Strony

czwartek, 5 października 2023

Depesze, czyli jakby tak trochę koncertowo

Gdy idziemy na spektakl muzyczny, zwykle spodziewamy się czegoś w stylu musicalu, czyli historii, w którą wpleciona jest muzyka. Skoro można "na rockowo", to czemu nie z muzyką elektroniczną? Teatr Rampa mnie jednak zaskoczył, bo w Depeszach historii nie ma. Ani dialogów. Ani wyraźnych ról. Za to jest muzyka grana na żywo i to jej podporządkowane jest wszystko co to dzieje się na scenie. I tak zamiast klasycznego przedstawienia mamy raczej zlot fanów, koncert, pokaz, wspólną zabawę. I choć widać było, że nie dla wszystkich ta konwencja była równie atrakcyjna, ci którzy znali te kawałki, wychowali się na nich, a teksty mogą śpiewać prawie na zawołanie, mogą wykorzystać ten czas naprawdę fajnie. I pewnie wyjdą bardzo zadowoleni.
Pewnie to tylko kwestia nastawienia.
A w moim przypadku? Choć pierwsza część spektaklu raczej mnie przekonała średnio, to za to druga...


Ale po kolei. Najpierw właśnie zaskoczenie. Muzyka grana żywo - fajnie, ale mija jeden kawałek, drugi, a tu wygibasy, jakieś scenki, wokalnie raz lepiej, raz gorzej, ładna praca światłami, przypomina to jednak oglądanie teledysków, a nie spektakl muzyczny. To tak ma być? Przez prawie dwie godziny? Zanudzę się tu... Niby znane numery - od wczesnego, mocno dyskotekowego Depeche Mode, po ich późniejszą twórczość, zawsze jakieś nawiązanie do tekstu tym co próbuje się pokazać na scenie, to wciąż jednak nie coś co by zachwyciło. Przyznaję - kilka scen ciekawych, wokalnie również na dobrym poziomie, nóżka też chodzi jak powinna (nie tylko ich, moja też), brakuje jakoś w tym energii i żywiołu.

I gdy tak po godzince nadchodzi przerwa, bez entuzjazmu wchodzimy w drugą część spektaklu, pojawia się ponownie zaskoczenie. Co za zmiana. Wyjście do ludzi, inna formuła, skrócony dystans. To już jest show, w którym pierwsze skrzypce wiodą Marta Zalewska i Marcin Januszkiewicz. Od tej dwójki i ich pomysłów muzycznych chyba generalnie zaczęła się idea spotkań pod hasłem Depesze. Nie są jedynie odtwórcami tych piosenek, oni nimi żyją i to jest fantastyczne. Ludzie wstają, tańczą, a kończy się tym, że część ląduje na scenie i zostaje tam na bisy.

Warto więc czy nie warto? Jeżeli lubisz Depeche Mode, myślę że będziesz się dobrze bawił, ale na pewno podobnie jak mi, bardziej będzie pasować atmosfera koncertu z drugiej części przedstawienia. To już nie kwestia doboru repertuaru, ale po prostu robi się dużo ciekawiej na scenie, jest jakaś energia. Wcześniej - chwilami nawet miałem wrażenie sztuczności. Nie pasował mi szczególnie Leszek Abrahamowicz. Młodsza część ekipy jakoś lepiej chyba nawet czuła tą muzykę i potrafi się nią bawić. Przy tej okazji można pochwalić nieźle dopracowaną choreografię!
 

Gdy myślę sobie o swoich odczuciach po Depeszach, to wydaje mi się, że ten spektakl byłby jeszcze ciekawszy gdyby od początku wprowadzić tam jednak pewnego "przewodnika", nie tylko tanecznego, bo taki można powiedzieć że jest i dobrze się w tej roli sprawdza wyrazisty Leszek Bzdyl. A gdyby mógł też coś nam opowiedzieć, gdyby dawał takie malutkie strzałki wyjaśniające poszczególne etapy budowane przez muzykę i tekst. Wtedy pewnie nie tylko najwięksi fani Depeche Mode, wychodziliby bardziej zadowoleni. A potem może by jeszcze raz wrzucili playlistę m.in. z Black Celebration, New Life, Somebody, Personal Jesus, Little 15, Master and Servant, Behind The Wheel, Stripped, Enjoy The Silence, Useless, Everything Counts, Walking in My Shoes, Policy Of Truth, Freelove, Shake The Disease...

A bez tego? Cóż. Dobra zabawa, ale chyba trochę niszowa. Choć podobno fanów DM w Polsce nie brakuje :) Na naszym spektaklu na widowni widziałem np. Johna Portera. I przyznaję, że trochę ciarek na plecach miałem, a przecież nawet nie na każdym koncercie się je czuje... Co ważne - podkreślam to: muzycznie świetnie i wcale nie chodzi o odtworzenie danego numeru jeden do jednego, tu widać raczej poszukiwanie ducha, a nie kopiowanie.

PS na samym dole fragmenty muzyczne, żebyście poczuli ten klimat. Znalezione na YT i raczej nie pirackie, bo jeden z tych spektakli gdzie nie zabranie się używania telefonu, a wręcz odwrotnie - jeszcze nie widziałem, by tak często był on w użyciu przez tyle osób na sali. Zwykle mnie to wkurza nawet na koncertach, tu raczej nie przeszkadzało, choć sam zawsze wolę skupiać się na przeżywaniu, a nie na próbach rejestrowania.

Depesze, teatr RAMPA
Twórcy:
Błażej Biegasiewicz – Opieka reżyserska
Marta Zalewska – Kierownictwo muzyczne i aranżacje
Gieorgij Puchalski – Choreografia
Michał Głaszczka, Maciej Niedziałek – Scenografia
Michał Głaszczka – Światło i video
Szymon Górzyński – Reżyser dźwięku
Robert Woźniak Grupa Mixer – Kostiumy
Obsada:
Marcin Januszkiewicz
Marta Zalewska
Leszek Bzdyl
Maria Bijak
Brygida Turowska
Leszek Abrahamowicz
Konrad Marszałek
Daniel Zawadzki
Ilona Gumowska
Gieorgij Puchalski
Jakub Mędrzycki

Jarosław Korzonek – Perkusja
Wojciech Bylica – Perkusja
Krzysztof Pacan – Instrumenty klawiszowe


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz