Strony

sobota, 3 stycznia 2015

Osobliwy dom pani Peregrine - Ransom Riggs, czyli dziwolągi są wśród nas

Kolejny dwupak. Notka o książce, ale zachęcam Was też do zajrzenia do świeżej notki o Weselu Smarzowskiego. Pojawia się ona na miejscu informacji o Biblioteczce Małego Pacjenta, bo paczka wysłana, kilka osób się dołączyło, ale w ciągu roku też nie zapominajcie o akcji Zaczytanych!

Notką o Weselu kończę kończę na razie twórczość Smarzowskiego, możecie więc przeczytać u mnie na blogu o wszystkich jego filmach, czekając na to co nakręci na temat rzezi na Wołyniu.
Dom zły, Pod mocnym aniołem, Drogówka i chyba najbardziej lubiana przez mnie Róża

A dzisiejsza lektura? Sporo się o niej mówiło, zachwalano jej niesamowity klimat, stąd też, mimo posiadania tego na czytniku, postanowiłem wypożyczyć wersję papierową, by nacieszyć się tymi wyjątkowymi zdjęciami, które m.in. stanowią o jej uroku. I rzeczywiście, gdyby nie one, mam wrażenie, że część tej dziwnej i tajemniczej atmosfery by uleciała. 


Niby to powieść raczej dla młodzieży, ale czy to znaczy, że dorosłemu nie wolno choć na chwilę poczuć się młodszym i spróbować tego co czytają dziś nastolatki? Pottera do dziś wspominam miło i jest przynajmniej kilka tytułów (np. Dawca, o którym chcę napisać w przyszłym tygodniu), które bez jakiegoś wielkiego poczucia zażenowania, mogą być czytane przez starsze pokolenia.

Osobliwy dom pani Peregrine wciąga od początku fajnie budowaną atmosferą tajemnicy. Młody chłopak o imieniu Jacob, który przez całe życie miał fajny kontakt z dziadkiem i zafascynowany był jego historiami z przeszłości, im był starszy, tym bardziej pełen był nieufności, podejrzeń, że nie było w nich wiele prawdy. Czy to naturalna kolej rzeczy, że podobnie jak inni dorośli, przestał dziadkowi wierzyć i uznał go za zdziwaczałego wariata, który wszędzie widzi zagrożenie? 
Rzeczywiście opowieści dziadka i zdjęcia jakie pokazywał wnukowi, były na tyle niesamowite, że trudno było uznać je realne. Wszystko zrzucano na trudne doświadczenia z dzieciństwa dziadka - musiał uciekać przed hitlerowcami, jego całą rodzinę żydowską wymordowano, a on sam wychowywał się w sierocińcu na niewielkiej walijskiej wyspie. W ostatnim okresie staruszek coraz częściej wspominał tamto miejsce i próbował coś wnukowi przekazać, niestety ten nie brał go zbyt serio. Dopiero śmierć dziadka w dramatycznych okolicznościach, sprawiła, że chłopak jednak zapragnął zebrać różne pamiątki oraz zawarte w nich wskazówki, by wyruszyć śladami przeszłości, celem sprawdzenia co kryło się w słowach dziadka. Czy zdjęcia na których są np. lewitująca dziewczynka, niewidzialny chłopiec albo inny, unoszący wielkie głazy, były jedynie prostackim fałszerstwem? Kim albo czym były potwory, które prześladowały dziadka przez całe życie?

Cała wyprawa na wyspę, próby odszukiwania opuszczonego sierocińca i jakichkolwiek świadków, którzy mogą pamiętać dziadka, mocno wciągają nas w tę historię i nie ukrywam, że miałem nadzieję, na jej równie interesujący ciąg dalszy. Tymczasem to co wymyślił autor, nie tylko za bardzo moim zdaniem idzie w klimaty paranormalne, ale i niestety jest dość dziecinne. Zamiast dreszczu zgrozy, można poczuć raczej swojski klimat jak z Akademii Pana Kleksa. Przesadzam? Może odrobinę. Tu nie ma wierszyków, piosenek i wygłupów, ale trudno też potraktować mi zupełnie serio różne stwory i zagrożenia, którymi próbuje nas (i głównego bohatera) nastraszyć autor. 

Mniej więcej w połowie cały klimat i moja ciekawość zaczęła znikać. To co zostało sprawia wrażenie średnio udanej zabawy w łączenie podróży w czasie (Sci-Fi), stworów rodem z horroru dla dzieci (już Koralina była chyba straszniejsza) i wyjątkowych, paranormalnych zdolności różnych dzieciaków, które odnajduje Jacob. Chyba jedynie ten ostatni element, w połączeniu z oryginalnymi zdjęciami, do końca sprawiał frajdę. 
Jakie to byłoby fajne, gdyby tak nie zdradzać tylu szczegółów, które potem nas rozczarowują, ale zachować do końca ten dziwny klimat z początku książki, gdzie niczego nie jesteśmy pewni...

Aż jestem ciekaw jak też do tego materiału podejdzie Tim Burton, który ma nakręcić ekranizację "Osobliwego domu...". Wizualnie to na pewno będzie perełka, a książka jak mało która pasuje do jego dziwnych, pokręconych wizji. 
Z kontynuacją chyba na razie dam sobie spokój. Ale tym, którzy sięgną po ten tytuł, zalecam kontakt z wersją papierową - wydanie jest naprawdę piękne i dopracowane w detalach!

3 komentarze:

  1. A ja Ci kontynuację polecam, bo według mnie jest lepsza od jedynki, która swoją drogą bardzo mnie urzekła.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak wpadnie w ręce to spróbuję, ale jednak dla mnie to nie było do końca to. Chyba najbardziej rozczarowały mnie te stwory i konfrontacja z nimi - gdyby nie to, może nie wściekałbym się na tą dziecinność tak bardzo

      Usuń
  2. Kupiłam sobie tę książkę na święta i już wiem, że niedługo po nią sięgnę. Nawet nie przez wzgląd na treść, ale dlatego, że jest absolutnie piękna, a ja lubię dobrze wydane książki. Wiem, że zdania na temat tej książki są podzielone... Ciekawa jestem, gdzie mnie zaprowadzi lektura.

    OdpowiedzUsuń