Strony

niedziela, 16 marca 2014

Trzy, czyli pożegnanie z deterministycznym rozumieniem biologii

Nie unikam eksperymentów kinie, nawet lubię czasem coś bardziej kontrowersyjnego, by móc sobie choćby w głowie z twórcami, albo ze znajomymi o czymś podyskutować. Ważna jest dla mnie historia, jakiś przekaz (nawet jeśli się z nim nie zgadzam), autentyczność lub jej brak. Sprawa tego na ile coś jest zgodne z moimi przekonaniami, wartościami nie jest dla mnie najważniejsza, daleki więc jestem od wypisywania bluzgów na temat filmów zahaczających o temat homoseksualizmu. Drażni mnie czasem ich ilość, promocja tego co kontrowersyjne (jakby społeczeństwo składało się w 90% z homoseksualistów), ale nie mam zamiaru przekreślać jakiegoś tytułu z tego powodu. Zdarzają się lepsze i gorsze. 
Ten przydługi wstęp piszę nie tylko z powodu tego, że czasem jestem krytykowany za jakieś ostre oceny i nazywany homofobem. Piszę to mam trochę kłopot z tym filmem Toma Tykwera

Uczuciowy trójkąt byłby moim sam w sobie wystarczający do zbudowania tej historii. W zależności od zamiarów reżysera można by pójść w stronę komedii labo dramatu (tak jak tu). Ale cała otoczka filozoficzno-egzystencjalna, naukowe dywagacje na temat komórek macierzystych, sztuki, tak naprawdę sprawiają, że gubimy się w tej opowieści i traci ona dużo se swojej siły. 
Czy bez tego historia byłaby zbyt prosta? Czy wszystko trzeba udziwniać? Przecież wystarczyło zaufać aktorom, a ile będą potrafili przekonywająco to zagrać. Małżonkowie, którzy po latach już trochę oddala się od siebie, oraz pewien mężczyzna, który potrafi sobą zafascynować oboje. Otwarty na świat, na ludzi, na przygody, a jednocześnie dziwnie unikający czegoś stałego, pewnego, trwałego. Pełen energii, życia i może przez to również tak inny i przyciągający uwagę obojga. Dla nich przez lata ważne stały się rzeczy, dom, bezpieczeństwo... Gdy jednak przychodzi doświadczenie utraty, cierpienia, człowiek zaczyna czegoś innego, ma ochotę poddać się szaleństwu. 

Jednych zgorszy już samo podejście "raz dziewczynka, raz chłopaczek" i teksty jak z nagłówka. Inni znowu powiedzą, że to największa wartość i odwaga.
Dla mnie to dziwne kino. Nie ze względu na bezpruderyjność tej opowieści, ale raczej na jej przekombinowanie. Nawet pewna ironia, jaką się wyczuwało, nie wystarczyła, by dość długi film utrzymał nasze zainteresowanie cały czas.
Za możliwość obejrzenia filmu dziękuję firmie Meteora Films.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz