Strony

wtorek, 18 marca 2014

Ona, czyli popatrz mi w oczy, potrzymaj mnie za rękę

Kiedy tylko pojawiły się pierwsze informacje o tym filmie, wśród znajomych rozpoczęły się dyskusje: jak to możliwe by zakochać się w kimś wirtualnym. Sam byłem tego ciekaw i uważam, że to jeden z ciekawszych scenariuszy z ostatnich miesięcy. Spike Jonz pokazuje nam niby coś trochę futurologicznego, ale przecież czujemy, że świetnie wychwycił pewne zjawiska społeczne, że ta przyszłość wcale nie musi być taka odległa...
Prosty pomysł, ale zobaczcie jak dzięki temu udało się prawdziwie opowiedzieć o tym co zmienia się w międzyludzkich relacjach.
Oddalamy się od siebie, wirtualne interakcje coraz częściej zastępują nam te realne, korzystamy ze schematów, szablonów, komunikacja się coraz bardziej upraszcza (widać szczególnie na przykładzie młodych ludzi). Dlatego też nie dziwi mnie zawód głównego bohatera Theodora (Joaquin Phoenix), który pisze listy na zamówienie, bo ludzie nie potrafią wyrażać swoich emocji. Nie budzi też zdziwienia jego ogromna samotność po rozstaniu z żoną, brak umiejętności zbudowania nowej relacji. Gdy okazuje się, że chwile szczęścia można tak łatwo przekreślić, gdy słyszysz, że jesteś egoistą i krzywdzisz drugą osobę, nic dziwnego, że przytłaczają obawy, lęki, depresja. Wciąż nie mogąc dotknąć wyobrażenia o idealnym związku, sami skazujemy się na rozczarowanie, udrękę.

photo.title
Ech, gdyby tak znalazła się osoba, która na nowo rozpali w nas wiarę w nas samych, w to, że możemy dla kogoś być interesujący, zabawni, że ktoś chce spędzać z nami jak najwięcej czasu. Co z tego, że ten ktoś w tym przypadku akurat jest programem komputerowym (a dokładniej aplikacją, sztuczną inteligencją instalowaną na telefonach komórkowych). Czy rzeczywiście jesteśmy tak przewidywalni i prości w naszym życiu emocjonalnym, aby dobrze zaprogramowany i szybko uczący się system potrafił stać się idealnym partnerem życiowym, powiernikiem, przyjacielem, kochankiem?  

Ciekawy obraz. Pełen melancholii, z fajnymi zdjęciami i muzyką. I mimo tego, że na ekranie nie widzimy pary zakochanych, ileż w tym uczuć. Prawdziwych? Jak najbardziej. Czy mających przyszłość? To już inna kwestia. 
PS Tylko nie oczekujcie komedii :)

8 komentarzy:

  1. Koniecznie muszę obejrzeć. Tyle już o tym filmie słyszałam.

    OdpowiedzUsuń
  2. wydaje się być taki potrzebny światu, w którym umierają emocje. muszę obejrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Ona" to film, który spodobał mi się... Różni się od typowych współczesnych produkcji. Zasmucił mnie, wzruszył i jednocześnie dał nadzieję. Oby więcej takich produkcji. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ja się nie dziwię, ludzie zakochują się przez internet, dlaczego nie mogliby w kimś, kto ich słucha, rozmawia, wydaje się jak człowiek, jak daleki przyjaciel, którego słyszymy jakby w słuchawce telefonu.
    film widziałam, podobał mi się, ale też i wstrząsnął mną.
    zresztą słyszałam, że i współcześnie już dochodzi do takich sytuacji, jakiś inżynier stworzył sobie kobiecego robota i wziął z nim ślub. można? można.

    OdpowiedzUsuń
  5. Mi się podobał, a byłam trochę sceptycznie nastawiona. Ale jest magiczny ...

    OdpowiedzUsuń
  6. obejrzałam
    przeraził mnie ... ukazał to co tak naprawdę od dawna obserwuję: ludzie coraz rzadziej - nie potrafią lub nie chcą nawiązać bliskości fizycznej z drugą osobą, wielu woli naprawdę wirtualny świat i tylko w nim się realizuje, na tyle się "pogubili", że nie potrafią funkcjonować w normalnych stosunkach międzyludzkich. masakra

    OdpowiedzUsuń
  7. Specyficzny film, ale daje dużo do myślenia...

    OdpowiedzUsuń