Kolejny miesiąc, gdy pod koniec mam dylemat, czym zakończyć, bo szkiców się gromadzi tyle, że jest w czym wybierać. Tym razem niech poleci coś czego na moim blogu było dotąd niewiele. A tej autorki chyba jeszcze nigdy.
Literatura kobieca rządzi się swoimi prawami i co roku w okolicach Świąt Bożego Narodzenia jest wysyp tego typu pozycji - mieszanki smutku i radości, nadziei, ciepełka rodzinnego, czyli magii, która ma sprawić, że w serduchu będzie jakoś milej.
Magdalena Kordel ma już swoją grupę fanów, historie zbudowane wokół pewnych miejsc i bohaterów, dla nich ta książka będzie więc spotkaniem ze starymi znajomymi. Czy da się to czytać jako niezależna historia? W sumie tak, czego jestem dowodem. Pewnie gdybym znał przeszłość tych postaci, wiedział co ich połączyło, czemu ludzie nie spokrewnieni, traktują siebie jak rodzinę, ale i tak dałem się wciągnąć w magiczną atmosferę przygotowań do Wigilii i różnych rozterek bohaterów.