Strony

poniedziałek, 29 września 2014

Dziedzictwo przodków - Suren Cormudian, czyli uniwersum metro 2033 tym razem bardziej militarnie


Cieszy fakt, że wczorajsze przypomnienie o konkursie zadziałało. Do jutra do północy jest jeszcze czas! A potem zabawa od nowa. Dziś wrzucam ostatnią notkę wrześniową i tym razem coś rozrywkowego. 
O serii Uniwersum Metro 2033 pisałem już kilkukrotnie - możecie je spokojnie znaleźć poprzez spis przeczytanych. Nie będę po raz kolejny pisał o samym pomyśle Gluchovskiego na świat po katastrofie nuklearnej, ale jak widać potrafił świetnie sprzedać nie tylko swoje powieści, ale i dać szyld dla kilkudziesięciu innych autorów. Zanim sięgnę po pierwszą powieść z tej serii, której akcja umieszczona jest w Polsce, kolejna rzecz z Rosji - w końcu tam tego powstaje najwięcej. Tym razem nie Moskwa, nie Petersburg, a Kaliningrad. 
Tod mit uns. Chyba ten oryginalny tytuł bardziej by mi pasował do treści tej książki. Od razu bowiem nasuwa się skojarzenie z hitlerowcami. I nie jest ono nie na miejscu. Zaraz, zaraz, powiecie. Skąd w roku 2033 hitlerowcy?


No ale przecież to nie jest nowy pomysł. Nawet u nas Ciszewski bawił się takimi wizjami (tyle, że w teraźniejszości). A tu nawet nie przenosili się oni w czasie, ale po prostu ich niedobitki po II Wojnie Światowej zbudowały całkiem sprawne mini imperium w Ameryce Południowej. Ich potomkowie nadal kultywują dawną ideologię i marzenia o potędze. Przechowują też wiedzę o tym co zostało pozostawione na dawno podbitych terenach. Wtedy armia musiała się szybko wycofać, ale dobrze ukryła coś co po dopracowaniu, mogło okazać się super bronią. I oto teraz wracają. Po katastrofie nuklearnej nie istnieją przecież żadne granice i nikt nie będzie się przejmował takim wypadem na teren obcego państwa. Silniejszy ma rację. Tyle że niewielkie społeczności, które przetrwały na tych terenach wcale nie są bezbronne i nie mają zamiaru czekać z założonymi rękoma, gdy ktoś włazi na ich "podwórko".    
Tym razem to nie groza skażenia i różnych popromiennych okropności, wybryków natury jest na pierwszym planie. Powieść Cormudiana nie jest więc podobna do innych z serii, sprawia raczej wrażenie powieści militarnej, gdzie dominują starcia poszczególnych grup i podchody, by osłabić przeciwnika. A na pierwszym planie są tajemnicze podziemia z drugiej wojny światowej - to taka lokalna legenda z Kaliningradu i okolic (to znajome nam Prusy Wschodnie). To właśnie tu schronienie znalazły grupki ludzi po wybuchu bomby atomowej - między innymi żołnierze z okolicznych baz wojskowych. 
W książce jest trochę wzmianek o historii, które taką legendę mogą uprawdopodabniać i tylko człowiek zastanawia się ile takich miejsc jeszcze istnieje i czy każde zasługuje na powieść.    
Samej fabuły nie będę zdradzał, bo też dzieje się sporo i mógłbym zaspoilerować. Czyta się szybko, ale to raczej czytadło z akcją, przygodą, niż z klimatem, a prawdę mówiąc to właśnie ten ostatni sprawiał, że miałem ochotę sięgać po kolejne rzeczy z tej serii. Tu pomysł jest przemyślany od początku do końca, niezły, ale jakby obok postapokaliptycznego cyklu - przynajmniej w mojej ocenie. Więcej tu Wołoszańskiego niż Gluchovskiego. 

7 komentarzy:

  1. Dziedzictwo Przodków jest znakomite. Z całej serii wyżej oceniam tylko obie powieści Gluchovskiego.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne, ale nie urywa. Duża znajomość militarnych szczegółów na plus, ale faktycznie czytadło.

    OdpowiedzUsuń
  3. Drogi Autorze!
    Przepraszam że nie w temacie trochę - ale kiedy w końcu przeczytasz i zrecenzujesz (w tej właśnie kolejności :))
    "Księcia przepływow" Conroya? To moja ulubiona książka a nie widzę jej w Twoim spisie... a bardzo jestem ciekaw oceny...
    Leciwa już, więc raczej antykwariat, i nie wiem czy jest w obec tego sens o niej wspominać na poczytnym blogu, ale może choć ktoś weźmie z biblioteki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ojej, postaram się poszukać. A może wystarczy że obejrzę film? Równie dobry? Zastanawiam się tylko czy jestem dobrym czytelnikiem na tego typu lektury... Ale zapisane gdzieś w głowie

      Usuń
    2. Film na pewno musiał być mocno złagodzony bo miejscami książka jest przezabawna, a miejscami makabryczna.
      Tak czy inaczej polecam zupełnie abstrahując od Twojego bloga :)
      Przeczytałem dość dużo, także tego autora - ale tylko ta jedna książka przeczytana w wieku chyba 38 lat tak mi "dała po garach" :) Nigdy tyle się nie uśmiałem, ale miejscami naprawdę przerażająca.
      P.S. To nie jest romansidło! ;)

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń