Strony

poniedziałek, 9 października 2023

Saint Omer, czyli co się może kryć za stwierdzeniem: nie wiem

W ramach „offowych czwartków” w Multikinie obejrzałam film „Saint Omer” w reżyserii Alice Diop.

Zachwyt!

Właściwie to wszystko co chciałoby się powiedzieć na temat tego – jak się okazuje – debiutu. Film mądry, niespieszny, długie ujęcia kamery, dialogi, wydawałoby się, o rzeczach mało istotnych, banalnych. Tylko, że im dalej wgłębiamy się w treść tym mocniej odczuwamy, że to, co momentami było mało istotne - stanowi kanwę dla rozgrywającego się dramatu.

Laurence - młoda kobieta o pochodzeniu senegalsko-francuskim, pozostawia na plaży 15-miesięczną córeczkę, wiedząc, że idzie duży przypływ i tym samym skazując dziecko na pewną śmierć. Zbrodnia wychodzi na jaw, w jednym z francuskich miasteczek rusza proces sądowy. Obserwuje go inna kobieta z senegalskimi korzeniami, młoda pisarka – Rama. Przesłuchania nielicznych świadków, w tym ponad 60-letniego ojca dziecka, znanego rzeźbiarza czy matki oskarżonej zaczynają stwarzać w naszych własnych umysłach przemyślenia, że nie znajdziemy tak łatwo odpowiedzi na pytanie dlaczego zbiła. Ona sama twierdzi, że „nie wie”. A kiedy sama oskarżona zaczyna opowiadać swoją historię, z minuty na minutę zaczynamy widzieć szersze tło tego dramatu i nasze wyroki – choć nie usprawiedliwiają zbrodni – to jednak każą nam spojrzeć inaczej nie tylko na Laurence.



To film o społeczeństwach, które patrzą na emigrantów w najlepszym przypadku obojętnie, w najgorszym jako na ludzi gorszego gatunku, niepotrzebnych, do wykorzystania. To film o ojcach uważających, że dać pieniądze na wychowanie dziecka to „aż nadto”, a jednocześnie pozwalającym sobie na szantaż emocjonalny i finansowy dorosłych dzieci, stawiającym warunki wbrew ich woli, potrzebom, zapatrywaniom. To film o niespełnionych matkach, które każą córkom realizować własne wizje, a przy okazji, w imię ich rzekomych korzyści odcinające je od rówieśników, języka, tradycji, a tym samym skazując je na samotność. To film o starych mężczyznach, satyrach, którzy będą udawać, że pomagają w ciężkiej sytuacji, kłamiąc o miłości i zaangażowaniu by mieć w łóżku egzotyczną młodą kobietę, jednocześnie ukrywając ją przed światem, przed znajomymi, tym samym skazując ją dalej na samotność i izolację. To także film o instytucjach rządowych, którym często w statystykach „giną” imigrantki takie jak Laurence – przyjechały, były, studiowały i nagle zniknęły z radarów. Kiedy z ekranu padają słowa adwokatki w mowie końcowej (chociażby dla tej mowy warto obejrzeć film) wiemy, że to „nie wiem” jest w mocnej korelacji ze „znikaniem” kobiet z przestrzeni publicznej, pogrążonych w długotrwałych depresjach, na które nikt nie zwraca uwagi, izolowaniem kulturowym, lekceważącym traktowaniem, które czyni z nich „zera”. Pozbawione pomocy, nie rozumiejące „za co” są traktowane w ten sposób, pozbawione złudzeń co do swoich możliwości i motywów do działania zagłębiają się w kłamstwa, depresje, w niebyt. Po tym filmie rozumiem to „nie wiem” oskarżonej.

„Saint Omer” konfrontuje i nas z naszymi własnymi uprzedzeniami, wybija nas z własnej strefy komfortu i zadziwia naszą własną empatią do oskarżonej. Wstrząsająco pokazuje kobiecą jedność losów, skrępowanie w dorosłym życiu więzami krwi i tradycji, dziedziczności traum i genetyki. Czy młoda pisarka Rama, która w Laurence widziała współczesną Medeę i w wielu punktach powiela los oskarżonej zmieni podejście do własnego życia, będzie umiała zmienić siebie dla lepszego losu dziecka, którego oczekuje?

Bardzo dobry film. Polecam.

MaGa

Multikino Złote Tarasy – film: „Saint Omer” /offowe czwartki/ 

Więcej o cyklu i repertuarze tu

Twórcy:

reżyseria Alice Diop.
scenariusz Amrita David, Alice Diop, Zoé Galeron, Marie N'Diaye.
zdjęcia Claire Mathon.
montaż Amrita David.
Obsada: Kayije Kagame, Guslagie Malanda, Valérie Dréville.
producent Toufik Ayadi, Christophe Barral.
produkcja Srab Films, Arte France Cinéma, Pictanovo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz