Strony

piątek, 2 stycznia 2015

Tańczące niedźwiedzie - Witold Szabłowski, czyli reportaże z transformacji

Pierwszy dwupak w tym roku. Na miejsce zakończonych konkursów po prostu wrzucam nowe teksty, dziś więc zarówno o filmie
Jak i o książce. 
Kolejna lektura na DKK (jeszcze przed nami) i druga już książka tego autora, którą udało się przeczytać. O pierwszej, czyli reportażach z Turcji tu.

Tak naprawdę książka składa się z dwóch części - pierwszej, ciekawej i powiedziałbym bardziej pogłębionej, poświęconej właśnie słynnym tańczącym niedźwiedziom, które kiedyś były atrakcją w wielu kurortach w Bułgarii i sposobem na zarobek Cyganów; oraz drugiej, które jest zbiorem krótkich reportaży na temat mieszkańców krajów byłego obozu socjalistycznego. Jak sobie radzimy w czasach transformacji ustrojowej, po zniknięciu całego świata i jego zasad, w których się wychowaliśmy? Szabłowski na przykładzie niedźwiedzi, które odbierane są ich dawnym właścicielom i przewożone do rezerwatu, gdzie próbuje się uczyć je innego życia, opowiada i problemach wielu ludzi, którzy kompletnie nie potrafią odnaleźć się w nowych czasach, dla których wolność wcale nie jest tak słodka.


Tak jak Bułgaria, po wejściu do Unii, zakazała tresury i wykorzystywania niedźwiedzi, tak i my wszyscy musieliśmy się odnaleźć w kompletnie innych warunkach. Mojemu pokoleniu, które dopiero kończyło edukację, wydawało się, że to głównie zmiany na lepsze, otwarcie nowych perspektyw, ale co mieli powiedzieć ci, dla których życie w "najlepszym z możliwych ustrojów" było wszystkim co znali? Niedźwiedzie miały kółko w nosie, ale przecież tresura nauczyła ich strachu i pewnych mechanizmów, które działały nawet bez używania jawnej przemocy. Czyż nie podobnie było z ludźmi? Wystarczyła sama myśl, wewnętrzny brak przyzwolenia, obawa przed nieznanym, poczucie niższej wartości...

I na tym krótkim wstępie, praktycznie mógłbym skończyć. Bo pisząc więcej, zdradzałbym chyba zbyt wiele szczegółów, odbierając przyjemność lektury. 
Obrazki z Albanii, Kuby, Ukrainy, Estonii, Polski, Gruzji i jeszcze z kilku miejsc. Historie ludzi, którzy się poddali, albo wręcz odwrotnie - próbują za wszelką cenę odnaleźć się w tym nowym dziwnym świecie wolności. Gdzie niby wszystko można, a człowiek i tak widzi dużo więcej przeszkód (również w sobie) niż dawniej. Bo teraz musi o wszystko zawalczyć sam. Bo wolność to czasem ulga, ale nie raz i ból...

Trochę nierówne te tekst, niektóre jakby spisywane "na szybko" i sklejone na siłę w jednym tomie, po prostu rozmowy z ludźmi, bez potrzeby pokazanie jakiegoś pogłębienia tematu, innego spojrzenia. Wysłuchać żalów, tęsknot. Wydaje się to takie proste. Chyba aż tak łatwe nie jest, Szabłowski na pewno musi trochę popracować nad tym by zdobywać zaufanie swoich rozmówców. 
Niektóre fragmenty robią wrażenie i na chwilę zatrzymujemy się nad tymi ludźmi, przy tym co mówią o sobie i swoim życiu. W innych miejscach robi się jednak dość banalnie i monotonnie, albo po prostu zbyt pobieżnie. Może za dużo czasu upłynęło od niektórych scen, byśmy się nimi aż tak przejmowali (patrz dawne reportaże Szczygła - Niedziela, która zdażyła się w środę

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz