Strony

sobota, 29 kwietnia 2023

Edukując Ritę, czyli korepetycje, które zmieniły się w coś dużo głębszego

Najnowsza premiera w Teatrze 6 Piętro to sztuka dość dobrze w Polsce już znana, w końcu występował w niej z powodzeniem na scenach warszawskich m.in. Piotr Fronczewski. Od ponad 40 lat sztuka autorstwa Willy Russella bawi, ale i skłania do zadumy. Jedynie dwójka aktorów na scenie, a emocji cała masa. Zmieniająca się relacja między postaciami, przemiana jaka stopniowo następuje w nich jest nie tylko ciekawa, ale wręcz fascynująca. Jest tu i pewnego rodzaju chemia pomiędzy nimi, namiętność, choć przecież nigdy nie przekraczają żadnych granic, ale przede wszystkim jest czerpanie z tych spotkań jakiejś dziwnej energii i radości życia. Dla fryzjerki Susan, która każe mówić do siebie Rita (Maria Dębska), indywidualne konsultacje u profesora literatury wynikają z pragnienie jakiejś zmiany, dążenia do świata, który wydaje się poza jej zasięgiem, ona chce być jak ci studenci, którzy inteligentnie potrafią odnaleźć się w prawie każdym temacie, nigdy nie czują kompleksów, są pewni siebie, przekonani o tym że świat stoi przed nimi otworem. Dla Franka (Mirosław Baka) początkowo to kolejna studentka, która będzie zawracać mu głowę, przez lata nauczył się już ze spokojem przyjmować to jak tryby uczelnianej edukacji wtłaczają do głów formułki i gotowe tezy, które potem młodzi z przekonaniem powtarzają jako własne. Stał się cyniczny, zgorzkniały, coraz częściej zagląda do butelki, stracił radość nie tylko z nauczania, ale i z samej literatury. I oto zwykła dziewczyna, nagle przywraca mu frajdę z pracy, z rozmów o poezji i powieściach. Jej szczerość, może czasem naiwność, ale i pragnienie, tego by chłonąć wszystko z ciekawością i zachwytem, są tak świeże, że i jemu zaczyna się chcieć. Po pierwszych spięciach, iskrzeniu, oboje z utęsknieniem wyglądają każdego kolejnego spotkania. 

środa, 26 kwietnia 2023

Życie Pi, czyli filozoficzna przypowieść o wierze, nadziei i prawdzie

Uwaga ode mnie - jeżeli nie znacie treści książki/filmu, może pojawić się w recenzji M. niewielki spoiler. Ja przedstawienie z Londynu przegapiłem, czego nie mogę odżałować - ale mam nadzieję na powtórki!
R

Pełny repertuar spektakli i wydarzeń specjalnych w Multikinie znajdziesz tutaj: https://multikino.pl/wydarzenia

 Nie czytałam książki „Życie Pi”, nie oglądałam też (ponoć przepięknego) filmu o tym samym tytule. Spektakl z teatru londyńskiego na West Endzie to moje pierwsze spotkanie z tym tytułem. I ogromny zachwyt nad tą inscenizacją: nad sposobem prowadzenia narracji, dynamiką ruchu scenicznego, cudowną, niespotykaną scenografią oraz bajecznymi lalkami i lalkarzami, którzy je ożywiali. I opowieścią, która w swojej wymowie nawiązuje do tak wielu tematów i przedstawionych w taki sposób, że staje na pograniczu opowieści filozoficznej. Jest to spektakl zdecydowanie dla dorosłych mimo baśniowej scenografii i opowieści o tym jak w niebezpieczeństwie młody chłopiec przez 227 dni potrafił zapanować nad tygrysem bengalskim przebywając z nim w jednej szalupie ratunkowej po zatonięciu statku, którym podróżował z rodziną z Indii do Kanady. Każdy widz odnajdzie w tej opowieści coś co go zainspiruje do głębszego przemyślenia spraw dla niego istotnych, znanych lub przywołanych życiem Pi.

wtorek, 25 kwietnia 2023

Metoda, czyli jestem gotowy, zdeterminowany, jestem po prostu zwycięzcą

Kilka tygodni temu na deskach Teatru Polonia pojawił się ponownie (bo premiera była chyba już w roku 2007) spektakl, który w sumie nawet nie wymagał wielkiego odświeżania. Sztuka napisana przez katalońskiego dramaturga Jordiego Galcerána i wyreżyserowana przed ponad dekadą przez Piotra Łazarkiewicza nadal się może podobać i trzymać w napięciu. I nie tylko dlatego, że korporacje wciąż potrafią zaskakiwać metodami naboru pracowników (żeby tam wytrwać trzeba mieć jednak specyficzną osobowość), a dla wielu Polaków stanowisko managera w zagranicznym koncernie to szczyt marzeń, dla którego wiele by zrobili. Sedno leży chyba głębiej, bo ta sztuka jest pewnego rodzaju grą psychologiczną, pewnego rodzaju testem na człowieczeństwo i można ją nie tylko jako satyrę na świat korpo. Ile masz w sobie empatii, zrozumienia, na ile będzie potrafił wczuć się w determinację kandydatów walczących o stanowisko... Czyja postawa będzie Ci najbliższa, czy wybrałbyś raczej strategię agresywnej konfrontacji, by to właśnie twoja osobowość została zapamiętana, czy jednak należałoby zaprezentować umiejętność gry w zespole, umieć wspierać pozostałych członków teamu w ich problemach. Nie wiesz przecież czego mogą oczekiwać Twoi potencjalni nowi szefowie...
Tu nic nie jest oczywiste i może dlatego ogląda się to z ciekawością i w takim napięciu.

poniedziałek, 24 kwietnia 2023

Emigracja XD, czyli podróż za jeden (szczerbaty) uśmiech

Pisząc o najnowszej produkcji komediowej Canal +, trzeba by się chyba cofnąć do fenomenu twórczości Malcolma X, jego past, a potem powieści (o Emigracji pisałem tu). Kompletnie zwariowane, na luzie, opowiadane ze swadą anegdotki sprawdzały się świetnie szczególnie gdy ktoś to dobrze czytał (stąd fenomen pierwszej copypasty o ojcu i wędkowaniu moim zdaniem). Czy taki materiał da się przerobić na film? A i owszem, szczególnie gdy ktoś ma na to pomysł, jest narrator, uda się utrzymać tempo, uwagę widza... Jak dodasz do tego dobrych aktorów to już byłaby perełka. Co więc nie zagrało?
Mam wrażenie, że mając tak dużo tego materiału - przypominam to nieprzerwana i kompletnie odjechana opowieść - ktoś stwierdził, że powybiera co bardziej smakowite anegdotki i jakoś tam spróbuje je połączyć. Tylko cholera, zabrakło tego spoiwa, tych wszystkich komentarzy głównego bohatera, który w książce prowadzi nas od jednej hecy do drugiej. Tu jedynie czasem westchnie i coś tam rzuci, to jednak za mało, by bawiło równie mocno. 

Jest więc pomysł - Malcolm to typ inteligenta, raczej spokojny niż narwany, próbujący opanowywać chaos jakim jest jego kumpel Stomil. To przecież przez niego mają problemy i by uzbierać na grzywny postanowili jechać do UK, by trochę dorobić. Tyle słyszeli o tym jakie to można interesy tu robić. Rzeczywistość jednak wcale wesoła nie jest i niejeden raz czeka ich zmiana pracy, miejsca noclegu, czy pożegnanie się z prawie całym majątkiem. Jak ktoś ma talent do ładowania się w kłopoty...

Ja, córka Rasputina, czyli każdy ma swoją prawdę

Ten monodram to skrócona opowieść o życiu Matriony, zwanej Marią, z piętnem bycia córką Grigorija Rasputina, tajemniczego mnicha z dalekiej syberyjskiej wioski, obwinianego za wszelkie nieszczęścia jakie spotkały Rosję na przełomie XIX i XX wieku. Akcja rozgrywa się w ostatnim dniu jej życia - 27 września 1977 roku, w jej mieszkaniu pod Los Angeles w Stanach Zjednoczonych. Późny wieczór, Maria budzi się z letargu upojenia alkoholowego i zaczyna snuć opowieść o swoim życiu, życiu ojca, jej wersji historii wydarzeń, zdaje się prowadzić rozmowy z dwoma psami: Jusu i Pow. Te imiona nadano psom rozmyślnie, od nazwisk zabójców jej ojca. Jego zabili, ją skazali na rozpacz i tułaczkę – teraz jako psy mają słuchać jej rozkazów.

Monolog Marii prowadzi nas przez dzieciństwo na Syberii, wspomnienia o matce i rodzeństwie, o ojcu, który zdawał się rozumieć mowę zwierząt, o jego „wędrówce” od chłopa- rozrabiaki do fanatycznie wierzącego mnicha, o jego wejściu na salony carskie, o jego życiu aż do śmierci, a także o jej małżeństwach i życiu w Paryżu i Los Angeles. Jest ten dzień dla Marii dniem radosnym. Dekadę temu zmarł zabójca jej ojca, Feliks Jusupow. Jest też dniem przypominającym dzień śmierci ojca, dla którego była oczkiem w głowie. To dzień zadumy nad tym co straciła - dlatego poznajemy ją leżącą na dywanie ze szklanicą w dłoni. Ból duszy najlepiej przecież leczy wódka, ten swoisty „antybiotyk Syberii”.

niedziela, 23 kwietnia 2023

Pionek - Małgorzata i Michał Kuźmińscy, czyli polowanie na seryjnego

Historia śląskiego wampira (czy nawet dwie, bo przecież dwie sprawy tak nazwano), to niezły materiał na reportaż, ale jak się okazuje, dobry punkt wyjścia do napisania niezłego kryminału. Kuźmińscy nie odwołują się ani do sprawy Knychały, ani Marchwickiego, choć wykorzystują sporo z atmosfery tamtych dni, z nacisków władzy na złapanie sprawcy i wątpliwości co do winy drugiego ze sprawców. Serię morderstw kobiet osadzili na przełomie lat 80 i 90, pozmieniali detale, ale w centrum pozostawili życie w aglomeracji śląskiej. Czy problemy ekonomiczne Polaków, trudna sytuacja kopalni, powiększające się różnice w zarobkach mogą stanowić klucz do pytań o źródła zła jakie zrodziło się w czyjejś głowie? A może jednak to klasycznie: trudne dzieciństwo, manipulacyjna matka, trudności w nawiązywaniu relacji z płcią przeciwną, ośmieszanie przez rówieśników... Na podobne pytania próbują znaleźć odpowiedzi bohaterowie "Pionka" - wykładowczyni antropologii i socjologii Anna Serafin oraz dziennikarz, który po problemach w pracy, skazany jest jedynie na własnego bloga - Sebastian Strzygoń. To on wymyślił ten temat: dotrzeć do skazanego prawie 20 lat wcześniej seryjnego mordercy, któremu kończy się właśnie wyrok, by na tej sprawie zdobyć sławę i pieniądze. Czy miejsce morderców i psychopatów jest na wolności, czy resocjalizacja mogła pomóc, czy może jednak należy ich dalej separować od społeczeństwa...
Żeby poprowadzić takie śledztwo i uzupełnić je wywiadem, trzeba jednak chęci Normana Pionka, by wrócić do przeszłości. W trakcie spotkania w więzieniu wspomniał, że jeżeli ma rozmawiać, to tylko z kobietą. I tak do śledztwa dołącza znajoma dziennikarza, która właśnie gościnnie wykłada na politechnice.

sobota, 22 kwietnia 2023

HierarchJA, czyli nie daj zabić w sobie wrażliwości

Kiedyś już pisałem o spektaklu Teatru Jeszcze, czyli grupie nauczycieli, którzy po warsztatach teatralnych postanowili kontynuować pracę. Mając wsparcie m.in. w siostrach Fijewskich, czyli Teatrze Młyn, mogą nie tylko przepracowywać swoje pomysły, ale i je pokazywać publiczności, w dodatku zupełnie bezpłatnie (kolejne pokazy HierarchJa w maju - jakby co klikajcie tu). Amatorzy mają w sobie tyle pasji, że naprawdę warto zobaczyć co mają nam do opowiedzenia - sami przecież budują te scenariusze, a potem muszą przełamać tremę, by pokazać czasem niełatwe sytuacje na scenie. Tak było w poprzednim spektaklu, czyli Ludziach pandemicznych, tak jest i tu - dotykamy spraw, które sami uznają za istotne. Emocji jest na pewno sporo, ale to tym większa przyjemność, jeżeli zarówno widzowie, jak i aktorzy mają roziskrzone od wzruszenia oczy.
W pierwszym przedstawieniu opowiadali nam o samotności, o więziach, teraz również tematem przewodnim są relacje, raczej jednak z naciskiem na ich społeczny charakter, czyli nie tylko na rodzinę, ale np. pracę, codzienne sprawy.
Gdy na plakacie widzicie kominiarki, domyślacie się pewnie, że będzie przemoc, ale nie chodzi jedynie o tą fizyczną, a raczej o tą psychiczną, o to jak czasem nakręca się ta spirala złości, agresji, niechęci - skoro ktoś mnie skrzywdził, nie bardzo potrafiłem się bronić, odegram się w sytuacji gdy sam będę w pewien sposób mógł okazać wyższość.

piątek, 21 kwietnia 2023

Wszystkie narkotyki świata - Myslovitz, czyli nie całkiem przepadli

Ponieważ wpadły mi w ostatnich dniach przynajmniej dwa ciekawe albumy, postanowiłem więc zrobić wyłom w i tak już dość długiej kolejce spektakli, filmów i książek. I tak mało u mnie od miesięcy muzyki. To niech będzie choć troszkę.
Zainspirowany spektaklem w Teatrze Roma (muszę się wybrać) z piosenkami Myslovitz, stwierdziłem, że zobaczę co u panów słychać po odejściu Artura Rojka. I wiecie co? Powiem Wam, że to naprawdę niezły album! No może nie oceniam wszystkich numerów równie wysoko, ale kilka naprawdę wpada w ucho i chce się do nich wracać, a to wcale nie jest tak częste przy pierwszym odsłuchu polskich zespołów.
Pierwsza od 10 lat studyjna płyta, nowy wokalista (kolejnym został Mateusz Parzymięso), ale coś charakterystycznego jednak pozostało, czyli jakaś cząstka fenomenu tej kapeli wciąż trwa. Może i bardziej chwilami popowo (balladki w stylu Król Wzgórza, Latawce), ale gdzieś te gitarki, te pasaże i kopniak energii wciąż pobrzmiewa. Jest ciekawie, choć może ciut jak na mój gust za spokojnie. Fajna mieszanka rocka, z odrobiną elektroniki, ten jazgotliwy wjazd z refrenem, a potem znowu odrobina jakby melancholii w zwrotkach...

Hallelujah, czyli tajemny akord

Leonard Cohen… i właściwie to powinno wystarczyć za recenzję filmu o tym tytule. Kanadyjski poeta (tym był przede wszystkim), który karierę muzyczną zaczął po trzydziestym roku życia śpiewając własne utwory, bo nie mógł utrzymać się jedynie z pisania. Nie zależało mu na sławie - patrzył na świat jakby z innej perspektywy. Ci, którzy go znali mówią, że przez całe swoje życie szukał sensu życia, duchowości ponad religiami. Ciągle poszukiwał czegoś więcej, znikał na długie lata by pracować z dala od zgiełku miast albo by odkrywać siebie w praktykach mnichów tybetańskich. Każdy utwór traktował niezwykle poważnie, dopracowywał, starannie odzierając jak się obiera cebulę – warstwa po warstwie – z tandety, łatwizny, tego wszystkiego co stanowiło jedynie gadżet do jego wymowy. Muzyka odzwierciedlała tekst, ale była nie do zaśpiewania dla zwykłego słuchacza. Uwodziła, jednak nie dawała się łatwo okiełznać. Nie znał nut, potrzebował do tego innych muzyków i aranżerów. Plejada znanych nazwisk, różne aranżacje i zróżnicowana instrumentacja, a na końcu on – Leonard Cohen – charyzmatyczny odtwórca własnych wierszy z charakterystycznym, niskim głosem, z nostalgią w oczach i głosie. Wrażliwiec, który pisał dla wrażliwców – jego piosenki odbierało się sercem i duszą.

czwartek, 20 kwietnia 2023

W otchłani - Katarzyna Wolwowicz, czyli co ukrywasz kochanie?

W kolejce do opisania jeszcze chyba trzy spektakle, w tym tygodniu dojdzie kolejny, nie mogę jednak odkładać też pisania o książkach, bo potem wyjdzie na to, że zapominam treść zanim zdążę o czymś napisać. Najfajniej byłoby pisać od razu, na gorąco, na to jednak za mało czasu, za dużo się dzieje.
Łapcie więc kolejne czytadło, które pewnie szczególnie mocno spodoba się paniom. Katarzynę Wolwowicz poznałem w wersji kryminalnej i tam spodobała mi się chyba bardziej - tu niby mamy jakąś intrygę, jest napięcie, ale szczerze: za dużo wzdychania i trochę to wszystko jakby znajome. Może po prostu kilka thrillerów połknąłem z podobnym motywem - rozgryzania tajemnicy kogoś świeżo poznanego, fascynującego, ukochanego. Choć otoczenie ci mówi: to za szybko, uważaj, on na pewno coś ukrywa, ty widzisz jedynie swoje szczęście i masz ochotę w pełni mu zaufać... On na pewno ci krzywdy nie zrobi?
A może jednak? Czemu kontroluje? Czemu zdarzają się wokół was jakieś dziwne historie i czujesz rosnące zagrożenie i własny strach. Gdy tylko na chwilę znika, czujesz niepokój, a w dodatku dowiadujesz się, że nie mówi ci całej prawdy.

środa, 19 kwietnia 2023

Ludzie na drzewach - Hanya Yanagihara, czyli wiem lepiej, więc więcej mi wolno

 W sumie nie wiem czy to był dobry pomysł, bo Małe życie jakoś równie mocno drażniło, jak i ciekawiło. No to Ludzie na drzewach pisarki pochodzącej z Hawajów drażnią jeszcze bardziej. I przyznaję się, że pisząc o moich emocjach nie uniknę trochę spoilerowania.
Gdyby to była opowieść etnograficzna - pół biedy, nawet najdziwniejsze rzeczy można by było przełknąć i pewnie dziwne zwyczaje ludu, który żył tyle lat w izolacji nie budziłyby takich kontrowersji. Gdy jednak to szkiełko, którym podglądamy te zwyczaje, trzyma gość, który od początku jak wiemy siedzi w więzieniu oskarżony o wykorzystywanie dzieci, i cała ta jego opowieść ma być obroną, wyjaśnieniem jego czynów, przepraszam, ale mnie trochę krew zalewała.
Doceniam pomysł - naprawdę rozbudowana warstwa faktograficzna sprawia, że wierzy się w to bez zastanowienia - ono przychodzi potem, gdy robi się coraz dziwniej. Nazwiska, daty, publikacje, badania naukowe, cytaty - no nic tylko potraktować to jako biografię, a nie powieść. Ten wkręt powoli potem traci swoją siłę, do końca jednak udaje się utrzymać nasze zainteresowanie... Gdyby jeszcze tylko ten bohater nie był aż tak wkurzający - jego dylematy, słabość, którą potem chciał za wszelką cenę zasłonić osiągniętym sukcesem swojego odkrycia, robienie z siebie dobroczyńcy, gdy jest się po prostu zapatrzonym w siebie draniem... O ile w Małym życiu bohater drażnił robieniem z siebie ofiary, to tu mamy inny przypadek - gość jest sprawcą, a jeszcze w dodatku twierdzi, że powinno mu się być wdzięcznym. Nie ma chyba nic gorszego. 

wtorek, 18 kwietnia 2023

An Act of God, czyli co by było gdyby

M. stwierdziła, że nie chce pisać dialogowanej recenzji o tym spektaklu, bo pewnie skończy się na dyskusji nt. religii, tym razem więc po wizycie w Teatrze Druga Strefa dwugłos. Najpierw M., potem ode mnie parę zdań.


MaGa
: A co by było gdyby Bóg – ta bezcielesna istota, do której modlą się we wszystkich religiach świata ludzie wierzący – przybrał postać ludzką i podjął próbę oceny wierzących poprzez ich czyny? Jako istota wszechmocna, mógłby przybrać na przykład postać dyrektora teatru… bo dlaczego nie? Co wówczas miałby do powiedzenia swoim wyznawcom?

Ten spektakl mimo lekkiej formy wcale taki nie jest.  Jest próbą odpowiedzi na pytanie jaki jest Bóg, który stworzył ludzi podobno na swój obraz i podobieństwo. A jeżeli tak, to przecież może być skrajnie różny od wyobrażeń ludzi wierzących. Jeżeli stworzył ludzi homoseksualnych, aseksualnych, transseksualnych itp. – to może sam jest taki albo nie ma nic przeciwko takim osobom (wszak, powtarzam, jesteśmy rzekomo stworzeni na jego obraz i podobieństwo). Jeżeli wśród nas są ludzie źli i podli to może Bóg dopuszcza i u siebie takie postępki. Jednocześnie Biblia wyraźnie sugeruje jak Syn Boży patrzył na kupczenie w murach świątyń i jak wyszedł w zderzeniu z polityką...

poniedziałek, 17 kwietnia 2023

Przerwany pokaz - Małgorzata Rogala, czyli skrywają wiele, ale czy byli zdolni zabić?

Nie wiem czy przez najbliższe dwa dni będzie chwila na pisanie notek, więc dziś szybki wpis kryminalny. A może kryminalno-obyczajowy? O ile pierwszy tom cyklu o Michalinie Czaplińskiej i Zofii Maciejce, czyli Ostatni skok był mam wrażenie bardziej kryminalny, to Przerwany pokaz jest historią, w której obie policjantki, starsza i młodsza, bardziej i mniej doświadczona, są jakby na drugim planie. Jest więc trup, jest śledztwo, ale dużo ważniejsze stają dylematy wnuczki zamordowanej kobiety, słynnej projektantki. Uczuciowe, zawodowe, finansowe i generalnie życiowe. Wcześnie straciła matkę, teraz babkę, z którą była mocno związana uczuciowo, nie dostaje wsparcie od ojca, który ciągnie ją w kierunku własnej pracy zawodowej i nie rozumie jej pasji do projektowania ubrań - sporo kotłuje się w jej głowie, Paulina czuje się pod silną presją, a dodatkowo dzieją się wokół niej dziwne rzeczy. Lęk i załamanie przeplatają się z determinacją, by zawalczyć o swoje. Niby dotąd nie postrzegano jej jako twardej, a w świecie mody raczej nie mam miejsca na sentymenty, jednak dziewczyna nie zamierza się poddać.
I tak życie jej oraz całej rodziny Morawskich, czyli ojca, wuja, ich żon, różne tajemnice i napięcia, zdominowały cały wątek kryminalny.

niedziela, 16 kwietnia 2023

Niebieska linia, czyli czy wszystko można wybaczyć

Ciekawie rozrysowane relacje rodzinne, spora dawka emocji, dobre kreacje aktorskie (Valeria Bruni Tedeschi oraz Stéphanie Blanchoud), do tego ciekawe tło (ach te Alpy w tle), a jednak coś mnie w tym filmie uwiera, nie do końca przekonuje. Może chodzi o to, że nie dowiadujemy się więcej o bohaterkach, o tym co działo się przed sytuacją konfliktową, która rozpoczyna film. Skupiamy się na małym, ciekawym fragmencie z ich życia, ale bez szerszego kontekstu mam wrażenie, że czuje się tu wiele sztuczności. Oto wybuchowa Margaret, młoda kobieta, która w przeszłości już niejednokrotnie dawała upust emocjom w agresywny sposób, w trakcie awantury nokautuje matkę, która przy upadku uszkadza sobie słuch. Nie chce już kolejnych tłumaczeń i przeprosin, zgłasza sprawę do sądu, który nakazuje trzymać się córce z daleka od domu rodzinnego. Gdy ta mimo wszystko próbuje dowiedzieć się przynajmniej jak czuje się matka, za każdym razem wywołuje kolejne spięcia. Wreszcie jej młodsza siostra dla jej dobra maluje niebieską farbą okrąg wokół domu, z granicą 100 metrów, których nie wolno jej przekraczać. Czy to będzie dla niej łatwe? Najmłodsza w rodzinie, najbardziej też religijna, próbuje robić wszystko, by powoli odbudować to co zostało zniszczone. 

sobota, 15 kwietnia 2023

Państwo Gucwińscy - Marek Górlikowski, czyli zwierzęta i ich ludzie

Jestem z tego pokolenia, które pamięta jeszcze czarno-białe telewizory, dwa programy TVP, no i skromną ofertę którą mogli zainteresować się młodzi widzowie. Co prawda wychowałem się na Zwierzyńcu i Piątku z Pankracym, ale program Państwa Gucwińskich też nieźle pamiętam. Dla mnie nigdy nie był jakąś wielką atrakcją - za dużo gadania, ale to nie są dla mnie anonimowe postacie. Dlatego z taką ciekawością sięgnąłem po biografię autorstwa Marka Górlikowskiego. I choć nie porwała mnie ona tak jak to czasem bywa z biografiami, na pewno trzeba przyznać, że autor dołożył ogromu starań, by pokazać jak najbardziej obiektywnie prawdę o małżeństwie, które przez ponad 40 lat rządziło wrocławskim zoo, a potem odchodziło z niego w niesławie i z rozgoryczeniem. Nie wiem ile wysiłku wymagało przekonanie do tak dużej otwartości samych bohaterów oraz czy mieli oni wgląd w ostateczną wersję, ale efekt jest bardzo ciekawy. Sporo tu informacji o głosach krytyków, przeciwników, którzy zarzucają to i owo, jest jakaś odpowiedź samych oskarżonych, to wszystko jednak jest bardzo dobrze wyważone, bez gloryfikowania, jednak również bez budowania bezpodstawnej sensacji.

piątek, 14 kwietnia 2023

Za chwilę wychodzę, czyli a może by tak

Ona, naukowiec, kobieta z pasją, odważna, bezkompromisowa, która prze do przodu, nie boi się konfrontacji. Jest dystyngowana, dobrze wychowana, stateczna. Wprawdzie zaprzątnięta wymagającą pracą naukową, ale dalej kobieca. Poznajemy ją, kiedy ma wkroczyć na podium, by odebrać nagrodę za wybitne osiągnięcia naukowe pozwalające lepiej zrozumieć procesy starzenia. Proces starzenia zaczyna i jej doskwierać. Ciało jeszcze usiłuje być powabne, jednak czasu nie zatrzymasz i ona o tym wie. Męża chyba już nie pociąga. Dobrze, że chociaż ten młody chłopak, który jest jej asystentem widzi w niej kobietę. Mówi, że kocha ją. Co jednak, gdy okaże się, że chce po jej plecach dojść się sławy. Przecież wszyscy w koło o tym szepczą. Pewnie się wyśmiewają z dużej różnicy wieku. Przejmować się tym czy nie? Ależ ona jest zmęczona! Osiągnęła wprawdzie sukces, ale okupiony on został obojętnością małżeńską, brakiem przyjaciół. Jak tak dobrze się przyjrzeć jej życiu, to sama nie wie czy jej życie było dobre czy złe. Spełniała się w pracy i było jej z tym dobrze. Teraz jest zmęczona, jakże chętnie pojechałaby na urlop. Najlepiej z tym młodym kochankiem… ależ ludzie mieliby gadanie. 

Z ręką na gardle, czyli wieczór z czarnymi aniołami

MaGa: Bałam się, że z tego spektaklu wyjdę niezadowolona. Wychowałam się na piosenkach Ewy Demarczyk, dla mnie to diament nie do podrobienia. Jej głos (porównywany do Juliette Greco czy Edith Piaf), jej wizerunek (zawsze na czarno – Czarny Anioł) i interpretacje utworów, które wykonywała - to wszystko składało się na osobowość sceniczną tak inną, tak niepowtarzalną. A tu ludzie młodzi, aktorzy…

Robert: Na szczęście nie chodzi tu o próbę zmierzenia się solowo z jej niepowtarzalnymi interpretacjami. To raczej opowieść osnuta na podstawie jej twórczości, pewnej wrażliwości (bo jednak dokonywała świadomego wyboru tekstów) i co ważne, zbudowana na pracy zespołu, zarówno na głosach, jak i przemyślanej choreografii. I tu duże ukłony należą się dla reżyserki i autorki scenariusza - Anna Sroka-Hryń zrobiła fenomenalną pracę. Jest w tym pomysł, jest serce, są emocje.

wtorek, 11 kwietnia 2023

Przyjaciele na śmierć i życie - Andrew Norris, czyli dlaczego czasem czujemy się samotni

W niezbyt długim czasie kolejna na Notatniku książka z serii "pozycji do zadań specjalnych", czyli takich, które nie tylko oferują jakąś ciekawą historię, ale stoi za nią również ważny temat, jakaś okazja do refleksji. Co ważne - zarówno dla młodych czytelników, jak i ich rodziców, bo przecież w życiu każdego nastolatka odgrywają oni wciąż znaczącą rolę. Mimo buntu, poczucia że nie rozumieją, zgrzytów i napięć, jeżeli nie nauczymy się rozmawiać, to potem będzie już tylko gorzej i dalej od siebie.
Czemu to takie ważne? Bo jako dorośli czasem jesteśmy tak zapatrzeni w swoje problemy, że nie dostrzegamy tego, że młodzi też mogą je przeżywać. My już pewnie nauczyliśmy się jak sobie z nimi radzić - mniej lub bardziej konstruktywnie - a oni? Kto ma im w tym pomóc? Choć może się wydawać, że na pierwszym planie w książce Andrew Norrissa są myśli samobójcze, to warto zwrócić uwagę na to, że zawsze jest coś wcześniej - przyczyna, jakiś okres zmagania się z decyzją, ból... I są jakieś mniej lub bardziej wyraźne sygnały, które człowiek wysyła do otoczenia. Gdybyśmy tylko potrafili je rozpoznawać, pomóc w chwilach kryzysu. Co ciekawe, autor wskazuje na to, że te przyczyny nie muszą być od razu wielkie - to może być brak akceptacji, jakieś odrzucenie, kłótnia, nieprzyjemne sytuacja, bycie wyśmianym, tyle że to co może wydawać się głupim, ale niewinnym "żartem" piętrzy się potem, coraz bardziej przytłacza, aż niechęć do wychodzenia z domu, spotykania kogokolwiek urasta do wielkich rozmiarów. A potem myśl: nic nie ma sensu, lepiej ze sobą skończyć, bo nikomu na mnie nie zależy, wydaje się coraz bardziej atrakcyjna...

Alaska, czyli więcej światła

Spektakl z tych, który każdy widz może odczytać po swojemu. Nie jest do końca jednoznaczny, choć problemy w nim zawarte są jak najbardziej współczesne. Dzieje się tu lub tam, a może na Alasce. Może dotyczy dnia dzisiejszego a może jednak dzieje się w niedalekiej przyszłości. Może to koszmar na jawie lub we śnie a może rzeczywista sytuacja. Jeśli winna jest długa noc polarna nad Alaską, śnieżyca odcinająca ten dziwny szpital od świata, to sytuacja woła o więcej światła, bo nie wszystko jest widoczne.

Mój mózg usiłuje zracjonalizować to co obejrzałam. Młody chłopak chce się dobrowolnie poddać eutanazji. Swoje młode życie spędzał gdzieś w cieniu życia rówieśników i to nie dawało mu żadnej satysfakcji, żadnej radości… po co więc je ciągnąć? Raz w życiu chce zadecydować sam o sobie, ale zarówno przyjaciel jak i rodzina nie chcą się z tym pogodzić. Przyjaciel błaga o zmianę stanowiska, rodzice wysyłają księdza egzorcystę. Wkrótce nie wiadomo będzie, kto z nich jest bardziej zagubiony.

poniedziałek, 10 kwietnia 2023

Drelich. Prosto w splot - Jakub Ćwiek, czyli musisz mieć wszystko pod kontrolą

Po kilkudniowej przerwie zawsze trudno wrócić do pisania, ale trzeba się zmobilizować. Zacznijmy więc od rzeczy lżejszych. Dodajmy jednak, że takich które też wciągają prawie od pierwszej strony i potem ciężko odłożyć, bo lecisz kolejne rozdziały, nie chcąc przerywać. Są takie książki i nie oszukujmy się - miło czasem sięgnąć po coś gatunkowego, trochę w stylu dawnych mistrzów sensacji. Utarło się zwykle powieści takie uważać za proste, dziś jednak nawet jeżeli od strony psychologicznej bohaterowie nie są bardzo skomplikowani, nie znaczy to przecież, że akcja będzie przewidywalna albo że nie będzie tu żadnych zaskoczeń. Długo tego typu literatura była skazana u nas na etykietę literatury pośledniej, niczym Harlequiny, ale oto w ciągu kilku lat zarówno Chmielarz jak i Ćwiek pokazali, że można to napisać na poziomie równie dobrym jak tak popularne kryminały i że czytelnicy naprawdę doceniają tego typu historie. Akcja, bójki, dobre tempo, napięcie, zagrożenie, wyraźny podział na dobrych i złych... Ileż frajdy można mieć z tego typu książek.
No dobra, ktoś powie, że one często przemycają tam jakiej usprawiedliwienie przemocy, łamania prawa, bo przecież bohaterowie rzadko kiedy są nieskazitelni moralnie. Powiedzmy jednak wyraźnie: oni też mają swoje zasady i starają się ich nie łamać, stają do walki z jeszcze większym złem niż oni sami, bo prawo okazało się bezradne, w obronie skrzywdzonych, słabszych. Jest to pewnego rodzaju konwencja i trzeba przymknąć na to oko... Zresztą nie oszukujmy się - dziś w kryminałach często nawet ci "dobrzy" mają w sobie mrok, jakąś skazę, bo czyni ich to ciekawszymi, a walka z samym sobą stanowi niezły motyw do rozwoju fabuły.
Piszę o Drelichu, bo na dniach pojawiła się kontynuacja, pierwsza pozycja wydana przez nowego na rynku wydawcę - PulpBooks zapowiada właśnie poruszanie się w takiej niszy, literatury dostarczającej rozrywki, emocji, ale niekoniecznie zmuszającej do rozkminiania przez godziny każdego rozdziału. Ma być prosto, z wykopem, jednak na dobrym poziomie, czyli nie będzie to chłam w stylu zabili go i uciekł. Nawet jak walki, pościgi i jakieś akcje, ma być realizm.

czwartek, 6 kwietnia 2023

Wybrany, czyli o poszukiwaniu nadziei słów kilka na Triduum

Jak co roku, Notatnik na czas Triduum Paschalnego zawiesza publikację nowych notek, dziś więc, u początku najważniejszych świąt dla chrześcijan, pierwszego dnia świętowania naszych starszych braci w wierze, pragnę złożyć Wam życzenia i zostawić Was z czymś ku refleksji (czyli jak zwykle notka z czymś religijnym lub duchowym). Nie ma to jak trzymać się dobrej tradycji, nawet jeżeli trwa ona tak króciutko jak na Notatniku (to raptem 13 rok).
Czego Wam życzyć. Nawiązując zarówno do Wielkiej Nocy, jak i do Pesach, niech słowami przewodnimi nie tylko na te dni będą: życie i przejście

Pielęgnujmy w sobie radość, umiłowanie do tego co dobre, piękne, mądre, a unikajmy niepokoju, goryczy, zwątpienia, porównywania się z innymi i złości.
Miejmy w sobie nadzieję, która pozwoli nam nieustannie wstawać, mimo tego, że chwilami gubimy już siły, sens i mamy dość. Przejście oznacza szansę, zmianę, ale przede wszystkim otwartość na to co jeszcze przed nami, zaufanie i właśnie nadzieję. Cud nowego życia, radość i szczęście czasem można odkryć zupełnie nieoczekiwanie, w prostych rzeczach, znakach, w drugim człowieku, w naturze, choć wcześniej oczekiwaliśmy nie wiadomo czego, jakiejś rewolucji, wygranej w totka, nowej miłości, pracy, domu, czy jeszcze czegoś innego. 

Życzę więc sobie i Wam, otwarcia na tą zmianę. 

Zachwytu,
wrażliwości,
umiejętności radowania się nawet z prostych rzeczy, zachowania pokoju w sercu mimo cierpienia, osamotnienia czy zmęczenia, pielęgnowania więzi.
Pokój i dobro drodzy przyjaciele Notatnika niech będą w Waszym życiu.

A teraz serial, o którym być może już słyszałeś.
Kurcze, obejrzało go ileś milionów ludzi, ogłoszono go fenomenem, bo przecież powstał za kasę zebraną oddolnie. "The Chosen" ewidentnie idzie trochę pod prąd światu, który raczej niechętnie patrzy na wszystko co związane z religią, najchętniej to obśmiewa, pokazuje krytycznie lub "demaskatorsko", co ma być podobno nie tylko wyrazem odwagi twórczej, ale i ma służyć niszczeniu temu co uznaje się dziś za ostoję konserwatyzmu, fundamentalizmu, patriarchatu i wszystkiego co może być odbierane jako wskazywanie norm. Granice, zasady, zakazy, hamulce, ograniczenia wolności mają zniknąć mówi świat. I oto pojawia się serial o życiu Jezusa i jego uczniów, który przemawia do ludzi bez drętwej mowy trawy, nadętych ogólników, dogmatów, ale poprzez historię konkretnych ludzi.

środa, 5 kwietnia 2023

Lucia - Bernard Minier, czyli twarda wojowniczka ma również inne oblicze

Przed świętami jeszcze jedna notka i polecenie dobrego kryminału. Bernard Minier jest już u nas znany i lubiany, ale ta książka może trochę zaskoczyć jego czytelników, bo to nie tylko zmiana bohatera, scenerii, ale i trochę klimatu. Mam wrażenie, że pierwszego tomowi nowej serii z porucznik Lucią Guerrero, bardzo blisko jest do Ciszy Białego Miasta, czy też trylogii Dolina Baztán. Przenosimy się więc do Hiszpanii, chodzimy po miejscach naznaczonych setkami lat historii, zanurzamy się w świat dzieł sztuki, ale i sekretów ukrywanych przez ich kolekcjonerów. Mroczne sprawy, które przerażają, budzą wściekłość, a przecież śledczy muszą panować nad swoimi emocjami, nie mogą dać się ponieść. Bohaterka tej powieści, choć uważana za świetną policjantkę, jednocześnie ma od dawna przypiętą łatkę wybuchowej, niepotrafiącej współpracować. Nic więc dziwnego, gdy po tajemniczym morderstwie jej kolegi z pracy i kochanka, rzuca się w wir śledztwa dość szybko okazuje się, że jej impulsywność nie pomaga, a może przynieść wiele kłopotów. Zostaje więc odsunięta od sprawy i pozostaje jej liczyć na jakiś cud, żeby nie przyznać się do bezradności. I taki cud się zdarza.

wtorek, 4 kwietnia 2023

Buried, czyli z jednej strony niefrasobliwość, z drugiej jednak cud

Drugi pokaz w ramach festiwalu filmów górskich tej wiosny (https://jwlft.pl/) i znowu rzecz trochę nietypowa - nie oglądamy bowiem wspinaczki, nie ma tu nawet aż tak wielu widowiskowych scen z gór, ale historia jest ciekawa i dokument sprawie opowiedziany. Amerykanie potrafią robić takie rzeczy (i tu chyba pozwolę sobie na mały spoiler) - sadzają świadków, ci snują wspomnienia, jakieś zdjęcia dokumentalne przeplatane są z wizją lokalną, budowane jest napięcie i nagle okazuje się, że coś przed nami ukrywano cały czas, bo np. sugestia że zginęli wszyscy, których poszukiwano okazała się nieprawdziwa. Cudowne uratowanie, gdy nikt już na to nie liczył to gratka i dla mediów i coś co uwielbiają dokumentaliści.
To jednak nie tylko opowieść o cudzie. Przede wszystkim to historia jednej z najbardziej tragicznych lawin w USA, ale i zarazem początek akcji ratunkowych prowadzonych trochę według nowych zasad (np. sugeruje się, że wcześniej raczej rzadko korzystano z psów). Opowieść o tych, których tragedia zmobilizowała do jeszcze większej pracy, by...

Czarownice z Salem, czyli to przecież niemożliwe, by ktoś w to uwierzył...

MaGa: Obezwładniający siłą rażenia spektakl autorstwa Arthura Millera to historia o niespełnionych marzeniach, ukrytych obawach, strachu, który obezwładnia, o władzy oraz sile tłamszonej latami kobiecości. A to wszystko pod skrzydłami fanatycznie pojmowanej religii i współdziałającej z nią władzy.

Robert: Zobacz, że wciąż można do tego tekstu wracać, odkrywać w nim nowe treści. Dla mnie na przykład nie jest istotne aż tak bardzo źródło opresji, czyli purytańskie zasady moralne i to czy pilnowanie ich przestrzegania jest ważniejsze niż życie według nich. To co okazało się ciekawe to mechanizmy dołączania się do tłumu kolejnych oskarżycieli, mimo kompletnego braku racjonalnych podstaw do jakiejś winy. Mnie interesuje bardziej psychologia tłumu; tłum bowiem potrafi być bezmyślny, bezlitosny i (jak się okazuje na koniec)  potrafi też zmienić kierunek postępowania o 180 stopni.

MaGa: Prawda jest taka, że w 1692r. w Prowincji Zatoki  Massachusetts na skutek posądzeń o czary życie straciło czternaście kobiet, pięciu mężczyzn i dwa psy. Miller w swojej sztuce nawiązał do tego wydarzenia pokazując mechanizmy jakie zaistniały, by z niewinnej zabawy dorastających dziewcząt,  poprzez zabobony, skrywane, wzajemne żale i niesłuszne posądzenia można było doprowadzić do niewyobrażalnej tragedii kilkunastu rodzin.

Turandot, czyli co potrafi miłość

Tę operę widziałam już kilkukrotnie, bo jest po prostu piękna. Od pierwszego do ostatniego taktu niezaprzeczalnie cudowna muzyka Pucciniego prowadzi nas przez opowieść o chińskiej księżniczce Turandot, która nie chciała wyjść za mąż. Historia rodzinna niosła w sobie traumę i zabiła w młodej dziewczynie wizję kochającego mężczyzny przy boku.

„Turandot” to ostatnia opera Giacomo Pucciniego. Nie zdołał jej ukończyć przed śmiercią. Na podstawie jego zapisków dokonał tego Franco Alfano, a Arturo Toscanini wykonał ostatni szlif. Rzadko zdarzają się opery, których muzyka otula ciepło słuchacza pięknymi dźwiękami przez cały czas jej trwania. I z niewyjaśnionych przyczyn dopiero to wystawienie „Turandot” odkryło przede mną całe piękno tej opery, a przecież dwa lata temu oglądałam „Turandot” z Met-Opery w Nowym Yorku. Może nadmiar scenografii odciągnął mnie od strony muzycznej? A scenografia w amerykańskim przedstawieniu była w iście cesarskim przepychu – do tej pory ją pamiętam, a muzyka i głosy śpiewaków nie uległy przecież zmianie. To przedstawienie, z Royal Opera Hause w Londynie, pięknie łączy ze sobą elementy teatru chińskiego i europejskiego. Są więc smoki i lampiony, maski na twarzach i gra światłocieni. Jednak nic nie przyćmiewa muzyki, wszystko ze sobą współgra, tworząc widowisko o śmierci, oddaniu, strachu, przemocy i miłości, która zniesie wiele, poświęci wiele i stopi lód serca.

Ta, która przeżyła - Lisa Jackson, czyli musisz sobie przypomnieć

Druga książka Lisy Jackson i powraca, odrobinę zmodyfikowany podobny motyw jak i w Paranoi (pisałem o niej tak).
Mamy więc wydarzenie sprzed lat, które jest ogromną traumą, o którym bohaterka próbuje zapomnieć, a ono nie tylko powraca po latach intensywne jak nigdy wcześniej, to jeszcze i staje się realnym zagrożeniem dla jej życia. Raz udało jej się przeżyć, uniknąć tragedii, ale czy drugi raz również się to uda? Wtedy była małym dzieckiem, teraz dorosłą kobietą, wciąż jednak nie wyjaśniono do końca tego co wydarzyło się w jej domu rodzinnym, nie wiadomo więc czy sprawca nie może powrócić. Komu można zaufać, skoro straciła wszystkich bliskich, a dalsi krewni raczej nie są dla niej wsparciem, myśląc jedynie o tym, by jak najdłużej korzystać z jej majątku.
Tamta noc, gdy zamordowano jej rodziców i prawie całe rodzeństwo, zmieniła wszystko. I oto po dwudziestu latach z więzienia zostaje zwolniony jej przyrodni brat, wcześniej skazany za tą zbrodnię. Czy rzeczywiście jest niewinny, czy jedynie ze względów proceduralnych musiano go wypuścić, mimo że to właśnie on dokonał tego mordu? Kara McIntyre na własną rękę próbuje zbierać jakieś wyjaśnienia, ale zamiast tego napotyka na swojej ścieżce jedynie kolejne trupy.

poniedziałek, 3 kwietnia 2023

Last of us, czyli pozostać człowiekiem, gdy ludzkość ginie

Nadrabiam zaległości filmowe, a że rezygnuję z niektórych opcji, bo i tak czasu na oglądanie niewiele, to pewnie filmów będzie na blogu niestety trochę mniej. Nigdy nie zwracałem uwagi na to, żeby być koniecznie "na bieżąco", więc pewnie i tak nikt nie traktuje Notatnika jako jedynego źródła inspiracji, wielkich strat więc nie będzie. Jak zatęsknię do Canal+ to może kiedyś wrócę, a na razie chyba bardziej będzie mi brakować w ofercie TVN24. Siła przyzwyczajenia. 

Ale przecież tematem dziś miało być coś innego. O Last of us napisano już jednak tyle, że moja notka nie będzie pewnie dla nikogo specjalną nowością. Napiszę więc krótko i głównie o swoich emocjach.
Co prawda wszyscy zdaje się wcześniej mieli kontakt z grą, więc traktują serial trochę inaczej niż ja, wyrasta on od razu na coś kultowego, co konfrontowane jest z produktem bardzo popularnym, na szczęście jednak z tego porównania wychodzi z tarczą. A po drugie, nieznajomość gry wcale nie przeszkadza w oglądaniu całości. Jest we mnie oczywiście ciekawość na ile w grze były rozwinięte właśnie te elementy co na ekranie telewizora, na razie jednak po prostu pozwólcie wyrazić zdziwienie i nawet zachwyt. Oto serial postapokaliptyczny, fantastyczny, w którym to wcale nie akcja, walka z zagrożeniem, czy nawet samo tło, są najbardziej istotne. Co w takim razie jest na pierwszym planie?

niedziela, 2 kwietnia 2023

Poradnik prawdziwej damy. Dobre maniery a morderstwo - Dianne Freeman, czyli być niezależną, choćby wbrew wszystkim

Dla szukających jakiejś odmiany w kryminałach, dla lubiących retro, na horyzoncie pojawił się ciekawy, nowy cykl, osadzony w czasach wiktoriańskich. Poradnik prawdziwej damy daje możliwość dotknięcia tamtej epoki w różnych jej wymiarach, jak np. stroje, życie wyższych sfer, reguły postępowania, ale i trochę, poprzez bohaterkę cyklu, burzy ten porządek, pokazuje sztywne ramy, z których kobiety próbowały się wyrwać.
Hrabina Frances Wynn jest bowiem młodą wdową, która postanowiła nie podporządkowywać się rodzinie zmarłego męża i wepchnąć w rolę kobiety, która ma być już wiecznie uzależniona od innych. Na szczęście jej amerykańska i bogata rodzina, choć wepchnęła ją w małżeństwo z człowiekiem z angielskiej arystokracji (ach ten prestiż), ale wyczuwając że tamten nie śmierdzi groszem, zadbała by konto Frances pozostawało wyłącznie od jej dyspozycji. Zamiast łożyć w nieskończoność w siedzibę rodziny byłego męża i ich zachcianki, ona woli przeprowadzić się do Londynu i tu kupić dla siebie niewielki dom. Chce być niezależna, nawet jeżeli nie każdemu się to podoba. Będzie musiała zmierzyć się z plotkami i niestety również jawnymi oskarżeniami, bo oto szwagier doprowadził do zablokowania jej konta sugerując iż to ona zamordowała męża. 

Hańba! czyli jacy Państwo do cholery

Takie koncerty długo się wspomina i to zarówno ze względu na muzykę, jak i atmosferę. Klub Gemba zdaje się planował wszystko w warunkach plenerowych, w podwórku kamienicy Domu Braci Jabłkowskich, gdzie zresztą sami działają, ale pogoda średnia i wszystko zostało przeniesione do środka. I oto kapela, która od początku stylizuje się na buntowników, ma w sobie ducha zarówno punkowskiej rebelii, jak i przaśnej kapeli podwórkowej, prostych chłopaków z przekazem w obronie zwyczajnego człowieka, staje na schodach domu handlowego, przed pięknymi witrażami niczym największe gwiazdy :) Speszeni chyba nie byli bo przez 10 lat grania pewnie bywali już w różnych salach, ale chyba to miejsce początkowo wpływało na atmosferę. I publiczność mało się ruszała (do czasu!) i oni nagle ni z tego, ni owego zaczęli mówić do nas per "drodzy państwo". Było więc trochę śmiechu, okrzyków "jakie Państwo?", a z każdym utworem już robiło się coraz swobodniej i zabawa była przednia. Może to zaskakujące, że do tekstów Tuwima, Brzechwy, Broniewskiego i autorskich, ale mocno osadzonych w historii przedwojennej, tekstów atakujących bogaczy, hipokryzję, władzę, można tańczyć i skakać, ale to właśnie specyfika tej kapeli. Hańba bowiem łączy w sobie ciekawy, pełen buntu i krytycyzmu przekaz, z muzyką w której jest taka dawka energii, że nie da się ustać w miejscu. 

sobota, 1 kwietnia 2023

Irena, czyli poturbowana przez historię albo musical dla ministra Czarnka

MaGa: Mieliśmy okazję zobaczyć „Irena” - dramat muzyczny, spektakl Teatru Muzycznego z Poznania, grany gościnnie w Teatrze Polskim w Warszawie. Opowiada on o niepozornej, drobnej kobiecie, która miała odwagę. Odwagę, która przemogła strach przed śmiercią z rąk okupanta. Opowiada o kobiecie pełnej empatii, którą odziedziczyła po ojcu i którą zaraziła innych. Kobiecie, która poświęciła wiele i ocaliła wiele.

Robert: Postać Ireny Sendler, odznaczonej za ratowanie dzieci żydowskich tytułem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata na pewno zasługuje na pamięć. Zastanawiam się jedynie czy taka trochę uproszczona, musicalowa wersja jest dobrym pomysłem na taką lekcję historii. Zwłaszcza, że niestety może być wykorzystywana w sposób polityczny; czy podkreślanie faktu, że część Polaków ratowała Żydów, nie będzie próbą odwrócenia uwagi od rozmawiania o tym, że w naszym narodzie nie brakowało też takich, którzy byli obojętni wobec zagłady albo nawet przykładali rękę do wydawania ich Niemcom, do okradania, do mordowania. Zawsze dęcie w trąby patriotyczne trochę mnie mierzi, a w tym przypadku należy chyba jednak unikać takich tonów. Nie umniejszam heroizmu tych, którzy ryzykowali swoim życiem, ale chyba obawiałbym się, że w tak krótkiej i bardzo specyficznej formie, ledwie dotykamy rzeczy najważniejszych, prześlizgując się pomiędzy jakimiś ogólnikami. Te piosenki - nadzieja, poświęcenie, wołanie do Boga: dlaczego? Ja wiem, że Amerykanie potrafią zrobić musical na każdy temat, ale to chyba nie jest estetyka, która mi do końca pasuje do takich treści.