Strony

poniedziałek, 17 października 2011

Mildred Pierce, czyli lata 20-te, lata 30-te

No i wczoraj zakończyliśmy wraz z żoną oglądanie tego miniserialu. Odczucia? Ja prawdę mówiąc dość mieszane. Wciągnęła nas ta historia - niewiele jest zresztą ostatnio produkcji tego typu - nie komedia, nie sensacja i akcja, ale uczciwa, żywa historia, ciekawe postacie, ludzkie emocje... Obyczajowych seriali jak na lekarstwo. Tu na dodatek fajnie oddany klimat lat 20 i 30-tych, niezła scenografia, stroje - jednym słowem drobiazgi o jakie HBO potrafi zadbać.
Gwiazdką tego serialu miała być Kate Winslet i tu trochę zawód. Nawet nie mam pretensji do samej aktorki - to raczej kwestia scenariusza, że postać głównej bohaterki jest strasznie rozlazła, zmienna i mało autentyczna. Raz potrafi świetnie poradzić sobie z trudną sytuacją, innym razem jest bezradna jak dziecko, raz jest silna i walczy o swoje, innym razem inni manipulują ją jak marionetką. Sam nie wiem czy można by było zagrać to inaczej, lepiej - parę scen gdy pozwolono jej na pokazanie wybuchu emocji pokazała do potrafi - dlatego raczej winą obciążam nie aktorkę, a twórców tego dzieła.
I tak można by ciągnąć plusy i minusy tego serialu. Na plus na pewno sama historia. Oto kobieta doprowadzona do krańca wytrzymałości przez zdrady męża wyrzuca go z domu. Wychowując dwie córki i pragnąć zapewnić im wszystko zaczyna mysleć o pracy. W czasach kryzysu to niełatwe - być służącą to dla niej poniżenie, wreszcie przełyka dumę i zatrudnia się jako kelnerka. Powoli uczy się fachu, potem dogaduje się z szefem, że zacznie piec dla niego też ciasta. Za czasem zaczyna myśleć o własnej wymarzonej restauracji. Od kopciuszka do kobiety sukcesu. Trzymamy za nią kciuki, cieszymy się z jej sukcesów, choć patrząc na drugą warstwę filmy ja wciąż miałem obawy czy ten sukces oparty na kredytach i "zaufanych" pomocnikach nie jest pewną bańką mydlaną.
Ta druga warstwa to jej życie prywatne, a tu dużo sie dzieje. Z mężem utrzymuje przyjacielskie stosunki, ale też nie pozwala aby jej życie było puste - gdy potrzebuje meskiego oparcia nie zawacha się nawiązać romansu z jego najbliższym przyjacielem, dość obleśnym typem, który jednak może się przydać. Potem przydarza się romans, który ją samą zaskakuje - daje mu się porwać zdumiona, że to przydarza się jej gdy myślała, że już nic takiego życie jej nie zaoferuje. Nawet gdy straci młodszą córkę i będzie się winić, że w tym czasie była na wypadzie nad morze, nie skłoni jej do tego by swego kochanka porzucić. Nie porzuci go nawet wtedy gdy role się odwrócą - gdy to ona będzie miała pieniądze, a on będzie niedny jak mysz kościelna... No i jeszcze bohaterka jako matka - denerwująca do granic możliwości, kochająca, ale nie stawiająca żadnych granic, rozpieszczająca i niestety potem zbierająca tego owoce (już dawno nie miałem tak wielu negatywnych emocji do jakiejś postaci w filmie jak do jej rozkapryszonej córeczki).   
W warstwie pierwszej - mocna kobieta (dopiero potem okazuje się, że tu też była zagubiona), w drugiej - wciąż angażująca się w jakieś toksyczne związki emocjonalne. Czy to zamierzone - pokazanie takich prób stawania na własne nogi, budowania jakiegoś kawałka życia bez wpływu innych, z błędami, z upadkami, ale wiecznie wstając i idąc dalej do przodu? Trochę to denerwuje (no bo człowiek chętnie od razu by kopnął kochasia w d...) i nie przekonuje, bo te fale i wahania następują zbyt blisko siebie.
Ale i tak - rozważając plusy i minusy - bardzo ciekawy serial i ciekawa historia. Na pewno postać przełamująca stereotypowe myślenie o roli kobiet i ich zachowaniu w tamtym okresie. Mildred jest raczej bezpruderyjna (choć wierna tradycjnym wartościom), przebojowa (choć tej pewności siebie długo się uczy), ale to co najbardziej mi się podobało - nigdy się nie poddaje. Realizuje swoje marzenia, a nawet gdy wszystko się wydaje walić przyjmuje to ze spokojem, po prostu uznając to za kolejny etap, punkt wyjściowy do jakiejś zmiany. Oto sposób na szczęście :) 

11 komentarzy:

  1. Nie przepadam za serialami, miniserialami, telewizją więc ta przeeciętnośc trochę mnie odstrasza...

    OdpowiedzUsuń
  2. Temu serialowi mówię chyba raczej nie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja raczej nie mam ochoty na obejrzenie tego serialu. To nie moje klimaty :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. no proszę, nie ma na razie nikogo kto lubi obyczajowe rzeczy na ekranie? Ten serial byłby dobry do jakiejs dyskusji - wątek realcji głównej bohaterki z córka albo z kochankiem aż proszą się o jakieś nalaizy? Np. Czy to że dziecko wyrasta na egoistę i socjopatę to kwestia jakichś błędów w wychowaniu (oczywiście, że nie ale warto poszukać co wzmacniało pewne chore zachowania córki). Ten serial to pewnego rodzaju odskocznia - bo zupełnie inny od tego co ostatnio w serialach mnie przyciągało. Teraz oglądam np trzeci szon Siostry Jackie, zaraz do oglądania ostatni sezon Gotowych na wszystko (już chyba tylko siła rozpędu) no i kapitalne mroczne Dochodzenie.

    OdpowiedzUsuń
  5. A teraz HBO miało premierę polskiego serialu z Jerzym Radziwiłłowiczem!! i Krystyną Jandą!, też w klimacie obyczajowym, o psychoanalityku i jego pacjentach. Tylko niestety nie mam HBO :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja jestem ciekawa tego serialu i na pewno obejrzę; obyczajowość zdecydowanie mnie nie odstrasza:)

    Dochodzenie obejrzałam niedawno i uważam, że to świetny serial.

    OdpowiedzUsuń
  7. ja naszczęście HBO mam i dlatego rózne rzeczy rzeczywiście udaje się obejrzeć w miarę wczesnie i legalnie. Bez tajemnic oczywiście też zaczynam...

    OdpowiedzUsuń
  8. Super, jestem jak najbardziej za promowaniem rzeczy dobrych :) ująłeś bardzo fajnie to co i mnie w filmie rozczarowało ale u mnie, jeśli się waham, po tygodniu jakoś zapominam o minusach :D

    OdpowiedzUsuń
  9. teraz jak minęło trochę czasu to i ja bym trochę inaczej napisał, ale taki to już urok blogowania :) przynajmniej ja tak mam - bardziej liczą się emocje i wrażenia niż analizy wartości i krytyka na super profesjonalnym poziomie. Pozdrawiam i dzięki za odwiedziny!

    OdpowiedzUsuń
  10. A mi się serial podobał, bardzo ładnie zachowano klimat tamtej epoki, muzyka, stroje (Mildred nosiła obrzydliwe, ale jak zobaczyłam ten biały strój, który miał chyba dodawać jej lat, bo to działo się dziesięć lat później, a było zupełnie odwrotnie, to naprawdę byłam zachwycona) i rzecz jasna, bohaterowie. Ja się zastanawiam też, gdzie Mildred popełniła błąd. Czemu nie umiała być bardziej stanowcza. Czy jej córunia była tak egoistyczna, złośliwa przez to,że matka nie była charyzmatyczna, bez konkretnie ustalonych zasad, że straciła ojca? W dodatku na wszystkim umiała postawić i tak naprawdę nie obchodziło ją nic, co dotyczyło kogoś innego oprócz niej. A raczej odwrotnie - obchodzili ją wszyscy oprócz matki. Pamiętam dość wyrazistą scenę, w której ta dziewczyna pali sobie bezczelnie papierosa i mówi, że Mildred jest żałosna... Boże, mimo wszystko to były czasy, kiedy rodziców się szanowało i naprawdę jak z siostrą to oglądałam, to miałyśmy ochotę obie walnąć kilka siarczystych policzków pyskatej nastolatce. Nie do wiary, że potem jeszcze matka załatwiła jej fortepian i była na każde jej skinienie. To bardzo niezdrowa relacja i choć imię tej dziewczyny wypadło mi z pamięci, to serial na pewno nie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Dla mnie całość niestety okazała się rozczarowaniem. Realizacja bez zarzutu (ale to HBO, więc o oczywistościach nie wspominajmy), ale Kate Winslet, którą uwielbiam, jest cały czas nieosadzona w roli. Nie wyciąga z bohaterki nic więcej ponad perypetie, które się jej przytrafiają. Trudno powiedzieć kim jest Mildred, bo całe życie formują zewnętrzne zdarzenia. Tylko od Winslet oczekiwałam właśnie, że jakieś sedno z tej postaci wyciągnie :)

    OdpowiedzUsuń