Strony

wtorek, 17 grudnia 2019

Jakoś leci - Kofta, czyli... Piotr Machalica wspomina Artystę


Scena na dole im. Wojciecha Młynarskiego w Teatrze ATENEUM tym razem ugościła widzów koncertem Piotra Machalicy „Jakoś leci – Kofta”. Lubię twórczość Jonasza Kofty (choć do tej pory wielbicielką nie byłam), natomiast jestem miłośniczką poezji śpiewanej w wykonaniu Piotra Machalicy. Bo Piotr Machalica zawsze, ale to zawsze, doskonale oddaje emocje w swoich interpretacjach. A przecież znał osobiście Jonasza Koftę i wiedział jakie struny pociągnąć, aby powstał prawdziwy portret Poety opisany jego własną twórczością. A jaki był Kofta? Inny. Był wzruszeniem i zabawą, melancholią i szyderstwem w jednym ciele o nienachalnej urodzie (jakby powiedziała Maria Czubaszek). Był kpiarzem, który nie ranił kpiną, bystrym obserwatorem, który „nie ciął po oczach”. W jego tekstach są zwroty mądre, wzruszające, zabawne, melancholijne, prześmiewcze i wzniosłe. Ale dopiero w interpretacjach Piotra Machalicy, zarówno w deklamacjach, melorecytacjach czy śpiewie - to wszystko nabiera barw, pięknego sznytu i mocno zapada w duszę.


W krótkim koncercie nie zmieści się całej twórczości Jonasza Kofty. Nie było: „Śpiewać każdy może”, która to piosenka nieodmiennie, kiedy tylko ją słyszę, śmieszy mnie do łez, ale za to było: „Popołudnie”, które zawsze mnie wzrusza. Kiedy słyszy się recytację wiersza: „Komu bije dzwon”, ma się ochotę płakać, ale jednocześnie człowiek czuje się kimś wartościowym, potrzebnym i mocnym. Nie było „znienawidzonej” piosenki: „Jak dobrze wstać skoro świt”, która towarzyszyła całej mojej młodości, były natomiast: „Jej portret”, „Wakacje z blondynką”, „Naprawdę jaka jesteś nie wie nikt” i „Jakoś leci” – piosenka tak często śpiewana przez Koftę, że aż w pamięci ogółu została przypisana do jego twórczości, choć w rzeczywistości tekst do niej napisał Jacek Janczarski. Były romanse Wertyńskiego do tłumaczeń Jonasza Kofty, były: refleksyjna „Dopóki wierzysz we mnie miła”, kpiarsko-mądre „Epitafium dla frajera” czy „Song o ciszy”…


„(…) Bo gdy się milczy, milczy, milczy, to apetyt rośnie wilczy

Na poezję co być może drzemie w nas (…) „


który z Machalicą wszyscy nuciliśmy pod nosem.


Jonasz Kofta – poeta piosenki, piewca ideałów, które powinny nami kierować, a tak często zderzały się i teraz też zderzają się z betonem partyjniactwa, karierowiczostwa, zawiści i podłości („Pamiętajcie o ogrodach”).

Jonasz Kofta na dobrą sprawę nigdy nie odszedł. Jest cały czas obecny w tekstach kabaretowych, anegdotach, wspomnieniach, ale przede wszystkim w wierszach i piosenkach, które nucimy przy byle okazji, często nawet nie wiedząc, że napisał je właśnie on.
To był taki miły wieczór, czule melancholijny, mądrze refleksyjny. Na scenie Piotr Machalica z kompozytorem, aranżerem i akompaniatorem Wojciechem Borkowskim stworzyli spektakl sentymentalny, ale nie łzawy, taki delikatnie nienachalny, pobudzający dobre uczucia i emocje. Trochę wspomnień, trochę anegdotek… a ciepły głos aktora spiął to wszystko klamrą.

Ktoś kiedyś powiedział, że poezję skrywamy w sobie. Spoglądając na innych widzów – pomyślałam, że to prawda.

Polecam.

MaGa

1 komentarz:

  1. Młynarski i Osiecka mogą się schować przy Kofcie. Mądrość, troska, liryzm. Szkoda, że tak mało.

    OdpowiedzUsuń