Pora na ostatnie podsumowanie tego roku, czyli to co lubię najbardziej: książki! 💓 W zakładce przeczytane na górze znajdziecie wszystkie, w grudniu każdego roku (na koniec) znajdziecie też podsumowania (np. 2018 jest tu). Czytam w papierze, słucham, czytam e-, często po kilka naraz, ale mimo wszystko wcale tak dużo tego w skali roku nie wychodzi. 118 tytułów to wcale nie tak wiele - wychodzi raptem dwie książki tygodniowo, a większość to czytadła, które połyka się dość szybko.
To jedno z postanowień na rok przyszły - za wszelką cenę uporać się z zaległościami do recenzji, ograniczyć napływ nowości, a to "co trzeba" przeplatać tym na co akurat mam ochotę, choćby były to rzeczy dużo starsze. Mimo tego, że wydaje się cała masa tytułów, sporo z nich naprawdę nie jest warta naszego czasu i uwagi. A może inaczej: są rzeczy dużo bardziej na to zasługujące. Czasem jestem pytany czemu na Lubimy Czytać moje oceny są tak niskie. Ale powiedzcie sami: czy każdy tytuł po który sięgacie zasługuje na 9 lub 10?
I tak cierpię niepomiernie widząc na swoich stosach wiele rzeczy, które z tego roku pominąłem, dlatego że wolałem sięgnąć po kolejne czytadło i uporać się z recenzją. Nawet jeśli w przyszłym roku będzie jeszcze mniej rzeczy przeczytanych, chciałbym mieć możliwość delektowania się tym co czytam.
Zanim do konkretnych tytułów na pewno wypada kilka spraw podsumowania:
- eksperymentuję z kontem premium empiku - niby wybór ebooków i audiobooków jeszcze skromny, ale i tak mam w czym wybierać, a wychodzi raptem niecała 10 za miesiąc;
- nie wiem czy to wydawca przeze mnie najczęściej czytany, ale moja prywatna nagroda dla wydawcy poleci w tym roku do Poznańskiego. Chodzi nie tylko o wybór tytułów, wydawanie debiutów, różnorodność serii (cudowna skandynawska, reportaże), ale i o staranność (no może, czasem redakcja nawala, ale to w rękach się nie rozwali);
- dodatkowe wyróżnienia dla wydawnictw, które nie tylko próbują ścigać się na nowości, ale i odświeżają klasykę - choćby Vonegutt i Jordan w Zysk i S-ka, Prószyński z Le Guin, czy seria klasyki S-F Rebisu. Zdecydowanie polecam.
Strony
▼
poniedziałek, 30 grudnia 2019
niedziela, 29 grudnia 2019
Niewidzialna ręka - Maciej Wasielewski, czyli 10 milionów dobrych uczynków
Ostatnia notka książkowa w tym roku. Nie ukrywam, że dla mnie wyjątkowa. Zbierałem się do jej pisania od kilku miesięcy, bo trudno mi było oddać słowami wszystkie emocje jakie we mnie wywołała. Płakałem, wzruszałem się, cieszyłem, kończyłem raczej z gorzkimi refleksjami choć i z nadzieją. To rzecz bardzo osobista, może nie idealna literacko. Za dużo w niej samego autora, jego przemyśleń, ale może właśnie w sytuacji gdy znajdzie się czytelnik (jak ja), który czuje i myśli podobnie, tekst może poruszyć jak niewiele innych. Mamy więc sytuację, że tytuł, który u kogoś widziałem już na liście pięciu najgorszych książek przeczytanych w roku 2019, u mnie ląduje na liście najlepszych. Nic chodzi bowiem jedynie o przypomnienie cudownego projektu z przeszłości, o którym dziś już zapomniano (to taka Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, wielki poryw młodych serc i masa dobra), ale zadanie pytanie o to czy dziś bylibyśmy w stanie zrobić coś podobnego. Nie tylko dzieci, ale i dorośli. Nie idąc na łatwiznę, bo dać do puszki albo puścić sms to nie jest problem, ale robiąc coś fizycznie dla innych i nie oczekując za to podziękowań, w sekrecie...
sobota, 28 grudnia 2019
Podsumowanie tego co na małym i dużym ekranie, czyli filmy 2019 na Notatniku
Coroczne podsumowanie i jego część druga. Filmy, kinowe, telewizyjne, stare i nowe, niszowe i wielkie produkcje. Dla każdego coś miłego. Kto ma ochotę przejrzeć podsumowania z lat poprzednich znajdzie je zawsze w ostatnich dniach grudnia każdego roku. Ostatnie znajdziecie tu.
Wciąż nie uporałem się po awarii jaką mi zrobił blogspot z listą obejrzanych - teraz to już pewnie ponad 1600 tytułów, ale mam nadzieję, że do końca stycznia wreszcie ją uporządkuję (to te zakładki na górze bloga). W tym roku 133 notki filmowe. Obejrzanych dużo więcej, ale zdecydowanie za mało jest dni w roku, by o wszystkim zdążyć napisać. O części z nich pewnie więc zapomnę, a o części będę pisał w styczniu. Notatnik nie umiera :)
133. Dużo to czy mało? Przeliczając na godziny pewnie będzie to grubo ponad 300 godzin kina (lub telewizji, a sporo tu seriali, których jestem fanem). Godnych polecenia jest moim zdaniem może połowa, takiego z ręką na sercu może jedna czwarta. Ale piszę o wszystkich (przynajmniej się staram), choćby dla samego siebie. Pełną listę znajdziecie na końcu notki.
Co zwróciło moją uwagę w roku 2019?
Wciąż nie uporałem się po awarii jaką mi zrobił blogspot z listą obejrzanych - teraz to już pewnie ponad 1600 tytułów, ale mam nadzieję, że do końca stycznia wreszcie ją uporządkuję (to te zakładki na górze bloga). W tym roku 133 notki filmowe. Obejrzanych dużo więcej, ale zdecydowanie za mało jest dni w roku, by o wszystkim zdążyć napisać. O części z nich pewnie więc zapomnę, a o części będę pisał w styczniu. Notatnik nie umiera :)
133. Dużo to czy mało? Przeliczając na godziny pewnie będzie to grubo ponad 300 godzin kina (lub telewizji, a sporo tu seriali, których jestem fanem). Godnych polecenia jest moim zdaniem może połowa, takiego z ręką na sercu może jedna czwarta. Ale piszę o wszystkich (przynajmniej się staram), choćby dla samego siebie. Pełną listę znajdziecie na końcu notki.
Co zwróciło moją uwagę w roku 2019?
Gwiezdne Wojny: Skywalker. Odrodzenie, czyli to już nie to samo
Ostatnia notka filmowa w tym roku, jeszcze dziś podsumowanie. Będzie sentymentalnie. Coś się kończy. Choć dla mnie dawno się skończyło, bo liczą się tak naprawdę jedynie Gwiezdne Wojny 4-6, cała reszta to dodatki, mniej lub bardziej udane. I w sumie w tamtych, klasycznych też pewnie ktoś by doszukał się nielogiczności, błędów, śmiesznych scen, jednak do cholery to było coś nowego, a opowiadana historia wdarła się do wyobraźni wielu pokoleń.
Te nowe, chyba już nie budzą tak wielkich emocji, bo też i konkurencja na historie, superbohaterów, efekty, jest nieporównywalna. Podobnie jak w Batmanie, czy w kilku innych przypadkach trzeba by odwagi by coś zmienić. Dopóki Star Wars jest w rękach Disneya to raczej nierealne. Mamy więc powtarzane w kółko te same schematy: straceńcze ataki na flotę Imperium, walki na miecze świetlne, uwięzienie i ucieczkę oraz co najbardziej zabawne kolejne finały w stylu: ja sem twoj tatinek.
Nie mogłem jednak tego przegapić, nie tylko ze względu na córkę, ale i sam byłem ciekaw podomykania różnych wątków.
piątek, 27 grudnia 2019
Teatralnie i muzycznie, czyli co na dawało frajdę oczom i uszom
Już trzeci rok w podsumowaniach tego co na blogu, łączę muzykę i teatr. Przede wszystkim dlatego, że teatru robi się coraz więcej, a o muzyce piszę rzadziej i nie ma co robić jakichś specjalnych notek dla tej niewielkiej ilości wpisów. Mam nadzieję, że takie połączenie nikogo nie oburza. Te zmiany na korzyść teatrów widać w statystykach: w roku 2017 pisałem o 12 koncertach, 15 płytach i 39 spektaklach, w roku 2018 było podobnie, ale w tym roku spektakli było już 49, a koncertów jedynie 6. To znaczy tych opisanych. Ale o tym za chwilę. Wszystkie listy z całego roku znajdziecie na końcu notki, a poniżej kilka zdań o tym co wydaje mi się najciekawsze z roku 2019.
Zacznijmy od muzyki...
Zacznijmy od muzyki...
czwartek, 26 grudnia 2019
Cokolwiek wybierzesz - Jakub Szamałek, czyli oby się klikało
Już na początku roku 2019 WAB reklamowało ten thriller hasłem: nic lepszego w tym roku nie przeczytasz. Jak zwykle jest w tym dużo przesady, ale widać, że Szamałek znalazł pomysł, którym się jakoś wstrzelił w potrzeby i zainteresowania. Trochę to zaskakujące, bo jak dla wszystkich korposzczurów i mieszkańców wielkich miast, zbyt często sięga po oczywistości, prezentując je jako prawdy objawione, o których poza nimi nikt nie wie, a znowu dla tych, którzy mieszkają w niewielkich miasteczkach czy na wsi, życie bohaterów ze wszystkimi ich ambicjami (ach sukces! Warszawa, bo poza nią nie ma życia), może wydawać się dziwaczne. Cykl "Ukryta sieć" jednak widać chwycił i ja również przyłączam się do tych, którzy po lekturze pierwszego tomu, mają ochotę na więcej. Mimo wad, mimo pewnej sztuczności jaką wyczuwałem w niektórych fragmentach, podobała mi się intryga, tempo, i w sumie również finał, na tyle otwarty, by nie sprawiać wrażenie happy endu.
wtorek, 24 grudnia 2019
Spotkanie, czyli życzenia
Dziś notka wyjątkowa. Nigdy przecież nie piszę na blogu o czymś czego nie czytałem. A tu jak byk nowość książkowa, która dopiero przede mną. Ba, sam ją sobie kupiłem pod choinkę zaledwie wczoraj. Wybaczcie, ale zainspirowała mnie do wpisu trochę bardziej osobistego i podzielenia się z Wami życzeniami. Mam nadzieję, że przebrniecie przez moje przydługie dywagacje, ale jak ktoś chce przejść od razu do życzeń, niech zjedzie na sam dół.
Bóg. Cisza. Prostota.
Bóg. Cisza. Prostota.
poniedziałek, 23 grudnia 2019
Na krawędzi otchłani - Bernard Minier, czyli zanim kupisz kolejny elektroniczny gadżet...
Zwykle w okolicach Wigilii wylogowuję się na trochę i nie piszę notek, a tu przecież pora powoli ogarniać podsumowania. A ja nawet z książkami się nie wyrobię. Z teatrami jedynie zdążyłem, choć M. jeszcze podrzuciła jeden tekst. Sporo tego. Dużo jednak przejdzie na rok przyszły. Po Świętach Bożego Narodzenia spodziewajcie się jedynie dwóch książek, które myślę, że warto by się znalazły w podsumowaniach, może jak zdążę dorzucę jeszcze Star Wars, no i potem 3 notki podsumowujące rok. Jutro notka wyjątkowa (zapraszam), a dziś jedna z zaległości. Książka przeczytana kilka tygodni temu, a raczej połknięta błyskawicznie. Moje pierwsze spotkanie z tym autorem, ale chętnie sprawdzę inne jego rzeczy. Ten tytuł mam wrażenie, że jest jednak dość wyjątkowy, to znaczy wychodzi poza ramy jego serii i nie jest nawet banalnym kryminałem, czy thrillerem.
Snując jakąś intrygę Minier bierze jednocześnie pod lupę rozwój nowych technologii i ich wpływ na ludzi, na to jak powoli oddajemy pod ich kontrolę różne dziedziny życia. Nie, nie, nie chodzi o tak banalne zagrożenie jak dawanie zgody na dostęp do swoich danych, ani o słynne zagrożenie blackoutem, czyli odcięciem od prądu i wyzerowaniem danych. Chodzi o zagrożenie równie realne, a kto wie czy nawet nie groźniejsze.
Snując jakąś intrygę Minier bierze jednocześnie pod lupę rozwój nowych technologii i ich wpływ na ludzi, na to jak powoli oddajemy pod ich kontrolę różne dziedziny życia. Nie, nie, nie chodzi o tak banalne zagrożenie jak dawanie zgody na dostęp do swoich danych, ani o słynne zagrożenie blackoutem, czyli odcięciem od prądu i wyzerowaniem danych. Chodzi o zagrożenie równie realne, a kto wie czy nawet nie groźniejsze.
niedziela, 22 grudnia 2019
Karimski Club - Kolory Świąt, czyli obudzić w sobie dziecko
Już prawie świątecznie, choć niby jeszcze jutro do pracy, ale w serduchu już myślami przy Bożym Narodzeniu, kolędach, prezentach i czasie z bliskimi. Oby jak najwięcej radości i jak najmniej żółci w te dni w nas samych...
Jedna z ostatnich notek przed Świętami dość wyjątkowa, bo dużo nie będę pisał. Każdy pewnie z Was ma jakieś swoje ulubione wersje kolęd, przy których nuci, śpiewa, lubi ich słuchać. A co roku na rynku pojawiają się kolejne. I jakoś spodobała mi się propozycja kolektywu Karimski Club, trochę międzynarodowa, ale bardzo klimatyczna i dziecięca.
Jedna z ostatnich notek przed Świętami dość wyjątkowa, bo dużo nie będę pisał. Każdy pewnie z Was ma jakieś swoje ulubione wersje kolęd, przy których nuci, śpiewa, lubi ich słuchać. A co roku na rynku pojawiają się kolejne. I jakoś spodobała mi się propozycja kolektywu Karimski Club, trochę międzynarodowa, ale bardzo klimatyczna i dziecięca.
sobota, 21 grudnia 2019
Raz, dwa, trzy... giniesz Ty!, czyli witajcie na planie filmowym
Przypomniał mi się jeszcze jeden spektakl o którym nie pisałem, więc przed podsumowaniami roku 2019 pora nadrobić tą zaległość. Mam jednak pewien problem z tym przedstawieniem. Widziałem je tuż po premierze, a wiadomo, że czasem zespół potrzebuje trochę czasu, by różne rzeczy dopracować. Druga rzecz: mam niestety wrażenie, że tym razem pewne rzeczy wymagają poprawki nawet przy samym scenariuszu. Niestety nie będzie to pewnie łatwe, bo bilety sprzedają się jak ciepłe bułeczki, fani Alka Rogozińskiego walą drzwiami i oknami, rozpływają się w zachwytach, autor też jest zadowolony, jak więc teraz przekonać kogoś do tego, że jednak nie jest idealnie? A moim zdaniem nie jest.
Ale może będzie? M. była parę tygodni po mnie (recenzja poniżej) i już z inną obsadą...
Ale może będzie? M. była parę tygodni po mnie (recenzja poniżej) i już z inną obsadą...
czwartek, 19 grudnia 2019
Tajemnica Henriego Picka, czyli we Francji jest więcej pisarzy niż czytelników
Gdy czasem oglądam programy literackie, słucham krytyków i ich wzniosłych teorii, to mam wrażenie, że żyją oni w jakimś innym świecie, bardziej teorii i definicji, niż emocji. Trudno jednak odmówić im pasji, prawda? W końcu czytanie tego co ci podsuną wydawcy, a niekoniecznie tego na co masz ochotę w danej chwili, wcale nie jest proste (oj wiem coś o tym). Czy dużo zatem trzeba szczęścia, by przebić się wśród masy innych tytułów ze swoim debiutem? Szczególnie w kraju, gdy jak żartują bohaterowie "Tajemnicy Henriego Picka", więcej ludzi chce pisać i to robi, niż tych którzy chcą czytać i to robią...
Trudno zdefiniować "Tajemnicę...", choć najbliżej jej do komedii. Ma w sobie i zagadkę kryminalną, elementy śledztwa, trochę humoru, ale przede wszystkim olbrzymią dawkę ciepła. Nawet gdy bohater jest trochę "cięty" na kogoś, nigdy nie traci ogłady, a i ci którzy mają mu za złe jego poszukiwania, też raczej nie uciekają się do rękoczynów. Wszyscy (albo prawie wszyscy) rozprawiają o książkach z pasją, z miłością, z ogromnymi emocjami, nawet jeżeli różnią się w swoich upodobaniach i to jest właśnie to za co pokochałem ten film. To zabawa zarówno filmowa, jak i literacka, bo przecież śledztwo może być doprowadzone do końca jedynie na podstawie tropów zawartych w książce.
środa, 18 grudnia 2019
Eight Hands Quartet, czyli co za pozytywne zaskoczenie
Wychodząc z założenia, że jak jest piątek 13-go grudnia, to może się coś nie udać, brniemy wraz z mężem przez zatłoczoną, stojącą w korkach Warszawę na koncert czwórki młodych pianistów. Mąż nie przepada za instrumentami klawiszowymi, a ja się nie znam na muzyce, ale lubimy wchodzić w nowe, dotąd niezbadane przez nas „smaczki” kultury. A na koncercie fortepianowym jeszcze nie byliśmy. Docieramy do Teatru Druga Strefa, siadamy w pierwszym rzędzie…
wtorek, 17 grudnia 2019
Zabójcze święta, czyli panie czy panowie?
Wydawnictwo Skarpa Warszawska od kilku lat zbiera wokół siebie autorów kryminałów i promuje nie tylko ich autorskie powieści, ale raz na jakiś czas obdarza nas zbiorem opowiadań. Dzięki temu, nie ukrywam że często odkrywam kogoś interesującego, by potem szukać więcej jego rzeczy. Nie da się nadążyć za wszystkim co jest wydawane, co i rusz więc dopisuję jakieś nazwiska do listy do sprawdzenia. Ale tym, których polubiłem - jestem wierny (np. Jacek Ostrowski).
Tym razem tematem przewodnim są Święta Bożego Narodzenia, Wigilia i czas, który kojarzy nam się raczej rodzinnie, słodko, pozytywnie. A tu proszę. Ci którzy mają dość takiej słodkiej atmosfery, lubują się w kryminałach, zbrodniach, makabrze, mogą znaleźć dla siebie coś miłego... Choinka, herbatka, kocyk, te sprawy i dobra lektura. A że to opowiadanka, to łyka się błyskawicznie.
Tym razem tematem przewodnim są Święta Bożego Narodzenia, Wigilia i czas, który kojarzy nam się raczej rodzinnie, słodko, pozytywnie. A tu proszę. Ci którzy mają dość takiej słodkiej atmosfery, lubują się w kryminałach, zbrodniach, makabrze, mogą znaleźć dla siebie coś miłego... Choinka, herbatka, kocyk, te sprawy i dobra lektura. A że to opowiadanka, to łyka się błyskawicznie.
Jakoś leci - Kofta, czyli... Piotr Machalica wspomina Artystę
Scena na dole im. Wojciecha Młynarskiego w Teatrze ATENEUM tym razem ugościła widzów koncertem Piotra Machalicy „Jakoś leci – Kofta”. Lubię twórczość Jonasza Kofty (choć do tej pory wielbicielką nie byłam), natomiast jestem miłośniczką poezji śpiewanej w wykonaniu Piotra Machalicy. Bo Piotr Machalica zawsze, ale to zawsze, doskonale oddaje emocje w swoich interpretacjach. A przecież znał osobiście Jonasza Koftę i wiedział jakie struny pociągnąć, aby powstał prawdziwy portret Poety opisany jego własną twórczością. A jaki był Kofta? Inny. Był wzruszeniem i zabawą, melancholią i szyderstwem w jednym ciele o nienachalnej urodzie (jakby powiedziała Maria Czubaszek). Był kpiarzem, który nie ranił kpiną, bystrym obserwatorem, który „nie ciął po oczach”. W jego tekstach są zwroty mądre, wzruszające, zabawne, melancholijne, prześmiewcze i wzniosłe. Ale dopiero w interpretacjach Piotra Machalicy, zarówno w deklamacjach, melorecytacjach czy śpiewie - to wszystko nabiera barw, pięknego sznytu i mocno zapada w duszę.
poniedziałek, 16 grudnia 2019
Animowane i nie dla dzieci cz.1, czyli Ruben Brandt Kolekcjoner i Wieża
Wciąż szkiców notek więcej niż czasu na ich pisanie, ale wszystko wskazuje na to, że kolejny rok uda się skończyć listą notek równą liczbie dni. Potem tylko trochę czasu na porządki podsumowania. Teatralne praktycznie mogę już robić. Książkowe wciąż ma jakieś zaległości, ale będę starał się je nadrobić. Ale dziś dla odmiany film.
Nagromadziło mi się trochę takich ciekawostek - niby animacja, ale na pewno nie dla dzieci. Raczej dla smakoszy, którzy docenią kreskę, klimat, treść. No dobrze, oglądać mogą i starsi i młodsi, ale chyba ci pierwsi bardziej to docenią. Choćby jak w przypadku pierwszego z filmów. Większość kadrów to jakieś nawiązania do obrazów, postaci charakterystycznych dla pewnych malarzy, a do tego kryminalna akcja. Tylko, że bez zwracania uwagi na detale, na wszystkie sceny nawet z drugiego planu, ta historia może wydawać się zbyt prosta.
Oto słynny psychoterapeuta Ruben Brandt, cierpiący z powodu nocnych koszmarów - śni mu się, że przeżywa jakieś przygody na swoich ulubionych obrazach, ale zwykle nie są one wcale przyjemne. Jak zmierzyć się z traumą?
niedziela, 15 grudnia 2019
Blisko, czyli co ja zrobiłem, co oni zrobili
MaGa: Miło znowu znaleźć się w MŁYNIE i znów się przekonać, że było warto.
R.: Dotąd kojarzyliśmy go raczej z przedstawieniami, w których była jakaś szczypta humoru, czasem sporo piosenek, chyba jedynie "Córka", była takim akcentem zupełnie na poważnie. Teraz Młyn ma w takim razie w repertuarze dwa mocne, dramatyczne punkty. Próba zmierzenia się z powieścią jednego z noblistów, w mojej ocenie bardzo udana. Oczywiście nie jest to wierna adaptacja, ale może dzięki temu jeszcze bliżej nam do tego tekstu i dylematy bohaterów są jeszcze bardziej poruszające.
MaGa: Nie czytałam książki „Hańba” J. M. Coetzee’a, nie jestem więc w stanie dokonywać porównań. Jednak sam spektakl – powiem szczerze – wcisnął mnie w fotel. Zarówno temat jak i gra aktorska. A mówię tu o szacunku do innego człowieka, nawet wtedy, gdy jego los jest w naszych rękach, gdy pomagamy, gdy jawimy się jako samarytanie. I o tym, że nie wolno deptać niczyjej godności.
R.: Dotąd kojarzyliśmy go raczej z przedstawieniami, w których była jakaś szczypta humoru, czasem sporo piosenek, chyba jedynie "Córka", była takim akcentem zupełnie na poważnie. Teraz Młyn ma w takim razie w repertuarze dwa mocne, dramatyczne punkty. Próba zmierzenia się z powieścią jednego z noblistów, w mojej ocenie bardzo udana. Oczywiście nie jest to wierna adaptacja, ale może dzięki temu jeszcze bliżej nam do tego tekstu i dylematy bohaterów są jeszcze bardziej poruszające.
MaGa: Nie czytałam książki „Hańba” J. M. Coetzee’a, nie jestem więc w stanie dokonywać porównań. Jednak sam spektakl – powiem szczerze – wcisnął mnie w fotel. Zarówno temat jak i gra aktorska. A mówię tu o szacunku do innego człowieka, nawet wtedy, gdy jego los jest w naszych rękach, gdy pomagamy, gdy jawimy się jako samarytanie. I o tym, że nie wolno deptać niczyjej godności.
Głos - Arnaldur Ingridason, czyli Boże Narodzenie w Reykjaviku
Już od dawna wokół słyszałem ciepłe słowa na temat islandzkich kryminałów Ingridasona (zimnych w odróżnieniu od ciepłych słów) i wreszcie dorwałem się do jednego z nich. Nie wiem czy dobrze trafiłem, ale pewnie będę kontynuował sprawdzanie innych jego powieści.
Tu Islandii jest niewiele, a chłód o tyle, że za oknami zima i zbliżające się Boże Narodzenie. Niby prawie wszystko dzieje się w jednym budynku - hotelu gdzie dokonano morderstwa i gdzie bazę zrobił sobie prowadzący śledztwo komisarz Erlendur, jest jednak w tej powieści coś takiego, że bez wahania myśli się: no gdzieżby indziej niż w krajach północy. Ten chłód jakoś trochę czuje się również ludziach, w więziach między nimi, w tym że tak wiele osób żyje w samotności, nie wtrącając się nawet w sprawy swoich dzieci... W "Głosie" to właśnie wątek dzieciństwa, traum, błędów i wyrzutów sumienia będzie odgrywał istotną rolę.
Tu Islandii jest niewiele, a chłód o tyle, że za oknami zima i zbliżające się Boże Narodzenie. Niby prawie wszystko dzieje się w jednym budynku - hotelu gdzie dokonano morderstwa i gdzie bazę zrobił sobie prowadzący śledztwo komisarz Erlendur, jest jednak w tej powieści coś takiego, że bez wahania myśli się: no gdzieżby indziej niż w krajach północy. Ten chłód jakoś trochę czuje się również ludziach, w więziach między nimi, w tym że tak wiele osób żyje w samotności, nie wtrącając się nawet w sprawy swoich dzieci... W "Głosie" to właśnie wątek dzieciństwa, traum, błędów i wyrzutów sumienia będzie odgrywał istotną rolę.
sobota, 14 grudnia 2019
Nie piję, nie palę, chętnie zrobię z pani mamę, czyli oby dalej mieli dobrych nauczycieli
MaGa: Scena Debiutów (Teatr WARSawy) może dorzucić do swojej puli kolejny udany spektakl, czyli „Nie piję, nie palę, chętnie zrobię z pani mamę”.
R.: Zgoda, widzieliśmy już ich całkiem sporo w tym roku i w sumie chyba tylko raz przeżyliśmy rozczarowanie. Pracy z debiutantami nie trzeba się bać, jak widać liczy się pomysł, praca i pasja, a reszta z czasem może się wypracować. A i widzowie powinni odważniej wybierać się na takie spektakle - może czasem i trema zżera aktorów, ale na pewno nie zobaczy się tu gwiazdorzenia, odwalania fuszerki od niechcenia, każdy daje z siebie maksimum.
MaGa: No właśnie. Debiutanci tak mocno się starają. A tym razem tytuł sugerował, że będzie można się pośmiać… a tu niespodzianka; bo jeśli się śmiejemy, to jest to śmiech przez łzy.
R.: Sporo z tych scenek przypominało mi reportaż, który kiedyś czytałem: „Polak sprzeda zmysły” Konrada Oprzędkai potem sprawdziłem, że faktycznie to jego teksty wykorzystano. To takie przyglądanie się pragnieniom, tęsknotom i żądzom młodych ludzi - ktoś pragnie dziecka, ale nie stałego związku, ktoś inny zarabia na sprzedaży swojej używanej bielizny, jeszcze inny frustruje się tym, że wymarzona stabilizacja jest nierealna w sytuacji gdy wciąż zasuwa na umowy zlecenia, bez etatu i jakiejkolwiek pewności na przyszłość...
piątek, 13 grudnia 2019
Bękarty z Pizzofalcone - Maurizio de Giovanni, czyli policjant też człowiek
Miło jest czasem zrobić wycieczkę w rejony trochę inne niż te odwiedzane po wielokroć. Dlatego gdy wśród kryminałów wypatrzę coś spoza Skandynawii i krajów anglojęzycznych sięgam po to z dużą ciekawością. I niejednokrotnie są to bardzo smakowite kąski. Tyle że nie zawsze muszą to być piękne winnice, czy jakieś urokliwe zakątki, jak się okazuje klimaty bardziej mroczne, miejskie i to z tych "gorszych" dzielnic, w kryminalnych fabułach też się sprawdzają. Po Manzinim mam kolejnego autora z Włoch, którego zamierzam obserwować. Zwłaszcza, że wchodzę w cykl o komisarzu Giuseppe Lojacono od drugiej części - trzeba będzie nadrobić szybko pierwszą.
Tam rozwiązał głośną sprawę, ale ponieważ to było jego samotne dochodzenie wcale nie spodobało się to jego kolegom i przełożonym. Gdy ktoś rzucił plotkę o jego współpracy z mafią, znalazł się więc on na czarnej liście i gdy tylko znalazła się okazja do tego by go usunąć z oczu, szybko z tego skorzystano.
Tam rozwiązał głośną sprawę, ale ponieważ to było jego samotne dochodzenie wcale nie spodobało się to jego kolegom i przełożonym. Gdy ktoś rzucił plotkę o jego współpracy z mafią, znalazł się więc on na czarnej liście i gdy tylko znalazła się okazja do tego by go usunąć z oczu, szybko z tego skorzystano.
czwartek, 12 grudnia 2019
Dobrze się kłamie, tyle lat się znamy, a tu coś takiego
Był oryginalny film włoski, ileś wersji filmowych krajowych (w tym niezła polska), można więc było się spodziewać, że prędzej czy później ktoś wpadnie na pomysł by przerobić to na sztukę. W końcu rzecz jest dość kameralna i w sumie opiera się na dialogach, na interakcji między postaciami, dużo więc nawet nie trzeba.
Marcin Hycnar i Bartosz Wierzbięta (tak to ten od Shreka i Pingwinów) zostawili główne wątki, trochę zmienili dialogi i podkręcili tempo. Zapowiada się przebój (na razie grany gościnnie w Studio Buffo, ale pewnie ruszy w Polskę), bo publika bawi się naprawdę nieźle. Choć wnioski jakie można wysnuć z obserwacji bohaterów nie są zbyt wesołe, mimo wszystko bawi nas pogrążanie się przez nich w próbach wyjaśnienia różnych kłamstw i robienie z siebie kretynów. Gdyby nie kłamali, nie musieliby potem wstydzić się coraz bardziej żenujących rzeczy jakie wychodzą na jaw. Tylko czy rzeczywiście to takie proste?
Marcin Hycnar i Bartosz Wierzbięta (tak to ten od Shreka i Pingwinów) zostawili główne wątki, trochę zmienili dialogi i podkręcili tempo. Zapowiada się przebój (na razie grany gościnnie w Studio Buffo, ale pewnie ruszy w Polskę), bo publika bawi się naprawdę nieźle. Choć wnioski jakie można wysnuć z obserwacji bohaterów nie są zbyt wesołe, mimo wszystko bawi nas pogrążanie się przez nich w próbach wyjaśnienia różnych kłamstw i robienie z siebie kretynów. Gdyby nie kłamali, nie musieliby potem wstydzić się coraz bardziej żenujących rzeczy jakie wychodzą na jaw. Tylko czy rzeczywiście to takie proste?
środa, 11 grudnia 2019
Na noże, czyli podjąłem decyzję
Zanim kolejne notki teatralne (do podsumowań coraz mniej czasu), jeszcze jedna świeżynka kinowa. Dla samej obsady warto się wybrać, bo jest bardzo smakowita, ale jeszcze lepsze jest to, że mamy do czynienia z kryminałem gdzie udało się utrzymać zainteresowanie widza do samego końca. A to przecież rzadkość. Gdy już, już masz motyw i sprawcę, nagle wolta i zmiana punktu widzenia. Dawno nie było czegoś co w tym gatunku by dawało tyle frajdy.
wtorek, 10 grudnia 2019
Serialowo i kryminalnie, czyli Zasada przyjemności i Nieświadomi
Niby jestem w rzeczach, które już znam, czyli z lubością przy Lutherze (skończyłem po raz kolejny 3 sezony), przy Dorwać Małego (drugi sezon), Pod powierzchnią (drugi), Chyłka (drugi), Mr. Mercedes (trzeci) ale wypatruję też nowych rzeczy i oglądam je nie raz z przyjemnością. O Żmijowisku innym razem, a dziś dwa inne seriale ze zbrodnią w tle.
I jak kiedyś, gdy pisałem o Belfrze i Pustkowiu, znowu mamy do czynienia z pojedynkiem Canal+ i HBO. Zgadujcie kto wygrał.
Zasada przyjemności ma u mnie plus za próbę zrobienia czegoś międzynarodowego - Ukraina, Czechy, Polska, są tu nie tylko miejscem prowadzenia śledztwa, ale i mają swoich reprezentantów w dochodzeniu. Bez tej współpracy nie doszliby do niczego.
I jak kiedyś, gdy pisałem o Belfrze i Pustkowiu, znowu mamy do czynienia z pojedynkiem Canal+ i HBO. Zgadujcie kto wygrał.
Zasada przyjemności ma u mnie plus za próbę zrobienia czegoś międzynarodowego - Ukraina, Czechy, Polska, są tu nie tylko miejscem prowadzenia śledztwa, ale i mają swoich reprezentantów w dochodzeniu. Bez tej współpracy nie doszliby do niczego.
poniedziałek, 9 grudnia 2019
Chrobot - Tomasz Michniewicz, czyli szanse, możliwości, codzienność
Z tegorocznej kampanii Czytaj.pl wybrałem dla siebie nie wersje e-, tylko audio, wracam powoli do słuchawek (zima idzie). A ponieważ kilka tytułów znałem wcześniej wybrałem coś dla siebie nowego, czyli "Chrobot" Tomasza Michniewicza. Przyzwyczaił czytelników do pisania o podróżach, a tu coś nie do końca reportażowego. Wydawca nazwał to siedmioma podróżami w czasie. Życie najzwyklejszych ludzi świata to historie, które mają w sobie oczywiście prawdę jak rasowy reportaż, lecz w tym ujęciu, gdy historia obejmuje kilkadziesiąt lat życia każdego z bohaterów, zamienia się to jednak nieuchronnie w fikcję, którą autor ubarwia, rozwija i tworzy na bieżąco. Po co?
Gdyby to było pokazanie jedynie losów dzieci, wychowujących się w różnych punktach świata: w USA, Kolumbii, Ugandzie, Indiach, Finlandii, Zimbabwe, Japonii, samo w sobie dałoby nam poruszający tekst o tym jak odmienne są warunki i szanse jakie dostają one od losu. Michniewicz idzie jednak dalej i próbuje przy tej okazji pokazać problemy z jakimi się oni zmagają również w okresie dorastania i w życiu dorosłym. Tym samym wszystko się trochę rozmywa.
Gdyby to było pokazanie jedynie losów dzieci, wychowujących się w różnych punktach świata: w USA, Kolumbii, Ugandzie, Indiach, Finlandii, Zimbabwe, Japonii, samo w sobie dałoby nam poruszający tekst o tym jak odmienne są warunki i szanse jakie dostają one od losu. Michniewicz idzie jednak dalej i próbuje przy tej okazji pokazać problemy z jakimi się oni zmagają również w okresie dorastania i w życiu dorosłym. Tym samym wszystko się trochę rozmywa.
Jaronizmy, czyli nietypowo, ale za to z konkursem
Notka trochę nietypowa, bo niby o komiksach już pisywałem, ale Paweł Jaroński wyłamuje się z jakichkolwiek definicji. To takie prace, które można traktować raczej jako plakat, kartkę, choć przecież za każdym razem opowiadają jakąś historię :) I to o tę historie tu chodzi. Jego zabawy językowo-graficzne są tak przewrotne, dowcipne, zaskakujące, inteligentne, że odkąd miałem kontakt z pierwszymi pracami (słynne już "Jestem podły" czy "To nie miłość"), gdzie tylko mogę reklamuje jego rysunki. Zdarzają się mu również kilku obrazkowe komiksy, ale to te pojedyncze plansze najbardziej mnie rajcują.
Z Targów w Krakowie przywieźliśmy pierwszy album do kolekcji i to z wyjątkową, bo niepowtarzalną rysunkową dedykacją - któż by inny spełnił tak groteskową prośbę córki, że nie chce swojej podobizny tylko pierniczka na kocie.
Lekcja polszczyzny i inteligentnej zabawy słowem, wyobraźni i czasem czarnego humoru. Pewnie z kolejnych targów wrócimy z kolejnym zakupem.
Poniżej znajdziecie przykłady jego prac - te gorszej jakości to z mojego albumu focone wczoraj w nocy komórką, gdy wpadłem na pomysł tej notki - wybaczcie, ale za to na końcu znajdziecie mały konkurs.
Z Targów w Krakowie przywieźliśmy pierwszy album do kolekcji i to z wyjątkową, bo niepowtarzalną rysunkową dedykacją - któż by inny spełnił tak groteskową prośbę córki, że nie chce swojej podobizny tylko pierniczka na kocie.
Lekcja polszczyzny i inteligentnej zabawy słowem, wyobraźni i czasem czarnego humoru. Pewnie z kolejnych targów wrócimy z kolejnym zakupem.
Poniżej znajdziecie przykłady jego prac - te gorszej jakości to z mojego albumu focone wczoraj w nocy komórką, gdy wpadłem na pomysł tej notki - wybaczcie, ale za to na końcu znajdziecie mały konkurs.
niedziela, 8 grudnia 2019
Taksówka, czyli czy w Wigilię można być samotnym?
Gdy udostępnia się na swoim blogu miejsce innym potem wychodzą różne kwiatki. Okazuje się że M. pisała już o tym spektaklu, więc jej tekst przeklejam tu. Tam pewnie pojawi się jakiś wpis filmowy - poinformuję o tym na pewno!
I jeżeli jesteście ciekawi co na temat Truciciela z Teatru Och sądzi M. to znowu musicie zajrzeć do mojego wpisu.
Chyba już wygaszam swoją aktywność teatralną do końca roku, niedługo będę robił jakieś podsumowania, ale zanim to nastąpi to jeszcze kilka rzeczy do opisania.
Na początek Teatr Soho i kultowy już spektakl "Taksówka". Pasujący klimatem do zbliżających się świąt, bo jego akcja dzieje się w Wigilię. Prosty pomysł dzięki świetnemu tempu, grze aktorów oraz dowcipowi w scenariuszu, dają fantastyczny efekt. Oto taksówkarz, który wyrusza w kolejną nocną trasę, nie wiedząc kogo spotka, z czym przyjdzie mu się zmierzyć. Oczekiwania na klientów umila mu słuchanie radia - niestety jakiś ciul urwał mu antenę i teraz łapie jedynie jedną stację, w której didżej strasznie smęci. Zdaje się, że ma doła z powodu dyżuru który przypadł mu w udziale. A może i tak nie miałby za bardzo z kim spędzić tego wieczoru? Puszcza muzę i opowiada o najbardziej żenujących życzeniach świątecznych, coraz bardziej markotny i samotny...
czwartek, 5 grudnia 2019
Niewidzialni. Białe morze - Roy Jacobsen, czyli serce wciąż bije
Skoro było przez kilka dni o kobietach nieprzeciętnych, to dorzucam do kompletu jeszcze jedną. Tym razem jedynie bohaterkę literacką, ale czy to jej coś umniejsza? "Białe morze" jest kontynuacją "Niewidzialnych", ale o ile tam obserwowaliśmy losy całej rodziny, to tu w centrum pozostała tylko ona. Ingrid została sama na wyspie Barrøy. Tu się wychowała i dobrze jej z tym rytmem życia, z surowymi, ale znanymi warunkami, z tym że jest niezależna od nikogo. Samotność jej nie doskwiera, choć gdy nagle odkryje, że nie jest na wyspie sama, poza przerażeniem odczuje też odrobinę radości. Ma w sobie ogromną potrzebę opiekowania się innymi, nawet kosztem zapominania o sobie. I nie chce nic w zamian. Może poza tym, żeby od czasu do czasu móc się do kogoś przytulić. Gdy za oknem zimno to najlepszy sposób na to by odczuć w sercu spokój i szczęście.
Burza w Narodowym, czyli... ech, szkoda
Spektakl w Teatrze Narodowym, którego nie umiem opisać. Zwabiona tytułem i autorem… poszłam, zobaczyłam i oniemiałam. Jednak nie z zachwytu. Nie umiem powiedzieć co mnie w tym spektaklu zniechęca, bo przecież nie gra aktorska, ta była wyborna – na scenie śmietanka, elita wykonawców, każda kwestia przez nich wypowiedziana trafia do widza, nienaganna dykcja, kreacje aktorskie na najwyższym poziomie. Jerzy Radziwiłowicz jako Prospero, Mariusz Benoit jako Ariel/Kaliban, Jan Frycz jako Antonio i Mariusz Bonaszewski jako Trinkulo to przecież aktorzy nietuzinkowi, oni stoją na scenie i mówią swoje kwestie po mistrzowsku, a my w zasłuchaniu, skupieniu je chłoniemy, analizujemy, wchodzimy w świat ich kreacji.
środa, 4 grudnia 2019
Hedda Gabler, czyli... klasyka w mistrzowskim wykonaniu
Dwa lata temu oglądałam to przedstawienie w ramach transmisji National Theatre Live z Londynu, gdzie rolę główną kreowała Ruth Wilson i sądziłam, że jej kreacja będzie nie do pobicia. Zaczynam jednak się wahać…
Od zawsze lubiłam Ibsena, lubię jego bohaterów niejednoznacznych w postawach i działaniach, wyrywających się ze schematów myślowych, narzuconych norm społecznych, często postaci irracjonalnych. Ibsen według mnie jest ponadczasowy. „Hedda Gabler”, ta sztuka może się dziać tu i teraz, a także w przeszłości i przyszłości, może dziać się w każdym zakątku świata albo nigdzie. Mam słabość do Ibsena i jego postrzegania świata. Dlatego wybrałam się na „Heddę Gabler” w Teatrze Narodowym w reżyserii Kuby Kowalskiego dla porównania ze spektaklem z Londynu i to był strzał w dziesiątkę.
Od zawsze lubiłam Ibsena, lubię jego bohaterów niejednoznacznych w postawach i działaniach, wyrywających się ze schematów myślowych, narzuconych norm społecznych, często postaci irracjonalnych. Ibsen według mnie jest ponadczasowy. „Hedda Gabler”, ta sztuka może się dziać tu i teraz, a także w przeszłości i przyszłości, może dziać się w każdym zakątku świata albo nigdzie. Mam słabość do Ibsena i jego postrzegania świata. Dlatego wybrałam się na „Heddę Gabler” w Teatrze Narodowym w reżyserii Kuby Kowalskiego dla porównania ze spektaklem z Londynu i to był strzał w dziesiątkę.
wtorek, 3 grudnia 2019
Boznańska. Non finito - Angelika Kuźniak, czyli kobiety nietypowe cz. 2
Kolejna kobieta nieprzeciętna. Ekscentryczna. A może po prostu trudna do uchwycenia i zrozumienia?
Angelika Kuźniak nie pisze biografii typowych, bywa mniej lub bardziej poetycko, szuka jakiegoś pomysłu na swoją bohaterkę, czasem to wyjdzie, a czasem nie. Tym razem moim zdaniem wyszło co najwyżej średnio. Czy dowiemy się czegoś nowego o Oldze Boznańskiej? Nie. Czy autorka zainteresuje nas jakimiś ciekawymi pytaniami? Tak. Czy uzyskamy na nie odpowiedzi? Nie. I tak można by jeszcze ciągnąć.
Sięgając po różne dokumenty, wspomnienia, porządkując źródła, nadaje całości kształt, który intryguje na równi z samą bohaterką. Mimo potwierdzonych faktów, dociekliwości autorki, która stara się w wielu miejscach cytować konkretne osoby obok ich opinii lub opisów wydarzeń, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że sama bohaterka trochę wymyka się próbom uporządkowania, opisania, z wszystkimi odpowiedziami na nasze pytania.
poniedziałek, 2 grudnia 2019
Kobiety nieprzeciętne cz.1, czyli Nico 1988, Runaways i Westwood
Spektakl na podstawie książki Rogozińskiego musi jeszcze chwilę poczekać na swoją notkę, a ja z masy różnych szkiców wyborem dziś coś filmowego. A jutro ciąg dalszy kobiet nieprzeciętnych.
Na początek "Westwood: punkówa, ikona, aktywistka”. Ta kobieta na pewno wymyka się schematom. Znana najbardziej ze swoich projektów ubrań, kojarzona ze światem mody, od początku chciała być sobą, łamać stereotypy. Punk na salonach? Możemy się śmiać z niektórych jej pomysłów, ale trudno nie bić jej brawa za odwagę, za pewną bezczelność. Ma w sobie pasję i choć dziś jej ubrania są raczej marką na masową skalę (a chciała przecież tego uniknąć), to mimo wieku wciąż potrafi głośno wyrażać swoje zdanie i czasem wyrzucić cały projekt do kosza. Pieniądze to nie wszystko. Ona zaznała i klepania biedy i kapitalistycznego zachłyśnięcia sukcesem. A dziś zmaga się z prawami rynku, który czasem stawia ją przed wyborami, których nie akceptuje.
Na początek "Westwood: punkówa, ikona, aktywistka”. Ta kobieta na pewno wymyka się schematom. Znana najbardziej ze swoich projektów ubrań, kojarzona ze światem mody, od początku chciała być sobą, łamać stereotypy. Punk na salonach? Możemy się śmiać z niektórych jej pomysłów, ale trudno nie bić jej brawa za odwagę, za pewną bezczelność. Ma w sobie pasję i choć dziś jej ubrania są raczej marką na masową skalę (a chciała przecież tego uniknąć), to mimo wieku wciąż potrafi głośno wyrażać swoje zdanie i czasem wyrzucić cały projekt do kosza. Pieniądze to nie wszystko. Ona zaznała i klepania biedy i kapitalistycznego zachłyśnięcia sukcesem. A dziś zmaga się z prawami rynku, który czasem stawia ją przed wyborami, których nie akceptuje.
niedziela, 1 grudnia 2019
Woman Power, czyli czy kobiecie jest trudniej w stand-up comedy?
Dla M. to już trzeci wieczór komediowy w Teatrze WARSawy w ramach Sceny Debiutów, dla mnie drugi. I pewnie z przyjemnością wybierzemy się na kolejne. Tym razem oddaję jej głos, sam jedynie uzupełniam tam gdzie pamiętam nazwiska. No i na wstępie dwa zdania ode mnie. Wiadomo, że poziom jest różny, zwłaszcza gdy część już na własną rękę ma za sobą jakieś próby występowania, a inni są zupełnie świeży i spięci. Pod okiem profesjonalistów mieli okazję popracować nad swoim materiałem, tu jednak dużo zależy od luzu jaki w sobie się ma, podążania za energią publiczności, umiejętności dialogowania. Tym razem same kobiety, co skłoniło nas potem do rozmowy na temat tego kiedy wulgaryzmy brzmią dziwnie, a kiedy naturalnie w ustach kobiet i czy łatwiej im, czy jednak trudniej w występach stand up. Pomysłów i tematów jak pokazały im nie brakuje.
***
Stand-up jaki jest – większość wie. Własne przeżycia, przemyślenia, zmyślenia, doświadczenia ubiera się w śmieszne, urojone lub koszmarne szaty, doprawia szczyptą kłamstwa, złudnej odwagi, rzuconego tu i tam wulgaryzmu, a potem wychodzi się na scenę i tą mieszaniną usiłuje rozbawić widownię. A różnych ludzi bawią różne rzeczy, więc trudno rozbawić wszystkich i trafić ze swoim tekstem do każdego.