Strony

niedziela, 29 grudnia 2019

Niewidzialna ręka - Maciej Wasielewski, czyli 10 milionów dobrych uczynków

Niewidzialna ręka
Ostatnia notka książkowa w tym roku. Nie ukrywam, że dla mnie wyjątkowa. Zbierałem się do jej pisania od kilku miesięcy, bo trudno mi było oddać słowami wszystkie emocje jakie we mnie wywołała. Płakałem, wzruszałem się, cieszyłem, kończyłem raczej z gorzkimi refleksjami choć i z nadzieją. To rzecz bardzo osobista, może nie idealna literacko. Za dużo w niej samego autora, jego przemyśleń, ale może właśnie w sytuacji gdy znajdzie się czytelnik (jak ja), który czuje i myśli podobnie, tekst może poruszyć jak niewiele innych. Mamy więc sytuację, że tytuł, który u kogoś widziałem już na liście pięciu najgorszych książek przeczytanych w roku 2019, u mnie ląduje na liście najlepszych. Nic chodzi bowiem jedynie o przypomnienie cudownego projektu z przeszłości, o którym dziś już zapomniano (to taka Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, wielki poryw młodych serc i masa dobra), ale zadanie pytanie o to czy dziś bylibyśmy w stanie zrobić coś podobnego. Nie tylko dzieci, ale i dorośli. Nie idąc na łatwiznę, bo dać do puszki albo puścić sms to nie jest problem, ale robiąc coś fizycznie dla innych i nie oczekując za to podziękowań, w sekrecie... 

Wasielewski snując opowieść o Macieju Zimińskim, który stał za wieloma projektami telewizyjnymi, w tym za Niewidzialną Ręką, pokazuje całą gorycz ocen, plotek i podejrzeń z nim związanych po roku 1989 - skoro pracował za czasów PRL, to znaczy, że nie ma dla niego miejsca w nowych czasach, bo przyjdą mniej "skażeni". Czym "skażeni" i czy rzeczywiście lepsi, o sercach tak wypełnionych pasją? Pokazując nam Zimińskiego, któremu tak trudno odnaleźć się w nowych czasach, pyta też o to co z nami się stało, że jesteśmy tak pełni podejrzliwości, zobojętniali, tak mało w nas entuzjazmu. Ten ostatni zgodnie z zasadami nowoczesności ma się przekładać jedynie na pracę i dążenie do sukcesu, majątku i wygody (ale tylko osobistej), nie ma w nim zbyt wiele miejsca na innych, no bo przecież niech każdy dba o siebie, a "czemu mam pomagać nierobom?". Te wszystkie oceny jakie są w naszych głowach (500 plus, roszczeniowi rodacy, którym nie chce się robić, głosujący na PiS i nie rozumiejący nowoczesności), dzielą równie mocno i budują mury między Polakami. Rosnąca przepaść między tymi co mają i tymi, którym brakuje, którzy potrzebują wsparcia, jak choćby osoby z jakimiś ograniczeniami funkcjonowania, starsi, w kryzysie, niestety rośnie. 
Ktoś mógłby rzec: nic nowego, Wasielewski przeżywa jakieś trudne chwile, kryzys tożsamości i dlatego tak się użala nad sobą i społeczeństwem, nie ma w tym reportażu obiektywizmu, a jedynie własne odczucia, to jakaś forma poradzenia sobie z własnymi wątpliwościami. Moim zdaniem zadaje jednak ważne pytania, których nie lubimy sobie zadawać. Zagonieni, gubimy gdzieś to co ważne, może nawet wstydząc się wzruszeń i gestów dobra. Jak pociągnąć za sobą innych, namówić ich do bezinteresowności i to bez telewizji, rozgłosu - wszędzie pojawiają się jakieś przeszkody, a to wymagane zgody urzędowe, ochrona danych, argumenty że od tego są instytucje, konieczność poświęcenie czasu prywatnego itp. Może dzieciom łatwiej niż dorosłym? Ale kto w takim razie ma je pociągnąć za sobą, skoro zniszczyliśmy wszystkie autorytety, a na ich miejsce przyszli ci, którzy lubią jedynie błyszczeć lub chcą zarabiać na popularności?
Piękne listy od dzieci, które piszą o wykonanych dobrych uczynkach i pełne wdzięczności słowa tych, którym pomogli, trochę tracą blask w obliczu pytań: co w Was zostało po udziale w Niewidzialnej Ręce - jak Was zmienił ten program i Wasze zaangażowanie. Bo to tak jakby pokolenie tamtych młodych potem straciło ten zapał i w zderzeniu z nowymi wyzwaniami, już swoim dzieciom nie przekazało tej radości z dawania, tej energii. Inne czasy? A może jednak można by podobnie jak wtedy. Choćby na małą skalę. Mówić o tym co dobre, pokazywać, zarażać innych, a samemu nie pchać się na pierwszy plan.
Polecam Wam tą lekturę. Nie tylko po to by poznać lepiej wspaniałego wychowawcę, człowieka, który stworzył takie programy jak "Zwierzyniec", który sprawiał, że moje pokolenie miało bardziej kolorowo i radośnie w niewesołych czasach. Również po to, by okazując szacunek takim ludziom i ich dziełu, szukać również wokół siebie sposobów na to, by nie zmarnował się potencjał dobra. To najlepsze pomniki i sposób na pamięć. Zmieniać świat zaczynając od siebie.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz