Strony

niedziela, 4 stycznia 2015

Droga krzyżowa, czyli jak świat widzi wierzących

Z niewielkim opóźnieniem, bo film już na ekranach w kinach studyjnych, a ponieważ to naprawdę ciekawa rzecz, spieszę z notką, żebyście i Wy zdążyli zobaczyć. Obraz, który dość w kontrowersyjny sposób pokazuje głęboką religijność na przykładzie pewnego radykalnego odłamu chrześcijaństwa (podobieństwa narzucają się błyskawicznie, ale reżyser mocno się odżegnuje, by nie spotykać się z sądzie z prawnikami), pewnie może wzbudzić u nas trochę zamieszania, ale ja jednak namawiam aby go obejrzeć i samemu wyrobić swoje zdanie. Może to po prostu kwestia mojego podejścia - wiara zawsze była dla raczej poszukiwaniem i zadawaniem pytań, a nie trzymaniem się dogmatów i obrażaniem na świat, który myśli inaczej). Stąd wśród moich ulubionych filmów jest Jezus z Montrealu, który raczej daleki jest od tradycyjnego podejścia do wiary. 

Dlatego i do obejrzenia "Drogi krzyżowej" namawiam, choć jest zupełnie inna i niewiele w niej odnajduję rzeczy, który byłyby inspiracją do poszukiwań, do zadawania pytań. Postrzegam ją raczej jako próbę wykpienia religijności jako takiej, ale dlaczego tak myślę i dlaczego mimo wszystko nie mam zamiaru obrażać się na ten film, napiszę poniżej. 


Czternaście rozdziałów, niczym stacje drogi krzyżowej i historia Marii, nastoletniej dziewczyny, która wychowywana jest w bardzo wierzącej rodzinie. Funkcjonuje jakby w dwóch światach - jak każda młoda dziewczyna chodzi do szkoły, spotyka się z rówieśnikami, ale wpaja się jej, że wszystko to co poza parafią, wspólnotą, domem rodzinnym, to pole walki, gdzie ma cały czas pilnować się pokus diabła, który poprzez innych będzie próbował ją odciągać od myślenia o Bogu. Tu nie ma miejsca na przyjemności, bo wszystko może odciąć ją od Niego. Postrzeganie swojej wspólnoty jako jedynej, która ma prawdziwą wiarę w dzisiejszym świecie, rygor w domu, bardzo surowa i zasadnicza matka (jeden z najciekawszych wątków w filmie to jej postawa wobec córki), ksiądz, który zachęcał, by podejmować wyrzeczenia - to wszystko prowadzi dziewczynę do bardzo dziwnej i tragicznej decyzji: chce oddać swoje życie, w zamian za "cud", czyli uzdrowienie z choroby jej młodszego braciszka (chłopak nie mówi i wszystko wskazuje na jakieś zaburzenia autystyczne). 

Długo by można opowiadać o poszczególnych scenach, o tym jak wzbudzane jest poczucie winy nawet po zwykłej rozmowie, o ślepocie na wszystkie sygnały, że dziewczyna coś chce zakomunikować, ale to wszystko trzeba zobaczyć i przemyśleć samemu.


Czy dla Was to będzie jedynie złośliwa satyra na religię, poprzez podkreślanie fanatyzmu, zaślepienia, czy jednak znajdziecie tam jakąś refleksję głębszą? Jeżeli tak, jestem jej bardzo ciekaw.
Na pewno film nie pozostawia obojętnym - porusza emocje i drażni. Może taki był jego cel?   

Dlaczego ten film mnie nie obraża? Ano dlatego, że totalnie wykoślawia obraz ludzi wierzących. Skoro to nie jest prawda, to czemu mam czuć się dotknięty, poruszony? Nie istnieje żaden kościół (nie znam na tyle dobrze Brac­twa Ka­płań­skie­go Świę­te­go Piusa X, aby mieć pewność, ale podejrzewam, że obraz jest mocno przerysowany), który by takie zachowania akceptował, zalecał i ludzie wierzący zdają sobie z tego sprawę. Smutne jest to, że tak religijność jest postrzegana, albo że taki jej obraz chce się dziś w Europie rysować (patrz podobny w swej wymowie Raj: Wiara). Ale chrześcijaństwo polega między innymi na nadstawianiu drugiego policzka. Mogę jedynie współczuć, tym, którzy w takie dziwne historie wierzą i zastanawiać się czemu z tak wielkim oburzeniem protestują przeciw równie głupim, przerysowanym, krzywdzącym i stereotypowym historiom np. o homoseksualistach - że każdy z nich to pedofil, który czatuje na dworach i w toaletach na małych chłopców by ich przeciągnąć "na złą stronę mocy". Przedstawianie osób wierzących jako fanatyków, biczujących się, nienawidzących wszystkich poza "swoimi", żyjących według średniowiecznych zasad, zmuszających swoje dzieci do praktyk religijnych i zasad moralnych przemocą, pragnących męczęństwa itd. - mają tyle samo wspólnego z prawdą co powyższe. Wiadomo, że zdarzają się "kwiatki", ludzie którzy są na pograniczu choroby psychicznej, ale to nie wiara jest w ich przypadku problemem - równie wielu zaburzonych znajdziemy wśród wyznawców innych religii, czy ateistów. 

A propos wątku surowej matki, to pojawiła mi się ciekawa myśl, którą być może uda się rozwinąć jutro, przy okazji pisania o innym filmie z obszaru niemieckojęzycznego.

Kreuzweg_slider4"Droga krzyżowa" jak dla mnie niestety nie tyle opowiada o jakimś ważnym problemie (np. nietolerancja między poszczególnymi odłamami chrześcijaństwa), ale przechyla się w stronę prowokacji i ataku bez próby odrobiny obiektywizmu. Jeżeli w katechezie i w wychowaniu w domu będziemy widzieć jedynie szkodliwą dla dzieci indoktrynację, to niech twórcy filmu i podobnie myślący, pokażą jaka jest ich zdaniem alternatywa i jej konsekwencje dla młodego pokolenia.  
Nawet koniec, choć otwiera nas na inny, duchowy wymiar, odbieram jedynie jako pretekst do tego, by kontynuować opowieść o zaślepieniu religijnym matki. Sami ocenicie.

Film na pewno wart obejrzenia i dyskusji, bo bez rozmowy nigdy nie będzie zrozumienia i pozostaniemy na poziomie własnie takich idiotycznych stereotypów i uproszczeń.
Ciekawa na pewno jest warstwa wizualna - statyczne ujęcia, surowe zdjęcia, zero muzyki, mamy skupieni być jedynie na aktorach, tym co dzieje się z nimi i w nich. Cisza, która następuje po seansie jest niesamowita.

2 komentarze:

  1. To jest śliski temat u nas w kraju i dlatego właśnie u nas tym bardziej powinien prowokować do dyskusji. Większość konfliktów na tle wiary u nas wynika z niewiedzy i niechęci do zaznajamiania się z innymi kulturami. Pewnie gdyby w szkole było religioznawstwo a nie katolicka katecheza, byłoby łatwiej o jakikolwiek szerszy dialog. (Pracuję w szkole, na słowo "joga" kilka lat temu ojciec katecheta się żegnał, co wydawałoby się kuriozalne, gdyby nie działo się w publicznej szkole w XXIw pod Warszawą).
    Tak czy siak bardzo lubię i Jesus Christ Superstar i Ostatnie kuszenie Chrystusa. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ostatnim Kuszeniu i ja pisałem, w wkrótce zamierzam o bardzo lubianym przez siebie Żywocie Briana.
      Nie wiem czy to rzeczywiście jak piszesz jedynie nasza/Polska/katolicka specyfika, to znowu chyba stereotyp, bo nieporozumienia bywają nawet większe tam gdzie ludzie żyją obok siebie (Niemcy, Francja)... Ale masz rację, że wina jest w tym, że się nie słucha, nie próbuje zrozumieć i leży po obu stronach, na pewno nie jedynie u tych, którzy kościołowi wytykają wady i słabości. Zawsze jednostronne patrzenie strasznie mnie wkurza i boli... tak łatwo osądzać i mówić: wszystko co złe to tam

      Usuń