M. stwierdziła, że o tym spektaklu najlepiej nie pisać wcale, postanowiłem jednak zostawić na Notatniku jakiś ślad. Choćby po to by za kilka dni napisać jeszcze o jednym zaległym spektaklu i z zupełnie innymi emocjami.
Chłopki. Wybraliśmy się w ramach Warszawskich Spotkań Teatralnych na spektakl, który nie dość że oparty jest na głośnej powieści, ciekawi jak to przeniesiono na scenę, to jeszcze był mocno komentowany i chwalony. Ba, kilkukrotnie w różnych podsumowaniach krytyków pojawiał się na liście najlepszych w ostatnim sezonie.
Ciekaw jestem co na ten temat powiedziałaby autorka. Bo nie dość że to wszystko dość odległe od ducha powieści, to jeszcze dołożono tam rzeczy, które kompletnie nie mają nic z nią wspólnego. O ile pochylenie się z uważnością nad losem babek i prababek, dziewcząt i dzieci wychowywanych na wsiach, które przez lata dorastały w biedzie, mogły marzyć o edukacji i wygodach, można jakoś połączyć z żartami na temat współczesnych kompleksów, dyskusji co jest lepsze - odwoływanie się do tradycji ziemiaństwa czy raczej do swojskości wsi, to już mocne punktowanie poniżania Ukrainek, traktowania ich jako służby, ludzi drugiej kategorii, jakoś pasuje średnio. A już pokazywanie tragedii rodziny Ulmów poprzez śmieszkowaną scenę odgrywania teatrzyku, jest po prostu mało smaczne.
Przyznaję. Jest w tym spektaklu jakaś bezczelność. Powiemy widzom wszystko co nam leży na wątrobie, wygarniemy co myślimy o ich modach, fascynacjach, lękach i uprzedzeniach, o tym czego się wstydzą i czym próbują szczycić.
Na wakacje takie powieści to wybór idealny, nawet dla tych, którzy nie lubią kryminałów. Jest lekko, chwilami zabawnie (choć bywa że to czarny humor), niebanalnie.
Najlepszym przykładem może być seria Richarda Osmana o staruszkach z domu opieki, którzy założyli czwartkowy klub zbrodni. Wcale się nie dziwię, że Netflix przyszykował ekranizację, bo to materiał wprost idealny i nie mogę się tego doczekać.
Moje trzecie spotkanie z serią i powiem Wam, że wciąż nie mam dość. Ba, im lepiej poznaję wady i słabości bohaterów, tym bardziej ich lubię i bawię się sytuacjami jakie kreują.
Ich dociekliwość, wścibskość, bezpośredniość, oryginalne pomysły na zbieranie informacji - klękajcie narody, niech policja się uczy albo przynajmniej podpisze z nimi umowy zlecenia. A może wystarczy po prostu raz na jakiś czas podzielić się jakąś informacją? W końcu przysługa za przysługę, a ktoś finalnie będzie musiał sprawcę ująć, więc pewnie bohaterowie i tak poproszę o pomoc.