Strony

poniedziałek, 31 marca 2014

Dr Misio - Młodzi, czyli życie nie kończy się po 40-tce

Oficjalnie kończę 39 miesiąc blogowania. Hip, hip! Hurra! Każdy to tyle samo notek co dni, zebrało się więc już całkiem sporo tego materiału :) Kto ciekaw niech wbija powyżej na zakładki z obejrzanymi, przeczytanymi lub przesłuchanymi. Każdy komentarz mile widziany, szczególnie jeżeli nie są to ogólniki, ale jest z kim i z czym podyskutować... Dzisiejszy materiał może również kogoś do dyskusji skłoni. Wszak nie są to grzeczni chłopcy, którzy by nadawali się do pokazywania w tv w porze familijnej. 

niedziela, 30 marca 2014

Sekretne życie Waltera Mitty 2013 oraz 1947, czyli marzyciele istnieli zawsze

Rzadko kiedy zastanawiamy się w kinie nad tym czy film jest nowym pomysłem, czy też może jedynie odświeżeniem dawnych scenariuszy. Sami twórcy też chyba niechętnie o tym wspominają, bo po co ma się dokonywać porównań? Tymczasem takie oglądanie równoległe, może okazać się bardzo smakowite, czego doświadczyłem przy oglądaniu Sekretnego życia Waltera Mitty. Trudno oceniać nawet obok siebie dwa filmy - łączy je tytuł, pewien pomysł dotyczący głównego bohatera, ale cała reszta, która z tego wynika, idzie w zupełnie innych kierunkach... Polecam Wam oba, bo każdy z nich ogląda się z ogromną przyjemnością!

sobota, 29 marca 2014

Miłość na Krymie, czyli i na tym polega misyjność

Po raz kolejny notka teatralna i znów spektakl w telewizji. Chwała temu co jednak waha się nad przeniesieniem poniedziałkowych spektakli na stałe do tvp kultura. Cholera, to chyba jeden z ostatnich przejawów "misyjności" jedynki. I mimo stereotypowych sądów, że teatr nikogo nie interesuje, znów ponad 900 tys. ludzi z wypiekami na twarzy oglądało tę inscenizację.
Zbierałem się od poniedziałku do notki, by sprawdzić czy gdzieś w sieci pojawi się legalnie możliwość obejrzenia tego dla tych co przegapili. I mogę z radością ogłosić, że jest. Szukajcie na ninateka.pl/

piątek, 28 marca 2014

Prorok, czyli ambicje nie zawsze wiodą ku dobru

Gdy pisałem o nowszym filmie Jacques'a Audiarda, czyli Z krwi i kości, stwierdziłem, że facet ma talent do opowiadania ludzkich historii. Tworzy ciekawe i niejednoznaczne postacie, pełne emocji, pełne życia. Wielokrotnie nagradzany Prorok jest tego świetnym przykładem. 
To film, który pozostawia po obejrzeniu sporo myśli, refleksji, nie daje się łatwo zaszufladkować. Kryminalny thriller o robieniu kariery w mafii, czy raczej dramat o próbie wyrwania się z dołka, odbicia się od dna? Jakby się tego nie rozpatrywało i tak wyjdzie ciekawie.

czwartek, 27 marca 2014

Dyktator, czyli rechot coraz mniej inteligentny. I raz, dwa, trzy, wybierasz Ty, pakiet na kwiecień ku zadumie

Sacha Borat Cohen od dawna szokuje i bawi się przekraczaniem pewnych granic obyczajowych, dobrego smaku i politycznej poprawności. I tym razem, choć na głównego bohatera wybrał sobie fikcyjnego dyktatora północnoafrykańskiego państewka zasobnego w ropę naftową, tak naprawdę w równym stopniu śmieje się z naszych stereotypów w myśleniu o innych kulturach (czy też kreowaniu "wroga") jak i ze społeczeństwa amerykańskiego, które wciąż żyje w przekonaniu, że stworzyło raj na ziemi. Zrezygnowano jednak z formuły para dokumentalnej i wkrętów ludzi, którzy potem mogli zobaczyć siebie na ekranie na rzecz fabuły.
Oto idealna demokracja, która pod pewnymi względami wcale nie jest dużo lepsza od tego co oferuje Ameryka swoim mieszkańcom. Tu już nie chodzi tylko i wyłącznie o politykę, kłamstwa typu "niesiemy demokrację", gdy tak naprawdę celem są tylko nasze interesy. To również pytanie o "wyższość" naszej cywilizacji i wszystkich rozwiązań jakie akceptujemy, nad tym co jest wartością i normą dla innych...
Nie ma tematów tabu. Obrywa się politykom, terrorystom, lewicowym ideowcom, jak i "normalsom". Jak widać nawet w totalnie przegiętej komedii można znaleźć coś sensownego do przemyślenia.

środa, 26 marca 2014

Wątpliwość, czyli czy można pozostać obojętnym?

W notce o "Polowaniu" wspominałem, że temat pedofilii powróci i oto jest. Można by rzec spojrzenie od drugiej strony. Tam chodziło o brak szansy na obronę, wydanie wyroku przez małą społeczność, tu natomiast mamy podejrzenie, brak pewności i walkę o to by chronić dziecko. Ale podobnie jak tam siłą filmu nie jest nawet sama treść i ciężar tematu, co kreacje aktorskie, które robią z tego perełkę, uwiarygadniając całą historię. Meryl Streep genialna (a to chyba ten sam rok co zwariowana Mamma Mia), a Philip Seymour Hoffman stworzył kolejną wieloznaczną kreację. Tym samy robi mi się trochę w ostatnich tygodniach maraton filmowy z tym aktorem - powtórzyłem sobie świetny Capote, pewnie niedługo napiszę też o "Kwartecie". I rodzi mi się pokusa, by kiedyś uporządkować wszystkie notki filmowe nie tylko według daty produkcji, ale i aktora/reżysera. Ot wyzwanie. Jakby doba była dłuższa...

wtorek, 25 marca 2014

Rozpustne nasienie - Anthony Burgess, czyli nie dajmy się zwariować

Burgess jest znany głównie jako autor "Mechanicznej Pomarańczy", ale nawet tam chyba ekranizacja jest bardziej znana niż powieść. Wizjonerstwo, ostre pióro i nie unikanie kontrowersji - to na pewno mocne strony tego pisarza. "Rozpustne nasienie" to powieść z lat 60-tych, gdzie pewne zjawiska pewnie nie były jeszcze zbyt wyraźne, a on już świetnie potrafił wyczuć skąd może przyjść zagrożenie.
Autor tworzy tu antyutopię, mocno dokładając różnym lewackim teoretykom, piewcom zagłady tradycyjnej moralności, kultury i religii. Oto szczęśliwa przyszłość, gdzie inżynierowie społeczni postanowili stworzyć raj na ziemi, jednocześnie zapobiegając przeludnieniu ziemi.

poniedziałek, 24 marca 2014

Polowanie, czyli wyrok już wydano

Wśród różnych filmów coraz więcej układa mi się w jakieś grupy (reżyser, aktor albo temat) i zaczynam się zastanawiać czy nie dawać ich jakoś razem w jednej notce. Trochę głupio teraz zmieniać zwyczaje, ale nie wiem czy pamięć mnie do tego nie zmusi (najlepiej pisać na gorąco, a tu robi się poczekalnia na kilka tygodni). Dzisiejszy film obejrzany już dawno, ale ponieważ notki dotąd nie miał, jest okazja - grono blogerów filmowych uznało go za najlepszy film ubiegłego roku.
A ja na pewno też bym go postawił w pierwszej dziesiątce. Jeżeli więc przegapiliście, pora nadrobić!

niedziela, 23 marca 2014

Niemiecka jesień - Stig Dagerman, czyli czy ocena cierpienia ma sens

Książka, która ukazuje się w Polsce po 60 latach od premiery, a mimo to wciąż ma siłę rażenia. Może dlatego, że czas wojny, albo tuż po niej, zawsze był i będzie wstrząsającym obrazem cierpienia. Czytelnik zadaje sobie pytania o przyczyny, o to czy musi tak być. Współczuje. Czasem budzi się w nim chęć niesienia pomocy. 
W naszym ciepłym świecie, w którym problemem jest częściej to czy stać nas na jakaś zachciankę, niż to czy przeżyjemy następny dzień, takie świadectwa zawsze będą poruszać. Zwłaszcza jeżeli świadek opisujący to wszystko ma zmysł obserwacji, wrażliwość i talent do pisania. A to wszystko na pewno Dagerman posiada. 
Mimo wszelkich zalet to jednak nie jest łatwa lektura dla Polaków i we mnie też chwilami rodziła się chęć odrzucenia pewnych treści, brak zgody na empatię, współczucie.

sobota, 22 marca 2014

Ojciec Szpiler, czyli czy potrafimy się z tego śmiać?

Wczoraj premiera, więc nie ma co dłużej czekać z notką na temat tej komedii. Zmieniono oryginalny tytuł (Dzieci księdza) uznając go pewnie za zbyt kontrowersyjny, ale pytanie czy przekona to do obejrzenia tego filmu widzów bardziej konserwatywnych.
Temat niżu demograficznego, antykoncepcji, starań Kościoła, by zmienić negatywne postawy ludzi to tematy, o których ludzie raczej dyskutują na poważnie. Tematy te dzielą mocno ludzi, budzą emocje, a jak jeszcze do tego dołożymy sugestie dotyczące wykorzystywania nieletnich, to już  w ogóle nie bardzo potrafimy sobie wyobrazić komedię. A jednak Chorwatom się udało. Trochę w duchu Hrabala, stworzyli komedię szaloną, w której pojawia się jednak również miejsce na refleksję i zadumę. Dobre chęci i pragnienie pomagania ludziom na swój sposób, wcale nie muszą przynosić jedynie pozytywnych owoców. Wiara w to, że ludzie mogą kierować się dobrem i miłością,  szybko ściera się z  realnością ludzkich dramatów.

piątek, 21 marca 2014

Night in Calisia - Włodek Pawlik Trio, czyli dźwięki z bursztynowego szlaku

Zwykle wybieram jako temat notki płyty, które w jakiś sposób są dla mnie ważne, poruszające, są odkryciem. Ten krążek mnie raczej nie powalił, ale może dlatego że nie jestem wielkim znawcą jazzu, może muszę się wsłuchać. Ale i tak uznałem, że warto o nim wspomnieć. Dlaczego? Nie często przecież zdarza się, żeby polska płyta otrzymywała największą nagrodę muzyczną na świecie. Grammy (kategoria najlepszy album dużego zespołu jazzowego) miesiąc temu trafił właśnie do rąk pianisty i kompozytora Włodka Pawlika.

czwartek, 20 marca 2014

Z dystansu, czyli ile w tej pracy jest misji?

Uwielbiam takie filmy! Jeżeli tylko skłaniają do myślenia, budzą jakieś refleksje i szansę na zmianę to potrafię przymknąć oczy nawet na wady i stawiam dużo wyższą ocenę niż filmom czysto rozrywkowym. Zbyt często mam do czynienia z nauczycielami, ze szkołą jako instytucją, z problemami młodych ludzi, by być obojętnym na tę tematykę.
Gdy te opowieści są przerysowane, widać że robione "pod publiczkę", szczególnie tę młodą, trochę mnie wkurzają, ale gdy czuję w tym jakąś prawdę, chęć zmiany tego co utrudnia rozwój młodych ludzi, tłamsi ich, jestem kupiony bez reszty. Ten film, mimo dużej dawki goryczy, beznadziei, to dobry przykład tego o czym można dyskutować, co przemyśleć. Nie oczekujmy, że za każdym razem dostaniemy gotowe rozwiązania i happy end, czasem warto samemu zadać sobie pewne pytania.

środa, 19 marca 2014

Chwila szczęścia - Federico Moccia, czyli w przerwach między poważniejszymi lekturami

Zaczynamy dzień od kawy i może do tego rogalik z czekoladą (podobno najsmaczniejszy jest maczany w cappuccino). Po długiej nocy spędzonej z przyjaciółmi, nie ma co zbyt wcześnie się zrywać, ot tak w sam w raz, żeby po wyjściu z domu z przyjemnością usiąść w jakiejś kafejce w pełnym słońcu (albo w cieniu - co kto lubi). Możemy troszkę popracować, ale tak nie za długo, bo przecież trzeba mieć czas na zjedzenie obiadu, potem sjesta, czas na załatwianie różnych spraw, wreszcie szaleństwo wieczorne, kolacje, biesiadowanie, imprezy...
Wino, piwo, drinki, co kto tam lubi, wiadomo, że alkohol jedynie w niewielkich ilościach, ot tak dla smaku, żeby nie odebrał przyjemności z jedzenia. A to jedzenie... Ech...
Na początek może panelle, placki z ciecierzycy, plastry surowej szynki z mozzarellą,  sfincione, arancini di riso, cukinia nadziewana ricottą, marynowane anchois z pomarańczami, strozzapreti z truflami i grzybami, ser provolone zapiekany ze śliwkami. Potem możemy spróbować różne pizze, polenty, na stół wjadą pasta alla gricia, penne all'arrabbiata, smażone owoce morza, fettuccine z okoniem, maltagliati z borowikami. A na deser może jeszcze lody zabajone, sassata, rurki z kremem cannolo, granita z podwójną śmietaną, czekoladowy tort z kremem mascarpone. Od samego czytania człowiekowi ślinka leci. 

wtorek, 18 marca 2014

Ona, czyli popatrz mi w oczy, potrzymaj mnie za rękę

Kiedy tylko pojawiły się pierwsze informacje o tym filmie, wśród znajomych rozpoczęły się dyskusje: jak to możliwe by zakochać się w kimś wirtualnym. Sam byłem tego ciekaw i uważam, że to jeden z ciekawszych scenariuszy z ostatnich miesięcy. Spike Jonz pokazuje nam niby coś trochę futurologicznego, ale przecież czujemy, że świetnie wychwycił pewne zjawiska społeczne, że ta przyszłość wcale nie musi być taka odległa...
Prosty pomysł, ale zobaczcie jak dzięki temu udało się prawdziwie opowiedzieć o tym co zmienia się w międzyludzkich relacjach.

poniedziałek, 17 marca 2014

Dhafer Youssef - Birds requiem, czyli czy lubisz latać?

Dziś DKK i dyskusja o powieści Bator, wieczorem więc będzie mało czasu na pisanie kolejnych notek. Sięgam więc po płytę - niech muzyka dobrze wybrzmi i zastąpi moje gadulstwo.
Muzyka odkryta niedawno i zupełnie przypadkowo, bo niezbyt często przeszukuję zasoby muzodajni w zakładce jazz. Ale skoro nie znalazłem nic ciekawego w nowościach z innych gatunków, kroki zawiodły mnie i tam. Dzięki temu po raz pierwszy odkryłem Dhafer'a Youssef'a - tunezyjskiego muzyka, wokalisty i wirtuoza gry na oudzie i jego ostatni album. Płytę magiczną, klimatyczną, egzotyczną. No słów mi brakuje...

niedziela, 16 marca 2014

Trzy, czyli pożegnanie z deterministycznym rozumieniem biologii

Nie unikam eksperymentów kinie, nawet lubię czasem coś bardziej kontrowersyjnego, by móc sobie choćby w głowie z twórcami, albo ze znajomymi o czymś podyskutować. Ważna jest dla mnie historia, jakiś przekaz (nawet jeśli się z nim nie zgadzam), autentyczność lub jej brak. Sprawa tego na ile coś jest zgodne z moimi przekonaniami, wartościami nie jest dla mnie najważniejsza, daleki więc jestem od wypisywania bluzgów na temat filmów zahaczających o temat homoseksualizmu. Drażni mnie czasem ich ilość, promocja tego co kontrowersyjne (jakby społeczeństwo składało się w 90% z homoseksualistów), ale nie mam zamiaru przekreślać jakiegoś tytułu z tego powodu. Zdarzają się lepsze i gorsze. 
Ten przydługi wstęp piszę nie tylko z powodu tego, że czasem jestem krytykowany za jakieś ostre oceny i nazywany homofobem. Piszę to mam trochę kłopot z tym filmem Toma Tykwera

Osadnicy z Catanu, czyli nie tylko planszówki

W sam raz na niedzielne popołudnie i taką paskudną pogodę.Obiad rodzinny, może deser (jak lubicie) i zamiast seansu przed telewizorem może dalej budowanie wspólnoty przy stole? To magiczne miejsce i każdy sposób na miłe przy nim chwile jest dobry.
Osadnicy z Catanu byli jedną z pierwszych współczesnych planszówek jakie odkryłem. Jakieś było moje zdziwienie gdy odkryłem, że jest również w wersji karcianej. Czemu nie spróbować? Zajmuje mniej miejsca, gra się szybciej, a i tłumaczenia dużo mniej. 

sobota, 15 marca 2014

Projekt X, czyli pytanie: po co?

Żeby nie było, że oglądam tylko dramaty i kryminały (faktem jest, że te lubię najbardziej) dziś coś z innej bajki. Powiedzmy, że to tak w ramach"żenującego żartu prowadzącego". Ten film, jak mało który może dostać nagrodę za głupotę roku. Rozumiem, że ja nie jestem  produkcji, ale litości, przecież nie jesteście pierwszym pokoleniem, które buntuje się przeciw starym i próbuje się bawić, przesuwając jakieś granice stawiane przez dorosłych. Można z pewnych rzeczy się śmiać, ale trzeba być kretynem by nie wyczuć kiedy tobą po prostu manipulują, wyciągają kasę śmiejąc się z twojej naiwności i wmawiają, że idioci jakich pokazują to "obraz pokolenia" i nie możesz się od nich odróżniać jeżeli nie chcesz być cool (jazzy, trendy, w porzo, czy co tam teraz jest na topie). 
Proszę Państwa oto "Projekt X", czyli jak głosi reklama domówka wszech czasów. Media wciąż zastanawiają się co było pierwsze: taka degrengolada i imprezy oparte na totalnej destrukcji, czy też dopiero film zrodził modę na taką głupotę. Najczęściej jednak młodzi są na tyle przytomni, że nie urządzają tego u siebie, ale idą w plener, albo szukają pustostanów. 
Myśleliście, że nasi kibole to szczyt zdziczenia? To zobaczcie jaka "zabawa" promowana jest w Stanach.

piątek, 14 marca 2014

Inferno - Dan Brown, czyli wstyd się przyznać do takich lektur?


Upycham notki gdzie się da, skoro więc licznik złapany to w tym miejscu szukajcie kilku słów o filmie Eragon. A skoro kilka dni temu pisałem pozytywnie o Ciszewskim, to dziś kontynuujmy literaturę lekką i rozrywkową. Dan Brown, który od dłuższego czasu okrzyknięty jest mistrzem tego gatunku i każda powieść zanim zostanie skończona już ma sprzeda prawa do ekranizacji, jak dla mnie jest przereklamowany i wciąż pisze to samo. Ale czy to znaczy, że przy lekturze człowiek się nudzi?

czwartek, 13 marca 2014

4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni, czyli zostajesz z tym sam

Licznik złapany i leci dalej w niezłym tempie, nagroda przygotowana (dla osoby, która złapała go blisko 400 000), niedługo więc na miejscu tamtego konkursu pojawi się kolejna recenzja. Jest w czym wybierać :) To miłe gdy się siada bez specjalnej napinki na konkretny tekst, wieczorem przeglądasz listę rzeczy do napisania i decydujesz o czym masz ochotę coś wystukać. Dziś wieczorem zorganizowaliśmy sobie wypad do kina na Jacka Stronga (wreszcie), więc niedługo jakiś kącik polski muszę zrobić, bo kilka rzeczy czeka, ale na dziś, kontynuując wczorajszą notkę o ciekawym "Pozycja dziecka", znów kino rumuńskie.

I znów kino bardzo surowe, ascetyczne, ale wbijające w fotel. Szczególnie, że dotyka jeszcze niełatwego tematu.

środa, 12 marca 2014

Pozycja dziecka, czyli toksyczna miłość

Pewnie do wieczora licznik przekroczy 400 000, aż sam ciekaw jestem komu uda się to złapać i do kogo powędruje nagroda! Łapcie!
A ja na dziś mam dla Was notkę o zbliżającej się premierze (najbliższy piątek) filmu "Pozycja dziecka". Pewnie do upolowania głównie w kinach studyjnych, ale gorąco Was do seansu zachęcam! Nie tylko dlatego, że rzadko trafia się nam oglądać kino z Rumunii, ale dlatego że to seans cholernie dobry i zostaje w głowie na długo. W planach mam jeszcze do napisania notkę o innym filmie rumuńskim sprzed kilku lat: "4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni", a oba zrobiły na mnie tak duże wrażenie, że aż ciekaw jestem innych obrazów z tego kraju. Surowe, bardzo naturalistyczne kino społeczne. Coś, co tak naprawdę opowiadając o realiach i ludziach z tamtego kraju, jednocześnie jest bardzo uniwersalne, poruszające.

wtorek, 11 marca 2014

Wiatr - Marcin Ciszewski, czyli trzy, dwa, jeden, akcja!


Uwaga - dla zainteresowanych tą książką - można ją zdobyć w konkursie łapania licznika!

Po serii patriotyczno-militarnej (za którą polubiłem tego autora najbardziej), Marcin Ciszewski zabrał się za tworzenie thrillerów sensacyjno-politycznych i nabrał w tym takiej wprawy, że w tej chwili ma już rzeszę fanów, którzy wypatrują każdego kolejnego tytułu jak  deszczu na pustyni. Każda jego książka bowiem to lektura trzymająca w napięciu, ale starcza przecież raptem na dzień, dwa. A potem? Po takiej akcji i zawrotnym tempie, inne książki z tego gatunku jakoś mniej smakują.
Polski MacLean, Forsyth, Ludlum - czytelnicy prześcigają się w porównaniach, ale nie ma co się licytować co lepsze: nasze czy zachodnie. W tego typu powieściach liczy się to na ile czytelnik się wciągnie, na ile polubi bohaterów, będzie trzymał za nich kciuki, na ile tempo akcji nie pójdzie w stronę śmieszności i utraty prawdopodobieństwa. No i pomysł, bo przecież ile razy zdarzało nam się wzdychać: "to już było".

poniedziałek, 10 marca 2014

Anna Karenina, czyli brawa na stojąco. Ale tym razem oklaskujemy jedynie scenografię.

Przypominam o łapaniu licznika (patrz konkursy) i od razu przechodzę do kolejnej notki filmowej, bo kolejka rzeczy obejrzanych robi się coraz dłuższa.
Annę Kareninę przegapiłem w kinach i teraz trochę żałuję. Już dawno nie widziałem tak ciekawego w warstwie wizualnej obrazu. Co prawda to jeden z niewielu plusów tej ekranizacji, ale za to jaki smakowity!
Chodzi mi nawet nie tyle o stroje, o choreografię, choć i te zachwycają, ale o pomysł by spore fragmenty filmu pokazać na planie teatralnym. Te przejścia między kolejnymi scenami, rozmach i pomysłowość z jakimi to zrobiono! Naprawdę Joe Wright za to ma u mnie wielkie brawa!

T.Love - koncert dla Bartka, czyli cudowny dzień kobiet

Prezent dla żony się sprawdził :) I nie dość, że cudowna zabawa, to jeszcze radość, że się dołożyło malutką cegiełkę na dobry cel. Zbiórka dla Bartka Dzienkiewicza trwa, więc jeżeli traficie na jakieś imprezy, czy akcje, zachęcam do włączenia się do zbiórki.

Lata już nie byłem w Proximie, trochę się tam pozmieniało, ale uwielbiam atmosferę takich miejsc gdzie można podejść pod samą scenę. Koncert rockowy z miejscami siedzącymi? To już nie to samo...
Fantastyczna atmosfera - dużo ludzi w wieku "mocno średnim", więc nie czuliśmy się jakoś wyjątkowo. I od pierwszych chwil (mimo trochę kiepsko ustawionego nagłośnienia), świetny kontakt z publiką. 

Nic się nie dzieje przypadkowo
Chociaż tak często w to wątpiłem

sobota, 8 marca 2014

Chaszcze - Jan Grzegorczyk, czyli nie poddać się rezygnacji

Ostatnio seria notek filmowych, ale mimo że ich sporo jeszcze czeka, nie mogę narobić sobie podobnych zaległości z pisaniem o książkach. A jutro pewnie relacja z dzisiejszego koncertu...
Grzegorczyka polubiłem za książki o księdzu Groserze. Jakoś bardzo mi spodobał się ten klimat "normalnego życia", bohaterów podobnych do tych, których spotykamy na ulicach, a nie jakichś ideałów, jak z telenoweli. Tyle, że trylogia już za mną, pozostało mi więc sprawdzanie czy inne powieści tego autora mają podobny klimat.

piątek, 7 marca 2014

Tylko kochankowie przeżyją, czyli o wampirach trochę inaczej


Dziś premiera, zabieram się więc za notkę, która prawie miesiąc czekała na swoją kolej. Ufff...
Na gorąco po seansie pisałem  siebie o muzyce z tego filmu, bo ona zrobiła na mnie chyba największe wrażenie. Do dziś wracam do niej z przyjemnością i pewnie między innymi dla niej, z przyjemnością pójdę jeszcze raz do kina.
A tak nie lubię filmów "wampirycznych". Chyba moje nastawienie wynikało głównie z tych wszystkich romansowo-nastolatkowych dziwadeł. Ale Jarmush gdy opowiada o wampirach robi to zupełnie w innym stylu.

czwartek, 6 marca 2014

Eragon, czyli tylko smok się udał. I Łap licznik!

Książka 15-latka była u nas dość popularna, narobiła zamieszania i sporo osób zainwestowało by mieć na półkach całą trylogię. Skoro za granicą było podobnie, nic dziwnego, że po sukcesach HP i Władcy Pierścieni, wyczuwając modę na fantasy, ktoś pokusił się o ekranizację.
Szkoda tylko, że nie czuje się zainwestowanego budżetu, a z samej historii trochę wieje nudą. Jakieś to wszystko prowizoryczne...
Tylko smok wyszedł im ładnie, ale i tak nie przebije "Ostatniego smoka". Ba, tego animowanego z "Jak wytresować smoka" też nie przebije. Bo to drodzy twórcy nie tylko kwestia wyglądu, ale i charakteru. A smoczyca Saphira jest po prostu nudna...

wtorek, 4 marca 2014

Złodziejka książek, czyli jak to przenieść na ekran?

I druga rzecz w miarę świeża i trochę wkurzająca gdy zaczynamy porównywać książkę i film. O powieści już pisałem pora na ekranizację.
Druga wojna światowa widziana oczyma młodziutkiej dziewczyny z Niemiec i opowieść przepełniona dziwnym klimatem (narratorem jest śmierć), słowami i rysunkami - jak to przenieść na ekran?
No więc od razu powiedzmy, że cholernie trudno i udało się średnio. Obojętnie więc czy już widzieliście film, czy jeszcze nie, namawiam przede wszystkim na poznanie książki! Wszystko wtedy nabiera zupełnie innych barw, klimatu, głębi i z tej wydawało by się sentymentalnej historii nastolatki, która trafia do nowej rodziny i próbuje się tam zaaklimatyzować, jej dojrzewania, odkrywania przyjaźni, obrazów wojny i życia "normalnych Niemców", wychodzimy jacyś uśmiechnięci, poruszeni, wrażliwsi. Nie da się ukryć, że film może wzruszać (oglądałem z koleżankami z pracy), ale dopiero w zestawieniu z książką odkrywa się drugie dno całej opowieści.
photo.title

poniedziałek, 3 marca 2014

American Hustle, czyli każdy kłamie

Chyba po Złotych Globach wszyscy spodziewali się, że Oscary sypną się i przy Oscarach, a tu cicho... I może dobrze? Nie ukrywam, że mocno wkurzył mnie ten film. Nie dziwcie się - po przeczytaniu powieści (o której pisałem tu) też będziecie się łapać za głowę. Ja rozumiem, że reżyser ma prawo pozmieniać sobie historię tak jak chce, ale w takim razie może niech się nie powołuje na książkę jako źródło inspiracji do scenariusza? Inaczej rozłożone akcenty, główny bohater trochę przesunięty na bok, żeby zrobić miejsce innym postaciom. Ale to wszystko bym jeszcze wybaczył. Najgorsze jednak jest to, że zmieniono zupełnie zakończenie historii (przypomnijmy ona jest oparta na faktach) i przez to zupełnie inny jest odbiór całości. Zamiast ciekawej historii o chyba największym przekręcie w historii FBI, tajnej operacji, która przywróciła im dobre imię, doprowadziła do wyroków dla sporej gromadki wysoko postawionych osób (w tym kongresmenów), otrzymujemy raczej dramat obyczajowy, ciekawy i klimatyczny obrazek z lat 70-tych. Cała afera pokazana jest nie tyle jako sukces służb federalnych, które zaufały oszustowi i dzięki niemu w świetnej akcji złowiły grube ryby, ale jako dziwna przepychanka i jedna wielka hucpa, w której każdy kręci jakieś własne lody...
A teraz jak już trochę dałem upust emocjom, przejdźmy do oceny samego filmu.

niedziela, 2 marca 2014

Zabójczy księżyc - N.K. Jemisin, czyli mieszanka mitologii i psychologii


Na początek odrobina porządków: sorry za dziwny post z dnia dzisiejszego - to miał być szkic, żeby nie zapomnieć napisać o serialu "Detektyw". Na dniach zaktualizuję listę obejrzanych filmów, ale ponieważ to właśnie wśród notek filmowych mam największe zaległości nie zdziwcie się, jeżeli wciąż będą one dominować na blogu. Zwłaszcza, że wkrótce impreza Wiosna filmów w kinie Praha i znów wpadnie pewnie sporo ciekawych tytułów. Z zaległości zapowiadam m.in. notki o "Polowaniu" (trzymam kciuki przy Oscarach), "Złodziejce książek", "American Hustle", "Pod mocnym aniołem"... 
Aha i na miejsce zakończonego konkursu pojawiły się dwa nowe wpisy - zajrzyjcie koniecznie:
A dziś o książce. Od razu się przyznam, że jeżeli chodzi o SF i fantasy, to jestem strasznie do tyłu - uwielbiam sięgać do klasyki, ale kompletnie nie nadążam za modami i nowościami. Zresztą jest tego tyle, że trudno połapać się we wszystkich sagach, cyklach, seriach. Powiedzmy, że zatrzymałem się na etapie Achai. No i Uniwersum Metro 2033 też znam. Ale co mi szkodzi poeksperymentować gdy jest możliwość, prawda? Kręcąc więc nosem na jak zwykle przesadzone reklamy w stylu: "cykl, który w zgodnej opinii krytyków i czytelników tchnął nowe życie w nieco już skostniały gatunek fantasy" i z pewną dozą nieśmiałości sięgam po "Zabójczy księżyc".

sobota, 1 marca 2014

Buntownik z wyboru, czyli zrób krok do przodu. I wyniki rozdawajki.

Po raz kolejny wracam do filmów sprzed dekady, albo i więcej, po to by sobie je przypomnieć i sprawdzić czy uda się powtórzyć emocje jakie wtedy mi towarzyszyły przy ich oglądaniu. Są przecież obrazy, które ewidentnie blakną z wiekiem, przyćmione kolejnymi produkcjami. Buntownik jednak świetnie się broni - zarówno aktorsko, jak i w warstwie scenariusza. Ograny motyw uczeń-mentor tu podany został w sposób ciekawy i nie nachalny. W dodatku poważne treści nie są jakoś bardzo dołujące, obrazowi nie brak lekkości i olbrzymiej dawki optymizmu. Taaaak. Naprawdę fajna rzecz, do której wraca się z przyjemnością. I aż żal, że chyba tylko 2 statuetki, bo przecież Titanic lepszym filmem nie jest (co najwyżej bardziej widowiskowym).