Uczę się słuchać jazzu :) jakoś taki klimat że nie wchodzi za bardzo ostra muza, że docenia się trochę bardziej jakąś harmonię, pomysły, budowanie brzmienia przez dialog instrumentów.
Oczywiście nie zawsze jest to muza, która niesie uspokojenie, pewnie pracować przy nie bym nie mógł, dużo tu jednak zależy też od tego na co trafisz. Jazz bowiem jest całą kopalnią klimatów, od tych bardziej tradycyjnych, przez mocne eksperymenty i improwizację, aż po flirt z elektroniką, z innymi gatunkami.
Krakowski kwintet Omasta choć materiałem na tym albumie oficjalnie debiutuje, ma sporo doświadczeń z grania z innymi, zarówno w kraju jak i za granicą. W ich graniu słyszy się dużo inspiracji nie tylko tym co starsze - soulem, funkiem, ale i sporo zabawy kulturą hip-hopu.
Gdy klimat zadymionych knajpek spotyka się z atmosferą osiedla i miejskich ulic, możesz dostać właśnie taką fajną mieszankę. Krążek, który chwilami brzmi jak nagrania najlepszych jazzmanów z lat 70, ma jednak też fajną dawkę świeżości, bezczelności.
Cudowne dęciaki (trąbka, saksofon), pięknie prowadzący melodie fortepian, perkusja gdy trzeba w tle, ale i potrafiąca zachwycić całym bogactwem dźwięków - ach ile tu się dzieje. A jeszcze i flet, i klawisze, i bas! Słucha się tego z przyjemnością, bo rzadko kiedy mam tyle frajdy z odkrywania poszczególnych ścieżek i tego jak się ładnie schodzą.
Posłuchajcie sami

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz