest zwyczajność i luz z jakim opowiada o ważnych sprawach. I tak sobie myślę - jaka szkoda, że u nas zamiast kręcić mądre filmy o problemach i sposobach ich rozwiązywania, bez nachalnego dydaktyzmu, stawia się na patos, propagandę i historię, która młodym najczęściej wydaje się nudna. Oni chcą lepiej zrozumieć samych siebie tu i teraz, a takich filmów w Polsce naprawdę brakuje.
Jonja jest dobrym przykładem jak można to było zrobić. 13 latka ostatnio średnio dogaduje się z mamą - nie dość, że ta ma nowego, dużo młodszego faceta, wciąż brakuje im kasy na różne rzeczy, to jeszcze spycha sporo obowiązków na dziewczynę (np. opiekę nad młodszym bratem). Nastolatka ma przyjaciół, ale nigdy ich nie zaprasza do siebie, a każde wyjście z domu traktuje jako ulgę, ucieczkę, których wyczekuje niczym wody czy pokarmu.

poniedziałek, 16 października 2023

Zabójca szwoleżerów i inne opowiadania - Bogusław Chrabota, czyli humor, śmierć i metafizyka

Miłe zaskoczenie. Nie jest łatwo zaciekawić lub zauroczyć krótką formą, bo jeżeli pomysł jest dobry, zawsze chciałoby się więcej i pozostaje niedosyt. Tymczasem Bogusław Chrabota zaprasza nie tylko w podróż po świecie, ale i po epokach, bawi się formą i nie zawsze daje oczywiste wskazówki do odczytania zakończeń. Dzięki temu właśnie to chyba tak bardzo smakuje i zaskakuje. 

Trochę przekornie, z nutką humoru, nie zawsze podsuwając oczywiste odpowiedzi, raczej pozostawiając nas z pytaniami i w stanie lekkiego zdziwienia. Chrabota świetnie się czuje zarówno w rozważaniach na temat poszukiwań estetyczno-metafizycznych, kronikarskich relacjach na temat ludzkiej pychy i głupoty, jak i wydawałoby się prostych historiach, w których ważne jest doświadczenie jakiegoś przełomu, przemiany.

Jego bohaterowie kłócą się z Bogiem, oczekują że dostaną jakieś wskazówki od człowieka na łożu śmierci, walczą, umierają za sprawę lub też kompletnie bez sensu, uciekają z raju, płodzą dzieci na obczyźnie. Jedni są przekonani o swej wyjątkowości, inni wręcz przeciwnie, powątpiewają w jakikolwiek sens istnienia.

Wstyd, czyli tacy jesteśmy

MaGa: Na zapleczu sali weselnej spotykają się niedoszli teściowie. Niedoszli, bo Pan Młody po rozmowie z narzeczoną odjechał. Ślub się nie odbył, a wesele niby trwa, choć nie ma w tym sensu. Nikt nie wie co się dzieje, nikt nie wie jak się zachować i co robić, co powiedzieć gościom.

R.: No bo skoro się zjechali z całej Polski, to ich nie wygna się do domu, prawda? Zwłaszcza że sala wynajęta, jedzenie i alkohol zapłacony, nawet kapela gra, może więc warto usiąść i porozmawiać? I co z tego, że głupio, bo trzeba tłumaczyć swoje dziecko, ale gdyby tak okazało się, iż to wina tego drugiego z narzeczeństwa, to w końcu nikt z naszej rodziny by nie miał pretensji, prawda?

MaGa: Widać, że Małgorzata nie jest zbytnio rozczarowana sytuacją. Widać, że nie przepada za narzeczoną syna, bo nie jest w jej „typie”. Jednak gdy na zapleczu dołączają do nich rodzice narzeczonej, zapewnieniom o miłości i szacunku nie ma końca. Hipokryzja kwitnie.

niedziela, 15 października 2023

Agentka wroga - Anna Rybakiewicz, czyli to nie moja wojna, ja mam własną

Od czasu do czasu fajnie jest sięgnąć po coś innego niż tylko kryminały i thrillery. Nie przepadam za romansami, ale powieści z wątkiem historycznym sięgam z ciekawością, choć trzeba przyznać że mamy już ich tyle iż wcale nie jest łatwo zaproponować jakieś nowe spojrzenie, nowy pomysł.
Miłość, zemsta lub poświęcenie są tak silnymi motywatorami, że człowiek zdolny jest góry przenosić. Ryzykowanie własnym życiem oczywiście nie jest łatwe, jeżeli jednak ma się jakiś cel, czegoś się mocno pragnie...
Anna Rybakiewicz może ciut nas zaskoczyć, bo jej bohaterka, choć działa na terenie Polski, nie jest naszą rodaczką. Ba, jej stosunek do naszego ruchu oporu powiedziałbym że jest dość ambiwalentny. Angela Dremmler zna jednak naszą język równie dobrze jak niemiecki, urodziła się w Szwajcarii, potem jednak los rzucił ją do Niemiec, gdzie na różne sposoby próbowała znaleźć jakieś ślady po swoim bracie z którym utraciła kontakt. Gdy jedna z takich nitek zasugerowała jej Warszawę, kobieta postanowiła obiecać komukolwiek i cokolwiek, byle móc się tam znaleźć. 

sobota, 14 października 2023

We will rock you, czyli współczesna pieśń wolności

Muzyka Zespołu Queen łączy różnych ludzi na całym świecie. Nie dziwi więc, że musical oparty na ich twórczości święci triumf na każdej scenie. Spektakl, do którego libretto napisał Ben Elton staranniy przetłumaczone przez Michała Wojnarowskiego na język polski, w autorskiej inscenizacji non-replika reżyserowanej przez Wojciecha Kępczyńskiego, zagościł wreszcie w Teatrze Roma. Na widowni co najmniej trzy pokolenia widzów, od siwowłosych dziadków do małoletnich wnuków i wszyscy zgodnie śpiewają „chcemy, chcemy rocka!” bowiem ROCK w tym przypadku staje się synonimem wolności i prawem do miłości.

piątek, 13 października 2023

Opowieści z Moulin du Bruit – William Wharton, czyli odrobina ukojenia

Zawsze mnie zastanawia w ludziach ekscytacja rzeczami niebanalnymi. To zachłystywanie się czynami czy zdarzeniami, które na dobrą sprawę nic nie wnoszą konstruktywnego do naszego życia, ale dobrze się „sprzedają” w mediach i całej tej papce popkulturowej. Wszystko musi być nadzwyczajne, szokujące, niedostępne dla innych choć jednocześnie zupełnie nam niepotrzebne, niczemu nie służące.


A ja lubię szarą codzienność i trochę mi żal, że jej się nie celebruje. Ta książka jest jak balsam na skołataną duszę, jest plasterkiem na zmęczony umysł i ciepłym kocykiem na zimne ciało. Nieśpieszna opowieść o spełnionych marzeniach, pochwała prostych zajęć, która prowadzi do równowagi wewnętrznej. To opowieść o dobrych relacjach międzyludzkich, dających wsparcie, spokój, nieraz ukojenie.

czwartek, 12 października 2023

Znachor, czyli niby ta sama historia, ale jakby na nowo

Obejrzałem i ja, bo skoro wszyscy porównują i komentują, no to jak ominąć. Zwłaszcza że ciekawość (i obawy) była, bo klasyczną wersję Hoffmana oglądałem tyle razy, a wciąż lubię. Czy do nowej bym wracał równie często? Pewnie nie, bo brakuje jej tej magii wyjątkowości. Produkcja Netflixa staje się sprawnie zrobioną, współczesną adaptacją powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, dobrym melodramatem, ale niczym więcej. Współczesną, czyli przygotowaną tak, by nawet młody widz nie miał problemów z tempem, z rozstrzyganiem tego kto jest dobry, a kto zły, by znalazło się tam trochę mrugania do niego okiem. No i musi być ładnie, zgrabnie, więc nawet nędzna chata z muchami i robactwem, będzie się jawić całkiem przyjemnie. 

Nie ma co tych produkcji porównywać, bo choć przyświecał im jeden cel: wzruszyć widza, to jednak były tworzone w innych czasach i na co innego kładzie się dziś nacisk, inny jest styl filmowania. Postać stworzona przez Bińczyckiego stała się legendą, rola Leszka Lichoty, choć dobra, nigdy się raczej nią nie stanie. Nie mam więc pretensji, że nowa wersja Znachora powstała, ale porównywanie ich nie ma sensu, po prostu są inne i nie chodzi jedynie o detale w fabule czy zakończeniu. 

Pani Cisza - Arkady Saulski, czyli Pan, któremu chce się służyć i za niego walczyć

Drugie spotkanie z Kentaro, czyli Duchem, który tuła się po świecie po tym jak stracił swoją Panią. Nie wiem z czego wynika fakt, że tak bardzo mi przypasowały te historie, może to jakiś sentyment do powieści i filmów z młodości (Shogun), ale niby nie ma tu nic spektakularnego, a mnie wciąga. Córka stwierdziła, że problemem jest to, że nie jesteśmy w stanie jakoś zbliżyć się do żadnej z postaci - to prawda, bo w tym tomie Kentaro jeszcze bardziej jest na drugim planie, wkraczając nań dopiero mocniej w końcówce powieści. A ja i tak czytam z przyjemnością, delektując się raczej klimatami historycznymi, detalami, niż nawet samą fabułą, w której znowu pojawia się trochę elementów fantasy.

Tym razem w centrum naszej uwagi staje klan Nagaty, potężny kiedyś ród, który niestety w tej chwili powoli słabnie. Fukuro, przywódca klanu jest już starszym panem, a jego jedyny syn od lat zmaga się z jakąś dziwną chorobą, która sprawia, że wszyscy spodziewają się że nie pożyje zbyt długo. Starzec i dziecko. Wokół nich ludzie, którzy ich szanują i kochają, ale przecież nie mogą liczyć na jakąś dalszą przyszłość. Mimo to, gdy ziemię klanu zaczynają nękać bandyci, z ich siedziby wyrusza być może ostatnia wojenna wyprawa, by zaprowadzić w imieniu ich pana porządek. Armią przewodzi shomyo Kitsune Hayai, a Duch, którego poznaliśmy w poprzednim tomie, idzie pod jego rozkazami jako zwykły żołnierz.

środa, 11 października 2023

Na pierwszy rzut oka, czyli wysłuchać, a nie przesłuchać

MaGa: Ależ to zostało zagrane! Każda emocja miała siłę rażenia pioruna. Każde spojrzenie, skrzywienie ust było na miarę mistrzyni, Wielkiej Aktorki Dramatycznej. Maria Seweryn. Jej kreacje zawsze zachwycały, były dopracowane do najmniejszego szczegółu, posiadały indywidualny rys, ale to co zaprezentowała w swoim pierwszym monodramie na małej scenie Teatru Polonia było doprawdy wydarzeniem przez „W”.

R.: Pełna zgoda - nawet jeżeli znało się tekst i widziało już go na scenie (pisaliśmy o nim tu) to i tak ogląda się go ze ściśniętym gardłem. To że przeżywa się go wciąż na nowo, że czuje się autentyczne emocje, jest zasługą aktorki, która potrafi nas wciągnąć w tą historię i utrzymać naszą uwagę przez dwie godziny. Przy skromnej scenografii, wcale nie jest to proste, więc tym bardziej należą się ogromne brawa. Jako odnosząca sukcesy prawniczka potrafi być trochę deprymująca, gdy opowiada o swojej rodzinie, marzeniach, staje się nam bliższa, a gdy pokazuje swoją bezradność już całym sercem jesteśmy przy niej.

MaGa: Jakże życie potrafi być przewrotne. Ile trzeba było wysiłku, aby osiągnąć sukces, aby pokonać rywali, dostać się bez ukończenia elitarnej szkoły średniej na wymagające studia prawnicze, potem do znanej kancelarii adwokackiej a na koniec zostać jej gwiazdą. Zostać polecanym przez innych adwokatem, który jest w stanie uniewinnić niemal każdego oskarżonego. Oskarżonego o gwałt. 

R: Nie było jej łatwo, bo przecież pochodziła z niezbyt bogatej rodziny, nigdy się ich nie wstydziła, ale i pewnie chwalił się nie zamierzała tym, że jej brat może mieć problemy z prawem, czy z narkotykami. Zapracowała na swoją pozycję, na szacunek, rozpychała się łokciami w świecie, w którym dominowali faceci. Ona nie czuła się gorsza.  

poniedziałek, 9 października 2023

Saint Omer, czyli co się może kryć za stwierdzeniem: nie wiem

W ramach „offowych czwartków” w Multikinie obejrzałam film „Saint Omer” w reżyserii Alice Diop.

Zachwyt!

Właściwie to wszystko co chciałoby się powiedzieć na temat tego – jak się okazuje – debiutu. Film mądry, niespieszny, długie ujęcia kamery, dialogi, wydawałoby się, o rzeczach mało istotnych, banalnych. Tylko, że im dalej wgłębiamy się w treść tym mocniej odczuwamy, że to, co momentami było mało istotne - stanowi kanwę dla rozgrywającego się dramatu.

Laurence - młoda kobieta o pochodzeniu senegalsko-francuskim, pozostawia na plaży 15-miesięczną córeczkę, wiedząc, że idzie duży przypływ i tym samym skazując dziecko na pewną śmierć. Zbrodnia wychodzi na jaw, w jednym z francuskich miasteczek rusza proces sądowy. Obserwuje go inna kobieta z senegalskimi korzeniami, młoda pisarka – Rama. Przesłuchania nielicznych świadków, w tym ponad 60-letniego ojca dziecka, znanego rzeźbiarza czy matki oskarżonej zaczynają stwarzać w naszych własnych umysłach przemyślenia, że nie znajdziemy tak łatwo odpowiedzi na pytanie dlaczego zbiła. Ona sama twierdzi, że „nie wie”. A kiedy sama oskarżona zaczyna opowiadać swoją historię, z minuty na minutę zaczynamy widzieć szersze tło tego dramatu i nasze wyroki – choć nie usprawiedliwiają zbrodni – to jednak każą nam spojrzeć inaczej nie tylko na Laurence.

niedziela, 8 października 2023

O kocie, który ratował książki - Sosuke Natrukawa, czyli wśród tych liter jest życie, które trzeba odkryć

Kolejna prosta, ale urokliwa historia rodem z Japonii, zdaje się, że mamy modę na zalew takich książek. A jak jeszcze w tytule pojawi się kot i książki, od razu wszyscy bibliofile rzucają się na to z westchnieniem "muszę to mieć". Umiejętnie przeplatając realne, czasem bolesne doświadczenia i elementy baśniowe, zwykle autorzy takich opowieści trochę manipulują naszymi emocjami, ale przecież to właśnie lubimy? Trochę się wzruszyć, zachwycić nad prostymi przekazami o wartości przyjaźni, serdeczności, wybaczenia, ucieszyć się z przemiany, uzdrowienia, docenić mądrość płynącą z nieskomplikowanych prawd... 

I już? Przecież to się szybko zapomni, a wrażenie się ulotni. Cały jednak w tym urok, że potem być może ktoś zechce do tego wrócić i teraz nie będzie biegł strona po stronie, by śledzić historię, ale zatrzyma się przy niektórych fragmentach, doceni wyobraźnię i symbolikę. Czy się rozczaruje? Może tak, może nie. Pamiętajmy że to baśń, która urzeknie przede wszystkim młodszych czytelników. Zresztą główny bohater jest właśnie w ich wieku, chodzi jeszcze do liceum, choć pod wpływem okoliczności musi szybko dojrzeć.

rozkiedyś - Svahy, czyli oj dziewczyny

Niby staram się pisać o muzyce wtedy gdy mam materiał w formie longplaya, ale od czasu do czasu warto napisać i o EP-ce jeżeli na płytę dłuższą trzeba jeszcze poczekać. A tym razem moim zdaniem warto. Zawsze cieszę się jeżeli elementy polskiej muzyki ludowej uda się przemycić do świadomości powszechnej, a już jeżeli to jest folk w tak czystej postaci jak prezentuje to Svahy, to już w ogóle frajda. A można się cieszyć, że niedługo będzie tego jeszcze więcej, a to wszystko za sprawą filmów - Svahy współtworzyło soundtrack do Znachora, a już pokazują się też pierwsze nagrania z Chłopów, gdzie place maczał nie tylko LUC, ale i Laboratorium Pieśni, Dagadana czy Tęgie Chłopy. 

Svahy to trzy dziewczyny z miasta, które zapałały miłością do tradycyjnej, wiejskiej muzyki, szczególnie tej z Kujaw i okolic północnej Polski. To nie tyle tworzenie własnych kawałków inspirowanych folkiem, ale próba zebrania dawnych piosenek, pieśni śpiewanych choćby po weselach. 

sobota, 7 października 2023

Petarda, czyli jak obrócić katastrofę na swoją korzyść

Jubileuszowy, piętnasty sezon warszawskiego Teatru Kamienica został otworzony uroczystym nadaniem imienia śp. Emiliana Kamińskiego, twórcy tego teatru jednej ze scen, a także premierą kolejnej komedii. Warszawiacy lubujący się w lekkich sztukach z elementami farsy, szukający w obsadzie twarzy znanych z telewizji, od lat wiedzą że w repertuarze Kamienicy znajdą jedno i drugie. Ma być bez większych kontrowersji, może czasem z odrobiną pikanterii (Petarda też sugerowana jest raczej widzom dorosłym), a publika ma się dobrze bawić. 

Jerzy Bończak pewnie starszemu pokoleniu kojarzy się jako świetny aktor, ale to przecież również reżyser teatralny z niemałym dorobkiem, a w nim znajdziemy sporo niezłych komedii. Tym razem sięgnął po tekst Izabeli Łaszczuk, sztuki z mocno przerysowanymi postaciami, ale również z całkiem niegłupimi dialogami i zwrotami akcji. 

Wyobraźmy sobie noc sylwestrową, mały domek w górach. Jego właściciel przekonał żonę, że będzie pracował, a potajemnie zamierza spędzić właśnie tu wyjątkowy wieczór ze swoją młodą, niedawno poznaną przyjaciółką. Tyle że przed nim ten dom odwiedziła również - i to zupełnie niezależnie od siebie - dwójka włamywaczy, liczących na jakieś niezłe łupy.

Tajemnica siódmej księgi - Izabela Szylko, czyli ten skarb nie może pozostać jedynie w rękach prywatnych

Kontynuacja niedawno czytanej książki "Poszukiwacze siódmej księgi" i ciąg dalszy awantury z Kopernikiem w tle. Jak pamiętacie być może w pierwszym tomie, który porównywałem trochę do twórczości Dana Browna, nasi bohaterowie ganiali się ze złodziejami po Polsce, celem odnalezienia ukrytego dzieła naszego słynnego astronoma. Pechowo na koniec przegrywają wyścig z tymi "złymi", ale zdając sobie sprawę, że będą oni potrzebowali do rozszyfrowania księgi informacji, które być może mają tylko oni, postanowili się ukryć na jakiś czas. 

I tak oto Jerzy, czyli prawnik z Londynu, którego polskie pochodzenie przywiodło do ojczyzny i pchnęło w tą dziką awanturę, schował się w USA, gdzie miał czekać na kontakt od Alicji. Ona zaś, pozostała w Polsce, świadoma, że to głównie na jej wiedzy z zakresu astrofizyki i dzieł Kopernika, zależy bandytom, pozostała ukryta w Polsce, kombinując jak się z niej wydostać. Ich przyjaciółka, pomagająca im w części pierwszej ukryła się u znajomych we Francji, choć oboje z Jerzym wiedzą, że wyśledzić ich nie jest trudno i raczej nie powinni się kontaktować z Alicją. Wszyscy się trochę przyczaili, choć wiedzą że to wiecznie nie może trwać. 

O ile tamten tom to był pościg, zmiany lokalizacji, poszukiwanie kolejnych wskazówek, to tym razem trochę odchodzimy od schematu powieści Browna. Ale może nawet dzięki temu jest trochę ciekawiej?

piątek, 6 października 2023

Whistleblower - Kate Marchant, czyli nawet gdy sama już prawie się poddam, będę walczyć za inne kobiety

Ciekawe połączenie - z jednej strony można by uznać, że typowa książka młodzieżowa z wątkiem romansowym i klasycznym pytaniem: kocha czy nie kocha/kocham czy nie kocham. Z drugiej jednak mamy ważny temat społeczny, czyli molestowanie, seksualizację i instrumentalne traktowanie kobiet. Można oczywiście powiedzieć - nic nowego, a ruch #metoo ciągnie za sobą pewne kontrowersje (niesłuszne oskarżenia), ale to właśnie interesujące by przyjrzeć się temu od różnych stron.

Po pierwsze od strony większej społeczności (studenckiej w tym przypadku), która potrafi być niczym chorągiewka, a do zmiany wystarczy impuls. Po drugie od strony ludzi odpowiadających za wdrażanie przepisów, podejmowanie decyzji - jak ważne są przejrzyste procedury i konsekwentna ich realizacja, a nie szukanie wymówek, gdy sprawa dotyczy osoby znaczącej, wpływowej. No i po trzecie od strony pojedynczej osoby, która prowadzi coś w rodzaju dziennikarskiego śledztwa i napotyka przeszkody, oskarżenia o kłamstwa i presję wywieraną ze wszystkich sił. Dla młodej dziewczyny, dla której każdy grosz się liczy, zwolnienie z pracy i łatka kogoś kto potrafi pomówić o obrzydliwe czyny, to chwyt poniżej pasa, który realnie może ją zniechęcić do zajmowania się sprawą. A dodajmy do tego szczucie na różne sposoby, by ludzie postrzegali ją jako manipulatorkę i kłamczuchę... Trzeba być cholernie silnym, by się nie załamać.

czwartek, 5 października 2023

Depesze, czyli jakby tak trochę koncertowo

Gdy idziemy na spektakl muzyczny, zwykle spodziewamy się czegoś w stylu musicalu, czyli historii, w którą wpleciona jest muzyka. Skoro można "na rockowo", to czemu nie z muzyką elektroniczną? Teatr Rampa mnie jednak zaskoczył, bo w Depeszach historii nie ma. Ani dialogów. Ani wyraźnych ról. Za to jest muzyka grana na żywo i to jej podporządkowane jest wszystko co to dzieje się na scenie. I tak zamiast klasycznego przedstawienia mamy raczej zlot fanów, koncert, pokaz, wspólną zabawę. I choć widać było, że nie dla wszystkich ta konwencja była równie atrakcyjna, ci którzy znali te kawałki, wychowali się na nich, a teksty mogą śpiewać prawie na zawołanie, mogą wykorzystać ten czas naprawdę fajnie. I pewnie wyjdą bardzo zadowoleni.
Pewnie to tylko kwestia nastawienia.
A w moim przypadku? Choć pierwsza część spektaklu raczej mnie przekonała średnio, to za to druga...

środa, 4 października 2023

Baśnie - Collage, czyli kiedy za oknami ślepy wiatr nuci swoją pieśń

Coraz częściej poza ucyfrowieniem kopii dawnych filmów, sięga się u nas również po materiały muzyczne sprzed lat, udowadniając że czasem dobra muza jest niczym dobre wino - raczej się nie psuje, a może nawet nabiera charakteru. Album Collage z roku 1990, ich fonograficzny debiut, jest dowodem na to, że tak właśnie jest. Choć rock progresywny czy też art-rock jak niektórzy próbowali szufladkować ich twórczość, wciąż nie ma jakiejś olbrzymiej popularności w Polsce, to twórczość naszych rodzimych artystów jest za to doceniana na świecie. 

Baśnie to cudowny koncept album, gdzie poetyckie teksty Wojtka Szadkowskiego dostały muzyczną oprawę niczym najlepsze dzieło malarsko-filmowo-artystyczne.

poniedziałek, 2 października 2023

Merylin Mongoł, czyli słyszeliście że nadciąga koniec świata?

No to kontynuujmy ciężkie tematy. Spektakl wyreżyserowany przez Bogusława Lindę dla Teatru Ateneum grany jest na ich scenie od ponad 10 lat. Rzadko, ale wciąż przy pełnych salach, co wcale nie dziwi, bo to przedstawienie wywołujące ogromne emocje. No i świetnie zagrane.

Dramat Nikołaja Kolady, choć jego akcja dzieje się gdzieś na rosyjskiej prowincji i to nie współcześnie, a raczej jeszcze za czasów ZSRR, opowiada przede wszystkim o marzeniach, których człowiek czepia się za wszelką cenę. Szare, ponure blokowisko, bieda, alkohol i wszechobecna przemoc - to rzeczywistość, w której się wyrasta i z której trudno się wyrwać. I nie zmieni tego idealizm jaki nosi w sobie przybyły do miasteczka Aleksy - wydaje mu się, że pisząc powieść i niosąc światełko oświaty, uświadomi ludziom ich błędy, naprawi ich życie. Dla Olgi czy dla Inny jest symbolem innego, lepszego świata, do którego mógłby je zabrać, bo tu wiedzą, że nic i nigdy się nie zmieni. 

niedziela, 1 października 2023

Shuggie Bain - Douglas Stuart, czyli kocham i nienawidzę

Wrzesień skończyłem ledwie, ledwie, bo Mirka ratowała mi tyłek swoimi notkami. Ta intensywna końcówka miesiąca sporo mnie kosztowała nerwów i wysiłku, to teraz organizm zażądał przerwy. A przecież tyle jeszcze przede mną zadań na dniach...
Przynajmniej bloga postanowiłem nie odkładać i zaczynam z grubej rury. Książkę czytałem chyba przez kilka miesięcy i to nie tylko dlatego, że na komórce, po parę stron. Po prostu nie da się jej dawkować w większych ilościach, bo człowiek nawet po kawałeczku czuje się chory. 

Wiele było powieści o dojrzewaniu, wiele takich gdzie dorastanie było w trudnych warunkach, ale nie pamiętam by coś tak mocno mną tąpnęło (może poza Malowanym ptakiem w liceum). No dobra, przynajmniej dawno tak nie było. Zupełnie jakbym wchodził coraz głębiej w bagno. Śmierdzące, wciągające, nie dające nadziei na uwolnienie się z niego. 

A przecież nie ma tu świadomego okrucieństwa, które najbardziej boli. Douglas Stewart pokazuje jak alkohol może zniszczyć i odebrać to wszystko co kiedyś wydawało się tak ważne i piękne, co było siłą. Potem to on obiecywał, że da kopa do tego by trwać, a na końcu nie było już nic.
To powieść o miłości, przywiązaniu, które trwa mimo krzywdzenia, zaniedbywania. To powieść o tym, jak ciężko znaleźć zrozumienie, jak bardzo boleć może życie. No chyba, że się przyzwyczaisz, znajdziesz jakąś mało iskierkę, której się będziesz trzymał. Dla Shuggiego długo całym światem było opiekowanie się matką, na tym się koncentrował i nie potrafił wyobrazić sobie życia własnymi sprawami. Zresztą, jakie mogłoby być to sprawy, skoro wszyscy się z niego śmieją, wytykają palcami.