Strony

sobota, 30 stycznia 2021

Życie bywa skomplikowane, czyli Niewidoczne życie sióstr Gusmão, Niech gadają, Uwaga dzieci

Styczeń kończę paczką filmową i robię to dzisiaj, bo już padam na nos, a przecież to dopiero przygotowania, prawdziwy finał jutro i trzeba wejść na wysokie obroty. Po raz kolejny z przyjaciółmi zbieramy na WOŚP, w tym roku to dość skomplikowane, musieliśmy dużo rzeczy przenieść do sieci, ale jeszcze bardziej trzeba się napracować, by zainteresować ludzi...
Kto ciekaw nie wbija na profil Półki do Spółki na FB.

A dziś jak wspomniałem paczka filmowa. Trzy produkcje chyba przede wszystkim dla wytrawnych smakoszy, na pewno nie są to propozycje łatwe, lekkie i przyjemne. 

Na początek zabieram Was do Brazylii. Niewidoczne życie sióstr Gusmão to historia rozciągnięta na wiele lat, ale nie nosi w sobie cech charakterystycznych dla sag, gdzie równolegle śledzimy dramatyczne losy wielu postaci. Dwie siostry, rozdzielone przez wybory jednej z nich i zatwardziałość serca ich ojca, tęskniły do siebie, próbowały się szukać, pisać do siebie, ale przez kłamstwa innych wciąż budowana była między nimi bariera.

czwartek, 28 stycznia 2021

Zły człowiek - Adrian Bednarek, czyli masz wszystko, a mimo to wciąż oglądasz się z obawą

"Obsesją" i "Inspiracją" Adrian Bednarek trochę mną wstrząsnął, poluję jeszcze na trzeci tom, ale póki co miałem okazję przeczytać kolejną jego powieść. I wiecie co? Naprawdę gość ma talent do kreowania obrzydliwych historii. Nie wiem czy tylko na papierze, ale jak ma taką wyobraźnię, to aż bym się trochę obawiał w rzeczywistości. Skoro pisze o ludziach, którzy nie mają granic moralnych, żadnych zahamowań, to może w skrytości marzy o tym by... Przesadzam? Może, ale chyba niewiele czytałem równie okropnych opisów, w sensie takim, że o zbrodniach można opowiadać tak chłodno, jakby to było smażenie placków. Obcinanie członków piłą, zabicie dziecka, znęcanie się nad kim niewinnym, by wydobyć jakąś informację - to dla postaci z tej książki małe piwo. A przecież byli po prostu grupką młodych ludzi, którzy nie mieli pomysłu na to skąd zdobyć kasę... Od pierwszych, jeszcze nieporadnych pomysłów, przez przełamanie pewnych granic aż po czas gdy cała szóstka stała się legendą przed którą drżeli wszyscy w okolicy. Oto historia tzw. Grupy Pokoju, z Częstochowy, czyli spowiedź mafiosa.

Królestwo – Jo Nesbo czyli… obraz złej miłości

Ogromne zaskoczenie. Nesbo to dla mnie niedościgniony król mrocznego, ponurego kryminału w zimnej scenerii Norwegii. Cóż zrobić – takie lubię najbardziej; lubię gdy autor poza akcją odkrywa czarną stronę bohaterów, nie tłumaczy ich, nie wybiela a tylko relacjonuje ich myśli, czyny, które wpływają na ich poczynania. Zawsze mam lekki dreszczyk pod skórą czytając jego książki, bo tam mało jest pozytywnych bohaterów, nawet po stronie tych, którzy mają bronić jasnej strony mocy.

Dla czytelników, którzy kochają Nesbo za serię o Harrym Hole „Królestwo” będzie sporym zaskoczeniem. Jest mi ją ciężko zaklasyfikować, bo nie jest to ani typowy kryminał ani thriller, raczej powieść obyczajowa o wielowarstwowej fabule.

Na peryferiach górskiej, norweskiej wioski mieszka samotny mechanik, zarazem główny bohater, Roy Opgard. Mieszka w gospodarstwie, które – po śmierci rodziców – odziedziczył. Prowadzi małą stację benzynową, a przy niej mały warsztat samochodowy. Akcja zawiązuje się, gdy do domu rodzinnego wraca po wielu latach nieobecności jego młodszy brat – Carl przywożąc ze sobą bladolicą żonę o fascynującej urodzie.

środa, 27 stycznia 2021

Męskie Granie 2020, czyli oj tęskno

 Coroczna trasa koncertowa Męskiego Grania była podsumowywana również płytą, na której można było znaleźć to co najciekawsze z danego roku. No a w ubiegłym roku jedynie jeden koncert i to bez wielkiej publiki, która przecież mocno nakręcała energię. I tęskno. I pewnie nam, jako słuchaczom, ale też artystom. A mimo to organizatorzy przedsięwzięcia nie odpuścili i chwała im za to, bo materiał nagrany na krążku jest bardzo fajny, w żaden sposób nie wtórny. Może odrobinę brakuje na nim większej różnorodności, która przecież charakteryzowała te trasy, otrzymujemy za to całkiem fany zestaw coverów. I chyba jedynie ten atmosfery brak. 

Za singla odpowiadali w ubiegłym roku Daria Zawiałow, Król i Igo i ich na całej płycie jest chyba najwięcej. Pozostali raczej jedynie gościnnie, w pojedynczych numerach - m.in. Nosowska, Mata, WaluśKraksaKryzys czy Organek.

wtorek, 26 stycznia 2021

Tragikomedie, czyli Komik, Zjazd i 7 powodów do ucieczki

Znowu muszę pakować filmy po kilka, bo potem o jakimś zapomnę i nie napisze nic. Paczek będzie więc jeszcze kilka w najbliższym czasie. Dziś trzy filmy, ale rekomendacja tylko jedna.

Na początek Komik. Ciekawy scenariusz, historia, ale czegoś troszkę mi zabrakło w tym filmie, może napięcia, może pociągnięcia dalej tej historii. Oto rok 1984, czyli czas, gdy niby można już było dużo więcej, odważniej, ale wciąż jednak ludzie potrafili "znikać" za to, że powiedzieli coś nie tak na władzę Związku Radzieckiego. Żeby żartować trzeba było wiedzieć w jakim towarzystwie i kiedy... Główny bohater jest... komikiem i to takim hołubionym przez władzę, popularnym, choć trochę ta sława zaczyna mu ciążyć. Ile razy można opowiadać ten sam, w miarę bezpieczne dowcip? Boris Arkadjew ma pieniądze, a mimo to wciąż żyje w napięciu, bo nie wie ile mu jeszcze będzie wolno, kiedy władza będzie miała go dość. Na skraju załamania nerwowego, zapijając frustrację alkoholem, jest już cieniem dawnego siebie i to zarówno dla rodziny, dla tych którzy go oklaskują, ale przede wszystkim dla siebie.

poniedziałek, 25 stycznia 2021

Granatowy 44 - Grzegorz Kalinowski, czyli glina wśród żołnierzy

Lubię powieści Kalinowskiego, szczególnie te retro, bo mam wrażenie, że do fabuły wkłada masę ciekawostek dotyczących życia mieszkańców stolicy - od swojego konika, czyli meczów piłki nożnej, ale też po inne, bardziej dramatyczne. Akcja jego wielu powieści kryminalnych, czy też jak ja to nazywam przygodowo-awanturniczych, działa się przed wojną, a teraz przyszedł czas na wojnę. I to okres bardzo dla Warszawiaków trudny, czyli okres powstania. Choć tak naprawdę powstanie staje się tłem dla głównej osi wydarzeń, ale autor postanowił, tak jak on to już potrafi, skakać sobie po osi czasu, dorzucając kolejne wspomnienia, które mają pomóc nam w próbach odgadnięcia kto jest kim, a raczej kto dla której strony pracuje. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że ludzie przyjmowali w tych trudnych czasach bardzo różne postawy, tyle iż to co na pierwszy rzut oka mogło wydawać się ześwinieniem, zdradą i czynem zasługującym na kulę w łeb, mogło być realizowaniem zadań pod przykrywką. Niewdzięczna rola, bycie skazanym na niechęć rodaków i niejednokrotnie sytuacje, w których czuło się nawet obrzydzenie do samego siebie. A jednak tacy ludzi mogli bardzo pomóc polskiemu podziemiu, dostarczając informacji, ratując innych, czy wskazując tych, którzy byli największymi kanaliami. O tym właśnie jest "Granatowy 44". To polowanie na widma, na ludzi którzy wydają się zasługiwać na śmierć, a jednocześnie chwilami konieczność samemu tłumaczenia się z tego kim się jest. Skoro jest się funkcjonariuszem Policji Kryminalnej Generalnej Guberni, to dla wielu z założenia oznacza to bycie świnią.

niedziela, 24 stycznia 2021

Paczka z Bondem, czyli Człowiek ze złotym pistoletem, Szpieg który mnie kochał, Moonraker oraz Tylko dla twoich oczu

Kolejna paczka? No to króciutko, choć prawdę mówiąc coraz z większym zażenowaniem ogląda się wiele scen. Efekty nie pomagają - raczej wypadają śmiesznie, jak połykanie statków kosmicznych czy łodzi podwodnych.
Ale po kolei.
"Człowiek ze złotym pistoletem" - polowanie na płatnego mordercę i to wbrew woli swoich przełożonych. Ten motyw - Bond weź sobie urlop bo mamy dość twoich obsesji i awantur, będzie jeszcze powtarzał. Nie zabraknie też broni masowego rażenia (tym razem energia słoneczna), która zagraża światu wymyślanej przez szalonych naukowców. Ogląda się to nieźle, choć chwilami mam wrażenie, że już niektóre sceny się dłużyły. Element surrealistyczny wprowadza pomocnik czarnego charakteru o bardzo niskim wzroście i azjatyckim pochodzeniu. Tu chyba zacznie się finałowe rozgrywanie ostatecznych ataków, gdy Bond już jest w łóżku z jakąś pięknością.
Co zabawne, coraz częściej pojawiać się będą motywy z innych filmów tu np. z Fantomasa, potem oczywiście Gwiezdne Wojny, powróci też szeryf niedorajda rodem z "Mistrza kierownicy". Wszystko co widzowie kojarzą może się przydać i sprawić, by przygody agenta 007 były ciekawsze. 

sobota, 23 stycznia 2021

Tak naprawdę mam na imię Hanna - Tara Lynn Masih, czyli przeżyć mimo wszystko

Moda na literaturę wojenną/obozową, pisaną tak jak najlepsze łzawe melodramaty trwa u nas w najlepsze. I choć raczej unikam tego typu książek, przedkładając ponad nie literaturę faktu, nie przeczę że to dobry sposób na to, by przybliżyć jakieś wydarzenia i ich tragiczny wymiar dla jednostek, które wtedy żyły. Są zalety i są wady takich powieści. Można oczywiście zarzucić, że to historie nie autentyczne, bo przecież pisane, często maszynowo przez współczesnych autorów, nie zawsze jednak spisane przeżycia świadków są dobrym materiałem do czytania - rzadko kiedy są tam dialogi, uczucia, a codzienność przeplata się z tragedią. Pisarz zbiera tego typu historie i z nich wybiera to co my wydaje się najciekawsze, budując z wielu, jakąś jedną opowieść. I tak jest i tym razem. Zaciekawiło mnie to, że akcja umiejscowiona jest na terenach obecnej Ukrainy, a więc terenów, które kilkukrotnie przechodziły z rąk do rąk i gdzie waśnie etniczne wybuchły szczególnie intensywnie. 

Tacy właśnie jesteśmy, czyli poszukiwanie siebie

To jeden z tych serial, które zaczynasz oglądać, może przypadkowo, czekasz na to, że strzelba wisząca na ścianie wypali, a potem mimo że to się nie dzieje, i tak oglądasz do końca, trochę zaskoczony, ale i zaciekawiony. W sumie dopiero po kilku odcinkach zacząłem grzebać szukając informacji i znajdując nazwisko reżysera i scenarzysty, czyli Luca Guadagnino (to ten od Tamte dni, tamte noce), przestając się dziwić czemu tak dużo w tym serialu wątków homoseksualnych. I nie chodzi tu, jak niektórzy twierdzą o nachalną promocję, a raczej o pewnego rodzaju wrażliwość, może empatię i znajomość środowiska. W końcu opowiadamy zwykle o czymś co znamy, wtedy wychodzi to najlepiej.
I choć "Tacy właśnie jesteśmy" może wydawać się mało intrygujący, bez intrygi, rozciągnięty, chwilami jakby zawieszony w czasie, to nie brakuje w nim intrygujących scen i postaci. Przyjaźń, dojrzewanie, poszukiwanie akceptacji, bunt i niełatwe sytuacje domowe, a do tego dodajcie ciekawe tło - amerykańską bazę wojskową we Włoszech.

czwartek, 21 stycznia 2021

Czy coś nam zagraża, czyli Doktor Sen, Klub Literatury Pięknej i Eksperyment Belko

Kolejna paczka filmowa, jeden tytuł bardziej znany i dwa pewnie dużo mniej. Bo przecież nie tylko głośnymi tytułami człowiek żyje.

Doktor Sen zasługuje jednak na uwagę, nie tylko ze względu na reklamę i na nazwisko Kinga na plakatach. To jedna z ciekawszych ekranizacji powieści mistrza grozy od wielu lat. Na pewno docenią ją bardziej ci którzy znają wersję filmową "Lśnienia", bo nawiązań do filmu Kubricka tu sporo - od postaci, aż po konkretne sceny. Fabularnie to kontynuacja, ale nie do końca oczywista - może raczej wyjaśniająca pewne rzeczy, rozbudowująca pewne zagadnienia. Co to znaczy mieć dar, który pozwala na dostrzeganie innej rzeczywistości? Dla Dana Torrance'a (Ewan McGregor) trauma sprzed wielu lat ciągnie się przez całe życie i długo nie potrafił poradzić sobie z nękającymi go koszmarami. Uciekał w alkohol i dopiero niedawno udało mu się trochę pozbierać. Wszystko co jednak otwiera go na tamten świat, trochę go przeraża, niechętnie myśli o tym, by wykorzystywać swoje umiejętności. Przełamuje się dopiero gdy czuje, że bez jego pomocy kolejnemu dziecku grozi coś strasznego. Choć się boi - musi się przełamać.

środa, 20 stycznia 2021

Miała umrzeć - Ewa Przydryga, czyli smutek i wściekłość

Pozostańmy jeszcze przez chwilę w klimatach kryminalnych i pełnych napięcia, dziś książka, a jutro paczka z filmami. I przy okazji na listę autorek polskich dopisuję sobie kolejne nazwisko do sprawdzania - przegapiłem debiut Ewy Przydrygi, a widzę, że warto polować na jej powieści. "Miała umrzeć" to wciągający thriller psychologiczny, niebanalna zagadka do rozwiązania i choć końcówka trochę mnie zawiodła, to muszę przyznać, że rozczarowania nie było. Czasem zagraniczne "bestsellery" dawały dużo mniej frajdy :)

wtorek, 19 stycznia 2021

Trylogia Dolina Baztán na ekranie, czyli Niewidzialny strażnik, Świadectwo kości, Ofiara dla burzy

W thrillerach i kryminałach mam wrażenie, że rzadko kiedy udaje się na ekranie przenieść to napięcie i ciekawość jakie towarzyszą nam przy lekturze, ostrzę więc sobie zęby na książki, bo filmy wyszły prawdę mówiąc średnio. Ponieważ jednak z "Ciszą Białego Miasta" wyszło podobnie, czuję, że literacka historia może być jedynie lepsza.
To ciekawe, bo przecież klimatyczne miasteczka Kraju Basków, zabytki, ciekawe i trochę dzikie tereny górskie, powinny ubarwiać film, sprawiać, że się jeszcze bardziej zapragnie te miejsca odwiedzać.
Może to jednak specyfika powieści Dolores Redondo, którą próbowano przenieść na ekran, ale te miejscówki niewiele mają w sobie uroku - jest deszczowo, ciemno i ponuro. W książkach te lasy, miasteczka w deszczu i drogi, na których musisz uważać żeby nie zwalić się w przepaść może i stanowią część klimatu i tajemnicy, na ekranie niestety raczej sprawiają dość smutne wrażenie.

Nie będę pisał o każdym z filmów z osobna, bo one stanowią pewien cykl, łączą je postacie, historia głównej bohaterki, która powoli się przed nami odsłania, sekrety rodzinne, które mają tu spore znaczenie. A pisząc o każdym z nich, musiałbym po prostu skupiać się na każdej z historii, ze śledztw, być może zdradzając zbyt wiele szczegółów. Na pewno warto oglądać je w kolejności, bo postać bohaterki się rozwija i pewne wątki powracają, są rozbudowywane. To nie jest kwestia złapania konkretnego mordercy, wyjaśnienia jakiejś zagadki, bo całość wyjaśnia się dopiero na sam koniec trzeciego filmu.

Kształt serca - Dolores Redondo, czyli ci którzy cudem przeżyli

Widzę, że po zachwycie Ciszą Białego Miasta, mam kolejne rzeczy z Hiszpanii do uzupełnienia. Nie czytałem jeszcze trylogii z Doliny Baztán, ale obejrzałem ekranizacje (i o nich też dziś) i mam ochotę na więcej, bo czuję, że powieści lepsze od wersji filmowych. Co prawda będę miała przed oczami już postać bohaterki, ale na szczęście po lekturze "Kształtu serca" stwierdzam, że jej wizerunek mi pasuje. I może nawet dobrze, że czytanie zaczynam od tomu najnowszego, bo jego akcja dzieje się nawet przed tą trylogią i pewne sprawy lepiej się nam układają w głowie. Poznajemy źródło relacji Amai Salazar z jej mentorem, czyli agentem FBI o nazwisku Dupree, do którego dzwoniła gdy miała jakiś kłopot z prowadzoną sprawą. Jak się poznali, skąd ta więź między nimi? Tego między innymi można dowiedzieć się właśnie z lektury "Kształtu serca". I choć żałuję, że fabuła nie jest umiejscowiona w Kraju Basków, jak w przypadku trylogii, to muszę przyznać, że jest wcale nie mniej klimatycznie (choć dużo cieplej). Nowy Orlean, z całym jego kolorytem, również pewną specyficzną mieszanką wierzeń, magii, a w tle największy huragan w historii - no czyż nie zapowiada się to ciekawie?

poniedziałek, 18 stycznia 2021

Paczka ze zbrodnią, czyli Dochodzenie, Detektyw Areta, Bez śladu

Na jutro przekładam dwie notki na temat Dolores Redondo, ale ponieważ nazbierało mi się sporo filmów, znowu chcę zaproponować Wam kilka paczuszek. Może wypatrzycie coś dla siebie? Zwykle te najciekawsze znajdują się w osobnych notkach, ale kto wie...

DeNiro - choćby dla niego warto obejrzeć "Dochodzenie" choć ten film więcej ma w sobie z dramatu, niż z kryminału. To historia ojca, niezłego gliniarza, który zmuszony jest skonfrontować się ze swoimi błędami z przeszłości. Gdy rozstawał się z żoną, wygodniej mu było zacząć od nowa, nie chciał walczyć o prawo do widywania syna, a teraz po latach musi odpowiedzieć sobie na pytanie czy to nie był błąd, który dużo chłopaka kosztował.
O dwa morderstwa, w tym jedno policjanta na służbie i kolegi głównego bohatera, podejrzewany jest jego własny syn. Przez lata staczał się na dno, uciekał z domu, a dziś w przyćmionym narkotykami umyśle jest zaledwie cień dzieciaka, który miał jakieś marzenia i tęsknoty.

niedziela, 17 stycznia 2021

Przybysz, czyli wyśpiewać smutek, strach, nadzieję i tęsknotę

Teatr. W tęsknocie za spotkaniami na żywo, na razie pozostaje namiastka, czyli to co w sieci. Wśród ostatnich odkryć - spektakle Teatru Collegium Nobilium, czyli studentów warszawskiej Akademii Teatralnej. Zawsze mam sporą przyjemność oglądania tych młodych ludzi, z radością potem wyłapując niektóre twarze (bo do nazwisk nie zawsze mam pamięć) w tv czy teatrze. W sieci wrzucanych na dniach jest jeszcze kilka ich nowych spektakli, a wszystkie z elementami muzycznymi, więc macie jeszcze dodatkową frajdę jeżeli lubicie musicale - kto wie może ci młodzi ludzie dadzą się nam poznać lepiej również od tej strony w przyszłości?
Na początek "Przybysz". I nie przypadkowo. Komiks, który zainspirował do stworzenia tego spektaklu to chyba jedna z ukochanych historii obrazkowych (pisałem o nim dawno temu, ale w zakładce z przeczytanymi znajdziecie to bez trud, autorem jest Shan Tan). Byłem bardzo ciekawy jak też uda się to przenieść na język sceny. Oczywiście nie wszystkie elementy są identyczne, tam brak tekstu, niesamowita kreska, fantastyczne, trochę odrealnione wizje trudno oddać nawet w scenografii, trzeba więc było znaleźć na to jakiś pomysł. I mam wrażenie, że się udało. Wojciech Kościelniak ma duże doświadczenie z wystawianiem musicali, tym razem jednak, trochę ze względu też na niewielkie rozmiary sceny, postawił na minimalizm.

sobota, 16 stycznia 2021

Ludzi równie surowi jak i kraj, czyli Biały, biały dzień i Daleko od Reykjaviku

Islandia nieodmiennie fascynuje. I ja się też łapię na ten trend. Gdy widzę, że mogę w programie tv upolować jakieś kino z tego kraju, na pewno tego nie przegapię. Choć nie ukrywam, że mając w pamięci "Zimowych braci", to kolejnego obrazu Pálmasona trochę się bałem. 

"Biały, biały dzień" jest jednak dużo bardziej przystępny. Choć surowość narracji i obrazów jest podobna, sama historia jest po prostu dużo bardziej czytelna, zrozumiała. 

Bez reszty - Wojtek Miłoszewski, czyli pieniądze to nie wszystko?

"Kastor" Wojtka Miłoszewskiego podobał mi się na tyle, że przy drugim tomie postanowiłem zbyt długo nie odkładać czytania na później. I wiecie co? Miałem rację - kontynuacja kryminalnego cyklu o komisarzu Kastorze Grudzińskim jest nawet lepsza niż pierwsza część. Przełom lat 80 i 90 w Polsce to czas ogromnych zmian, a obserwując je okiem policjanta jeszcze wyraźniej odczuwa się frustrację pewnych grup, a determinację innych. To już nie są w miarę przewidywalne i rozpracowane grupy, z którymi mundurowi prowadzili grę, ale wojna, w której już nie mogą liczyć na szacunek ani litość. Amfetamina, porwania dzieci, wymuszenia haraczy - to działania mafii, która ma mocne plecy, czasem nawet chroniona jest przez policjantów, którzy wolą łatwy pieniądz, niż biedowanie za pensję i narażanie życia.
Kastor jest inny. Gdy bierze kogoś na celownik nie popuści. I nawet szansa na odbudowanie związku nie jest ważniejsza dla niego od pracy. Na początku motywowany zemstą za zabójstwo kolegi, ale potem nakręcony też przez chęć ratowania dzieciaków porywanych dla okupu, chwyta się czasem metod na pograniczu prawa - tu liczy się skuteczność, a nie przepisy.

piątek, 15 stycznia 2021

Od nowa, czyli kłamstwa, maski i zbrodnia

Całkiem zgrabnie zrobiony thriller prawniczy, z ciekawą rolą Hugh Granta. Chciałbym powiedzieć im starszy tym lepszy, co nie do końca jest prawdą, ale przynajmniej nic sobie nie naciąga, nie udaje młodszego. I dostał rolę dużo ciekawszą niż te które grał ostatnimi czasy w miernych komedyjkach i obyczajach. Partnerująca mu Nicole Kidman ciekawa, choć trochę sztuczna. Może taki pomysł mieli scenarzyści serialu - jej bohaterka jest trochę wycofana, jakby kryjąca emocje, ma w sobie jakąś tajemnicę. Może dlatego prawie do końca można się zastanawiać nad tym kto tak naprawdę zabił...
No tak - trzeba powiedzieć skąd ten trup. Ano historia stara jak świat - małżeństwo, w którym on zdradza i okłamuje żonę i staje się pierwszym podejrzanym o morderstwo gdy ginie jego kochanka, jak się okazuje również matka jego dziecka. A mimo to, żona stara się dać mu kolejną szansę, broni go, inwestuje pieniądze w najlepszego obrońcę. Bo jak twierdzi zna go na tyle, by wierzyć w to, że jest dobrym człowiekiem. A więc kto? Może jednak mąż tamtej kobiety, który miał się dowiedzieć o dziecku? Rozpoczyna się proces, a my wciąż jako widzowie dostajemy mylne sygnały, które mają zasiać w nas wątpliwość w sytuacji gdy jesteśmy już pewni odpowiedzi na pytanie: kto zabił.

środa, 13 stycznia 2021

Minas Warsaw - Magdalena Kozak, czyli i mag dupa, kiedy ludzi kupa

Wczorajszy tekst mimo, że go publikowałem, nagle zniknął, muszę więc raz jeszcze zabrać się za napisanie tego samego. Rany, jakie to trudne.
Powiem tak - chętnie bym pomarudził na pewne rozwiązania fabularne w tej powieści, ale autorka mnie trochę z tym przyblokowała, sama wrzucając w pewnym miejscu rozważania na temat czytelników, którzy chcieliby żeby wszystko toczyło się tak jak oni, by tego chcieli, odbierając przestrzeń na wyobraźnię twórcy. Nie podoba się? To sam napisz, jak uważasz że potrafisz lepiej.
No to ograniczę marudzenie :) Te rozważania na temat tego, jak autor kreuje rzeczywistość, są tu dość istotne dla całości, w sumie dzięki temu konstrukcja "Minas Warsaw" jest dwuwarstwowa. O co chodzi? Ano w naszej, tak znajomej rzeczywistości pojawia się mag ze smokiem, anektując we władanie Pałac Kultury i Nauki, budząc grozę w całym mieście, gdy próbuje zmieniać rzeczywistość według własnych upodobań. Ten wątek fajnie się zaczyna, potem niestety trochę mag trochę znika z naszych oczu i pierwszy plan zajmują ci, którzy chcą się go ze stolicy pozbyć.

poniedziałek, 11 stycznia 2021

Wychowani przez wilki, czyli przedziwna mieszanka futurystyki i średniowiecza

Może dobrze, że pozwoliłem sobie trochę na odetchnięcie po tym serialu, bo inaczej przy ocenie by chyba poniosły mnie emocje. One zresztą się mocno zmieniały - najpierw był zachwyt po pierwszym odcinku, potem ciekawość, ale im bliżej finału tym bardziej byłem zły i rozczarowany. A tak, gdy trochę odetchnąłem, mogę spokojnie powiedzieć, że drugi sezon pewnie sobie daruję, ale pierwszego, choćby ze względu na warstwę wizualną i klimat, nie żałuję (no dobra, smoka na koniec żałuję, tego się nie da odzobaczyć).

Aaron Guzikowski, czyli scenarzysta serialu, fantazję ma i podobno pomysły rozpisał sobie na wiele sezonów, ale nawet jeżeli znowu będzie firmował to Ridley Scott, jak pierwsze dwa odcinki tym razem, to i tak poziom degrengolady przekroczył już pewną granicę i chętnych nie będzie wielu. Początek zapowiadał się fajnie, potem jednak poszło to w jakąś dziwną stronę...

niedziela, 10 stycznia 2021

Teraz albo nigdy - Szymon Hołownia, czyli szukać nadziei

Jedna z pierwszych książek, które kończę w tym roku, a zacząłem jeszcze przed Bożym Narodzeniem, dawkując ją sobie powoli. I przy wielu z tych felietonów, mimo upływu kilku lat, wciąż znajduję coś celnego. Nie chodzi o sam komentarz do różnych wydarzeń, ale raczej pewnego rodzaju spojrzenie na świat, na ludzi, na Kościół. I nie zmienia mojego stosunku, pewnego rodzaju sympatii, fakt iż Pan Hołownia zaangażował się w politykę, że może popełnia błędy (kto ich nie popełnia?), że nie zawsze się z nimi zgadzam. Cieszę się z każdego mądrego zdania, które mogę dla siebie wziąć i nikt przecież mi nie każe podchodzić do tego na kolanach, że mam połykać wszystko jak pelikan. Ta książka to zbiór felietonów, a więc tekstów dość krótkich z "Tygodnika Powszechnego" z lat 2017-2019. Komentarzy do tego o czym się dyskutowało albo co po prostu zwróciło uwagę autora. Czyli od wydarzeń politycznych, medialnych, aż po jakieś jego przemyślenia i komentarz do tego co powiedzieli inni. I choć np. coraz ostrzejsze słowa związane z wegetarianizmem chwilami nie do końca kupuję, muszę przyznać, że nawet w swoim zacietrzewieniu, Szymon Hołownia nie przekracza pewnych granic, to czasem jest mocna krytyka, (np. polskiego episkopatu), ale bez zdeptania w ziemię, bez upokorzenia ludzi, którzy myślą inaczej. Ale to co najbardziej podoba mi się w różnych jego tekstach to coś innego...

sobota, 9 stycznia 2021

Szarlatan, czyli świat się zmienia, świat się wali, a on chce jedynie robić swoje

Agnieszka Holland po raz kolejny sięga po wydarzenia z przeszłości i autentyczną postać, nie po to by stawiać jakieś pomniki, ale by przyjrzeć się ludzkim wyborom, decyzjom, temu jak zachowują się w trudnych sytuacjach. Jana Mikoláška dziś byśmy pewnie określili jako speca od medycyny naturalnej, przed wojną traktowano takie osoby raczej jako znachorów, upatrując się w ich umiejętnościach jakiejś magii. To było jego marzenie - pomagać ludziom. I nie były najważniejsze pieniądze jakie na tym zarabiał. Uważał, że ma dar. Zna się na ziołach, na roślinach, wie jakie przepisać napary, by pomóc w określonych dolegliwościach, nauczył się też rozpoznawać objawy po moczu chorego. I choć zdaje sobie sprawę, że motywacja pacjenta była równie ważna jak i same zioła, dawał im coś czego pragnęli - wraz z lekarstwem nadzieję... Leczył przed wojną, w trakcie niej i nawet w komunistycznej Czechosłowacji, próbując się dostosować do każdej władzy, byle pozwoli mu robić swoje. 

piątek, 8 stycznia 2021

Fantastyczne opowieści wigilijne, czyli dziecko z Marsa, czy Mikołaj w wersji hard?

Aż żal, że atmosfera świąteczna i ta tematyka to rzeczy, po które zwykle sięga się jedynie w grudniu. Może jednak znajdą się tacy, którzy upolują sobie ten zbiorek i sięgną po niego z lubością dopiero za 11 miesięcy. Ja swój wystawiam na Allegro na WOŚP więc jakby co macie okazję (wszystkie nasze aukcje tu).

Pomysł, by zebrać antologię opowiadań nawiązujących do Bożego Narodzenia, ale napisanych przez ludzi na co dzień zajmujących się pisaniem fantastyki, sam w sobie jest dość zwariowany. Na szczęście nie zrobiono tego w taki sposób jak teraz często wydaje się antologie - kilku znanych i popularnych ma napisać coś na szybko, na kolanie a do tego dodamy mniej znanych autorów. Piotr Gociek, który jest autorem pomysłu, zebrał nazwiska ciekawe, ale też teksty z różnych lat - czuje się, że trochę napracował się przy ich wyborze, a dzięki temu całość na pewno jest bardzo różnorodna. Od rzeczy wprost odwołujących się do świąt, do zupełnego dolotu tematycznego, od baśni, przez horror, aż po twardą fantastykę. Na duży plus - uzasadnienie wyboru i krótka notka o autorach (dość osobista). Może i nie wszystkie nazwiska są w tej chwili "na topie", ale to pisarze nagradzani i na pewno interesujący.

czwartek, 7 stycznia 2021

Elegia dla bidoków, czyli jemu się udało...

Powieść przyjąłem jakoś bez wielkiego entuzjazmu (pisałem o niej tu), a i film jakoś chyba nie zagości na dłużej w mojej głowie. Może dzięki roli Glenn Close ogląda się to całkiem nieźle, natomiast podobnie jak przy powieści - to raczej wydmuszka, a nie głęboki dramat, czy też analiza społeczna. Na szczęście mocno ograniczono rozważania na temat sąsiadów i próbę szerokiej diagnozy społecznej - jej namiastką są obrazki, gdy bohater jedzie przez miasta i widzi mało zadbane domy, nastolatki z alkoholem itp. Najważniejsza zaś staje się tu jego własna historia - dzieciństwo, które sobie przypomina, jadąc z powrotem do domu, by ratować tyłek swojej matce (Amy Adams). Ona przez wiele lat powtarzała mu jaka była dobra w szkole, jaką mogła zrobić karierę, ale ponieważ przytrafiło się jej dziecko, potem nie miała szczęścia do facetów, nie miała wsparcia ani kasy, skończyła jak skończyła. Czyli łapiąc się różnych fuch i szukając szczęścia w narkotykach. J.D. zresztą pewnie mógłby, podobnie jak wielu jego rówieśników i wielu przed nim, powielić podobny schemat - dobrze zapowiadający się, ale bez szans na wyrwanie się ze środowiska, z miasta, z regionu... Ile jest w każdym z krajów takich miejsc jak amerykańskie Apallachy, z których po kryzysie gospodarczym wycofał się przemysł, wcześniej wyeksploatowawszy ziemię i ludzi do cna.

środa, 6 stycznia 2021

Fizyka smutku - Georgi Gospodinow, czyli podróż przez czas, podróż przez uczucia

Zaległości ciąg dalszy, tym razem książkowych. Zbierałem się długo do napisania o tym tytule, bo też wcale niełatwo oddać wszystkie emocje jakie ona budzi. Melancholijne, pełne symboli i wizji, w których nie jesteśmy pewni do końca, co jest realne, a co jest jedynie fantazją, słowa Gospodinowa sprawiają wrażenie wspomnień, ale są raczej podróżą wgłąb pamięci. Tej narodowej, jak i tej osobistej. Spotkaniem przodków i pochyleniem się nad ich decyzjami, nad tym jak ich losy wpłynęły na nas samych. Ukształtowały nie tylko statut materialny, ale i to jak myślimy o sobie, czego się lękamy. Dzieciństwo jako kraina z której każdy wyrusza w podróż, potem jedynie tęskniąc za nią jak za domem, idealizując... A może ten smutek i gorycz to owoc rozczarowania, że nie wszystko układa się tak jak sobie to człowiek wyobrażał?  

wtorek, 5 stycznia 2021

Król, czyli czy można zachwycać się czymś tak brutalnym

Pora na zaległości serialowe z roku ubiegłego. Gdybym zdążył z notką w grudniu, w podsumowaniach na pewno o "Królu" bym napisał, czy zrobię to za rok, tego nie wiem.
Na razie wciąż jestem pod wrażeniem. Świetnie wykorzystano materiał literacki i zadbano o detale, o klimat (muzyka, kostiumy). No i jakie świetne role aktorskie!
Serial - palce lizać. No chyba, że kogoś brzydzą wszelkiego rodzaju wulgaryzmy, przemoc i dosłowność w pokazywaniu pewnych rzeczy. Wtedy "Króla" raczej powinien unikać.
Przy okazji mogę przypomnieć to co M. napisała o książce (sam nie wiem czemu ja tego nie zrobiłem, a teraz pewnie będę musiał sobie ją powtórzyć - ale w sumie to dobry pomysł, bo chcę sięgnąć też po "Królestwo") i co oboje napisaliśmy o spektaklu z Teatru Polskiego

poniedziałek, 4 stycznia 2021

Kroniki portowe - Annie Proulx, czyli zacząć od nowa

W ubiegłym roku zafundowałem sobie maraton czytelniczy z Annie Proulx, ale przeceniłem chyba swoje możliwości - to nie są lektury łatwe i przyjemne, przez które przelatuje się błyskawicznie. Może właśnie taki ich urok? Przyroda, która staje się równie ważnym bohaterem jak postacie, które w niej się szarpią, ich lęki, tęsknoty i marzenia, czasem ważniejsze niż ich działania... I zdania, przy których czasem masz ochotę się zatrzymać, tak ich połączenia są niebanalne. Ona po prostu nie tworzy historii od do, z wyraźnie zarysowaną akcją, ale każe nam się przyglądać detalom, poczuć jakąś atmosferę i w nią właśnie wejść, a nie szukać początku, końca, intrygi...
W "Drwalach" utknąłem na dłużej, okazuje się, że serial daje co najwyżej 1/10 tego co jest w powieści, nawet jeżeli chodzi o chronologię wydarzeń (no chyba, że będą kolejne sezony). Ale za to "Kroniki portowe" już połknięte. I mam ochotę powtórzyć sobie film, który wspominam bardzo miło (pisałem o nim tu).

Może dobrze, że nie pamiętałem go idealnie i nie skupiałem się na porównywaniu detali (np. czemu zabrano jedno dziecko bohaterowi), za to niektóre sceny i tak przypominały się jak żywe (budzenie się trupa :)).

niedziela, 3 stycznia 2021

Powrót z bambuko – Katarzyna Nosowska czyli książka na dobry początek nowego roku

Cieszę się, że rok 2021 zaczęłam od audiobooka Kasi Nosowskiej. I wydaje mi się, że ta książka największy efekt osiąga właśnie w tej formie, czytana przez autorkę, która swoją intonacją, barwą głosu i akcentem wyciąga z tekstu najwięcej, najdosadniej i najbardziej szczerze treści jakie pragnie nam przekazać.


Bambuko to potoczne powiedzonko, które w czasach mojej młodości znaczyło tyle co: nabicie kogoś w butelkę, robienie kogoś w balona czy w konia. Innymi słowy robić kogoś w bambuko to: oszukać, niekiedy ośmieszyć, wykorzystując cudzą dobroć, naiwność, wiarę. A co jeśli w bambuko, raz zupełnie niechcący a raz z pełną premedytacją, robi nas świat zewnętrzny a w nim ludzie nam najbliżsi? Tak na dobrą sprawę, każdy z nas miał lub dalej ma swoje „bambuko”…

I jeszcze świątecznie, czyli 1800 gramów i Pewnego razu w Betlejem

 

.

Niby już po Świętach Bożego Narodzenia, ale jak ktoś ma ochotę jeszcze przedłużyć sobie tą atmosferę to dwie propozycje filmowe. A w tym tygodniu dorzucę jeszcze książkową.
1800 gramów to ubiegłoroczna produkcja TVN - coś co miało być kontynuacją pasma sukcesów ich komedii Listy do M. Takie połączenie komedii romantycznej i kina społecznie zaangażowanego, bo Magdalena Różczka zaangażowana jest we wsparcie jednego z ośrodków preadopcyjnych dla maluszków i chętnie wystąpiła w filmie, który pokazuje problemu takich placówek. Jak wyszło? Niestety płyciutko, bo poza problemami finansowymi i pazernym deweloperem, który chce przejąć działkę, niewiele z tego wynika. Wątki z dziećmi, które kogoś zaciekawiły, nie są kończone, a nacisk jest położony na to, by bohaterka, zabiegana i nie mająca czasu dla siebie, dostała szansę na zakochanie. Scenariusz coś rozwija, a potem nagle na siłę wszystko jest kończone i to w zalewie słodkiego optymizmu - wiadomo, skoro Święta, to musi być dobre zakończenie.

sobota, 2 stycznia 2021

Płotka - Lisa Brennan-Jobs, czyli nie potrafiłem bardziej z Tobą i dla Ciebie być...

Wszyscy kojarzymy kim był Steve Jobs, być może ktoś interesował się bardziej nie tylko jego osiągnięciami na polu biznesu komputerowego, ale i jego charakterem, tym jaki był prywatnie. I oto do pełni obrazu otrzymujemy jeszcze jeden element. Choć prawdę mówiąc przy lekturze książki jego córki, nie miałem takiego odczucia, żeby w tym przypadku istotne było kim jest jej ojciec. To opowieść dziecka, które jest odrzucone, a przynajmniej tak się czuje, to opowieść dziecka, które pragnie akceptacji i miłości. Rodzice Lisy rozstali się jeszcze przed jej urodzeniem i choć później utrzymywali jakieś kontakty, to raczej ich powodem było właśnie istnienie córki, dla której matka najpierw wywalczyła alimenty, a potem już ona sama próbowała dla siebie wywalczyć odrobinę kontaktu. 

piątek, 1 stycznia 2021

Cóż za piękny dzień, czyli i po co ta podejrzliwość, po co ta złość?

Minęło 10 lat od założenia Notatnika, 10 lat pisania dzień w dzień, czyli 3653 notek. Zastanawiam się czy z tej okazji nie obdarować Was kilkoma książkami ze stosów jakie mi się piętrzą, ale jeżeli to zrobię, to pewnie na FB Notatnika.
A póki co, robię to co lubię, czyli piszę o jakichś odkryciach, dzieląc się emocjami. I na nowy rok coś ładnego - ciepłego, może i trochę uproszczonego, ale jak na film amerykański i tak bez patosu... Po prostu historia dość minimalistyczna, pełna dobroci, życzliwości, wybaczenia. Film biograficzny i choć pewnie, podobnie jak i ja, niewiele wiecie o Panu Rogersie, to w niczym nie przeszkadza, by zachwycić się tą historią. W USA to postać uwielbiana od wielu lat, ktoś w stylu p. Zygmunta Kęstowicza u nas, tyle że program Pana Rogersa był nie tylko programem edukacyjnym jak nasz Zwierzyniec. Fred Rogers też występował z kukiełkami, też śpiewał, ale interesowały go prawdziwe historie o życiu, o tym jak sobie radzić z emocjami, szczególnie tymi trudnymi. Prowadzić program gdzie opowiada się o smutku, żałobie, złości, żalu i tym podobnych sprawach i jednocześnie nie przynudzać i stać się legendą, autorytetem? Nie każdy by pewnie tak potrafił.