Czeska Szwajcaria, region do którego mamy tak niedaleko, a wciąż chyba niewielu Polaków go odwiedziło, jest miejscem kolejnego kryminału wydanego przez Wydawnictwo Afera. Poprzednie książki wydane w ramach serii czeskie krymi, były naprawdę smakowite, nie mogłem więc ominąć na targach w Warszawie najnowszej pozycji. I teraz przeglądam sobie zdjęcia skalnych miast Parku Narodowego i okolic, próbując sobie wyobrażać wygląd tamtych miejsc, w których poruszają się bohaterowie.
Mogą one się kojarzyć z tajemniczością, mrokiem, a gdy do tego dodamy jeszcze zimę, która zwykle w górach utrzymuje się dłużej, niewielkie mieściny, łatwiej nam będzie wejść w tą atmosferę.
Łatwo tu się schronić przed dziennikarzami, czy urzędnikami ze stolicy, bo gdy zaprzyjaźnisz się z miejscowymi, w nosie będą mieli przeszłość, akceptując po prostu twoją obecność i przydatność dla społeczności. Dla przyjezdnego wszystko wydawać się może dość dziwne, jakby zawieszone w poprzedniej dekadzie, ludziom tu jednak to nie przeszkadza, żyją swoimi sprawami. A gdy zetkną się z czymś niepokojącym po prostu będą to omijać.
Strony
▼
piątek, 31 maja 2019
Podwójne życie, czyli porozmawiajmy o literaturze i seksie
Kina francuskiego na naszych ekranach niewiele, więc ci którzy je lubią nie przegapią pewnie żadnej produkcji. A jeszcze jak można na ekranie zobaczyć Juliette Binoche...
Obiecywałem sobie sporo, niestety seans "Podwójnego życia" trudno mi uznać za udany. Ani to dobra komedia, ani też dramat, reżyser tkwi trochę w rozkroku, niby opowiadając o poważnych sprawach, ale w jakiś dziwnie komediowy sposób. No niestety, nie każdy może być Allenem, żeby z samego gadania zrobić film, który chce się oglądać z zainteresowaniem. Gdyby streścić "Podwójne życie" to powiedzielibyśmy, że oni rozmawiają... O tym co myślą, czego by chcieli, co ich wkurza (bo cieszy niewiele), a co niepokoi. I tak w kółko. I nic z tego za bardzo nie wynika. To tak jakby pisarz próbował napisać książkę o tym, że chce napisać książkę. Dylematy życiowe i czasem zupełnie idiotyczne decyzje nic ich nie uczą, nie prowadzą w sensowym kierunku, bo tak skupieniu są na sobie, że wolą coś roztrząsać miesiącami i latami, a nic z tym nie robią.
czwartek, 30 maja 2019
Mazolewski/Porter - Philosophia, czyli zagrajmy coś razem
Znany jazzman, który eksperymentuje z różnymi stylami i człowiek, który jest legendą naszego krajowego światka rockowego. Wojtek Mazolewski i John Porter - co może wyniknąć z takiego połączenia?
Płyta świeżutka i naprawdę interesująca. Kolejny raz Porter udowadnia, że w tym co robi zawsze stara się zawrzeć mocny charakter, jego nagrania nigdy nie były mdłe, a teraz można rzec: im starszy tym lepszy.
To muza surowa, męska, czasem gwałtowna, w innym znowu miejscu wyciszona. Dużo tu gitar i chyba raczej więcej ducha Portera w tym wszystkim. Nie chodzi jedynie o sam wokal, a raczej o to że rządzi to rockowa energia, bluesowy feeling, a jazzowe wstawki są gdzieś w tle.
Płyta świeżutka i naprawdę interesująca. Kolejny raz Porter udowadnia, że w tym co robi zawsze stara się zawrzeć mocny charakter, jego nagrania nigdy nie były mdłe, a teraz można rzec: im starszy tym lepszy.
To muza surowa, męska, czasem gwałtowna, w innym znowu miejscu wyciszona. Dużo tu gitar i chyba raczej więcej ducha Portera w tym wszystkim. Nie chodzi jedynie o sam wokal, a raczej o to że rządzi to rockowa energia, bluesowy feeling, a jazzowe wstawki są gdzieś w tle.
wtorek, 28 maja 2019
Magia przeznaczenia - Barbara Rybałtowska, czyli spod Białegostoku do Paryża i z powrotem
Jutro teatr, znowu
pewnie nie będzie czasu na notki, dziś więc, choć północ się zbliża
siadam by wystukać choć kilka zdań. Tym razem o czymś bardziej kobiecym,
może dla odreagowania, bo wieczorem kończyłem kolejny kryminał i chyba
naprawdę muszę na jakiś czas zrobić sobie przerwę ze zbrodniami.
Lektura taka jak powieści Rybałtowskiej dają zupełnie inne emocje. Nie brakuje tu dramatów, czasem znajdzie się jakaś tajemnica do rozwikłania ciągnąca się przez wiele rozdziałów, jest miejsce na smutek i na radość, na ból i na nadzieję.
Gdy jesteśmy prowadzenie przez ileś dekad historii, która rzuca bohaterami niczym sztorm malutkim stateczkiem, spodziewamy się wielkich tomiszczy, czegoś co się ślimaczy, niczym brazylijskie telenowele. W przypadku Rybałtowskiej mam problem wręcz odwrotny: czasem chciałbym, żeby tak bardzo nie pędziła, by zatrzymała się choć troszkę, pozwoliła nam wraz z jakąś postacią doświadczyć jakiejś ważnej dla niej chwili.
Lektura taka jak powieści Rybałtowskiej dają zupełnie inne emocje. Nie brakuje tu dramatów, czasem znajdzie się jakaś tajemnica do rozwikłania ciągnąca się przez wiele rozdziałów, jest miejsce na smutek i na radość, na ból i na nadzieję.
Gdy jesteśmy prowadzenie przez ileś dekad historii, która rzuca bohaterami niczym sztorm malutkim stateczkiem, spodziewamy się wielkich tomiszczy, czegoś co się ślimaczy, niczym brazylijskie telenowele. W przypadku Rybałtowskiej mam problem wręcz odwrotny: czasem chciałbym, żeby tak bardzo nie pędziła, by zatrzymała się choć troszkę, pozwoliła nam wraz z jakąś postacią doświadczyć jakiejś ważnej dla niej chwili.
poniedziałek, 27 maja 2019
Królowa Kier, czyli uwierzysz żonie czy dziecku?
W obliczu wszystkich nagłaśnianych przypadków molestowania nieletnich i głosów oburzenia, szczególnie ze strony kobiet no bo Me too i inne sprawy, seans tego filmu może być niezłym szokiem. Raz, że reżyserem jest kobieta, a dwa że jej bohaterka nie widzi sprzeczności w tym co robi i swojej pracy, czyli pomaganiu nieletnim w sprawach gdy nieraz muszą wystąpić przeciw swoim rodzicom. Ta historia ma w sobie coś mrocznego, prowokuje, sprawia że zaciskamy pięści.
Co sprawia, że Anne, szanowana prawniczka i mama dwóch bliźniaczek, zacznie zaplatać sieć wokół nastoletniego syna swojego męża? Nuda? Chęć przełamania jakiegoś tabu, złamania zasad? Wchodzi w przedziwną grę, wiedząc że stąpa po cienkiej linii, bo przecież chłopak jest nieprzewidywalny, buntuje się, może ujawnić ich romans... A może właśnie to jest dla niej najbardziej interesujące w tym związku? Ta mieszanina pożądania, zwierzęcego oddania się, bawienia się podnieceniem młodego chłopaka, a jednocześnie lęk i napięcie, by to się nie wydało.
Dobry wieczór Państwu, czyli bawmy inteligentnie
To miał być
wieczór z cyklu „wspomnień czar”. Oboje
„wychowani” na Krzysztofie Maternie i Wojciechu Mannie, po latach
chcieliśmy z mężem zobaczyć jak się trzyma choć jeden ze znanego duetu. Że
będzie inteligentnie – tego się spodziewaliśmy, ale tego, że od drugiej minuty
spektaklu aż do końca będziemy się śmiać – tego to raczej nie. A jednak. Miło mi donieść, że Krzysztof
Materna trzyma się doskonale i w takiej jest też formie, a w duecie – tym razem
z kobietą, Olgą Bołądź – bawili nas wybornie w Teatrze Polonia.
niedziela, 26 maja 2019
Ostatni maraton - Piotr Kuryło, czyli co pcha do przodu
Pierwszy napisał o tej książce Mariusz, u mnie długo leżała na stosie. On żyje sportem, ja - choć podziwiam - nie pasjonuję się nim aż tak bardzo, więc najpierw oddam głos jemu, przypominając wpis z notatnikkulturalny.pl, który wspólnie prowadzimy. Zatytułował ten wpis: Nie ruszaj bez wiary.
W naszym kraju nie możemy narzekać na deficyt wyczynowych indywidualistów. Samotne wyprawy, ultramaratony, rejsy dookoła świata, zdobyte ośmiotysięczniki… Cena tych wielomiesięcznych, ekstremalnych podróży okazuje się często za wysoka, los bywa bardzo przewrotny. Czytając relacje z ich dokonań mam wrażenie, że nasi herosi lepiej radzą sobie w wyprawowej samotności, ekstremalnym wysiłku fizycznym niż zwykłej codzienności.
Czytam różne relacje, pamiętniki, wywiady. Poznaję historie, sylwetki, motywacje. Nie znam ich jednak prywatnie, nie mam okazji aby do końca wyrobić sobie zdanie na temat dokonań. Bazując na relacjach próbuję wyobrazić sobie co przeżywali w trudnych chwilach, jakim cudem wychodzili z największych opresji, dzięki czemu, dzięki komu. Podziwiam, współczuję, czasem łapię się za głowę.
W naszym kraju nie możemy narzekać na deficyt wyczynowych indywidualistów. Samotne wyprawy, ultramaratony, rejsy dookoła świata, zdobyte ośmiotysięczniki… Cena tych wielomiesięcznych, ekstremalnych podróży okazuje się często za wysoka, los bywa bardzo przewrotny. Czytając relacje z ich dokonań mam wrażenie, że nasi herosi lepiej radzą sobie w wyprawowej samotności, ekstremalnym wysiłku fizycznym niż zwykłej codzienności.
Czytam różne relacje, pamiętniki, wywiady. Poznaję historie, sylwetki, motywacje. Nie znam ich jednak prywatnie, nie mam okazji aby do końca wyrobić sobie zdanie na temat dokonań. Bazując na relacjach próbuję wyobrazić sobie co przeżywali w trudnych chwilach, jakim cudem wychodzili z największych opresji, dzięki czemu, dzięki komu. Podziwiam, współczuję, czasem łapię się za głowę.
piątek, 24 maja 2019
Carmen-Suita/Pietruszka, czyli Bolshoi potrafi oczarować
Kiedy rok temu skorzystałam z zaproszenia kolegi i poszliśmy do Kina Praha na balet „Poskromienie złośnicy” w wykonaniu Teatru Bolshoi z Moskwy chyba nikt nie spodziewał się czym to się skończy. A skończyło się wielką miłością do samego baletu, do tego nadzwyczajnego teatru, do jego wspaniałych tancerzy, choreografów, kostiumologów, scenarzystów oraz operatorów kamer, dzięki którym możemy oglądać te spektakle w ramach nazywowkinach.pl. Teraz wchodzimy na salę kinową i K. Novikową oraz dyrygentów orkiestry witamy jak starych znajomych. I tylko szkoda, że po naszej polskiej stronie, w Multikinie, brak ognistowłosej prelegentki, która w Kinie Praha, swoją miłością do baletu i ogromną wiedzą wprowadzała widzów w temat, podpowiadała na co zwracać uwagę, mówiła o twórcach i wykonawcach. To było takie zaproszenie na ucztę. Wizualną i duchową. Szkoda, że w Multikinie tego nie ma.
Na zakończenie sezonu 2018/2019 Teatr Bolshoi przedstawił dwa krótkie balety, każdy inny i każdy wybitny.
czwartek, 23 maja 2019
Kwiatkowska. Żarty się skończył - Marcin Wilk, czyli kiedy wchodziła na plan, wszyscy zamierali...
Dla mojego pokolenia gwiazda ekranu i sceny, którą dobrze pamiętamy (nawet miałem okazję oglądać ją w repertuarze Gałczyńskiego), jeżeli nie z rzeczy bieżących, to z tych archiwalnych, które radio i telewizja przypominały nie raz. Nie da się zaprzeczyć: kochaliśmy ją, choć często nie dostawała głównych ról, grając jednak epizody tworzyła z nich perełki (jak choćby w 40-latku jako kobieta pracująca).
Dlatego z taką ciekawością sięgnąłem po tą biografię. Nawet nie licząc na jakieś wielkie sekrety - choć obiecuje nam się, że coś po raz pierwszy zobaczymy - a raczej na ciekawy portret, garść anegdot i dostarczenie mi masy pozytywnych wspomnień i wzruszeń. Chyba jednak tych ostatnich muszę poszukać na ekranie, przypominając sobie jej role (np. ukochaną Wojnę domową), bo Marcin Wilk nie do końca mnie usatysfakcjonował. To biografia w której trochę zabrakło mi emocji, nie czuło się tej ekscytacji jaką mamy czasem przy biografiach, gdy wraz z autorem odczuwamy radość, zdziwienie czy rozczarowanie. Jest ciekawe, ale dość sucho, więcej tu życia prywatnego (obiecywane w zapowiedziach fragmenty pamiętnika, listów, zdjęcia) niż samej kariery i detali np. dotyczących pomysłów na kreowanie jakichś postaci.
Dlatego z taką ciekawością sięgnąłem po tą biografię. Nawet nie licząc na jakieś wielkie sekrety - choć obiecuje nam się, że coś po raz pierwszy zobaczymy - a raczej na ciekawy portret, garść anegdot i dostarczenie mi masy pozytywnych wspomnień i wzruszeń. Chyba jednak tych ostatnich muszę poszukać na ekranie, przypominając sobie jej role (np. ukochaną Wojnę domową), bo Marcin Wilk nie do końca mnie usatysfakcjonował. To biografia w której trochę zabrakło mi emocji, nie czuło się tej ekscytacji jaką mamy czasem przy biografiach, gdy wraz z autorem odczuwamy radość, zdziwienie czy rozczarowanie. Jest ciekawe, ale dość sucho, więcej tu życia prywatnego (obiecywane w zapowiedziach fragmenty pamiętnika, listów, zdjęcia) niż samej kariery i detali np. dotyczących pomysłów na kreowanie jakichś postaci.
wtorek, 21 maja 2019
Śmieszne miłości, czyli i zabawnie i z goryczą
MaGa: Kolejny spektakl w Teatrze WARSawy, z którego wychodzimy uśmiechnięci i zadowoleni. Tym razem po spektaklu „Śmieszne miłości” w ramach Sceny Debiutów. Wychodzi na to, że Adam Sajnuk ma dobrą rękę zarówno do repertuaru prezentowanego na scenie teatru, któremu dyrektoruje, jak i do aktorów, których wybiera do reżyserowanych przez siebie spektakli. W tym przypadku - początkujących aktorów.
Robert: Danie szansy młodym ludziom, niektórym dopiero rozpoczynającym naukę w Akademii Teatralnej samo w sobie ma wartość, tu w dodatku mogą poczuć się gospodarzami pewnej historii, w której ich dużo starsi koledzy i koleżanki są wsparciem, czasem partnerem, ale jednak zwykle gdzieś pozostawiając właśnie ich, młodych na pierwszym planie. Trochę bałem się tego czy Kunderę, którego wiele tekstów mocno jest osadzonych w przeszłości, w socjalizmie, da się jeszcze wystawiać tak, by był zrozumiały i atrakcyjny, ale jak się okazuje: jak najbardziej się da.
Robert: Danie szansy młodym ludziom, niektórym dopiero rozpoczynającym naukę w Akademii Teatralnej samo w sobie ma wartość, tu w dodatku mogą poczuć się gospodarzami pewnej historii, w której ich dużo starsi koledzy i koleżanki są wsparciem, czasem partnerem, ale jednak zwykle gdzieś pozostawiając właśnie ich, młodych na pierwszym planie. Trochę bałem się tego czy Kunderę, którego wiele tekstów mocno jest osadzonych w przeszłości, w socjalizmie, da się jeszcze wystawiać tak, by był zrozumiały i atrakcyjny, ale jak się okazuje: jak najbardziej się da.
poniedziałek, 20 maja 2019
Vox Lux, czyli zamiast myśleć, mają się bawić
Długo odkładałem pisanie o tym filmie, bo też i seans był sporym rozczarowaniem. Ciekawa rola Natalie Portman, może muzykę zaliczyłbym też na plus, ale całość wydaje się sztucznie napompowanym balonem, w którym próby formułowania jakiejś diagnozy i oskarżeń, wydają się bełkotem szaleńca. Jaki portret współczesnego pokolenia??? Gdybyż jeszcze reżyser był konsekwentny i jakoś próbował wyjaśnić swoje oskarżenie o demoniczne pochodzenie dzisiejszego showbiznesu i popkultury. Poza dość enigmatycznymi obrazkami, które mają nam pokazać proces kuszenia i pokręconymi wypowiedziami bohaterki robiącej z siebie nie wiadomo kogo, tak naprawdę nie pozostaje nic co można by traktować serio. Pozostają więc w głowie dwie rzeczy.
sobota, 18 maja 2019
Cień rycerza - Sebastien de Castell, czyli i święci garnki lepią
Jutro już w Krakowie, mam nadzieję na jakieś fajne wieczorne spacery (bo w ciągu dnia praca), ale i lektury zabieram ze sobą. Czy będzie czas na pisanie notek? Tego nie wiem. W planach sporo, choć podobnie jak w przypadku lektur do czytania, często kolejność jest kwestią nastroju i czasem nawet przypadku.
Dziś o młodzieżówce. Ale takiej, którą sam przeczytałem z przyjemnością. Na rynku jest już tom trzeci, a ja dopiero połknąłem z opóźnieniem drugi. Nie dlatego że czyta się ciężko, ale po prostu wciąż coś innego kusiło i przez wiele miesięcy nie czytałem nic z fantasy ani z S-F. Może teraz to zmienię, bo de Castell dobrze smakował, a z kryminałami mam chyba przesyt (choć czytam kolejny).
O tomie pierwszym pisałem tu: http://notatnikkulturalny.blogspot.com/2017/05/ostrze-zdrajcy-sebastien-de-castell.html
Można by to opowiadać jak bajkę: było sobie królestwo, z mądrym władcą, który by wprowadzić ład i sprawiedliwość powołał swoich trybunów: Wielkie Płaszcze, by jeździli po kraju, przypominali prawa, wydawali wyroki, zawsze dbając o równowagę między możnymi i poddanymi. Tyle że książęta się zbuntowali, króla zabili, a kraj pogrążył się chaosie. Wojny, wojenki, ucisk ludzi i przemoc, a w dodatku wszyscy ci którzy mieli coś na sumieniu za wszelką cenę tępili tych, którzy mogli przypominać o przeszłości i prawach jakie obowiązywały. Płaszcze stały się obiektem polowania dla wszystkich.
Dziś o młodzieżówce. Ale takiej, którą sam przeczytałem z przyjemnością. Na rynku jest już tom trzeci, a ja dopiero połknąłem z opóźnieniem drugi. Nie dlatego że czyta się ciężko, ale po prostu wciąż coś innego kusiło i przez wiele miesięcy nie czytałem nic z fantasy ani z S-F. Może teraz to zmienię, bo de Castell dobrze smakował, a z kryminałami mam chyba przesyt (choć czytam kolejny).
O tomie pierwszym pisałem tu: http://notatnikkulturalny.blogspot.com/2017/05/ostrze-zdrajcy-sebastien-de-castell.html
Można by to opowiadać jak bajkę: było sobie królestwo, z mądrym władcą, który by wprowadzić ład i sprawiedliwość powołał swoich trybunów: Wielkie Płaszcze, by jeździli po kraju, przypominali prawa, wydawali wyroki, zawsze dbając o równowagę między możnymi i poddanymi. Tyle że książęta się zbuntowali, króla zabili, a kraj pogrążył się chaosie. Wojny, wojenki, ucisk ludzi i przemoc, a w dodatku wszyscy ci którzy mieli coś na sumieniu za wszelką cenę tępili tych, którzy mogli przypominać o przeszłości i prawach jakie obowiązywały. Płaszcze stały się obiektem polowania dla wszystkich.
piątek, 17 maja 2019
Niespodzianka, czyli czy pomoże mi pan w kłopocie
Teatr Kamienica świętował wiosną tego roku 10 lat swojego istnienia. A wydawało się, że to dużo więcej, tak dobrze już wrósł w kulturalną tkankę miasta i tak wiele ma się z nim dobrych wspomnień. Nie zawsze mi po drodze ze wszystkimi premierami, które pojawiają się na ich scenach, ale rozumiem próby dotarcia do bardzo różnej widowni. Jeżeli ktoś kocha komedie i farsy, szuka znanych twarzy na scenie, to czemu mu tego nie dać.
Na "Niespodziance" publika się bawi, a ja jakoś nie bardzo, więc może to ze mną jest jakiś problem? No ale niestety nic nie poradzę, nie mogę napisać że śmieszy, skoro mnie jakoś nie śmieszy. Jest sympatycznie, ale mam wrażenie że ze słabym tekstem aktorzy nie do końca sobie radzą, stąd tyle wyginania się, dziwnych póz, podskoków, przerysowanych gestów. Jeżeli nie odczuwam realizmu, a raczej sztuczność w bohaterach, mój nastrój natychmiast się psuje. I tak naprawdę nie wiem czy można z tym coś zrobić. Moje myślenie idzie w stronę: zrezygnować z niektórych scen, dziwnych solowych popisów, tyle że chyba właśnie takie fragmenty kocha publika... Cóż. Może reżyserujący spektakl Emilian Kamiński wie co robi, a na tych kilku marudzących jak ja trzeba po prostu brać poprawkę i radzić by wybrali coś w innym stylu (nawet na deskach Kamienicy widziałem komedie które autentycznie mnie bawiły).
Na "Niespodziance" publika się bawi, a ja jakoś nie bardzo, więc może to ze mną jest jakiś problem? No ale niestety nic nie poradzę, nie mogę napisać że śmieszy, skoro mnie jakoś nie śmieszy. Jest sympatycznie, ale mam wrażenie że ze słabym tekstem aktorzy nie do końca sobie radzą, stąd tyle wyginania się, dziwnych póz, podskoków, przerysowanych gestów. Jeżeli nie odczuwam realizmu, a raczej sztuczność w bohaterach, mój nastrój natychmiast się psuje. I tak naprawdę nie wiem czy można z tym coś zrobić. Moje myślenie idzie w stronę: zrezygnować z niektórych scen, dziwnych solowych popisów, tyle że chyba właśnie takie fragmenty kocha publika... Cóż. Może reżyserujący spektakl Emilian Kamiński wie co robi, a na tych kilku marudzących jak ja trzeba po prostu brać poprawkę i radzić by wybrali coś w innym stylu (nawet na deskach Kamienicy widziałem komedie które autentycznie mnie bawiły).
czwartek, 16 maja 2019
Robin Williams. W mojej głowie, czyli O Kapitanie!
Wciąż myślami przy spektaklu Stowarzyszenie Umarłych Poetów (Och Teatr), więc wyciągam z przygotowanej listy notek do napisania film dokumentalny o człowieku, który nierozerwalnie się z tym tytułem kojarzy.
Nie będę chyba obiektywny w swojej ocenie. Dlatego, że przez wiele lat to był aktor dostarczający mi tyle cudownych emocji, ukochany, rozbawiający do łez, zawsze kojarzący się niesamowicie pozytywnie. I choćby zrobiono mu laurkę, pewnie bym połknął, nawet nie dostrzegając że czegoś mi w niej brakuje.
To jednak nie jest jedynie hymn pochwalny. Punktem wyjścia do tego filmu jest to co na jego końcu, czyli tragiczna śmierć, której raczej byśmy się po nim nie spodziewali, jest to więc nie tylko biografia, ale próba poznania go lepiej, by zrozumieć... Zawsze wydawał się tak radośnie nastawiony do życia, dawał energię, siłę, był ostatnim człowiekiem, który by się kojarzył nam z depresją. Reżyserka Marina Zenovich chyba chciała trochę zburzyć nasz wizerunek jaki o nim mieliśmy, pokazać nam go nie tylko jako komika, aktora, wesołka, pokazać nam go trochę w kontrze do tego obrazu. Jaki był prywatnie, poza planem, czym żył, jak radził sobie z oczekiwaniami i uwielbieniem tłumów? Odpowiemy sobie również na pytanie dlaczego popełnił samobójstwo.
Nie będę chyba obiektywny w swojej ocenie. Dlatego, że przez wiele lat to był aktor dostarczający mi tyle cudownych emocji, ukochany, rozbawiający do łez, zawsze kojarzący się niesamowicie pozytywnie. I choćby zrobiono mu laurkę, pewnie bym połknął, nawet nie dostrzegając że czegoś mi w niej brakuje.
To jednak nie jest jedynie hymn pochwalny. Punktem wyjścia do tego filmu jest to co na jego końcu, czyli tragiczna śmierć, której raczej byśmy się po nim nie spodziewali, jest to więc nie tylko biografia, ale próba poznania go lepiej, by zrozumieć... Zawsze wydawał się tak radośnie nastawiony do życia, dawał energię, siłę, był ostatnim człowiekiem, który by się kojarzył nam z depresją. Reżyserka Marina Zenovich chyba chciała trochę zburzyć nasz wizerunek jaki o nim mieliśmy, pokazać nam go nie tylko jako komika, aktora, wesołka, pokazać nam go trochę w kontrze do tego obrazu. Jaki był prywatnie, poza planem, czym żył, jak radził sobie z oczekiwaniami i uwielbieniem tłumów? Odpowiemy sobie również na pytanie dlaczego popełnił samobójstwo.
Wesele, czyli klasyka na nowo. I nagroda Literacka Miasta Stołecznego Warszawy, czyli czy już czytaliście?
Edit: nagrody przyznane (bez zaskoczeń, bo Myśliwski zasługuje na to jak mało kto), a ja wrzucam tu jeszcze notkę na temat teatru. Tym razem klasyka w nowej odsłonie i Teatr Telewizji
Gran Prix Festiwalu Dwa Teatry Sopot 2019 zdobyło Wesele w reżyserii Wawrzyńca Kostrzewskiego.
I trzeba przyznać, że spektakl rzeczywiście jest ciekawy. Dobra obsada, umiejętne wplatane wątki współczesne do tekstu Wyspiańskiego, a jednocześnie pozostawienie wszystkiego w sferze poetyckich metafor, obrazów, domysłów, a nie łopatologii.
Gran Prix Festiwalu Dwa Teatry Sopot 2019 zdobyło Wesele w reżyserii Wawrzyńca Kostrzewskiego.
I trzeba przyznać, że spektakl rzeczywiście jest ciekawy. Dobra obsada, umiejętne wplatane wątki współczesne do tekstu Wyspiańskiego, a jednocześnie pozostawienie wszystkiego w sferze poetyckich metafor, obrazów, domysłów, a nie łopatologii.
wtorek, 14 maja 2019
Łatwy Hajs. Kryształowi 2 - Joanna Opiat-Bojarska, czyli cienka granica
Pamiętacie pierwszy tom serii o Kryształowych, czyli funkcjonariuszach Biura Spraw Wewnętrznych Policji? Pisałem o nim tu.
No to dziś ukazuje się ciąg dalszy (i to jeszcze nie koniec!). Joanna Opiat Bojarska kontynuuje ostrą jazdę. Nie chodzi jedynie o akcję, ale również o język, styl życia bohaterów, ich upodobania. Nie są to na pewno przeciętniacy, kręci ich mocne tempo życia, nie bardzo nadają się na ojców, czy mamusie, które spokojnie siedzą w domciu, zapominając o pracy zaraz po odejściu od biurka. Motywowani pragnieniem osiągnięcia sukcesu, zakończenia jakiejś sprawy, awansu, gotowi są naprawdę na wiele. I nie zawsze chodzi jedynie o czas prywatny i ponadnormatywne zaangażowanie. Czasem i nieuczciwe metody są dobre, jeżeli mają doprowadzić do celu.
Generalnie można odnieść wrażenie, że policjanci cały czas walczą nie tylko z przestępcami, ale i między sobą, z przełożonymi, z kolegami, wszędzie węsząc jakieś podłożone świnie, układy, łapówkarstwo, zdradę. Dlatego są nieufni, kombinują, grają jedynie do swojej bramki, czasem nie do końca uczciwie. Jak wygrają, zbiorą oklaski i nagrody, bo i przełożeni natychmiast przypiszą sobie ich sukcesy. A jak im się noga powinie? Cóż... Wtedy gorzej.
No to dziś ukazuje się ciąg dalszy (i to jeszcze nie koniec!). Joanna Opiat Bojarska kontynuuje ostrą jazdę. Nie chodzi jedynie o akcję, ale również o język, styl życia bohaterów, ich upodobania. Nie są to na pewno przeciętniacy, kręci ich mocne tempo życia, nie bardzo nadają się na ojców, czy mamusie, które spokojnie siedzą w domciu, zapominając o pracy zaraz po odejściu od biurka. Motywowani pragnieniem osiągnięcia sukcesu, zakończenia jakiejś sprawy, awansu, gotowi są naprawdę na wiele. I nie zawsze chodzi jedynie o czas prywatny i ponadnormatywne zaangażowanie. Czasem i nieuczciwe metody są dobre, jeżeli mają doprowadzić do celu.
Generalnie można odnieść wrażenie, że policjanci cały czas walczą nie tylko z przestępcami, ale i między sobą, z przełożonymi, z kolegami, wszędzie węsząc jakieś podłożone świnie, układy, łapówkarstwo, zdradę. Dlatego są nieufni, kombinują, grają jedynie do swojej bramki, czasem nie do końca uczciwie. Jak wygrają, zbiorą oklaski i nagrody, bo i przełożeni natychmiast przypiszą sobie ich sukcesy. A jak im się noga powinie? Cóż... Wtedy gorzej.
Dialogi Karmelitanek, czyli opera oparta na faktach
W przeddzień wybuchu Rewolucji Francuskiej Francja była targana zarówno klęskami żywiołowymi powodującymi głód jak i nadmiernymi podatkami, których nie byli w stanie znieść poddani. Dobrze miały się jedynie najwyższe warstwy społeczne i hierarchowie duchowieństwa. Lud nie wytrzymywał tego i (w ogromnym skrócie) od tego zaczęła się Rewolucja Francuska.
Młodziutka, delikatna córka markiza, Blanka, postanawia wstąpić do zakonu sióstr karmelitanek, by schronić się u nich przed światem, który ją przeraża, ale także przed ojcem i bratem, którzy martwiąc się o jej delikatną psychikę ograniczają jej możliwość decydowania o sobie. Tam zostaje otoczona matczyną opieką dwóch kolejnych przeorysz, poznaje inne siostry zakonne, a także zaprzyjaźnia się z inną nowicjuszką Konstancją. Jednak Rewolucja dociera i do bram klasztoru. Karmelitanki zostają z niego wygnane, mają zakaz chodzenia w strojach zakonnych, dostają zakaz gromadzenia się i nakaz bycia wiernym zasadom Rewolucji. Tylko, że karmelitanki w swojej regule miały zakaz kontaktów ze światem zewnętrznym, usiłowały więc znowu być razem – w miejscu, które miało zapewnić im azyl, zostały niemal wszystkie złapane, osądzone za złamanie zakazów i skazane na gilotynę. Do więzienia nie trafiła jedynie Blanca i matka Maria, która przekazała jej informacje, gdzie siostry miały znalaźć schronienie. Skazane karmelitanki idą kolejno na szafot, a kiedy ostatnia, nowicjuszka Konstancja, idzie na ścięcie, z tłumu gawiedzi wychodzi Blanka, dodaje otuchy przyjaciółce i obie poddają się egzekucji.
poniedziałek, 13 maja 2019
Słodki koniec dnia, czyli artystka walcząca
Volterra. Toskania. Piękne miasteczko, piękne zdjęcia i cudowne miejsce na nakręcenie filmu. Albo na spokojną starość. Tyle że bohaterka filmu, poetka Maria Linde, choć ceni sobie spokój i swoje otoczenie, samego procesu starzenia się, raczej zaakceptować nie chce. I to moim zdaniem jest najciekawsze w "Słodkim końcu dnia" Jacka Borcucha. Krystyna Janda stworzyła bardzo ciekawą postać, niejednoznaczną, trochę rozedrganą. Uwikłana w romans z dużo młodszym mężczyzną, często bagatelizująca różne problemy, niepokorna, przełamująca pewne schematy i oczekiwania, Linde skupia na sobie całą naszą uwagę. Wszystko inne schodzi na drugi plan, bo najważniejsze jest to co ona czuje, robi, czy mówi. Niby nie chce zwracać na siebie uwagi, nie chce żeby traktować ją jako wyrocznię, wielbić i podziwiać, ale tak naprawdę to uwielbia. Podobnie jak grać na nerwach, sprzeciwiać się innym, nawet bliskim, robić to co chce.
OSIECKA PO MĘSKU, czyli… nie chodziło o męską wrażliwość
Kocham Osiecką. Bardzo lubię piosenkę aktorską, bo jest w stanie mnie zaskoczyć, potrafi zmienić moją perspektywę patrzenia na świat, nieraz bawi, nieraz wzrusza, często zaskakuje. Oglądam Przeglądy Piosenki Aktorskiej, cieszę się gdy młodzi aktorzy odnoszą sukcesy. Jestem otwarta na nowe, inne, lubię „smakować” nowinki, ale… nie wszystko, jak to mówią, kupuję. A spektaklu w Akademii Teatralnej p.t.: „Osiecka po męsku” nie kupuję.
To nie jest tak, że Marcin Januszkiewicz nie umie śpiewać, interpretować, nie ma słuchu muzycznego. On to wszystko ma i umie śpiewać, jednak to, co obejrzałam na scenie zupełnie mnie nie przekonało do zakupu jego płyty.
To nie jest tak, że Marcin Januszkiewicz nie umie śpiewać, interpretować, nie ma słuchu muzycznego. On to wszystko ma i umie śpiewać, jednak to, co obejrzałam na scenie zupełnie mnie nie przekonało do zakupu jego płyty.
niedziela, 12 maja 2019
Kontra - Wojtek Miłoszewski, czyli wojnę łatwo zacząć, ale trudniej zakończyć
Zakończenie trylogii rozpoczętej Inwazją i Farbą (notki o nich znajdziecie w spisie przeczytanych). Nadal w konwencji, która pewnie nie wszystkim podejdzie, jednak ja już przy drugim tomie przestałem marudzić. Pal licho uproszczenia, ale rozmach z jaką nakreślone są te wszystkie wątki robi wrażenie. Niby nie wszyscy bohaterowie są "pozytywni", to właśnie wychodzi jednak na plus, szczególnie gdy różne ich ścieżki przecinają się ze sobą. Komu by tu przyznać status największego sukinsyna, a komu największego pechowca?
Nie mam zamiaru streszczać Wam poszczególnych wątków, tak czy inaczej przed lekturą Kontry trzeba sięgnąć po dwa wcześniejsze tomy inaczej nie będzie frajdy. Nie znając wszystkich wcześniejszych wypadków nijak nie będzie można docenić przewrotności różnych pomysłów Miłoszewskiego. U niego prosto z piedestału można zlecieć w jednej chwili na samo dno lub jakimś cudownym trafem nie tylko uratować dupę, a nawet wypłynąć jakoś na fali, zbierając niezłe profity.
Wracają znane już postacie, pojawia się kilka nowych, a wszystkie historie przeplatają się ze sobą, tak że nie da się znudzić, wciąż chce się poznać ciąg dalszy i z postanowieniem jedynie rzucenia okiem na kolejny rozdział, wsiąkamy na kolejne minuty, kwadranse itd.
Nie mam zamiaru streszczać Wam poszczególnych wątków, tak czy inaczej przed lekturą Kontry trzeba sięgnąć po dwa wcześniejsze tomy inaczej nie będzie frajdy. Nie znając wszystkich wcześniejszych wypadków nijak nie będzie można docenić przewrotności różnych pomysłów Miłoszewskiego. U niego prosto z piedestału można zlecieć w jednej chwili na samo dno lub jakimś cudownym trafem nie tylko uratować dupę, a nawet wypłynąć jakoś na fali, zbierając niezłe profity.
Wracają znane już postacie, pojawia się kilka nowych, a wszystkie historie przeplatają się ze sobą, tak że nie da się znudzić, wciąż chce się poznać ciąg dalszy i z postanowieniem jedynie rzucenia okiem na kolejny rozdział, wsiąkamy na kolejne minuty, kwadranse itd.
sobota, 11 maja 2019
Kasai - Equals, czyli jakież piękne eksperymenty
Niby od dawna nie jestem na bieżąco z tym co pojawia się na rynku muzycznym, ale jak czasem wpadnie mi coś w ucho, stwierdzam że dzieje się całkiem sporo i to rzeczy, których wcale nie musimy się wstydzić. Nie to że jakieś nasze, przaśne, koniecznie pod publiczkę... Takie nagrania to w radiu. A jak pogrzebać głębiej, w sieci, w trochę bardziej alternatywnych klimatach, znajdujemy smaczki, które sprowadzane z zagranicy pewnie budziłyby pienia z zachwytu. A to nasi artyści przecież. Choćby Kasai. Kasia Piszek współpracowała z wieloma znanymi, choćby z Arturem Rojkiem, Moniką Brodką, Anią Dąbrowską, Noviką, czy Andrzejem Smolikiem. Przyszedł czas i na płytę solową. Equals to 11 utworów napisanych, zaaranżowanych i wyprodukowanych właśnie przez nią.
piątek, 10 maja 2019
Odium - Katarzyna Grzegrzółka, czyli wszystkim chyba wydaje się, że kryminał napisać jest łatwo
Na prawdę muszę chyba zwolnić tempo z czytaniem kryminałów lub przynajmniej szukać jakiejś różnorodności, bo schemat: morderstwo - psychopata - policjant, przynosi coraz więcej rozczarowań. Wiem, że może powinienem dla debiutantki być troszkę bardziej wyrozumiały, ale trochę zaczyna mnie wkurzać, gdy nagle okazuje się że ktoś uważa napisanie kryminału za najłatwiejszy sposób na wejście na rynek. Fakt - schematów można się nauczyć, ale po pierwsze rzemiosła jednak trzeba się wyuczyć, nie da się wypełnić fabuły drętwymi dialogami, a po drugie trzeba mieć jakiś pomysł nie tylko na początek, na środek, ale i na koniec. Dawno nie czytałem tak idiotycznego i od czapy zakończenia. O ile wcześniej udawało się stworzyć jakiś nastój oczekiwania na to co może nastąpić, finał przychodzi nie tylko zbyt szybko, przynosi również spore rozczarowanie.
Żelazne waginy 2 czyli kobiety walczące śmiechem
Mam problem z tym spektaklem, bo wszystko w nim było co być powinno, a jednak nie do końca zadziałało i nie wybrzmiało tak jak powinno. A szkoda. Pomysł jest dobry i potrzebny, aktorki na scenie wyśmienite i grają brawurowo, miejsce klimatyczne i świetne na tego rodzaju imprezy. Wszystko psuje dźwięk i mikroporty. Ale po kolei…
Miejsce, Mała Warszawa, to dawna Fabryka Trzciny – odrestaurowany w ciekawy sposób kompleks zabudowań fabrycznych z 1916 r. przy ul. Otwockiej 14 (Praga Pln.), nieopodal Bazyliki na Kawęczyńskiej i pętli tramwajowej (Kawęczyńska). Miejsce klimatyczne. Czyste, przestronne (Przestrzeń dla ciebie) z ciekawymi rozwiązaniami (restauracja, winiarnia) – dla mnie… bajkowe. Bardzo mi się tam podoba i żałuję, że tak późno tam trafiłam.
czwartek, 9 maja 2019
Wymarzony, czyli chcemy żebyś był szczęśliwy
Cztery ciekawe filmy w jeden dzień i teraz dylemat w jakiej kolejności o nich pisać. To może zacznę od czegoś niby najprostszego, ale i najbardziej dla mnie wzruszającego.
Premiera "Wymarzonego" za dwa tygodnie, można go będzie też upolować w ramach festiwalu kina francuskiego (od 22 do 29 maja - Szczegółowy program przeglądu wkrótce na stronach: www.kinomuranow.pl i www.institutfrancais.pl.). Co w nim tak wyjątkowego. Ogląda się go trochę jaka paradokument. Zaglądamy do gabinetów psychologów, śledzimy rozmowy w domach rodziców, którzy chcą adoptować dziecko, uczestniczymy w zebraniach zespołów omawiających każdy przypadek, jednym słowem możemy poznać całą procedurę krok po kroku. Od decyzji jakiejś kobiety że chce urodzić anonimowo i oddać swoje dziecko, przez okres gdy maluch jest pod opieką ośrodka (a raczej wybranego domu, w którym czeka na znalezienie rodziny), aż po oddanie go do adopcji (a tu też w kolejce czeka się nawet kilka lat).
Niby brzmi to sucho, biurokratycznie, ale uwierzcie, że na każdym etapie tego procesu cały czas najważniejszy jest człowiek, ten najmniejszy...
Premiera "Wymarzonego" za dwa tygodnie, można go będzie też upolować w ramach festiwalu kina francuskiego (od 22 do 29 maja - Szczegółowy program przeglądu wkrótce na stronach: www.kinomuranow.pl i www.institutfrancais.pl.). Co w nim tak wyjątkowego. Ogląda się go trochę jaka paradokument. Zaglądamy do gabinetów psychologów, śledzimy rozmowy w domach rodziców, którzy chcą adoptować dziecko, uczestniczymy w zebraniach zespołów omawiających każdy przypadek, jednym słowem możemy poznać całą procedurę krok po kroku. Od decyzji jakiejś kobiety że chce urodzić anonimowo i oddać swoje dziecko, przez okres gdy maluch jest pod opieką ośrodka (a raczej wybranego domu, w którym czeka na znalezienie rodziny), aż po oddanie go do adopcji (a tu też w kolejce czeka się nawet kilka lat).
Niby brzmi to sucho, biurokratycznie, ale uwierzcie, że na każdym etapie tego procesu cały czas najważniejszy jest człowiek, ten najmniejszy...
środa, 8 maja 2019
Co o mnie wiesz - Megan Mirande, czyli niech czytelnik pogubi się w tajemnicach
Młoda kobieta porzuca swoje dawne życie, duże miasto i wyjeżdża do Pensylwanii, by za nieduże pieniądze zamieszkać w jakiejś małej mieścinie i podjąć się pracy nauczycielki. Choćby nie wiem jak wmawiała swojej rodzinie, że to jej wybór, odpoczynek, wyciszenie, misja i tak będą się o nią martwić i uważać to za jakieś dziwactwo. Była przecież nieźle zarabiającą dziennikarką, miała przed sobą jakieś szanse na dalszą karierę, a wybiera odludzie i mieszkanie w jakimś zaniedbanym domu z przyjaciółką. Domyślamy się, że była jakaś przyczyna jej decyzji, że przed czymś lub przed kimś się ukrywa. A może przed samą sobą i błędami z przeszłości?
Raz, dwa, trzy, giniesz Ty - Alek Rogoziński, czyli celebryci i pismacy
Premiera już za kilka dni, ale ponieważ pod nosem mam księgarnię firmową wydawnictwa, które to wydaje, mogłem już w majówkę sobie to szybciutko połknąć. I żałować że takie krótkie. No za szybko się czyta takie lekkie tytuły, za szybko...
Ponieważ nie znam wszystkich wcześniejszych powieści Rogozińskiego pewnie trudniej mi połapać się we wszystkich postaciach (a część powraca np. autorka kryminałów Róża Krull), ale to nie znaczy że nie mogę się bawić ich dziwactwami i przygodami w jakie się ładują, choć czasem wcale tego nie chcą. Niby fajnie czasem pobawić się w detektywa i sprawdzić swoje umiejętności dedukcji, gdy jednak przy okazji ryzykujesz własne życie, robi się dużo mniej zabawnie. A właśnie w takiej sytuacji nagle znaleźli się bohaterowie tej powieści. Wplątani zupełnym przypadkiem w grubszą aferę, próbując wyjaśnić jakieś swoje wątpliwości i zweryfikować domysły, bo przecież nie mają pewności ani dowodów dla policji. To jeszcze tylko mały kroczek, żeby coś sprawdzić... No i nie wiadomo kiedy można trafić z pytaniem do kogoś kto może zareagować na nie niekoniecznie tak jakbyśmy tego chcieli.
Ponieważ nie znam wszystkich wcześniejszych powieści Rogozińskiego pewnie trudniej mi połapać się we wszystkich postaciach (a część powraca np. autorka kryminałów Róża Krull), ale to nie znaczy że nie mogę się bawić ich dziwactwami i przygodami w jakie się ładują, choć czasem wcale tego nie chcą. Niby fajnie czasem pobawić się w detektywa i sprawdzić swoje umiejętności dedukcji, gdy jednak przy okazji ryzykujesz własne życie, robi się dużo mniej zabawnie. A właśnie w takiej sytuacji nagle znaleźli się bohaterowie tej powieści. Wplątani zupełnym przypadkiem w grubszą aferę, próbując wyjaśnić jakieś swoje wątpliwości i zweryfikować domysły, bo przecież nie mają pewności ani dowodów dla policji. To jeszcze tylko mały kroczek, żeby coś sprawdzić... No i nie wiadomo kiedy można trafić z pytaniem do kogoś kto może zareagować na nie niekoniecznie tak jakbyśmy tego chcieli.
wtorek, 7 maja 2019
I am the night, czyli powiesz mi coś o mojej rodzinie?
Wciąż nie ruszam ostatniego sezonu GOT, za to smakuję sobie Imię Róży i wypatruję co tam jeszcze ciekawego w serialach (a wciąż jestem bez Netflixa). I am the night zapowiadało się całkiem sympatycznie, bo to i dość ciekawa historia (wciąż powieści Ellroya wołają do tego bym do nich wrócił skoro Czarna Dalia tak się podobała, a tu właśnie do słynnej zbrodni jaką opisywał i do LA się nawiązuje), no i styl taki trochę noir. Tak jakby ktoś nie mógł się zdecydować czy udawać Lyncha czy jednak ciągnąć kryminalną intrygę. Czołówka obiecywała sporo, ale ostatecznie cieszę się, że to tylko sześć odcinków, bo inaczej bym się zanudził.
Można by pewnie wskazać kilka problemów tej produkcji, jedną z nich na pewno jest nie do końca dopracowany scenariusz. Tajemnica, która zbyt szybko ulatnia... Przez pierwsze dwa odcinki trzymani byliśmy w niepewności, nie wiadomo było o co chodzi i jakie zagrożenie czai się tuż obok. Gdy po nitce dochodzimy do kłębka, przychodzi rozczarowanie, że to co miało być straszne, jest jakieś takie nijakie.
Można by pewnie wskazać kilka problemów tej produkcji, jedną z nich na pewno jest nie do końca dopracowany scenariusz. Tajemnica, która zbyt szybko ulatnia... Przez pierwsze dwa odcinki trzymani byliśmy w niepewności, nie wiadomo było o co chodzi i jakie zagrożenie czai się tuż obok. Gdy po nitce dochodzimy do kłębka, przychodzi rozczarowanie, że to co miało być straszne, jest jakieś takie nijakie.
poniedziałek, 6 maja 2019
Test, czyli wydawało się, że wszystko o sobie wiemy
Przeglądając
repertuary warszawskich teatrów komedii całkiem sporo, ale tych bardziej
oryginalnych, nie bazujących na prostym kluczu pomyłek, jak na
lekarstwo. A przecież to przyjemność zobaczyć sztukę, która nie tylko
wywoła chwilami na twarzy uśmiech, ale i skłoni do jakiejś refleksji. W
ostatnich tygodniach trafiłem na dwa takie spektakle. I dziś o jednym z
nich. Grana na małej scenie Teatru Kamienica sztuka młodego
katalońskiego pisarza Jordi
Vallejo Duarrito, wyreżyserowana przez Tomasza Obarę, podejmuje temat
miłości, przyjaźni, naszych pragnień i tego jak niestety potrafią być
one przesiąknięte egoizmem. Oczywiście nikt do tego się głośno nie
przyzna, ale gdyby tak zastanowić się nad pytaniem przed jakim stają
bohaterowie "Testu", obawiam się że z większości z nas zaraz by wyszły
jakieś głęboko skrywane ambicje, niechęć, żale i emocje, którymi
próbowalibyśmy rozgrywać sytuację tak by poszła po naszej myśli.
niedziela, 5 maja 2019
Bad Guys. Ekipa Złych. Odcinek 1, czyli tylko się nie uśmiechaj proszę
Zdaje się, że trzy lata temu Rzym, dwa lata temu Praga, rok temu Budapeszt, a w tym roku majówka dość leniwie i w domu. Miło. Choć bez ekscesów i wielkich wspomnień. Nawet komputer i blog poszedł w odstawkę na te kilka dni i nie nadrobiłem zaległości, mimo że to planowałem. Do kolejnego wyjazdu za dwa tygodnie może się uda.
Pozostańmy trochę w klimatach dowcipnych, choć tym razem coś dla dzieci. Mam już trochę na karku latek, moje dzieci dawno wyrosły z takich książek, ale z radością przeglądam różne wydawnictwa, no bo kto wie kiedy nadarzy się okazja, by zarazić jakiegoś młodego człowieka bakcylem czytania poprzez fajną lekturę.
Tu do czytania jest niewiele, więc może to dobra propozycja dla tych, którzy po książki nie sięgają, wolą filmy i komiksy. Może dotrze do nich to poczucie humoru, przewrotność historii i zaczną dopytywać o kolejne części?
Widzicie te typki na okładce? Oto Pan Wilk, Pan Rekin, Pan Wąż i Pan Pirania. Zwykle budzą w nas określone emocje i nie oszukujmy się, są one dość negatywne. Nawet jak wbiją się w garnitury, spoglądamy na nich nieufnie.
Pozostańmy trochę w klimatach dowcipnych, choć tym razem coś dla dzieci. Mam już trochę na karku latek, moje dzieci dawno wyrosły z takich książek, ale z radością przeglądam różne wydawnictwa, no bo kto wie kiedy nadarzy się okazja, by zarazić jakiegoś młodego człowieka bakcylem czytania poprzez fajną lekturę.
Tu do czytania jest niewiele, więc może to dobra propozycja dla tych, którzy po książki nie sięgają, wolą filmy i komiksy. Może dotrze do nich to poczucie humoru, przewrotność historii i zaczną dopytywać o kolejne części?
Widzicie te typki na okładce? Oto Pan Wilk, Pan Rekin, Pan Wąż i Pan Pirania. Zwykle budzą w nas określone emocje i nie oszukujmy się, są one dość negatywne. Nawet jak wbiją się w garnitury, spoglądamy na nich nieufnie.
czwartek, 2 maja 2019
Śmierć w blasku fleszy - Alek Rogoziński, czyli nie ten zabił, kto zabił, ale...
Głupawkowy nastrój trwa. W końcu dziś Sławomir przyjeżdża do mojego miasteczka na koncert :)
A ponieważ czytam w tej chwili najnowszą książkę Alka Rogozińskiego zwanego Księciem Komedii Kryminalnej, to czas napisać o tym co przeczytałem kilka tygodni temu. Dopiero niedawno odkryłem jego twórczość, choć koleżanki już dawno reklamowały mi go jako świetny materiał łączący komedię i kryminał.
I rzeczywiście czyta się go błyskawicznie i bardzo przyjemnie. Sporo tu mniejszych i większych złośliwości na temat funkcjonowania środowiska modelek, modeli, ich agentów, projektantów, dziennikarzy zajmujących się modą i tych wszystkich, którzy na każdym pokazie koniecznie muszą się pojawić (a jeżeli nie na pokazie to na pewno na ściance przed pokazem). I to chyba nawet bardziej przykuwa uwagę jak sama intryga kryminalna.
A ponieważ czytam w tej chwili najnowszą książkę Alka Rogozińskiego zwanego Księciem Komedii Kryminalnej, to czas napisać o tym co przeczytałem kilka tygodni temu. Dopiero niedawno odkryłem jego twórczość, choć koleżanki już dawno reklamowały mi go jako świetny materiał łączący komedię i kryminał.
I rzeczywiście czyta się go błyskawicznie i bardzo przyjemnie. Sporo tu mniejszych i większych złośliwości na temat funkcjonowania środowiska modelek, modeli, ich agentów, projektantów, dziennikarzy zajmujących się modą i tych wszystkich, którzy na każdym pokazie koniecznie muszą się pojawić (a jeżeli nie na pokazie to na pewno na ściance przed pokazem). I to chyba nawet bardziej przykuwa uwagę jak sama intryga kryminalna.
środa, 1 maja 2019
Arystokratka i fala przestępstw na Zamku Kostka - Evžen Boček, czyli jakim trzeba być idiotą...
Skopanie kawałka ogródka, spacer na 10 tys. kroków i chwila na lekturę - to był dobry 1 maja. A żeby mieć dobry humor na resztę dnia, to dzień zacząłem od końca. To znaczy skończenia książki, którą zacząłem wczoraj. Tak to już jest z Arystokratką, że każdą kolejną część się połyka. Nawet jak się nie ma czasy na czytanie.
O poprzednich trzech tomikach pisałem, możecie znaleźć notki w spisie przeczytanych (zakładka na górze). A jaka jest najnowsza, czwarta już część zwariowanej historii o rodzince, która przyjeżdża do Czech, by objąć władanie w posiadłości przodków, czyli zamku Kostka? Jak zwykle komiczna.
I nawet można by rzec jest sporo świeżości, bo obserwujemy nie tylko wcześniej poznane postacie, które wciąż rozdarte są między niechęcią wobec muflonów (czytaj turystów) i miłością do ich pieniędzy, ale do tego dochodzą zupełnie nowi bohaterowie. To właśnie ich wybryki zajmują tu większość miejsca, śledzimy ich drogę do zamku, wcześniejsze przygotowania do wyprawy, a potem już samą wizytę. Dodajmy odbywającą się w dość specyficznych warunkach, bo ze względu na śmierć księżnej Diany, w zamku ogłoszono żałobę i zamknięto go dla turystów... A mimo to, oni znaleźli się w środku. Jakim cudem?
O poprzednich trzech tomikach pisałem, możecie znaleźć notki w spisie przeczytanych (zakładka na górze). A jaka jest najnowsza, czwarta już część zwariowanej historii o rodzince, która przyjeżdża do Czech, by objąć władanie w posiadłości przodków, czyli zamku Kostka? Jak zwykle komiczna.
I nawet można by rzec jest sporo świeżości, bo obserwujemy nie tylko wcześniej poznane postacie, które wciąż rozdarte są między niechęcią wobec muflonów (czytaj turystów) i miłością do ich pieniędzy, ale do tego dochodzą zupełnie nowi bohaterowie. To właśnie ich wybryki zajmują tu większość miejsca, śledzimy ich drogę do zamku, wcześniejsze przygotowania do wyprawy, a potem już samą wizytę. Dodajmy odbywającą się w dość specyficznych warunkach, bo ze względu na śmierć księżnej Diany, w zamku ogłoszono żałobę i zamknięto go dla turystów... A mimo to, oni znaleźli się w środku. Jakim cudem?