Różnych filmów i innych rzeczy do opisania nazbierało się tyle, że brakuje już czasu by to wszystko ogarnąć - spokojnie by starczyło i na dwie notki dziennie, ale kto to by czytał? A na dziś - niby w tv Forrest Gump, którego bardzo lubię, ale ja o innej historii - niby nic szczególnego, ot komedia jakich wiele z pewną nutką optymizmu i łezką wzruszenia. Anglicy wyspecjalizowali sie w tego typu produkcjach wykorzystujących często prawdziwe historie. A ta ma w sobie jeszcze oprócz humoru parę "mądrości zyciowych" na temat przyjaźni i tego co w życiu najważniejsze. Za czas jakiś pewnie sam film uleci z głowy choć sama historia ze względu na swą wyjątkowość pewnie jeszcze czas jakiś pozostanie w głowie i będzie budziła uśmiech na twarzy.
Z czym Wam się kojarzą Koła Gospodyń Wiejskich? Oto własnie w podobnym środowisku dzieje się cała historia. Małe miasteczko i grupka kobiet, która (z przyzwyczajenia, z nudów, dla innych kobiet) pojawia się regularnie na spotkaniach w trakcie, których zwykle słuchają nudnych wykładów. Kobiety zajmują się też akcjami dobroczynnymi np. sprzedażą wydawanego kalendarza. Gdy jednej z nich umiera na białaczkę mąż w głowie jednej z nich pojawia się troche szalony pomysł - wydać kalendarz z któego środki pójdą na wsparcie szpitala dla chorych na raka. Ale kalendarza, który wzbudzi zaintesowanie. A co się sprzedaje lepiej niż golizna? Panie więc postanawiają przełamać swoje opory i zapozować do zdjęć. Tyle, że są w wieku raczej balzakowskim :) Pewnie jeżeli słyszeliście o filmie to i znacie całą historię i nie muszę pisać czy się udało i co z tego wynikło.
A więc króciutko - kilka sympatycznych rzeczy w tym przeciętnym filmie. Po pierwsze pokazanie w fajny sposób więzi pomiędzy umierającym mężem i Annie. Ich rozmowy, wsparcie jakiego sobie wzajemnie udzielają, filozofia życiowa, cierpienie ale i siła jaką Annie czerpie z pamięci o mężu są może i proste, ale i poruszają, dają nadzieję. Po drugie: motyw zapętlenia się w sukces i medialny rozgłos, oj naprawdę można w tym świecie się pogubić - zostać wyżętym i wyplutym (bo sława szybko mija). To co najważniejsze to przyjaźń i dbanie o to by nie zostać samemu... Prozaiczne? Ano tak. Ale gdy oglada się te kobietki z tym ich optymizmem i parciem do przodu, odkrywaniem siebie na nowo, to nawet oczywistości nam nie przeszkadzają. Zdjęcia broń Boże nie są żadną pornografią, tchną pieknem, które płynie również z ich uśmiechu, zapału, energii, którą nagle odkrywają na nowo. Czego brakuje ludziom by nie osiadać w marazmie i by żyć pełnią życia? Odwagi? Chęci wyjścia poza stereotypy i obawy co pomyślą inni? Akceptacji siebie?
Kobieta jest jak kwiat - na każdym etapie piękna. A etap ostatni podobno jest najlepszy :) Może zmodyfikowałem ten cytat, ale mam nadzieję sens zachowany.
Mieszanka humoru i wzruszenia nie tylko dla kobiet. A na ekranie m.in. Helen Mirren, Julie Walters. Teatr Komedia w Warszawie wystawia to na swoich deskach, ale nie wiem czy to wychodzi równie lekko jak na małym ekranie.
Ciepły film, dziewczyny w wieku mocno post-balzakowskim. Masz rację, Anglicy chyba lubią takie klimaty, od razu przychodzi do głowy Irina Palm z Marianne Faithfull i Mikim Manojloviciem.(m)
OdpowiedzUsuńOstatnio po raz drugi obejrzałam sobie ten filmik, leciał w tv. I tak sobie myślałam, że pewnie o nim napiszesz:) To jest tak przyjemne kinko, że nic tylko oglądać:)
OdpowiedzUsuńtak łatwo mnie przewidzieć po co sięgnę :)?
OdpowiedzUsuńa panie rzeczywiście w wieku 40-60 wiec troche je odmlodziłem ale to tak z delikatności :)
hihi. No nie żeby aż tak:))
OdpowiedzUsuńKiedy po raz pierwszy oglądałam film, zapragnęłam mieć taki kalendarz. Potem mi przeszło, teraz ważniejszy jest dla mnie ten ładunek optymizmu, który z sobą niesie. Dodajmy - niesie, a nie wciska na siłę!
OdpowiedzUsuńOglądam, kiedy tylko mam okazję.