Strony

poniedziałek, 29 września 2014

Dziedzictwo przodków - Suren Cormudian, czyli uniwersum metro 2033 tym razem bardziej militarnie


Cieszy fakt, że wczorajsze przypomnienie o konkursie zadziałało. Do jutra do północy jest jeszcze czas! A potem zabawa od nowa. Dziś wrzucam ostatnią notkę wrześniową i tym razem coś rozrywkowego. 
O serii Uniwersum Metro 2033 pisałem już kilkukrotnie - możecie je spokojnie znaleźć poprzez spis przeczytanych. Nie będę po raz kolejny pisał o samym pomyśle Gluchovskiego na świat po katastrofie nuklearnej, ale jak widać potrafił świetnie sprzedać nie tylko swoje powieści, ale i dać szyld dla kilkudziesięciu innych autorów. Zanim sięgnę po pierwszą powieść z tej serii, której akcja umieszczona jest w Polsce, kolejna rzecz z Rosji - w końcu tam tego powstaje najwięcej. Tym razem nie Moskwa, nie Petersburg, a Kaliningrad. 
Tod mit uns. Chyba ten oryginalny tytuł bardziej by mi pasował do treści tej książki. Od razu bowiem nasuwa się skojarzenie z hitlerowcami. I nie jest ono nie na miejscu. Zaraz, zaraz, powiecie. Skąd w roku 2033 hitlerowcy?

niedziela, 28 września 2014

Powstanie zwykłych ludzi, czyli dajmy głos cywilom

Jak widzę do tematu Powstania Warszawskiego będę jeszcze wracał kilka razy w tym roku - przy okazji okrągłej rocznicy wyszło sporo nowości, a ponieważ ten temat mnie interesuje, to i do rzeczy starszych sięgam. Zanim więc o Mieście '44, może warto sięgnąć do takich dokumentów? Bez zadęcia, bez rozbudowanych wątków edukacyjnych, dat, nazwisk, faktów. Trochę archiwalnych zdjęć i to co najbardziej wstrząsające: relacje świadków.

sobota, 27 września 2014

Raj: Wiara, czyli dookoła sami nawiedzeni


Do końca miesiąca zostały mi tylko 3 notki i znów mogę z wielką przyjemnością stwierdzić iż uda się zrealizować szalony plan - od ponad 3 i pół roku jedna notka na dzień. Na spokojnie mogę więc sobie wybierać o czym by tu... Może Wy coś podpowiecie? Książkowo jest coś z fantastyki, kryminały: polski i zagraniczny, podróżniczo albo coś z Chin. Z filmów np. starocie jak M jak morderstwo, Lśnienie, rzeczy nowsze jak Biała wstążka, Lektor, Zniewolony. A może chcecie coś super nowego jak Porwanie Michela Houellebecqa? 
A dziś druga notka na temat filmów Seidla. Trylogia o cnotach - spotkanie drugie. Moim zdaniem dużo słabsze, ale na pewno w zamyśle reżysera nie mniej ważne. To celowanie we współczesne społeczeństwo i ich przeżywanie/doświadczanie cnot, drażni, budzi pytania. I pewnie o to chodziło. A że jest przerysowane to już inna sprawa.

piątek, 26 września 2014

Wstrząsy wtórne - Arne Dahl, czyli strach wsiadać do metra

.htmlHurra! Jest sieć. A więc oprócz radowania się górami, lekturami, mam też okazję wrzucać kolejne notki. Ba... Jutro postaram się Wam wpisać przynajmniej część tego co w szkicach czeka na swoją kolej, może podpowiecie jakąś kolejność, może będzie lista życzeń?
Na dziś - kolejny kryminał. Czarną serię uwielbiam, ale Czarna Owca wydaje tego tyle, że trudno nadążyć za nowościami, nic więc dziwnego, że skupiony ostatnimi czasy na autorach krajowych (kolejny Zielke już czeka na stosiku, Bonda też), dopiero ze sporym opóźnieniem odkrywam różnych autorów. Choćby Arne Dahla i jego serię o Drużynie A, czyli specjalnym wydziale policji, zajmującym się przestępczością międzynarodową. Zaczynać najlepiej od początku, no ale trudno. Wchodzę w serię od tomu dziewiątego. Niby życie prywatne i portrety psychologiczne bohaterów są ważne, ale i tak w kryminale najbardziej lubimy samą zagadkę, sprawę do rozwiązania. Może więc lepiej poznam całą ekipę przy kolejnych tomach, a teraz skupmy się na "Wstrząsach wtórnych".

czwartek, 25 września 2014

Żona enkawudzisty. Spowiedź Agnessy Mironowej - Mira Jakowlenko, czyli przeglądając się w lustrze

Dziś jestem zmuszony machnąć ręką na swoje szkice notek - zbyt mało czasu nawet na to. Lekcje z dzieckiem ważniejsze. Ale dzięki Dorocie mam dla Was świeżutka recenzję. Tak to już u mnie bywa, że stosy czasem długo czekają na swoją kolej (bo jest ich kilka, a w każdym po kilkanaście tomów) i od czasu do czasu, ktoś ze znajomych pożycza sobie ode mnie jakąś pozycję. Rzadko kiedy w zamian mogę spodziewać się recenzji, ale Dorota nie zawodzi.
Dziś więc jej tekst o "Żonie enkawudzisty". Ja pewnie kiedyś wreszcie też do tego się dorwę i dorzucę coś od siebie.
A zaraz się pakuję i jutro w drogę. Tatry czekają. Oby pogoda dopisała. Może być malutka przerwa w notkach i opóźnienie w rozstrzygnięciu konkursu (ktoś jeszcze chętny?), ogłoszeniu kolejnego. Dam znać :)
R

Aż trudno mi coś napisać o tej książce, czytając ją, wielokrotnie miałam ochotę, zbulwersowana, rzucić ją w kąt. Podstawowa emocja jaką czułam podczas czytania to złość. Co wcale nie oznacza, że ta książka jest pozycją nie wartą czytania.
Tytuł książki brzmi „Spowiedź Agnessy Mironowej”, jednakże ta książka nie ma nic wspólnego ze spowiedzią.

środa, 24 września 2014

Serce lwa, czyli mieć zasady


Głowa ogolona, tatuaże, mięśnie i strój, który przypomina mundur. Nie musi nawet się odzywać, ale już na sam jego widok skojarzenia ze swastyką i teorią o wyższości białej rasy, narzucają się same. Strach, omijanie szerokim łukiem, w duchu nazywanie go kretynem lub dosadniej. A jak Wy reagujecie na taki widok?
Reżyser "Serca lwa" trochę bawi się tymi naszymi stereotypami. W jego filmie neonaziści rzeczywiście biją Cyganów, ale też potrafią nosić na rękach niepełnosprawnych. Teppo bowiem rzeczywiście w grupie zachowuje się jak kretyn, ale tak naprawdę to jest bardzo wrażliwym, inteligentnym, zdolnym młodzieńcem. Tyle, że zagubionym w świecie. Nie ma pracy, nie ma domu, miał jakieś kłopoty z prawem. No ale przecież wystarczy odrobina ciepła, a taki wilk będzie chodził niczym piesek pokojowy ze śniadaniem do łóżka, przestanie kląć, bić, pić itd. Jakoś trudno w to trochę uwierzyć. 

wtorek, 23 września 2014

Magazyn "Książki", spotkanie blogerów i lista życzeń, czyli ci co czytają...

Od dziś w kioskach kolejny numer kwartalnika "Książki", trochę odświeżony, ale ważne, że nadal trzyma poziom :) Mogłem się o tym przekonać już w sobotę wracając ze spotkania blogerów w Agorze, wertując go dokładnie, a wczoraj skończyłem ostatnie artykuły, mogę więc spokojnie wskazywać co mocniejsze punkty.
Ale powinienem chyba właściwie zacząć notkę od jakiegoś sprawozdania z sobotniego spotkania. Powinienem, ale co ja mam napisać ponad to, co napisali już inni (o niebo lepiej i to z fotkami). Jako mało towarzyskie stworzenie nie angażowałem się jakoś super mocno w liczne rozmowy i wygłupy w przerwach spotkania. A potem jak zwykle plułem sobie w brodę... O spotkaniu w Złotych Tarasach (tym bardziej kameralnym) już nawet nie wspomnę. Ech. Za każdym razem obiecuję sobie, że będę bardziej "do ludzi", a wychodzi jak wychodzi. 
Ale i tak poznałem wreszcie "w realu" kilka osób, które znałem jedynie z ich blogów! To frajda pobyć w takim towarzystwie, nawet jak stoisz trochę z boku i tylko słuchasz.
Towarzysko na plus, a i program jaki dla nas przygotowała redakcja Książek naprawdę był ciekawy. Może i zabrakło trochę integracji, ale te oficjalne punkty programu (szczególnie uwodzenie nas przez Mariusza Szczygła na temat uwodzenia czytelników) naprawdę fajne. Należą się duże podziękowania dla Eli za zaproszenie, organizację i zaopiekowanie! Fotki znalazłem u Ann. A relacje znajdziecie nie tylko u niej, ale również w następujących miejscach:  
http://moja-pasieka.blogspot.com
http://soy-como-el-viento.blogspot.com
http://www.tramwajnr4.pl
http://czytelniczy.blogspot.com
http://all-you-need-is-book.blogspot.com
http://ksiazkowo.wordpress.com/
http://www.przykominku.com
http://magnolie.blogspot.com
http://polaherbaciane.blogspot.com

Co nowego w Książkach? Na pewno dział recenzji książek dla dzieci - rekomendacje Joanny Olech. Trochę się przestraszyłem informacji iż pojawi się dział plotek, ale na szczęście to tylko dwie stroniczki. Nie przepadam za takimi wstawkami, ale kalendarium różnych wydarzeń jest całkiem fajnym pomysłem. Dużo bardziej kuszą wywiady i teksty omawiające szerzej jakiś temat, zwykle przy okazji premiery tytułu temu poświęconego. Ze smakiem przeczytałem więc wywiad z Olgą Tokarczuk (o Księgach Jakubowych, które zostały uznane w tym numerze za premierę kwartału), tekst o twórczości Dylana, artykuł o selfie, o związkach Rosji z alkoholem, o pracy w biurze (o jakie to szczęście, że mam inne warunki pracy), czy o ciężkim żywocie ghostwritera. Ten ostatni trochę mnie zmroził, bo nie sądziłem, że u nas na rynku wydawniczym jest to tak powszechne, że dotyczy nie tylko biografii, ale i powieści. I co prawda publikacja Eleanory Catton, która zdobyła Bookera jakoś mnie nie zachęca, to z innych tekstów, recenzji i kolejnych stron pisma już zrobiłem sobie listę minimum na zakupy nowości wydawniczych jesiennych... Oprócz serii nowego wydawnictwa Dowody na istnienie (Szczygieł i Tochman) będę polował na pewno na: 
Olga Tokarczuk - Kroniki Jakubowe
Swietłana Aleksijewicz - Czasy secondhand
Jacek Dehnel - Matka Makryna
Robert Harris - Oficer i szpieg
Magdalena Szulli - Szum
A może jeszcze z lżejszych rzeczy warto pokusić się na Hilary Mantel?
10 złotych raz na kwartał. No przecież to niewiele, a ile przyjemności. Zerkajcie też na profil redakcji, tam sporo informacji pomiędzy kolejnymi wydaniami.


poniedziałek, 22 września 2014

Pewnego razu na dzikim wschodzie, czyli początek zmian zawsze jest trudny

Premiera w tym tygodniu, pewnie niestety tylko w kinach studyjnych, ale uznałem że warto o tym filmie wspomnieć. Nie odkładam też notki do piątku, bo wtedy będę już w drodze na króciutki urlop (znowu Tatry!).
Co jest wyjątkowego w "Pewnego razu na dzikim wschodzie" (oryginalny tytuł to: My sweet pepperland)? A choćby to, że jest to produkcja kurdyjska. Co my wiemy o tamtej kulturze, o ludziach? Przecież jednym z łatwiejszych sposobów na ty by choć trochę poznać ich kulturę, jest zapoznanie się z ich kinem. Zwłaszcza, że reżyser Hiner Saleem potrafi ciekawie opowiadać o niełatwych sprawach, wykorzystując do tego zrozumiały dla nas język i symbole. Nasi tłumacze wykorzystali to nawet w tłumaczeniu tytułu filmu. Oto więc nietypowy western i walka jedynego sprawiedliwego ze złem.

niedziela, 21 września 2014

Święty chaos, czyli audio serial

No tak, zdaje się, że na rynku pojawiła się już wersja papierowa "Świętego chaosu", a ja dopiero niedawno miałem okazję zapoznać się z materiałem od którego się wszystko zaczęło. Tym razem bowiem było nietypowo. Scenariusz Cezarego Harasimowicza powstał bowiem najpierw jako serial audio - udostępniane co tydzień kolejne odcinki znalazły całkiem sporą grupę fanów, mamy więc ciąg dalszy. Pojawia się bowiem książka w wydaniu papierowym, a całość ma być podstawą do produkcji filmowej. Czy wszystko wyjdzie tak jak sobie zaplanował autor, zobaczymy. Ale z wersją audio, na pewno był to krok odważny, nietypowy i zdaje się, że całkiem udany. Można jedynie zadawać sobie pytanie jaka w tym zasługa oprawy dźwiękowej tego materiału. Audioteka bowiem, podobnie jak już przy kilku innych produkcjach zadbała o świetne wykonanie. Aktorzy, muzyka, efekty dźwiękowe, klimat - to wszystko sprawia, że historię chłonie się całym sobą. Na szczęście jednak nie musiałem czekać kolejnych tygodni na kontynuację i miałem możliwość przesłuchania sobie tego w takim tempie jak mi to pasowało. Bo nie wiem czy bym odnalazł się w tej fabule z ciągłymi przerwami - chaos można znaleźć nie tylko w tytule.

piątek, 19 września 2014

Tuwim. Wylękniony bluźnierca - Mariusz Urbanek, czyli ile wiemy o księciu poetów


No tak, w tytule notki nie wiadomo o co chodzi. Ale to takie oderwane od siebie, małe radości i przyjemności, które dobrze nastrajają do świata. Możliwość pospacerowania po rynku w Płocku i zaglądania w różne zaułki, frajda z posiedzenia w kafejce z książką, w sytuacji gdy nie musisz nigdzie pędzić, jutrzejsze spotkanie blogerów w Agorze, czy wreszcie taka lektura jak ta napisana przez Mariusza Urbanka. O tak! Jesień zdecydowanie daje dużo okazji do takich małych radości.

Tuwim. Wylękniony bluźnierca. Prawda, że ciekawy podtytuł? Od razu ustawia nas trochę w zdumieniu. Czego nie wiemy o tym pisarzu i poecie? Przecież większość z nas kojarzy go głównie z twórczości dla dzieci, mniej liczni nie mogą mu darować romansowania z władzami komunistycznymi i pochwalnych peanów na część Stalina. Ale bluźnierca? Przeciw komu i czemu bluźnił? I dlaczego wylękniony? Niby w dwudziestoleciu międzywojennym nie raz był atakowany przez narodowców i środowiska im przychylne, wciąż przypominano mu żydowskie pochodzenie, odmawiano prawa do bycia sławnym polskim twórcą. Ale przecież sam Tuwim niewiele sobie z tego robił, sam nie raz również ostro odpowiadał swoim adwersarzom i piórem i językiem. Skąd więc lęk? Odpowiedzi szukamy w lekturze...

czwartek, 18 września 2014

Antboy, czyli dzieciak też może być superbohaterem


Jutro premiera, więc mimo emocji związanych z meczem Polska-Rosja, siadam do klawiatury, by zachęcić Was do wybrania się do kina z pociechami. Dzięki Pani Małgosi, pokaz prasowy również zaliczyłem nie sam, ale z młodszą córą, mam więc można by powiedzieć "wieści z pierwszej ręki". Co prawda ma już prawie 12 lat i chyba z dwóch ostatnich premier bardziej podobała jej się "Misja sputnik" (polecamy - Ach jak brak mi takich filmów), to "Antboy" też został oceniony bardzo pozytywnie. W końcu dziewczyny też lubią filmy o superbohaterach, nie? Tym razem jest fajnie, bo w centrum uwagi wcale nie jest jakiś dorosły, ale właśnie dzieciaki. Zwyczajne, żywiołowe i popełniające błędy. Dlatego ogląda się to nawet lepiej niż wszystkie bajki gdzie super moce czynią człowieka niepokonanym. Ba, nawet morał się tu znajdzie :) 

środa, 17 września 2014

Zabójca z miasta moreli - Witold Szabłowski, czyli ile wiemy o Turcji?

Ile z naszej wiedzy o Turcji to stereotypy i luźne skojarzenia? To w końcu Europa, czy już Azja? Kraj konserwatywny, pełen obcych nam tradycji, bliższy Islamowi niż naszej kulturze, czy jednak nowoczesny i rozwiązujący różne problemy społeczne nawet lepiej niż niejeden z krajów Unii? Szabłowski prezentuje nam zbiór reportaży zarówno lżejszych, jak i poważniejszych, dzięki którym możemy trochę bliżej przyjrzeć się Turcji i mentalności jej mieszkańców.  
Kraj rozdarty między Wschodem i Zachodem, między dumą i poczuciem inności, a kompleksami, że wciąż jest tyle do nadrobienia. Jeżeli u nas odzywają się głosy o odchodzeniu od tradycji, o problemach z młodym pokoleniem, to pewnie nie zdziwią nas również podobne sytuacje z Turcji, która przecież od początku XX wieku przeszła ogromną przemianę.
Kraj skomplikowany i o wielu twarzach. Stąd też próba pokazania tematycznie zarówno tego co interesuje mieszkańców dużych miast, jak i zupełnych peryferiów, czy nawet imigrantów z Afryki przybywających do tego kraju. 

Mor - Budzy i Trupia czaszka, czyli memento mori

Budzy & Trupia Czaszka: "Mor", wyd, Metal MindRaczej ciekawostka muzyczna, niż płyta, którą można by polecić jakiemuś szerszemu gronu, ale ponieważ zbieram wszystko co wydaje i nagrywa Tomasz Budzyński, postanowiłem wspomnieć i o tej produkcji. 
Gdy Armia i 2Tm2,3 coraz częściej wypuszcza się w trasę z koncertami akustycznymi i wydawało by się Budzy, trochę łagodniej (przecież solowe projekty mają niewiele muzycznie wspólnego z Armią), od czasu do czasu wciąż wraca mu chyba tęsknota do bardzo ostrego grania. Poprzedni krążek wydany pod nazwą Trupiej Czaszki (ale w innym składzie, chyba tylko Budzy został na wokalu), szokował zestawieniem turpistycznej poezji XVIII wiecznego Jezuity i punk rocka. W ubiegłym roku ukazał się drugi krążek, tym razem z autorskimi tekstami, chyba jeszcze bardziej odjechanymi niż pisane dotąd dla Armii. No i muzycznie - to jeden wielki łomot. Ciarki przechodzą, ale to nie jest płyta przyjemna, do długiego słuchania, do zachwycania się np. solówkami. Ściana dźwięku i bardzo oszczędne, hasłowe i pełne dziwnych neologizmów wykrzyczane teksty. Powracający temat śmierci i pytania o kierunek w jakim zmierza nasza cywilizacja, tak zadowolona z siebie, tak syta i nie lubiąca takich tematów. W wywiadach Budzyński mówił o tym: "Myślenie o śmierci przywraca człowiekowi jego prawdziwy wymiar - człowieczeństwo".

wtorek, 16 września 2014

Raj: miłość, czyli trylogia o cnotach, część 1


Chyba ze wszystkich trzech części trylogii, ten film przemówił do mnie najmocniej. Ulrich Seidl pokazuje nam zwykłych ludzi i ich świat wartości, świat wewnętrzny, które w zmieniającej się współczesności, są kompletnie inne od tego co były oczywiste jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Dodajmy: pokazuje Europejczyków, Austriaków, bo to widzi na co dzień. To lustro, które chwilami bardzo szczerze pokazuje różne wady, ale też jest trochę krzywym zwierciadłem, bo wszystko jest jakieś powiększone, wyolbrzymione. 
Czy można się spotkać z takimi zachowaniami, jakie pokazuje reżyser? Pewnie tak, ale nie jestem pewien czy aż na taką skalę jak to widzimy tutaj - że niby wyjazdy do kurortów w biednych krajach afrykańskich, to trochę bardziej zawoalowana forma seksturystyki. Dużo bardziej mnie ten film przekonuje jako dramat jednostki, niż jako jakaś społeczna analiza, choć trudno pewnie od niej uciec.

poniedziałek, 15 września 2014

Antychryst, czyli żal, ból, rozpacz i jedna wielka hucpa


No dobra, nie będę odkładał dłużej. Muszę się z tym zmierzyć i na jakiś czas odpocząć od tego pana i jego szaleństwa. W kolejce przecież czekają na notki Seidl, Scorsese, Hanneke i jeszcze tyle innych obrazów. 

Jeżeli przy Nimfomance można by jeszcze znaleźć jakąś treść (choć można z nią dyskutować i pytać o sens poszczególnych scen), to przy Antychryście ja się po prostu poddaję. To jest sen chorego człowieka, na siłę szukanie możliwości szokowania widza, pokrętny żart, bo przecież nie brakuje takich, którzy na siłę doszukują się tu głębi, antytezy dla twórczości Tarkowskiego. U słynnego Rosjanina, poszukiwanie pierwiastka duchowego, a tu sama natura, szalona i pierwotna. I do tego przebąkiwanie o własnej depresji, jakoby ona mogła wytłumaczyć to wszystko.

niedziela, 14 września 2014

Północ, północny zachód, czyli mistrz suspensu wciąż może bawić


Im dłuższa się robi lista obejrzanych filmów (i tych opisanych na blogu, bo przecież notuję dopiero od 3 lat), tym większą mam chęć by wracać do klasyków, do historii kina. Nie tylko dlatego, że na nowości brak mi czasu, raczej chodzi o chęć dokształcania się, uzupełniania zaległości, albo czasem spojrzenia na coś ponownie w nowym świetle. Po filmach biograficznych o Hitchcocku, jakie pojawiły się w ostatnich latach, odświeżenie sobie jego twórczości stało się dla mnie punktem honoru :) 
A dzięki kanałowi TCM, Stopklatce itp. pewnie teraz regularniej będą się pojawiać na blogu rzeczy starsze.
Kto kojarzy "Północ, Północny Zachód"? Jeżeli już to pewnie słynną scenę z ucieczką przed samolotem. A reszta? Dziś może to i chwilami troszkę trąci sztucznością, zdjęcia i poszczególne sceny niestety nie wydają się tak realistyczne, ale ten scenariusz... Po prostu czapki z głów. Jeżeli tylko lubicie współczesne thrillery sensacyjne, te zwroty akcji, to zaskakiwanie widza, to po prostu musicie obejrzeć sposób w jaki opowiadał swoje historie Hitchcock. Od niego wszyscy współcześni się uczyli... A czasem mam wrażenie, że w tych filmach sprzed lat jest więcej napięcia i niespodzianek, niż w rzeczach współczesnych.

sobota, 13 września 2014

Samsara. Na drogach, których nie ma - Tomek Michniewicz, czyli grunt to umieć się sprzedać

Wczorajsza notka pod tytułem "Samsara" nie była przypadkowa, bo w szkicach już miałem książkę o tym samym tytule.
Po książce Skokowskiego, od razu miałem ochotę na kontynuowanie klimatów podróżniczych, a przecież na czytniku czekały różne tytuły i to już od dawna. Wybieram Michniewicza, choć ostatnio jakoś go dużo (w tv też), więc człowiek podchodzi z pewną ostrożnością do książki. Czy nie będzie tam za dużo ego, chwalenia się, popisów? I z góry muszę uprzedzić, że trochę tego tu jest. Zresztą już sam tytuł może wprowadzać w błąd - niby "na drogach, których nie ma", a tu przecież w treści są opisane w większości miejsca, do których walą tłumy turystów i nie ma w ich odkrywaniu nic wyjątkowego. Mamy więc do czynienia z niezłym chwytem reklamowym i całkiem sporą dawką przesady :) To chyba jedna z niewielu pozycji podróżniczych, która miała tak różne kanały reklamy - zerknijcie choćby na zwiastun na dole. A i autor potrafi się nieźle "sprzedać".
Czy zatem książkę należy skreślić i jej nie czytać? Ano, dziwna sprawa. Mimo, że nie dowiecie się z niej wiele nowego, mimo że przygody nie są tak wyjątkowe, jak by to chciano nam wmówić na okładce (tropi przemytników, "zakrada" się do obozu partyzantów itp.), to czyta się to bardzo fajnie. Pomaga humor, lekkość pióra. To trochę jak z książkami Cejrowskiego - jak ktoś potrafi ciekawie opowiadać, to nawet banalne zdarzenia sprzeda tak, jak by było godne przynajmniej zdobycia korony świata. No jak by to brzmiało gdyby zamiast łapania jadowitych węży, z góry wiedzielibyśmy, że to tylko oglądanie jak łapią inni, albo że zagrożenie życia polega na tym iż wyobrażałem sobie, że mnie porwą dla okupu.    

piątek, 12 września 2014

Samsara, czyli kontemplując obrazy


Kto pamięta sprzed lat Koyaanisqatsi ze świetną muzyką Glassa, albo film "Baraka" z genialną muzyką Dead Can Dance, ten pewnie z przyjemnością obejrzy również "Samsarę". Brak fabuły, aktorów, dialogów. Same zdjęcia i muzyka. Seans, który jest pewnego rodzaju kontemplacją. 
Nawet same zdjęcia są tu pewnego rodzaju przypadkiem. Wszak twórcy filmu, czyli Ron Fricke wraz z operatorem Markiem Magidsonem, nie czekali godzinami by przed ich obiektywem pojawiła się ta, a nie inna chmura, człowiek, czy zwierzę. Jeżdżąc po całym świecie (chyba ponad 20 krajów) zbierali materiał, który dopiero potem w studiu długo analizowali i wybierali poszczególne sceny. 
Na tytuł wybrano pojęcie buddyjskie oznaczające cykl narodzin, życia, śmierci i odrodzenia. Destrukcja i narodziny, piękno i chaos, nieustannie przeplatające się i tworzące koło, które wydaje się nie mieć końca. Dlatego mimo licznych, dość pesymistycznych obrazów pokazujących jak szybko niszczymy nasz świat, jego piękno i harmonię, nie warto tracić nadziei w możliwość "obudzenia się" świadomości ludzi, szansy na zejście z tej drogi. Stąd mam wrażenie tak liczne w filmie motywy odwołujące się do różnych religii, wyznań, duchowości (nawet tej pierwotnej). Z drogi konsumpcjonizmu, pędu ku nowoczesności aż do absurdu, zatracania kontaktu z naturą, można jeszcze zawrócić...

czwartek, 11 września 2014

Kwiaty wojny, czyli dziewice, dziwki i grabarz

No tak, robię sobie jakieś plany o czym pisać, a potem sam wywracam wszystko do góry nogami - zwykle przez brak czasu. Jak się ma go mało, to lecę po szkicach według klucza: o czym napiszę najszybciej. No tak - zdecydowanie o "Kwiatach wojny" nie będzie się pisać długo...
Christian Bale, czyli Batman w chińskim filmie? Zhan­g Yimou  znany z różnych charakterystycznych produkcji z latającymi wojownikami i walkami w powietrzu (ja je nazywam komiksowymi), w poważnym filmie o zbrodniach wojennych Japończyków? To od początku zapowiadało się dziwnie. I taki był też ten seans. 

środa, 10 września 2014

Bóg, honor, trucizna - Robert Foryś, czyli czyż XVII wiek nie jest równie ciekawy jak współczesność?


Niedawno skończyłem przygodę z Ryxem Wollnego i nawet zastanawiałem się co by tu nowego znaleźć w tym stylu. Odświeżać sobie Komudę, albo Piekarę? Ale trafiła się oto okazja zapoznać się z twórczością Roberta Forysia. Migały mi przed oczyma jakieś jego pozycje, wydawane chyba przez Fabrykę Słów, słyszałem, że to niezłe przygodówki mocno osadzone w realiach historycznych/fantasy, ale jakoś nigdy nie wysupłałem tych kilkudziesięciu złociszy. Chyba trzeba jednak trzeba się będzie zainteresować tym panem, bo widać, że pomysłami sypie niczym z rękawa i robi to w niezłym stylu. Właśnie w wydawnictwie Otwarte, ukazuje się pierwszy tom jego cyklu "Gambit hetmański". Skojarzenia z "Gambitem tureckim" Akunina, chyba nie do końca trafione, ale to co na pewno łączy oba tytuły to fakt iż dużo się w nich dzieje :) 
Autor stawia na akcję, wykorzystując realne postacie historyczne i wypełniając je żywymi emocjami, a tło malując jakby przy okazji. Więcej dowiadujemy się o sytuacji w kraju z dialogów, niż z opisów. Powieść historyczna? No właśnie raczej nie do końca tak na poważnie. Zdarzenia prawdziwe przeplatają się z wątkami podkoloryzowanymi i lepiej żebyśmy nie brali wszystkiego zupełnie na serio - w końcu to nie biografia. Raczej mieszanka polityki, intryg, walki o władzę, z mocno osadzoną na pierwszym planie, walką szpiegów dwóch wrogich obozów. No i to wszystko podlane mocno pikanterią. Lektura lekka, łatwa i całkiem przyjemna. No i być może okazja do zainteresowania się trochę historią naszego kraju. 
   

wtorek, 9 września 2014

Dziewczyny z powstania - Anna Herbich, czyli ze ściśniętym gardłem

Dziewczyny z Powstania. Historie prawdziwe
Na gorąco, po spotkaniu z autorką (zaskakująco młodziutka) notka o "Dziewczynach z Powstania". Sporo już napisano o tej pozycji i pewnie nie będę odkrywczy. Choć po "Dziewczynach wojennych" nie ma już takiego zaskoczenia tematem, to wciąż tych świadectw i historii kobiet jest na tyle niewiele, że czyta się je z wypiekami na twarzy. Po prostu poruszające. Mimo, że w ostatnich miesiącach pojawiło się sporo książek wokół tematu Powstania, ale w odróżnieniu od różnych opracowań historycznych, krytycznych, analitycznych, to właśnie autentyczne historie ludzi, którzy przeżyli tamten czas, najbardziej chyba do nas docierają. Korzystajmy, póki jeszcze żyją świadkowie, by ich słuchać. Choćby tak jak w trakcie dzisiejszego spotkania. Pal licho dyskusje na temat słuszności decyzji o wybuchu, gdybanie wszelkiego rodzaju: czy dałoby się uniknąć ofiar. Jedynie słuchając ich słów - co czuli w trakcie Powstania, zrozumiemy lepiej sens ich walki.

The Kooks - Listen, czyli fajna energia

the kooks listenObiecywałem coś muzycznego i "naszło" mnie znów na gitarowe granie. I chyba to nie będzie koniec, bo już w nowościach upatrzyłem sobie kolejne krążki, które fajnie nakręcają. Tym razem z Deezera (czy muszę polecać?) płytka gorąca, bo zdaje się że wczoraj miała swoją premierę. I jak to zwykle bywa u mnie - kapela, której nazwa niewiele mi mówi, mimo że to nie debiut, mimo że byli niedawno na Orange Warsaw i zdaje się, że cieszą sporą popularnością. Ale to to już widzicie ze mną jest - na tyle rzadko słucham nowości, że nie koncentruję się na nowych nazwach, chyba że coś naprawdę zwróci moją uwagę (i zwykle dzieje się to dużo później niż reszta świata :)). Niech będzie. No wiec - dla mnie rzecz nowa, dla Was może i nie, ale jak choć jednej osobie wpadnie w ucho, a ich nie znała przed moją notką, będę się cieszył. Proszę Państwa - ot The Kooks.

poniedziałek, 8 września 2014

Violette, czyli przelej to na papier


Gdy już po seansie tego filmu, znalazłem informację iż ten sam reżyser stworzył wcześniej Serafinę, trochę inaczej zaczynam patrzeć na ten film. To co wcześniej wydawało się sporą wadą, brakiem umiejętności zainteresowania widza jakąś ciekawą biografią, teraz wydaje się zamiarem jak najbardziej świadomym. Łatwo bowiem przy biografiach próbować stwarzać taki klimat, by bohatera polubić, by wydał nam się ciekawy, genialny, fascynujący. Tymczasem bohaterki Martina Provosta wcale się takie nie wydają. Są rozedrgane, nieszczęśliwe, pełne bólu, sprzeczności, chwilami wkurzają, trudno nam je zrozumieć i polubić. Ale w tych biografiach jest coś takiego, co sprawia że ich twórczość widzimy dużo pełniej, postrzegamy przez ich świat wewnętrzny, przez cały ten chaos jaki w sobie noszą. Tu twórczość jest nie tyle pracą intelektualną, ale jakimś bolesnym procesem czerpania z własnego wnętrza.

niedziela, 7 września 2014

Zapach miasta po burzy - Olgierd Świerzewski, czyli powieść pełna pasji

Próbuję sobie zrobić jakiś plan notek na najbliższy tydzień, żeby jakoś uporządkować rzeczy dawne, jeszcze dawniejsze i to co świeże i budzi pragnienie, by napisać od razu. Spodziewajcie się więc czegoś muzycznego (jeszcze nie wiem co, bo płyt z ostatniego roku mam bez liku), z filmów na pewno po raz trzeci vonTrier (bo chcę skończyć z tym panem), kolejna rzecz familijna (czytaliście notkę o Misji Sputnik?), Kasyno, może zacznę pisać o trylogii Raj, o Odysei filmowej, Violette (w kinach), a z książek reportaże z Turcji, podróże Michniewicza, świetny młodzieżowy Dawca (którego łyknąłem w jeden wieczór), może coś z Czarnej Serii. Oj coś za dużo tych planów jak na siedem dni. Ale tak to już widzicie u mnie jest - niby jedna notka na dzień to spore tempo, a i tak zrobiła mi się kolejka ponad 50 tematów i teraz muszę przebierać. Notka o wizytach w Muzeum Narodowym (a raczej w dwóch) czeka już półtora miesiąca. Ją wpisuję w plan na kolejny tydzień. 
A dziś mój typ wakacyjny numer jeden. Co prawda w te wakacje królowały u mnie kryminały, ale strony przelatywały, a żaden tytuł nie powalił na kolana. A Świerzewski zabrany nad morze zapewnił mi długie godziny przyjemności. Ponad 700 stron pełnych emocji, historii, prawdziwych ludzi i skomplikowanych wyborów.

sobota, 6 września 2014

Control, czyli tylko muzyki za mało

Dziś kolejny film, świeżo obejrzany i dłuuugo wyglądany, bo nigdzie nie mogłem go upolować. A przecież wystarczyła wzmianka, że to biografia Iana Curtisa i wiedziałem że MUSZĘ go obejrzeć. Joy Division i ich wokalista towarzyszą mi chyba jeszcze od lat 80-tych, od słynnych audycji Tomasza Beksińskiego. Muzyka najpierw nagrywana na kasetach, potem kupiona w słynnych przyczepach na tyłach Domów Towarowych Centrum, potem zdobyte krążki wydane w Polsce chyba przez Tonpress i wreszcie wydania CD gdy padł gramofon. Genialna i niepokojąca. I przyznam, że od filmu oczekiwałem między innymi sporej dawki tej muzyki.

piątek, 5 września 2014

Misja Sputnik, czyli ach jak brak mi takich filmów

Rzadko się zdarza bym wśród premier filmowych tygodnia kilka miał już za sobą, ostatnio niestety nie jestem na bieżąco z nowościami. Notkę o "Omarze" znajdziecie bez trudu, a dziś, nie bez przyjemności o kinie familijnym. 
Dlaczego spytacie? Ano wychowany jestem na Nienackim, Niziurskim, Bahdaju, nie tylko na lekturach, ale i na filmach. I przyznam, że do dziś nie mogę pojąć to się dzieje, że w tamtych dziwnych czasach można było kręcić dobre filmy dla dzieci/młodzieży, a dziś ze świecą takich szukać. Dominują kreskówki, albo filmy zza Oceanu, gdzie idole jedynie udają nastolatków, brak w tym wszystkim frajdy, ducha przygody. Żeby tak powstawało więcej produkcji takich jak "Magiczne drzewo"... Pomarzyć!
Ale oto na ekrany naszych kin wchodzi właśnie produkcja niemiecka, którą obejrzałem z przyjemnością wraz z 12 letnią córką, której też się bardzo podobało. Wreszcie coś "normalnego", a nie wciąż jakieś paranormale, magia i superbohaterowie. Przecież da się opowiadać ciekawe historie bez tych wszystkich otoczek.  

czwartek, 4 września 2014

Melancholia, czyli vonTrier to świr


Po obejrzeniu przed kilkoma dniami reżyserskich wersji "Nimfomanki" stwierdzam, że na pytanie czy ten pan jest geniuszem, czy hochsztaplerem, zaczynam się przychylać ku temu drugiemu. Szokowanie i kontrowersje, dorabianie ideologii do jego pokręconych wizji, żonglowanie wciąż tymi samymi pomysłami (choćby dziecko niepilnowane wychodzące na balkon, namawianie żony by ze względu na większe potrzeby seksualne zaczęła spotykać się z innymi) - zaczynam być tym trochę zmęczony. Po filmach, które oceniam wysoko (choćby "Przełamując fale" czy "Tańcząc w ciemnościach"), w kolejnych produkcjach jakoś nie mogę się odnaleźć. VonTrier nigdy nie chciał iść "z prądem" i zapotrzebowaniem widzów, ale w tej chwili chyba sam się zapętlił w swoich dziwactwach. O "Nimfomance" już pisałem i mimo dodanych scen, które wykręciły mnie na drugą stronę, nie mam zamiaru dodawać nowej notki. Kiepsko mi się to oglądało po raz drugi, bo na świeżo masz przed sobą całą historię i jej finał, a większość dodanych scen ma po prostu charakter powiedzmy, że fizjologiczny, a więc nic nowego. Nie o takie przesuwanie granic chyba w kinie chodzi. Ci którym się to podoba, równie dobrze mogą sobie zapuścić porno. O "Antychryście", który chyba jeszcze bardziej mnie zirytował niż "Melancholia", napiszę w najbliższym tygodniu. A potem chyba sobie zrobię przerwę od tego pana. Wolę wrócić do pisania o klasyce. 
Melancholia.
Trudno nawet ten film jakoś scharakteryzować, opisać, zamknąć w jakieś ramy. Jednych zachwyca choćby malarskimi zdjęciami i klimatem, innych rozwlekłością i pustką tej historii.

środa, 3 września 2014

Pochłaniacz, czyli chyba bardziej obyczaj niż kryminał


Jeden kryminał kończę, prawie od razu zaczynam następny. A w międzyczasie podczytuję inne mniej lub bardziej poważne lektury. Tyle by się chciało przeczytać, listy "do sprawdzenia" się wydłużają, tylko czasu braknie. Katarzynę Bondę znawcy kryminałów krajowych znają od dawna, a ja dopiero teraz odkrywam i ze zdumieniem czytam peany na jej temat, jak choćby ten Miłoszewskiego: królowa kryminałów.
Pochłaniacz to pierwszy tom szeroko zakrojonego nowego cyklu tej autorki. Cztery żywioły Saszy Załuskiej, profilerki, współpracującej z policją, to cztery sprawy kryminalne, w których będzie zaangażowana. I jeżeli każda z części będzie równie rozbudowana jak "Pochłaniacz" (600 stron), to zapowiada się smakowity cykl. Przynajmniej pierwszy tom daje na to duże nadzieje.
No to przejdźmy do plusów i minusów.

wtorek, 2 września 2014

Pozostawieni, czyli co nowego w serialach

Kolejka filmów się nie zmniejsza, a tu wciąż człowiek chciałby pisać o rzeczach świeżo obejrzanych, a nie tych z listy sprzed kilku tygodni. Dziś na tapecie "Control". Napiszę wkrótce, choć nawet nie o samym filmie mam ochotę pisać, ale o tym iż zainspirował mnie do ściągnięcia z półek płyt JD. To muzyka idealnie pasująca do jesiennych klimatów.
Dziś jednak mały przegląd tego co w serialach słychać. Przydały się dziury po zakończonych konkursach - macie więc notki o 

No i dzisiejszy temat. Pozostawieni. Mocno reklamowany, podobnie jak i książką Toma Perrotty, z ciekawym pomysłem, klimatem, ale całość po 10 odcinkach wydaje mi się raczej produkcją mocno przekombinowaną.

poniedziałek, 1 września 2014

Druga Wojna Światowa. Pierwsza ofiara, czyli piszemy scenariusz do niemieckiego filmu. rozdawajka.


Na miejsce zakończonego konkursu wrzucam notkę o kolejnym filmie dokumentalnym upolowanym na małym ekranie. I może nie byłoby w nim nic super ciekawego, o drugiej wojnie światowej powstało wiele dużo lepszych, bardziej rozbudowanych w warstwie merytorycznej dokumentów, tu jest bardzo po łebkach, ale najważniejsze tym razem jest to, że jest to kooprodukcja: obejrzymy go nie tylko my, ale również Niemcy. A ten fakt sprawia, że mogę przymknąć oczy na słabości. W końcu reżyser (Peter Hartl) i większość ekipy to ludzie z zagranicy. Fantastycznie jednak, że Polacy zadbali o konsultacje i o to by nie puścić żadnych przekłamań, w jakich Niemcy się lubują, zatajając różne sytuacje pokazujące np. Wermacht w złym świetle. Tak jakby to ufoludki zmusiły ich do mordowania ludzi w podbitych krajach.